O talizmanach i amuletach

W naszym ostatnim numerze z 15 czerwca zamieściliśmy list z Afryki dotyczący efektów wywoływanych przez portret-talizman pana Manliusa Sallesa. Nie jesteśmy w najmniejszym stopniu skłonni podważać tych efektów; trzeba jednak zachować ostrożność wobec entuzjazmu, który czasami może je wyolbrzymiać.

Dziś opowiemy, co starożytni sądzili o amuletach i talizmanach; sięgniemy po cytaty z książki, której tytuł stanowi gwarancję rzetelności, a autor jest uznanym autorytetem: Historia medycyny autorstwa Leclerca – przytoczymy z niej kilka cytatów, które rzucą światło na ten temat.

Dawniej słowa „lekarz” i „czarodziej” były absolutnie synonimiczne, szczególnie w kontekście medycyny magnetycznej.

Prometeusz w tragedii Ajschylosa mówi: „to ja pokazałem ludziom, jak przygotowywać lekarstwa, dzięki którym mogą wyleczyć wszystkie choroby”; dodaje też: „nauczyłem ich odgadywać, wyjaśniać sny i wyrocznie, przewidywać przyszłość”.

Julius Maternus Firmicus, odnosząc się do egipskiej tradycji, pisze: „Merkury powierzył Eskulapowi i Anubisowi sekrety astrologii i matematyki, a także nie ukrył przed nimi swej wiedzy medycznej, która była jego główną dziedziną badań”.

Wygląda na to, że istniało kilku „Merkurów”, których często ze sobą mylono. Firmicus, żyjący za czasów Konstantyna, rozróżniał Merkurego i Anubisa. Nie wiem, czy miał rację, ale autorzy starożytni chętnie ich utożsamiali i uznawali Anubisa za egipskiego Merkurego.

Zgodnie z tym założeniem łatwo zrozumieć, dlaczego na egipskich monumentach, o których mówiliśmy w naszym numerze z sierpnia 1859 roku i których rysunki przedstawiliśmy, to właśnie postać Anubisa wykonuje gesty i techniki magnetyczne. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli uznać Anubisa za egipskiego Merkurego, uznawanego za wynalazcę medycyny.

Diodor pisze, że „Horus, syn Izydy, nauczył się sztuki medycznej i wróżenia od swojej matki i że był niezwykle pożyteczny dla ludzi dzięki swoim wyroczniom i lekom”.

Dlatego właśnie na starożytnych egipskich przedstawieniach Horus zawsze znajduje się na jednym z czterech kanopów, obok Izydy, Ozyrysa i Anubisa – wszyscy ci bogowie przynosili ludziom uzdrowienie.

Pajon był tak biegły w medycynie, że utożsamiano go z samym Apollinem. Homer nazywa go ojcem lekarzy. Od jego imienia pochodzą wyrażenia przysłowiowe takie jak Peonius morbus (choroba wymagająca sztuki najwybitniejszych lekarzy) i manus Peonia (ręka Pajona).

Kiedy nie znano jeszcze magnetyzmu zwierzęcego, można było rozumieć przez to po prostu zręczną rękę, zdolną opatrzyć rany lub przeprowadzić operację; ale czemuż ta fraza nie miałaby również oznaczać cudownych uzdrowień, jakich Pajon dokonywał mocą magnetyczną swej dłoni?

Wszystko wskazuje na to, że chirurgia nie istniała jeszcze w tych najdawniejszych czasach. Człowiek z natury brzydzi się widokiem krwi. Leclerc jest przekonany, że upłynęło wiele czasu, zanim zaczęto stosować upuszczanie krwi; pierwsze operacje chirurgiczne, gdy pojawiły się w Rzymie, budziły wstręt ludu – tych, którzy je wykonywali, uznano za katów i wypędzono z miasta.

Orfeusz zajmował się medycyną, zwłaszcza ziołolecznictwem. Uważano go też za znakomitego maga.

Bez wątpienia wielu wróżbitów i czarowników, o których wspominają starożytni autorzy – jak Kalchas, Mopsos, Tyrezjasz, Amfiarajos, Helenos, Kasandra – zajmowało się również medycyną. Można tak wnioskować, skoro praktykowali czary.

Melampus, uczeń centaura Chirona, pochodził z Argos; to jeden z najstarszych znanych poetów, wspominany przez samego Homera. Znał również sztukę wróżenia i medycynę, które – jak zauważa Leclerc – były wówczas nierozerwalnie związane.

„Ten Melampus”, pisze Leclerc, „oczyszczał tych, którzy zapadli na jakieś choroby – duchowe lub cielesne – albo zhańbili się przestępstwami, za pomocą rytuałów polegających na recytowaniu określonych wierszy lub słów, nakładaniu na nich lub podawaniu im ziół zebranych w określonym czasie i w szczególny sposób…”

Homer pisze, że krew wypływającą z ran Odyseusza zatrzymano za pomocą zaklęć i czarów.

Strabon dodaje, że podobnie działali Hindusi i Etiopczycy – leczyli swoich chorych czarami i zaklęciami.

To, co pisze Leclerc o tych środkach leczniczych, których skuteczność przypisywano zaklęciom, jest bardzo ciekawe:

„Aby upowszechnić stosowanie tych zabiegów, wystarczyło – według niektórych – że ktoś poczuł ulgę; a ponieważ wyobraźnia jest nie tylko zaraźliwa, ale i bardzo silna, szczególnie u osób z natury podatnych, mogło się zdarzyć, że rzeczy same w sobie bezsilne lub niemające żadnego działania na ciało, przynosiły widoczne skutki właśnie dzięki sile wyobraźni. Ci, którzy to widzieli, sądzili, że tak samo mogłoby się dziać zawsze.

Religia, która w tej dziedzinie była nadużywana, a która wywierała ogromny wpływ na lud, ostatecznie utwierdziła ich w tym przekonaniu.

Tak właśnie rozumują ci, którzy uważają wszelkie zaklęcia za błahostki. Ale – dodaje Leclerc – są też inni, i jest ich większość, którzy uważają, że nie jest to niemożliwe, chociaż nie pojmują, jak to się dzieje. Jakby nie było, zaklęcia i uroki tak głęboko zakorzeniły się w medycynie, że wszystkie ludy świata stosowały je od niepamiętnych czasów; i nie tylko lud prosty – również najmądrzejsi brali w tym udział.

Choroby zaklinano niekiedy samymi słowami, za pomocą określonych fraz lub magicznych wierszy, które wypowiadano choremu do ucha – albo nawet z daleka, z zamiarem jego uzdrowienia – często towarzyszyły temu określone gesty lub ruchy ciała. Innym razem te słowa zapisywano na różnych przedmiotach, które przywiązywano do ciała chorego – i to właśnie Rzymianie nazywali amuletami. Wierzono, że te amulety chronią i zabezpieczają nie tylko przed zaklęciami (którym przypisywano taką samą siłę powodowania chorób, jaką przeciwzaklęcia miały przy ich leczeniu), ale także odpędzają choroby o naturalnym pochodzeniu.

„Materiał tych amuletów pochodził z kamieni, metali, roślin, zwierząt i ogólnie ze wszystkiego, co istnieje na świecie. Na kamieniach lub metalach ryto znaki, symbole lub słowa, które czasami nic nie znaczyły albo były niezrozumiałe nawet dla tych, którzy je zapisywali lub używali.

Słowa te zapisywano również na papierze lub na innych materiałach, albo – jeśli nie pisano ani nie znakowano niczego na substancjach przeznaczonych do wyrobu amuletów – stosowano niezliczone rytuały i zabiegi o charakterze przesądnym przy ich przygotowaniu i użyciu, nie wspominając już o trosce, z jaką dbano o to, by gwiazdy były ustawione w korzystny sposób. Arabowie nadali tego rodzaju amuletom – których moc zależała głównie od wpływu ciał niebieskich – nazwę talisman, czyli ‘obraz’.

Trzeba jednak zaznaczyć, że istniały również amulety, w których ani czary, ani przesądy nie odgrywały żadnej roli, chociaż nikt nie potrafił wyjaśnić efektów, jakie im przypisywano, ani mechanizmu ich działania. Ten ostatni rodzaj amuletów jest do dziś uznawany przez niektórych lekarzy, choć inni odmawiają mu wiarygodności.”*

Sprowadzając rzeczy do ich istoty i analizując rozumowanie Leclerca tak, jak należy, widać wyraźnie, że wszystkie te rzekome czary, których używali starożytni lekarze, to nic innego, jak tylko techniki magnetyczne. Cała ta oprawa towarzysząca zaklęciom miała na celu uzdrowienie, a składały się na nią określone gesty i ruchy ciała. W czasach, gdy magnetyzm nie był jeszcze znany i z tego powodu trudno było go precyzyjnie opisać, czyż można było jaśniej to wyrazić?

Zadajmy pytanie: czy z czystym sumieniem można powiedzieć, że zna się jakieś prawdziwe zaklęcia, a tym bardziej uzdrowienia dokonane za ich pomocą? Czy można wierzyć, że za pomocą niezrozumiałych słów i dowolnych gestów można przywrócić zdrowie choremu?

Ale jeśli zamiast tego uwzględnimy działanie magnetyzmu zwierzęcego – działania fizycznego, dobrze dziś poznanego, które nie jest już dziś wyłącznym przywilejem egipskiego kapłana, kolegium wtajemniczonych czy jakiejś uprzywilejowanej kasty, lecz jest dostępne dla każdego człowieka – wtedy, zastępując nim rzekome zaklęcia, otrzymujemy wszystkie efekty, które im przypisywano. Wystarczy oczyścić je z tego, co dodawała im szarlataneria, błędne przekonania i upodobanie do cudowności.

Leclerc podaje dobitny przykład takich przesadnych wyobrażeń w historii odmłodzenia Ezona. Ten cud – jeden z najbardziej znanych przykładów mocy magicznej Medei – na czym polegał w rzeczywistości? Na tym, że Ezon miał siwą brodę, a Medea znała sekret, by ją pofarbować na czarno. To prawie tak, jak nasi wiejscy fryzjerzy, którzy „odmładzają” klientów. Medea wynalazła kąpiele gorące, które czyniły ciało bardziej elastycznym i sprzyjały leczeniu chorób. Widząc te paleniska i wielkie miedziane kadzie, do których zanurzano chorych, mówiono, że Medea gotuje ich żywcem.

Trochę obserwacji i krytycznego myślenia przy analizie tekstów starożytnych – i znaczna część cudowności znika.

To samo trzeba powiedzieć o amuletach i talizmanach.

Można je podzielić na trzy rodzaje:

  1. Pierwszy rodzaj to amulety oparte na zasadach astrologicznych – zawierają wizerunki planet, gwiazd i konstelacji – oraz amulety tworzone przez zabobon, przedstawiające dziwaczne postacie, boskie imiona lub rzekome duchy, a także nieznane, niezrozumiałe słowa.

  2. Drugi rodzaj to amulety wykonane z materiałów pochodzących z trzech królestw natury: mineralnego, roślinnego i zwierzęcego.

  3. Trzeci rodzaj – amulety, których działania nie potrafiono wytłumaczyć, choć efekty były widoczne. To o nich wspomina Leclerc, zaznaczając, że nie miały nic wspólnego ani z zaklęciami, ani z przesądami, choć nikt nie potrafił wyjaśnić ich skuteczności. Do tej kategorii zaliczają się talizmany magnetyczne.

Talizmany pierwszego rodzaju zasłużenie popadły w zapomnienie razem z sądowniczą astrologią, która od dawna jest już zdyskredytowana. Kto może dziś wierzyć, że Merkury, Saturn, Wenus czy Jowisz – w zależności od ich położenia – mogą nadać jakąś moc wizerunkom wyrytym na kamieniu czy miedzi? Albo że wizerunek księżyca, znajdującego się w znaku Raka lub Byka, wyryty na złocie lub krysztale, może leczyć choroby spowodowane „zimnem mózgu”? Albo że figura Lwa, Barana i Strzelca, umieszczona w trójkącie (gdzie Lew zajmuje szczyt, Baran podstawę, a Strzelec lewą stronę), może leczyć flegmatyczne gorączki?

Kto uwierzy, że nieznane i bezsensowne słowa, takie jak „Abrakadabra”, ceremonie potępiane przez religię, czy nadużycie najświętszych imion mogą dodać jakiejkolwiek mocy fragmentom martwej materii?

To po prostu niemożliwe. A jeśli w przypadku niektórych chorób i sytuacji, w których działa siła sugestii i wiary, osoby noszące takie talizmany odczuły ulgę – to tylko dowód na siłę wyobraźni i autosugestii.

„…Powiedzmy więc, że nie jest i nie może to być niczym innym jak tylko skutkiem samej wiary i łatwowierności tych osób – jak bardzo trafnie zauważa Leclerc. My, magnetyzerzy, nie zaprzeczamy wpływowi wyobraźni i zaufania – wręcz przeciwnie, wierzymy w nie. Ale twierdzimy, że choć zaufanie i wyobraźnia mogą wspomagać magnetyzm, to magnetyzm może działać – i działa – również bez udziału tych dwóch czynników. Czego nigdy nie osiągnie talizman takiego rodzaju, o jakim tu mowa.

Druga klasa amuletów lub talizmanów (używając tego słowa w szerokim znaczeniu) należy do zupełnie innego rodzaju. Mówimy o amuletach, które są złożone z pewnych substancji pochodzących z trzech królestw natury. Powiemy, że istnieją kamienie, metale, rośliny, zwierzęta, które – będąc w kontakcie z ciałem człowieka – mogą na nie oddziaływać, lub odwrotnie – otrzymywać od niego reakcję. Z pewnością nie ma wątpliwości co do tej wzajemnej reakcji.

Często widywaliśmy, że koralowy naszyjnik założony dziecku na szyję blednie za każdym razem, gdy dziecko ma gorączkę, a odzyskuje swój czerwony kolor, gdy choroba mija.

Jeśli podobne zjawiska mają miejsce także w przypadku niektórych kamieni – jak twierdzą niektórzy autorzy – nie powinno nas to dziwić. Cząsteczki chorobotwórcze rozkładają się na składniki chemiczne, które mogą oddziaływać na różne substancje. Z tego samego powodu łatwo zrozumieć, że trucizna – poprzez swoje żrące składniki – może odbarwić naczynie, do którego została wlana, i tym samym zdradzić swoją obecność.

Z drugiej strony, kamienie, metale i rośliny mogą oddziaływać na organizm człowieka zarówno przez kontakt, jak i przez samo zbliżenie.

Pliniusz wspomina o korzystnym działaniu bursztynu, gdy stosuje się go w postaci przyłożenia. Faktycznie, codziennie widzimy, jak piastunki zakładają dzieciom bursztynowe naszyjniki w czasie ząbkowania. Dlaczego? Ponieważ bursztyn działa uspokajająco i dzięki tej właściwości zapobiega drgawkom, które często towarzyszą ząbkowaniu.

To właśnie z bursztynu robi się syrop Karabé, który zapewnia spokojny sen chorym. Bursztyn nie posiada też przypadkiem właściwości elektrycznych, które ujawniają się podczas pocierania? A kto dziś nie zna właściwości wynikających z tej elektryczności?

Powszechną praktyką jest też zakładanie korkowych naszyjników kotkom, które właśnie urodziły, aby ustała im laktacja. Korek ma właściwości ściągające i może zawierać inne substancje powodujące zanik mleka.

Magnes lub nawet zwykłe namagnesowane żelazo, położone na sercu, uspokaja palpitacje; a przyłożone do zęba dotkniętego próchnicą – łagodzi ból.

Niektóre rośliny mają zapach, który odstrasza skorpiony i węże. Nosząc przy sobie takie rośliny, można mieć doskonały amulet przeciwko tym jadowitym stworzeniom.

Wszystko to tłumaczy się przez emanacje, które wydobywają się z tych tak zwanych talizmanów. Emanacje te, będące w kontakcie lub nawet tylko w pobliżu ciał żywych, przenikają przez pory skóry, przez oddech, przez zmysł powonienia – przechodzą do narządów wewnętrznych lub krwioobiegu i przekazują im swoje właściwości.

Nie ma w naturze ciała, które nie wydzielałoby jakichś emanacji. Zbliżcie do nosa najtwardsze substancje, takie jak żelazo, miedź, ołów – wyczujecie wyraźny, charakterystyczny zapach. Ten zapach przeniknie do waszych dłoni, a wasz smak wykryje w nich szczególną nutę.

Mało tego – sama bliskość rtęci może wybielić złoto lub miedź, które nosicie na sobie.

To samo dotyczy niektórych kamieni – wiele z nich ma wyczuwalny zapach, jak choćby „kamień-świnia” (czyli kamień cuchnący), kamień fiołkowy, steatyty, ochry itd. Inne wydzielają zapach dopiero po potarciu; ale wszystkie mają określone emanacje, wywoływane przez zmiany temperatury (ciepło, zimno), wilgotności, a także przez kontakt z gazami. Czy można w to wątpić, skoro chemia uczy nas, że krzemionka – ta niezwykle twarda substancja tworząca kamienie – sama może ulec rozkładowi i wytwarzać kwas krzemowy?”

„Efekty krzemionkowe (emanacje) w roślinach są jeszcze wyraźniejsze i oddziałują na organizm zwierzęcy w sposób mniej lub bardziej przenikliwy. Cebula, którą się kroi, wywołuje łzy; sproszkowany tytoń, tabaka i inne podobne środki – kichanie; inne działają żrąco. Kto nie zna działania mezereonu (czyli wilczomleczu) lub czeremchy, które położone na skórę ramienia działają jak kauteryzacja? A co dopiero powiedzieć o przerażającym yupa (lub ippa) z wysp Celebes, którego sama obecność może spowodować śmierć? Kto nie obawiałby się niebezpiecznych emanacji tej rośliny?

Emanacje zwierząt są równie wyraźne, a czasem równie trujące. Pies śledzi zapach zwierzyny i potrafi rozpoznać swojego pana pośród tłumu; lis, łasica, wiewiórka – gdy są w rui lub rozzłoszczone – wydzielają odór nie do zniesienia. Zapach węża jest odpychający i nie umyka uwadze dzikich ludów, ostrzegając ich przed niebezpieczeństwem. Zastosowanie kantharyd (much hiszpańskich) działa żrąco nawet bez bezpośredniego kontaktu ze skórą.

Cóż powiedzieć o odrętwieniu, jakie powoduje rażenie przez drętwę, afrykańskiego krocionoga czy pewne węgorze z Kajenny? Czy ich emanacje są elektryczne? Uczeni sądzą, że tak.

W niektórych krajach przykłada się do klatki piersiowej lub podbrzusza chorego gołębie lub inne zwierzęta, które rozcina się jeszcze żywe i przykłada natychmiast – twierdzi się, że ciepło ich krwi przyciąga i ich ciało pochłania szkodliwą wilgoć z organizmu chorego. Ten rodzaj zabiegu nazywa się epithème.

Wszystkie te talizmany mieszczą się w obrębie medycyny – a może raczej cała medycyna, w zakresie stosowania środków zewnętrznych, składa się właśnie z amuletów.

Jeśli minione wieki grzeszyły w tej dziedzinie zbytnią łatwowiernością, to wiek, w którym żyjemy, może wykazuje zbytnią obojętność. Natura nie czyni niczego bez celu, i posiada tak wiele zasobów, że – choć nie należy popadać w przesądy – nie wolno też lekceważyć tego, co konsekwentna i uważna obserwacja mogłaby wykazać jako korzystne. Innymi słowy, zanim coś odrzucimy, należałoby to najpierw wypróbować.

Jeśli chodzi o przesądne dodatki – każdy rozsądny człowiek będzie potrafił ocenić ich prawdziwą wartość. Że roślina ma być zebrana w momencie pełnej dojrzałości, w suchą lub wilgotną pogodę, przed lub po wschodzie słońca; że należy używać nasiona, kwiaty, liście, korę lub korzeń – to wszystko można zrozumieć. Ale żeby koniecznie zbierać daną roślinę w wigilię św. Jana lub św. Piotra tylko dlatego, że przypada święto, albo do tego dołączać konkretne ceremonie i wypowiadać określone słowa – oto co jest nie do przyjęcia: to już czysty zabobon.

W większości dawnych ksiąg pełnych sekretów znaleźć można obrzydliwe – jeśli można tak to ująć – „lekarstwa”, w których pająki, ropuchy, węże, a nawet czaszki zmarłych odgrywają główną rolę. Sama odraza i wstręt, jakie budzą takie środki, mogą przynieść zbawienną przemianę – niezależnie od fizycznych właściwości, jakie owe amulety mogą mieć.

Ponieważ nasz stan psychiczny zależy w dużym stopniu od stanu fizycznego, a różne materiały używane w amuletach mogą różnie oddziaływać na nasze ciało, nic dziwnego, że niektóre amulety mogłyby rozbudzać umysł i odwagę, wprowadzać w stan radości, miłości, albo – przeciwnie – wywoływać strach czy melancholię.

Ale wówczas talizman działa jedynie zgodnie z naturalnymi właściwościami materiału, z którego został wykonany. Aromaty, perfumy, kantharydy – pobudzają do miłości; niektóre substancje przyjazne układowi nerwowemu rozweselają; inne łagodzą ból i w pewnym sensie go znoszą – jak opium i jego narkotyczne pochodne.”

„Ale zakładać, że amulety mogłyby wpływać na czyny całkowicie przypadkowe – że czterolistna koniczyna, agat o określonym kształcie, kamień znaleziony w głowie lub wątrobie jakiegoś zwierzęcia, serce wilka, wątroba pantery itd. – miałyby zapewniać powodzenie we wszystkich przedsięwzięciach, sukces w miłości, wygraną w grze – to, jak sądzę, należy do opowieści z gatunku bajek dla naiwnych. Ani starożytni, ani współcześni nigdy nie udowodnili, by coś takiego działało naprawdę.

Galen powiedział: „Trzeba wierzyć w amulety – w tym sensie, że można mieć zaufanie do ich substancji, ale absolutnie nie do słów i zaklęć, którymi je otaczano.”

Przejdźmy teraz do trzeciej klasy talizmanów – talizmanów, które czerpią swoją moc z magnetyzmu zwierzęcego. Talizmany magnetyczne to nic innego jak pewne ciała zdolne do przyjęcia i zatrzymania fluidu magnetycznego, do jego przenoszenia oraz przekazywania na odległość. Ciała te, nasycone fluidem, wywołują taki sam efekt jak sam magnetyzer. Tak więc magnetyczny talizman może wprowadzić w stan somnambulizmu osobę, do której zostanie przyłożony – jeśli osoba, która go naładowała, zwykle ją magnetyzuje i usypia.

Taki talizman może uspokoić konwulsje chorego i uśmierzyć bóle, które go dręczą – wszystko to jakby za sprawą czarów. I niewiele trzeba, by niektórzy zaczęli krzyczeć o „czarach” czy „czarnoksięstwie”. A jednak nie ma w tym nic bardziej prostego i naturalnego.

Jeśli bowiem istnieje fluid magnetyczny pochodzenia zwierzęcego, to może on – podobnie jak fluid elektryczny – zostać zatrzymany, zmagazynowany, a nawet zmagazynowany w znacznych ilościach, tak jak ma to miejsce w butelce Leydena z prądem elektrycznym. Co więcej, muszą istnieć ciała, z którymi ten fluid wykazuje większe powinowactwo – ciała, które służą jako jego przewodniki i nośniki.

Sądzono niegdyś, że metalowy pręt jest lepszym przewodnikiem magnetyzmu zwierzęcego niż wiele innych substancji. Uważano, że szkło i jedwab koncentrują i izolują ten fluid, tak jak izolują i koncentrują elektryczność. W tym jednak się mylono. Szkło i jedwab nie są izolatorami dla fluidu magnetycznego – wykazały to nasze własne doświadczenia.

To właśnie zdolność fluidu magnetycznego do koncentracji i późniejszego przekazywania zainspirowała Mesmera do stworzenia tzw. kadzi magnetycznej (baquet).

Pan de Puységur, wychodząc z tego założenia, skonstruował proste, przenośne talizmany – silnie magnetyzował zaokrąglone szklane płytki, które następnie noszono bezpośrednio przy skórze u osób wymagających stałego magnetyzowania. Przynosiły one wyraźne korzyści.

Inni magnetyzerzy używali medalików, saszetek wypełnionych różnymi przedmiotami – były one silnie magnetyzowane, a po takim naładowaniu mogły łagodzić ataki nerwowe, uśmierzać ból, a nawet wywoływać sen.

Znamy kilku somnambulików, którzy zapadali w sen magnetyczny dzięki kawałkom papieru, uprzednio magnetyzowanym przez ich magnetyzera – w sytuacjach, gdy ten nie mógł być obecny. Wystarczyło, że taki kawałek papieru położyli sobie na brzuchu, by wpaść w stan somnambulizmu, podczas którego mogli odpowiadać na zadawane pytania.

Nie może nas więc dziwić, że portret pana Manliusa Sallesa wywoływał określone efekty – jeśli tylko został on silnie naładowany magnetycznie przez samego Sallesa. To nie sam obraz wywołuje senność lub ulgę, ale fluid, którym została nasycona wizytówka lub inny przedmiot – i który przez to stał się talizmanem trzeciej klasy.

To bezpośrednia konsekwencja dwóch zasad:

  1. że czynnik magnetyczny jest fluidem;

  2. że ten fluid może zostać zatrzymany przez ciało obce i przekazany na odległość.”*

Ch. Lafontaine

źródło: DES TALISMANS ET DES AMULETTES; LE MAGNÉTISEUR – 15 Juillet 1861.