Ośmieszenie w spirytyzmie

DLACZEGO mielibyśmy to negować? Istnieje znaczna część hiszpańskiego społeczeństwa, której nie można wspomnieć o spirytyzmie, nie wywołując u niej śmiechu – czasem otwartego, innym razem ukrytego, ale najczęściej pogardliwego.

Zwolennicy spirytyzmu odpowiedzą niemal jednogłośnie, że jest to efekt panującej lekkomyślności; że wszystkie te osoby są niezdolne do zrozumienia tak wzniosłej doktryny lub że brak im powagi, by poświęcić choć chwilę na badanie naszej przyszłości.

Jednakże, przyznajmy to szczerze: nie jest to jedyny powód ich śmiechu. Istnieją inne przyczyny, a dostarczają ich niestety sami zwolennicy spirytyzmu, a konkretnie ci nadmiernie gorliwi. To właśnie ci „ubodzy duchem”, których tak bardzo wychwalają religie pozytywne. Dla nich nauka spirytystyczna niemal nie ma rzeczywistego znaczenia – została zastąpiona przez przesądną praktykę rozmów z duchami. Trudno to przyznać, ale taka jest prawda.

Cóż ich obchodzi pocieszająca moc tej doktryny? Jaką wartość ma dla nich przekonanie o zaświatach pełnych światła i tętniących życiem? Co z przyszłością opartą na miłości i postępie? Dla nich istnieje tylko jedna poważna i godna ich wysiłków sprawa – rozmowa ze zmarłymi.

Jak wiemy, seanse, podczas których takie osoby nawiązują kontakt z zaświatami za pomocą tiptologii (odczytywania znaków z odgłosów) lub pisma automatycznego, mogą być akceptowane przez tych, którzy wierzą, że olej z lampy św. Benedykta leczy rany albo że por zachowuje przed „złym okiem”. Jednak dla osób o szerokich horyzontach lub trzeźwym umyśle, te praktyki będą jedynie źródłem głębokiego rozczarowania. W większości przypadków wyniki takich spotkań są co najmniej rozczarowujące – a nierzadko wręcz godne ubolewania. Oczywiście nie można tego powiedzieć o wszystkich.

Większość osób należących do spirytystycznej wspólnoty, przynajmniej w naszym kraju, zaakceptowała nową ideę bez jej zrozumienia, bez przemyślenia jej znaczenia, bez odpowiedniego przygotowania i lektury. Większość zwolenników uczestniczyła w jednym seansie, podczas którego kilka osób zgromadziło się wokół „gadającego stołu” – i na tym skończyła się ich inicjacja.

U niektórych – tych, którzy skłonni są do wiary – wywołało to egzaltację. U innych, po bolesnym rozczarowaniu, nastąpiło beznadziejne zwątpienie, które w przyszłości uczyni ich zaciekłymi przeciwnikami spirytyzmu.

Pierwsi, pełni niewinnej wiary, będą przemierzać świat, nawracając innych niczym nowi apostołowie – zawsze inspirowani uczuciami, zawsze kierowani sercem, lecz bez udziału umysłu w swoich kazaniach. Drudzy, pełni pasji w swoich osądach, ignorując spokój i rozum, będą sięgać po wszelkie środki, by obalić to, co uznają za oszustwo.

Ci pierwsi zakładają rodzinne centra spirytystyczne i wybierają na media każdą osobę z zaburzeniami psychicznymi, którą napotkają. Drudzy również uczestniczą w spirytystycznych zgromadzeniach, ale wyłącznie po to, by kpić i szydzić. Obie grupy są jednakowo winne ośmieszenia tej doktryny.

To właśnie nadmiernie gorliwi wyznawcy dają początek naiwnym wierzącym, gotowym uznać za spirytystyczne zjawiska każdą głupią sztuczkę przygotowaną przez ludzi, którzy czerpią ogromną radość z oszukiwania bliźnich. Pan Lontikezpin w swoich trafnych artykułach pt. „Odchwaszczając nasze pole” daje nam przykłady wyznawców tego rodzaju. Wszyscy kiedyś się na nich natknęliśmy.

Znałem jednego z nich – niemal analfabetę, ale niezwykle gorliwego zwolennika spirytyzmu, który pewnego popołudnia wygłosił swoim kolegom wykład. Próbował w nim dowieść, że Hiszpania osiągnie szczęście dopiero wtedy, gdy spirytualiści, wspólnie z anarchistami, obalą rządzących. Zdawało się, że nie dostrzega żadnej różnicy między tymi dwiema grupami. To właśnie tacy ludzie wystawiają na pośmiewisko najpiękniejszą, najbardziej pocieszającą i najwznioślejszą z doktryn.

Jak dotąd, spirytystyczna propaganda nie była prowadzona we właściwy sposób. Większość spirytystów, kierując się chęcią szerzenia wiary, próbowała zadziwiać cudami, mimo że nauka spirytystyczna temu przeczy. Starali się poruszać chore sentymenty jednych i drażnić nerwowość innych – a to, jeśli nie jest wręcz dziecinne, to przynajmniej lekkomyślne. Brakowało w tym elementarnej powagi, co jest niewybaczalne.

Stąd porażka u niektórych, odrzucenie u większości i kpiny ze strony ludzi myślących, którym pokazano wyłącznie kontakt ze zmarłymi jako jedyny cel doktryny, która w rzeczywistości opiera się na doświadczeniu i czerpie swoją siłę z rozumu.

Ci ostatni ulegają uprzedzeniom w ocenie spirytyzmu, a oświecony i wykształcony zwolennik, który pragnie ukazać im jego pocieszającą i naukową stronę, napotyka na opór nie do przezwyciężenia – i niestety nie jest to tylko kwestia lekkomyślności.

ÁNGEL MÍGUEZ
Pontevedra, grudzień 1923

źródło: El ridículo en el Espiritismo; „Lumen”, El. Periodico Seminal Ilustrado Dedicado a las Clases Populares / Espiritismo, Magnetismo, Hipnotismo, Ciencias Ocultas / Revista Cientifico-Filosofica de Estudios Psicologicos, TOMO XXVIII  AÑO 1923, Espana Barcelona.