Pojawienie się ducha

W numerze Revue Spirite z czerwca 1871 roku znajdujemy anegdotę dotyczącą zjawiska pojawienia się ducha, przedstawianą jako fakt spirytystyczny, mający dowodzić możliwości komunikacji pomiędzy zmarłymi a żywymi.
Gdyby spirytyzm miał przedstawiać jedynie takie fakty, z pewnością nie miałby tylu zwolenników – przynajmniej mamy taką nadzieję dla dobra zdrowego rozsądku.

Fakt ten został zaczerpnięty z Pamiętników damy dworu dotyczących Ludwika XVIII, jego dworu i jego panowania, autorstwa hrabiny de Cayla, faworyty tego władcy, którego największą przyjemnością było kłaść szczyptę tabaki na szyi hrabiny – którą miała wyjątkowo piękną – i ją wąchać.
Wydaje się, że sprawiało mu to wielką przyjemność i było wyrazem bardzo „królewskiego” gustu.

Oto jak historia ta jest opowiedziana w Revue Spirite:


„Następnego ranka – mówi hrabina – nie odzyskałam jeszcze mojej naturalnej wesołości, kiedy odwiedził mnie przyjaciel z prowincji, pułkownik Lecrosnier, dowódca żandarmerii w Lyonie.
Zauważył moją melancholię i, dowiedziawszy się o jej przyczynie, rzekł:

– Jeśli myśl o śmierci tak panią przeraża, to co by było, gdyby, jak ja, zobaczyła pani śmierć osobiście?

– Jak to, pułkowniku, widział pan śmierć?

– Tak, lub przynajmniej jednego z mieszkańców jej królestwa: widmo, ducha, cień – jak pani woli to nazwać.

– Wie pan, że to wcale nie jest zabawne!

– Przysięgam pani, że nie żartuję.

– A więc widział pan zjawy?

– Tak jest, jak pani mówi.

– Przeraża mnie pan i jednocześnie wzbudza moją ciekawość.

– Jestem gotów ją zaspokoić – odpowiedział pułkownik.

– Na szczęście jest dzień, a duchy nie zwykły wracać o tej porze. Proszę opowiedzieć swoją historię.

– W 1792 roku – powiedział pułkownik – znajdowałem się w obozie w Verberie.
Warunki były bardzo złe. Na szczęście odkryłem w pobliżu opuszczony młyn.
Osiedliłem się tam razem z moim służącym i kapitanem mojego regimentu, nazwiskiem Robert.
Wszyscy trzej spaliśmy na pierwszym piętrze młyna.

Moi towarzysze już spali, kiedy sam miałem się położyć, usłyszałem głuchy hałas, jakby ktoś z wysiłkiem podnosił klapę.
Rzeczywiście, w podłodze znajdowała się klapa, służąca do zsypywania worków z mąką.
Spojrzałem i wydało mi się, że w ciemności widzę coś białego, co powoli się wynurza i zatrzymuje przed moim łóżkiem.

Pomyślałem, że któryś z moich towarzyszy chce mnie przestraszyć.
Odezwałem się – cisza. Odezwałem się ponownie – cisza.
Zniecierpliwiony zagroziłem, że rzucę się na „zjawę”, jeśli nie odpowie.
Chwyciłem więc za szablę i rzuciłem się naprzód – ale wszystko zniknęło, a ja zderzyłem się gwałtownie z przeciwległą ścianą.

Robert, obudzony hałasem, zapytał o przyczynę tego zamieszania.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo biała postać pojawiła się ponownie.
Znów ją zapytałem i tym razem mi odpowiedziała.

– Ona odpowiedziała?! – zawołałam przerażona. – Jak brzmiał jej głos?

– Głos był łagodny i lekko przytłumiony. Oto, co mi powiedział:

‘Słyszałeś o mnie. Nazywam się François. Byłem piekarzem w Paryżu.
Zostałem zamordowany przez lud podczas jednej z pierwszych rewolt rewolucji w 1788 roku.
Ten młyn należał do mnie.
Obecnie jego własność jest przedmiotem sporu między moją siostrą a innymi, ale brakuje jej dokumentów potwierdzających prawo własności.
Powiedz jej, że dokumenty są u notariusza w Verberie.
Powiedz jej także, że niesłusznie faworyzuje swego pierworodnego syna kosztem drugiego; jeśli będzie go nadal zaniedbywać, spotka ją nieszczęście.’

Po tych słowach zjawa zniknęła.
Mój towarzysz usłyszał te słowa równie wyraźnie jak ja.

Następnego ranka staliśmy przy wejściu do młyna w towarzystwie kilku kolegów, którym opowiadaliśmy naszą przygodę.
Wtem podjechał mały wózek, z którego wysiadła kobieta.
Na nasz widok krzyknęła i zemdlała u naszych stóp.”

Kiedy kobieta odzyskała przytomność, powiedziała mi, że minionej nocy ukazałem jej się we śnie, ubrany dokładnie tak, jak w chwili obecnej, i zachęciłem ją, by przyszła mnie odnaleźć w młynie, obiecując, że wskażę jej miejsce, gdzie znajdzie brakujące dokumenty.
Opowiedziałem jej o rozmowie z jej bratem; przyznała, że była niesprawiedliwa wobec swojego drugiego syna, i postanowiła odtąd traktować go lepiej.
Poszliśmy razem do notariusza w Verberie i znaleźliśmy w jego kancelarii akta własności młyna.

– I naprawdę widział pan to wszystko, o czym pan mówi? – zapytałam pułkownika.

– Przysięgam pani – odpowiedział – sprawa jest nadprzyrodzona, niewiarygodna, wręcz niemożliwa; a jednak jest prawdziwa.

Powtórzyłam tę historię Ludwikowi XVIII.
Powiedział mi:

„- Jeśli rozum zabrania nam przyjmować fakty cudowne, to z drugiej strony nakazuje nam ufać świadectwu własnych zmysłów i poważnych ludzi.
Jeśli o mnie chodzi, to wierzę głęboko, że mój nieszczęsny brat ukazał mi się i przemawiał do mnie nie raz.”


Revue Spirite pisze dalej:

„Starożytność znała swoje zjawy, przywoływaczy duchów i medium.
Średniowiecze i renesans obfitują w tajemnicze opowieści, w ludowe legendy oparte na faktach, które nie mogą być wyjaśnione inaczej niż przez prawa nauczane przez duchy.
Nie sposób przejrzeć autorów z dowolnej epoki, nie znajdując licznych dokumentów spirytystycznych o niepodważalnej autentyczności.”


Jest pewne, że w każdym czasie istniały fantastyczne legendy;
że opowiadano tajemnicze i cudowne historie;
że autorzy pełni byli opowieści lub przypowieści o nadprzyrodzonym charakterze, o zjawiskach zmarłych, o wydarzeniach mogących wstrząsnąć rozumem człowieka, tym bardziej że religia chrześcijańska przyjmuje możliwość ukazywania się aniołów itd.
Nie zamierzamy dyskutować faktów o charakterze religijnym – i powód tego powinien być zrozumiały.


Ale wróćmy do przytoczonego przez Revue przypadku.

Przykro nam to stwierdzić, ale nie widzimy w tym wydarzeniu niczego cudownego, wbrew temu, co sugeruje Revue Spirite.
Nie widzimy tu duszy piekarza François, lecz samego François – który być może wcale nie zginął od odniesionych ran, ale zdołał uciec z Paryża i ukrył się w swoim młynie, pozostawiając go opuszczonym dla własnego bezpieczeństwa.

W czasach zamętu śmierć czaiła się wszędzie, a każdy starał się jej uniknąć.
François mógł wykorzystać obecność pułkownika w młynie, by za jego pośrednictwem przekazać swojej siostrze ważną wiadomość, której sam nie mógłby dostarczyć, skoro dla wszystkich uchodził za zmarłego.

A może to był młynarczyk – jeden z wiernych służących, który znając miejsce przechowywania dokumentów własności, wykorzystał obecność pułkownika?

Można zapytać: dlaczego sam nie poinformował siostry?
Każdy wie, jak bardzo, nawet w spokojnych czasach, wieśniacy unikają wtrącania się w cudze sprawy, obawiając się narażenia na niebezpieczeństwo.


Zachęcamy Revue Spirite, aby przytoczyła przykłady zjaw, które nie przypominałyby w swej prostocie duchów z opowieści Ann Radcliffe czy naszych dawnych opiekunek.

Istnieją bowiem rzeczywiste, pozytywne przypadki ukazywania się zmarłych – i bynajmniej nie zamierzamy temu zaprzeczać –
ale nie są one tej samej natury, ani nie zachodzą w takich samych warunkach, jak te prezentowane przez Revue.

Poruszymy ten temat przy innej okazji.

Lafontaine

źródło:  Apparition d’un Esprit; LE MAGNÉTISEUR  Novembre 1871.