Sen 1
Moja teściowa leżała chora, opiekowała się nią jej siostra, której mąż zmarł rok wcześniej.
W tym czasie przyśniło mi się pewnej nocy, że stoję nad morzem i patrzę na nieskończoną, wzburzoną taflę wody. Wtem mój wzrok spoczął na horyzoncie, gdzie dostrzegłem statek. Zbliżał się on coraz bardziej, a na jego pokładzie, na samym dziobie, zauważyłem białą postać.
Statek przybił do brzegu, postać zeszła na ląd i podeszła do mnie. Wówczas rozpoznałem w niej zmarłego szwagra mojej teściowej. Był owinięty w długi, biały płaszcz i miał na piersi czerwony krzyż maltański.
Zaczął mi opowiadać, że wraca z dalekiej podróży do cudownej krainy, gdzie się teraz znajduje. Dowiedział się tam o chorobie swojej szwagierki i jego celem jest zabranie jej do tego pięknego miejsca, w którym – jak zapewnił – na pewno odzyska zdrowie i uwolni się od wszelkich cierpień.
Taki był mój sen.
Wkrótce potem moja teściowa rzeczywiście odeszła do lepszego świata. Jej siostra natomiast zajęła jej miejsce na ziemi i rok po śmierci mojej teściowej wyszła za mąż za mojego teścia.
Sen 2
Otrzymaliśmy wiadomość, że duchowny S., bardzo szanowany przyjaciel naszej rodziny, przeszedł ciężką chorobę, ale że z ufnością oczekiwano jego całkowitego wyzdrowienia. Jego choroba od dłuższego czasu nas niepokoiła, dlatego ta informacja sprawiła mi wielką radość.
Jednak tej samej nocy miałem następujący sen:
Udałem się do kościoła, w którym S. zwykle głosił kazania. Zastałem go bogato udekorowanego wieńcami, a w środku panował taki tłok elegancko ubranych ludzi, że nie mogłem dostać się na swoje zwykłe miejsce. Gdy zapytałem, co się dzieje, ktoś odpowiedział, że S. po raz pierwszy od choroby znów będzie głosił kazanie i dlatego chciano go tak uroczyście przyjąć.
Przeciskałem się z trudem do przodu i w końcu znalazłem się naprzeciw ołtarza. Był on całkowicie pokryty kwiatami, a szczególnie zwróciłem uwagę na dwie wspaniałe wazy wypełnione czerwonymi georginiami. Przed ołtarzem ustawiono ozdobne krzesło tronowe dla S.
Nagle zabrzmiał chorał i tłum naparł na mnie jeszcze mocniej – niemal zostałem uniesiony przez napierającą masę ludzi.
Wtedy S. wyszedł z zakrystii – był blady jak śmierć. Powoli podszedł do ołtarza, ale w chwili, gdy miał usiąść na przygotowanym dla niego honorowym miejscu, otoczyły go liczne błękitne zjawy, które zasłoniły go przed oczyma wszystkich obecnych.
Pośród tych eterycznych postaci rozpoznałem kilka zmarłych osób, a w szczególności pewną młodą kobietę, którą S. konfirmował na jej łożu śmierci.
Te zjawy zstąpiły z góry i roztaczały wokół siebie tak przenikliwe zimno, że wszyscy przerażeni odsunęli się w tył. Nigdy w życiu nie czułem tak lodowatego chłodu śmierci – obudziłem się wstrząśnięty i przerażony.
Wkrótce po tym śnie rzeczywiście wydarzyło się coś niezwykłego. S. ponownie zapadł na zdrowiu, ale zanim odszedł, dostąpił jeszcze zaszczytu wyniesienia do godności prałata.
Dwa dni przed jego śmiercią delegacja wręczyła mu złoty krzyż prałacki wraz z łańcuchem.
Sen 3
Pewnego razu przyśniło mi się, że przed dom podjechał piękny powóz podróżny. Wysiadła z niego urocza, pełna życia i bardzo elegancko ubrana dama. Weszła do mojego pokoju, a ja rozpoznałem w niej dawno zmarłą, dystyngowaną przyjaciółkę mojej matki.
Nagle pojawiła się także moja matka – ku mojemu wielkiemu zdumieniu wyglądała młodo i była równie pięknie ubrana jak przybyła dama. Długo cieszyłem się radością ich spotkania i wzruszeniem, jakie wywołało ponowne zobaczenie się tych dwóch kobiet.
Kiedy się obudziłem, ten sen pozostał niezwykle wyrazisty i jasny w mojej pamięci, ale równocześnie ogarnęło mnie przeczucie, że oznacza on coś złego dla mojej drogiej matki.
I rzeczywiście tak się stało – niedługo potem moja matka zapadła na ciężką chorobę, z której już się nie wyleczyła.
Sen 4
Jak bardzo sny związane z wodą bywają prorocze dla niektórych osób – zwłaszcza dla autora tych słów (o czym wspominał już we wcześniejszym wydaniu tego czasopisma) – miał się on niedawno przekonać ku swojemu wielkiemu zmartwieniu.
Nie tak dawno śniło mu się bowiem, że wraz z pewną damą wpadł do głębokiej wody i oboje w niej pływali.
Następnego dnia napisał do niej list, wspominając, że ten sen bardzo go niepokoi, ponieważ jego zdaniem zwiastuje on jedynie zmartwienie lub nieszczęście związane z nią.
W tamtym momencie nic jednak nie wskazywało na jakiekolwiek nadchodzące problemy – nie było najmniejszego powodu do obaw. Jednak zaledwie kilka dni później, niczym piorun z jasnego nieba, wydarzyło się wielkie nieszczęście, którego przyczyną była właśnie ta dama. Nie tylko jego, który miał ten sen, dotknęła tragedia – ona sama również została w nią uwikłana.
Tak więc znaczenie tamtego snu spełniło się w najgorszy możliwy sposób.
Sen 5
Pewna osoba powiedziała mi, że ilekroć spotyka ją jakieś nieszczęście, choroba lub śmierć kogoś bliskiego, kilka nocy wcześniej zawsze śni jej się czarny ptak – przypominający kruka.
Jest to dla niej nieomylny znak, że wkrótce wydarzy się coś smutnego.
Takie prorocze sny zdarzają się częściej nad ranem niż o północy, a czasami nawet podczas drzemki w ciągu dnia.
Sen 6
Pani N. z Heilbronn w nocy 1 marca poczuła się źle i całą noc spędziła we śnie, w którym nieustannie widziała przed oczami wielką siódemkę (cyfrę siedem). Nie mogła się jej pozbyć – nawet rano, gdy była już całkowicie przebudzona i miała jasny umysł.
Powtarzała ciągle:
„Bez przerwy widzę przed oczami wielką siódemkę. Niezależnie od tego, czy zamknę oczy, czy otworzę, czy myślę o czymś innym – ona tam jest i napawa mnie lękiem.”
Jej stan zdrowia się pogarszał, a tajemnicza liczba nie znikała z jej pola widzenia.
Rano 7 marca, dokładnie o godzinie 7:00, zmarła.
Sen 7
Pan M., poczmistrz z W., opowiada następujący proroczy sen:
„Moja matka przez wiele lat cierpiała na wodną puchlinę i była z tego powodu 101 razy upuszczana. Mimo to aż do ostatnich chwil pozostawała w dobrym nastroju. Przebywałem wówczas w Karlsruhe i nikt nie pisał mi o jej nadchodzącej śmierci, ponieważ nikt się jej nie spodziewał – wszyscy wierzyli, że kolejne upuszczenie wody poprawi jej stan zdrowia.
Pewnej nocy przyśniło mi się, że patrzę z okna mojego pokoju na ulicę w Karlsruhe. Widziałem, jak przejeżdżał nią karawan pogrzebowy. Nie był to jednak typowy karawan używany w Karlsruhe, lecz taki, jakiego używano w moim rodzinnym mieście Hall. Wydało mi się to dziwne. Co więcej, za karawanem podążała strażacka sikawka.
Zanim zdążyłem napisać o tym śnie do domu, otrzymałem wiadomość o śmierci i pogrzebie mojej matki w Hall.
Ta strażacka sikawka, którą zobaczyłem we śnie, wydawała mi się symbolem wody, która tak często była upuszczana z ciała mojej matki – osoby, której śmierć właśnie się dokonała. Wydawało mi się więc, że ten specyficzny karawan we śnie miał wskazywać, że to właśnie ona była zmarłą.”
Sen 8
W domu wdów w W. mieszkała niezamężna córka dawno zmarłego proboszcza P. Opiekowała się nią młoda siostrzenica, która – po śmierci swojej matki – znalazła u starej ciotki schronienie i miała odziedziczyć po niej większość majątku.
Jednym z głównych obowiązków siostrzenicy było wysłuchiwanie z należną uwagą snów, które dobra ciotka zwykła opowiadać, podczas gdy czesała się przed lustrem każdego ranka.
Obowiązek ten nie sprawiał jednak siostrzenicy większej trudności, gdyż dzięki temu miała okazję dzielić się również własnymi snami.
W salonie starej damy panował idealny porządek – wręcz niemożliwe byłoby znalezienie igły w innym miejscu niż na małej, sercowatej poduszce, która od ponad trzydziestu lat wisiała na tym samym gwoździu.
Nic więc dziwnego, że kilka dni przed swoją chorobą ciotka zachowywała się wyjątkowo niespokojnie. Pewnego ranka, siedząc przed toaletką, nie wypowiedziała ani słowa, tylko raz po raz kręciła głową w zamyśleniu – jak ktoś, kto otrzymał wiadomość, ale nie wie, co z nią zrobić.
Siostrzenica od razu zauważyła, że tej nocy ciotka musiała mieć szczególnie niezwykły sen. Chcąc się o nim szybko dowiedzieć, zapytała, czy aby na pewno ciotka czuje się dobrze.
„Ach, nie, nie chodzi o to” – odpowiedziała ciotka – „ale tuż przed obudzeniem przyśniło mi się, że mój pokój jest pełen piszczałek organowych. Ta nieład i bałagan tak bardzo mnie zaniepokoiły!”
„Och, ciociu, proszę się tym nie przejmować, to tylko sen!” – odrzekła siostrzenica, chcąc ją uspokoić. „Przecież wczoraj wieczorem przechodził organista, który zawsze jest taki uprzejmy. To z pewnością dlatego ci się to przyśniło!”
Mimo to ciotka przez cały ranek pozostawała zamyślona i co chwila powtarzała: „Nie wiem, nie wiem…”.
Tydzień później, ku zaskoczeniu wszystkich, nagle zapadła na chorobę przypominającą cholerę i zmarła po kilku dniach.
Opowiadający tę historię szczerze przyznaje, że dobrze się stało, iż tak pedantyczna osoba nie musiała patrzeć na chaos, jaki nastąpił po jej śmierci. Urzędnicy sądowi zajmujący się inwentaryzacją, wykrzykujący licytatorzy i kupujący nie ustawali w swojej pracy, aż nie pozostało już absolutnie nic do zinwentaryzowania, ogłoszenia ani sprzedania.
Kilka tygodni po śmierci ciotki rada fundacyjna w W. zdecydowała o całkowitym remoncie organów w głównym kościele. Stare piszczałki miały zostać przewiezione do pustego magazynu klasztornego.
Podczas demontażu okazało się jednak, że transport byłby zbyt skomplikowany. Wówczas jeden z członków zarządu zaproponował przechowanie ich w pustym pokoju wdowiego domu, w którym wcześniej mieszkała zmarła ciotka.
Propozycja została przyjęta i w ciągu kilku dni jej dawny pokój został całkowicie wypełniony piszczałkami – dokładnie tak, jak przewidziała we śnie.
O tym proroczym śnie wiedziała jednak tylko siostrzenica, która opuściła dom jeszcze przed aukcją. Gdy pewnego dnia wróciła, by zabrać kilka rzeczy, o niczym nie wiedząc, zajrzała do pokoju i w wielkim zdumieniu zawołała:
„Och, piszczałki! Och, sen mojej świętej pamięci ciotki!”
Jej wykrzyknienie usłyszał organista, który akurat pracował w pokoju. Zaciekawiony zwrócił na nią uwagę, dając jej okazję do podzielenia się niezwykłą historią.
To właśnie od niego opowiadający usłyszał o tym śnie i jego spełnieniu.
(Tekst zaczerpnięty z opowieści Carla Stübera.)
Sen 9
W młodości miałem nauczyciela, który cieszył się wśród mnie i moich szkolnych kolegów wielkim szacunkiem pod każdym względem. Mimo wszystkich swoich zalet miał jednak pewną osobliwość, która niejednokrotnie wywoływała u nas życzliwy uśmiech.
Mianowicie, zawsze unikał dotykania jakiegokolwiek przedmiotu, który został wcześniej dotknięty przez inną osobę, lub korzystania z rzeczy, które były przez kogoś używane. Dotyczyło to zwłaszcza szklanek, noży, widelców, fajek do tytoniu i tym podobnych przedmiotów – posuwał się w tym do tego stopnia, że czasami naśladowaliśmy go dla żartu, czyniąc jego przesadną ostrożność przedmiotem wesołej rozmowy.
Później, gdy wybierałem się w podróż i żegnałem się z nim przed wyjazdem, nie mógł się powstrzymać od udzielania mi różnorodnych przestróg dotyczących higieny. Błagał mnie, abym każdą szklankę, z której będę pił, każde łóżko, w którym zamierzam spać, dokładnie sprawdzał. Szczególnie nalegał, bym upewniał się, że nie ma na nich zielonej pleśni, i dodawał wiele podobnych ostrzeżeń.
Doskonale rozumiałem, że kieruje nim troska i dobra intencja, dlatego postanowiłem przestrzegać jego rad w zakresie, w jakim nie przeszkadzałyby mi w czerpaniu radości z życia. Mimo to nie mogłem powstrzymać się od żartobliwego komentarza:
„Ten człowiek oszaleje przez swoją obsesję na punkcie strachu przed chorobami!”
Była to jednak lekko rzucona uwaga, której nie przypisałem żadnego głębszego znaczenia.
Nie widziałem go przez długi czas i nic o nim nie słyszałem. Przebywałem w zupełnie innym miejscu i prawie o nim nie myślałem – aż pewnej nocy miałem żywy sen.
Śniło mi się, że stoi przy moim łóżku, całkowicie obłąkany, wołając do mnie przerażającym głosem:
„Wskaż mi drogę, proszę cię! Tylko ty możesz mnie uratować! Zostałem otruty!”
Z przerażeniem obudziłem się i przez dłuższy czas miałem w oczach tę upiorną wizję. Dopiero w pełni przytomny odetchnąłem z ulgą, uświadamiając sobie, że to był tylko sen.
Był to początek lipca. Nie mogłem zapomnieć tego snu, ale nikomu o nim nie powiedziałem.
W końcu, we wrześniu, otrzymałem list, w którym znalazły się następujące słowa:
„Z pewnością już wiesz, że twój dawny nauczyciel N. N. na początku lipca musiał zostać umieszczony w zakładzie psychiatrycznym.”
Później dowiedziałem się, że jego obłęd został wywołany właśnie przez obsesyjną myśl, iż został otruty.
Nie potrafię psychologicznie wyjaśnić tego snu. Mimo że w kwestii snów i ich rzekomych nadprzyrodzonych powiązań nadal skłaniam się ku sceptycyzmowi, nie mam wątpliwości, że zbyt uporczywe odrzucanie takich zjawisk może być równie szkodliwe dla prawdy, jak najbardziej naiwny zabobon.
Sen 10
Córka radnego miejskiego S. z Ingelsingen była zaręczona z rzemieślnikiem, który jednak ją porzucił i poślubił inną kobietę. Nie był jednak szczęśliwy w tym małżeństwie i wkrótce zachorował.
Pewnej nocy porzuconej narzeczonej przyśniło się, że jej dawny ukochany napisał do niej list, w którym prosił, by nie smuciła się więcej z powodu jego niewierności.
We śnie czytała ten list, a następnie usłyszała trzykrotnie wywołanie swojego imienia:
„Rosine!”
Obudziła się z tego snu i zapytała swoje rodzeństwo, czy ktoś ją wołał, lecz wszyscy zaprzeczyli.
Tego samego wieczoru, w którym miała ten sen i usłyszała swoje imię, jej dawny narzeczony zmarł.
Świadkowie, którzy byli przy jego łożu śmierci, potwierdzili później, że tuż przed odejściem trzykrotnie zawołał imię Rosine.
źródło: