Taki jest tytuł bardzo interesującej pracy pana Herberta Coryna, opublikowanej w The Theosophic Isis (listopad, grudzień 1896 r. i styczeń 1897 r.). Myśl przewodnia artykułu głosi, że choroby nękające ludzkość mają swoje źródło w duszy, a celem autora było udowodnienie tego twierdzenia.
W niższych gatunkach, które poprzedzały pojawienie się człowieka jako końcowego rezultatu na Ziemi, walka o przetrwanie mogła prowadzić do degeneracji, stopniowego osłabienia i wymierania pewnych gatunków. Proces ten można określić jako chorobę i śmierć, lecz dotyczy on zbiorowości przeznaczonych do wyginięcia zgodnie z planem natury. Ponadto, zdaniem autora, zwierzęta i rośliny nigdy nie chorują indywidualnie, chyba że wyjątkowe okoliczności lub działalność człowieka umieszczą je w niekorzystnych warunkach.
Jednak od momentu pojawienia się człowieka, czyli zwierzęcia wyposażonego w duszę świadomą samej siebie, walka o przetrwanie nie powinna już istnieć – a przynajmniej powinna ograniczać się do sfery fizycznej, czyli do zmagań z materialnymi warunkami życia na Ziemi. Człowiek jako zbiorowość jest wszechpotężny i nie ma powodów do obaw przed otaczającymi go zwierzętami. Niestety, brak solidarności między jednostkami i narodami sprawił, że walka o byt stała się bardziej zaostrzona niż kiedykolwiek.
Ta walka odciąga człowieka od rozwoju jego wewnętrznego „ja”, medytacji i skupienia na myślach godnych jego wyższego przeznaczenia. Powstrzymuje rozwój mózgu oraz aparatu psycho-sensorycznego, prowadzi do braku równowagi w całym organizmie, co z kolei odbija się na duszy. Dusza bowiem jest związana z ciałem poprzez delikatne i subtelne zasady, jeszcze mało znane, które łączy się pod nazwą ciała astralnego.
Z drugiej strony, nadmierna aktywność fizyczna, służąca zaspokajaniu coraz bardziej wymagających przyjemności zmysłowych, zmusza ciało astralne do przekazywania ciału materialnemu prądów silniejszych, niż jest ono w stanie wytrzymać. W rezultacie dochodzi do nadmiernego obciążenia pewnych kategorii komórek kosztem innych, co prowadzi do dysharmonii, która powoduje chorobę w obecnym życiu lub w żywotach przyszłych. Czyż nie jest to to, co spirytualiści nazywają pierwotnymi zarodkami choroby przenoszonymi przez perisprit?
Tak dzieje się u każdego człowieka, którego wola ustępuje przed pragnieniem lub pasją, którego dusza nie rządzi ciałem regularnie i zgodnie z planem natury (lepiej byłoby powiedzieć: planem boskim). Wszystkie namiętności, wady, gwałtowne emocje, niezdolność do poważnego myślenia i koncentracji, egoizm itd., są przyczynami chorób, nie wspominając już o wadach i zmysłowych namiętnościach, które mogą powodować choroby już w obecnym życiu.
Mentalna dezorganizacja wywołana w ten sposób odradza się z duszą, ponieważ to ona kształtuje system nerwowy. Wyjaśnia to również, dlaczego w naszych czasach choroby nerwowe i szaleństwo przeżywają niezwykły wzrost. Autor powinien w tym miejscu uwzględnić dziedziczność fizyczną, wyjaśnić dziedziczność psychiczną oraz przedstawić swoje zdanie na temat roli ewolucji perisprit w odniesieniu do udoskonalenia systemu nerwowego. Choć jest to generalnie zaleta, w wyniku nadużycia może stać się szkodliwa dla jednostki. Autor poruszył w zasadzie tylko jeden aspekt tej kwestii.
Z drugiej strony, cnota prowadzi do zdrowia i po kilku reinkarnacjach czyni człowieka tak doskonałym, jak to tylko możliwe. Każda zdrowa dusza intuicyjnie rozumie zasady higieny fizycznej i moralnej, a osoby, które osiągnęły wystarczającą czystość duszy, unikają przyczyn chorób nawet w zdemoralizowanych zbiorowościach.
Nie diabeł, jak twierdzą niektórzy, jest przyczyną zła. Diabeł nie istnieje, a przynajmniej nie jest w nas. Ostatecznie zdrowie to harmonia, równowaga między częściami, z których każda pracuje na rzecz całości, a dla siebie tylko w takim stopniu, w jakim wymaga tego dobro ogółu.
Życie, jak mówi autor, jest siłą, której nie można przekształcić w inne siły.
To spojrzenie, jak zauważa autor, nie jest zgodne z ogólną teorią wibracji, jaką nauczał Salem-Hermès i jaką opisuje pan Van der Naillen w swoich znakomitych dziełach. Niemniej jednak, niezależnie od tego, czy jest to stwierdzenie dokładne czy nie, nie stoi ono w sprzeczności z ideami rozwijanymi przez autora. Wystarczy odnotować, że siła życiowa istnieje. Komórki ciała wykorzystują ją na trzy sposoby:
- Do uzupełniania swoich strat.
- Do rozmnażania się.
- Do wykonywania funkcji niezbędnych dla dobra organizmu.
Tak powinno to wyglądać zgodnie z planem natury. Jednak jeśli komórki, z powodu wcześniej omówionych przyczyn, nie są w stanie podołać tym zadaniom, następuje osłabienie witalności, zarówno ogólne, jak i częściowe. Na przykład, jeśli grupa komórek otrzyma nadmierny impuls życiowy, może dojść do powstania ognisk zapalnych, guzów, nowotworów itp. W przypadkach ogólnego lub nawet częściowego osłabienia organizm staje się podatny na inwazję wrogich form życia, takich jak drobnoustroje, którym nie jest w stanie skutecznie się przeciwstawić. Takie są skutki braku równowagi w zbiorowości komórek.
Jak widać, pan H. Coryn kładzie duży nacisk na to, co nazywa „planem natury„, czyniąc z niego kluczowy czynnik ewolucji. Bez tego planu selekcja naturalna i przemiana gatunków nie mogłyby mieć miejsca. Część tego planu jest zawarta w każdym inteligentnym bycie, ponieważ ten byt jest zaangażowany w postępowy krok ewolucyjny, do którego realizacji przyczynia się.
W teozoficznych poglądach autora ten plan to nic innego jak ciało astralne – w człowieku emanacja nadświadomej duszy, prototyp ciała, które ma być. Komórki organizmu zmieniają się i specjalizują w zależności od miejsca, jakie wyznacza im ten plan. Plan ten, mając zasadniczo charakter mentalny, nie ma żadnych wymiarów, podobnie jak fotografia, ale mimo to jest niezwykle plastyczny i podatny na zmiany – zarówno pod wpływem działania umysłowego jego właściciela (np. trwałe zmiany rysów twarzy w wyniku uporczywej myśli, powstawanie stygmatów), jak i pod wpływem działania innych osób (np. hipnozy, sugestii, wpływu wyobraźni matki na płód, utrzymywania narodowych typów wyglądu). Wreszcie może być modyfikowany przez działanie samej natury, co H. Coryn określa jako astralną duszę świata.
Autor twierdzi, że gdybyśmy lepiej rozumieli duszę świata, znaleźlibyśmy lekarstwo na każdą chorobę. Bezpośredni kontakt z tą duszą pozwoliłby nauczyć się więcej w jednej chwili niż empiria zebrana przez całe wieki.
Dlaczego człowiekowi tak trudno nawiązać kontakt z duszą świata i dlaczego z takim trudem pojmuje on naturę?
Przeszkodą są zakorzenione nawyki i błędy duszy.
Nasze ciało astralne pozwala wchodzić w nas witalności w proporcji do potrzeb całego organizmu. Jednak gdy wydatkowanie tej siły jest zbyt duże na rzecz organów zmysłowych, inne organy zostają jej pozbawione, co prowadzi do choroby.
Osoby, których głównym zajęciem jest jedzenie lub myślenie o jedzeniu, kierują swoją witalność w stronę narządów trawiennych. Prowadzi to do przekrwienia, nieżytów, a w konsekwencji do niepełnego trawienia, a nawet niestrawności. Ciało astralne jest kreacją nawyków duszy; rejestruje wszystko: cechy i wady, siły i słabości, dobre i złe uczynki. Zachowuje ich ślady we wszystkich reinkarnacjach i kolejnych egzystencjach.
Można zastosować do zdrowia duszy to, co powiedzieliśmy o zdrowiu ciała. Nierównomierny rozwój centrów psychicznych lub psycho-sensorycznych prowadzi do braku równowagi, co jest zawsze wynikiem braku solidarności i umiejętności koncentracji. Jesteśmy zbyt zamknięci w sobie, nie otwieramy wystarczająco swoich dusz przed innymi, co skutkuje ograniczeniem życia psychicznego i świadomości, które szkodzi naszemu szczęściu i osłabia ciało. W tym kontekście pan Coryn krytykuje nadmierną rezerwę swoich rodaków.
Z drugiej strony, nie potrafimy skupić się na zdrowych i wzniosłych myślach. Różnorodne emocje tłumnie wdzierają się w nasze wnętrze, wstrząsając komórkami mózgowymi, które w ten sposób znajdują się w stanie ciągłej, anormalnej wibracji i drgań. To strata energii, osłabienie witalności i niemożność znalezienia prawdziwie regenerującego odpoczynku. Komórki mózgowe, pozostające w relacji z komórkami ciała poprzez nerwy, przekazują im skutki tego pobudzenia. Następnie ciało oddziałuje zwrotnie na duszę.
Weźmy przykład: depresja lub drażliwość psychiczna powoduje nagromadzenie kwasu moczowego w organizmie. Gdy minie stan psychiczny, nagromadzony kwas moczowy przedostaje się do krwi, oddziałuje na ośrodki nerwowe i może ponownie wywołać stan psychiczny, który spowodował jego nagromadzenie. Powstaje błędne koło, a wystarczy posiadać podstawową wiedzę medyczną, by zrozumieć liczne zaburzenia organiczne, takie jak kamica moczowa, dna moczanowa itd., które wynikają z diatezy kwasu moczowego.
Brakuje tu miejsca, aby przytoczyć wszystkie przykłady podane przez autora.
Z punktu widzenia terapii główną rolę odgrywa dusza. Musi być najpierw zdrowa; kiedy zostanie dostatecznie udoskonalona i oczyszczona, nie będzie już chorób fizycznych. To koncentracja, pokój duszy osiągany poprzez lekturę Pisma Świętego, poszukiwanie Boga w nas samych prowadzą do zdrowia. Oczywiście nie można w jeden dzień cofnąć całej energii zła wynikającego z naszych błędów z przeszłości; trzeba przynajmniej stawiać im opór i każdego dnia zdobywać choć odrobinę więcej „terenu”.
W czasach, gdy medycyna była gałęzią nauk okultystycznych – i to najwyższą – w czasach Hermesa, który był lekarzem ciał i dusz, wszystko to było powszechnie znane. Wtedy badano choroby na wszystkich poziomach życia. Dziś na wydziałach medycznych nie mówi się o duszy ani o ciele astralnym, a zło bada się jedynie za pomocą skalpela i mikroskopu. To wyjaśnia niewielki rzeczywisty postęp w medycynie, zwłaszcza w terapii, mimo jej pozornych sukcesów.
Dr Lux
źródło: L’OCCULTISME DANS LA MÉDECINE Tel est le titre d’un très intéressant travail de M. Herbert Coryn, publié dans The Theosophic Isis (nov., déc., 1896 -, et janv., 1897); La Lumiere 27 FÉVRIER 1897.