O Praktyce Mediumizmu

Ten artykuł naszego przyjaciela Metzgera powinien był ukazać się w poprzednim numerze; z powodu obfitości materiałów byliśmy zmuszeni opóźnić jego publikację, dlatego skorzystamy z okazji, aby również podzielić się z naszymi czytelnikami naszą opinią na ten temat. Ale najpierw oddajmy głos panu Metzgerowi:

**„Mediumizm jest podstawą spirytyzmu. Bez niego nie ma zjawisk, a bez zjawisk nie ma dowodów, za pomocą których chcemy potwierdzić filozofię, która jest nam droga. Jego badanie powinno nas więc interesować w najwyższym stopniu i zawsze, w naszych eksperymentach, powinniśmy notować z największą starannością warunki czasowe, środowiskowe itp., jak również nastawienie uczestników oraz mediów biorących w nich udział.

Dlaczego tego nie robimy? To jest nie do wybaczenia zaniedbanie i obojętność. Czy nie sądzicie, że nadszedł czas, aby zaradzić temu poważnemu uchybieniu? Poleganie na przypadku, oczekiwanie wszystkiego od niewidzialnego, bierne dryfowanie na łaskę sprzyjających prądów lub dryfowanie po wzburzonym morzu, w zależności od wiejącego wiatru, może odpowiadać leniwym umysłom, które wyobrażają sobie, że dobro przyjdzie do nich bez konieczności podejmowania osobistego wysiłku. Ale my, którzy wierzymy i mówimy, że każdemu będzie dane według jego uczynków, nie mamy prawa tak postępować.

Poszukiwacze nowych prawd, dążący do odkrycia tajemniczego nieznanego, które kryje przed nami grób, musimy być czujni, posuwać się naprzód krok po kroku, nieustannie czatując na wszystko, co może ułatwić nasz postęp. Dlatego nalegam, aby eksperymenty były dokładnie kontrolowane, warunki, w jakich się odbywają, jasno opisane, a wyniki wiernie relacjonowane.

To jest pierwszy i najważniejszy punkt. Z porównania warunków eksperymentów i uzyskanych wyników, jeśli będziemy dobrze obserwować, wyłoni się stopniowo prawo rządzące zjawiskami, zarówno z punktu widzenia fizycznego, jak i duchowego. Nawet częściowa znajomość tego prawa znacznie ułatwi produkcję kolejnych manifestacji. A czy nie o to nam chodzi, zarówno w naszym własnym interesie, jak i w interesie społeczeństwa jako całości, które tym bardziej będzie pod wpływem naszych doktryn, im bardziej będziemy mu przedstawiać bardziej przekonujące i łatwiej powtarzalne fakty? Niech więc istniejące grupy, lub te, które się utworzą, stosują się do tych prostych zasad: niech zapisują w specjalnym rejestrze wszystko, co dotyczy ich sesji, uwzględniając powyższe różne aspekty. Będą pierwszymi, którzy się z tego ucieszą, i oprócz tego, że będą sobie przysługiwać, będą jednocześnie pożyteczni dla sprawy, którą kochają i którą chcielibyśmy zobaczyć triumfującą w zakresie prawdy, która w niej tkwi.

Jest jeszcze drugi punkt, na który chciałbym zwrócić uwagę naszych przyjaciół, ponieważ jest to jeden z tych, które najbardziej zaszkodziły nam w oczach opinii publicznej. Chcę mówić o nadużywaniu wielkich nazwisk w komunikacjach. Istnieje grupa, która jest nieustannie odwiedzana przez najwybitniejsze umysły: poeci, prozaicy, filozofowie, uczeni, teologowie i inni, których ludzkość wydała. Literacka błahostka będzie podpisana przez Voltaire’a; pospolite moralne lub filozoficzne powiedzenie będzie przypisane Bossuetowi, Fénelonowi lub Descartesowi; czternastozgłoskowe wiersze będą miały autorów takich jak Victor Hugo lub Lamartine. Galileusz, Kepler lub Laplace popełnialiby naukowe herezje, których nie dopuściłby się nawet aspirant na maturze z nauk ścisłych.

Ostatnio opowiedziano mi, że w jednym z dużych miast we Francji – nie wymienię nazwy, aby uniknąć jakiejkolwiek osobistości – istnieje grupa, o której mówiono mi, że składa się z inteligentnych i wykształconych osób. Wydaje się, że można tam spotkać osoby mające pewne literackie zasługi. Oto co się tam dzieje: Po modlitwie otwierającej, medium zasypia. Pod wpływem ducha, który go inspiruje, mówi i ogłasza każdemu z innych mediów – zwłaszcza piszących mediów, jak sądzę – który duch będzie się z nim komunikował. Panie X., będziesz miał Rabelais. Pani Z., Fénélon; Panno S., św. Paweł i tak dalej. Każdy nawiązuje kontakt z którymś z wielkich postaci przeszłości. Szukają ich daleko, biorą blisko. Czas ani odległość nie mają znaczenia, pod warunkiem, że są sławni. Czy to poważne? Czy naprawdę sądzicie, że wielkie umysły będą marnować swój czas i wysiłek, aby powiedzieć nam rzeczy, które pierwszy lepszy mógłby powiedzieć równie dobrze? Wyobrażacie sobie Victora Hugo za życia, spędzającego dni na uczeniu dzieci czytania zamiast tworzenia wspaniałych dzieł, które wyniosły go tak wysoko? Albo Flammariona uczącego liczenia w klasie podstawowej, zamiast kontemplować gwiazdy i wprowadzać nas w cuda nauki astronomicznej? Byłoby to okradanie ludzkości, przestępstwo przeciwko ludzkości. To samo dotyczy wielkich duchów zza grobu. Niech przyjdą do nas, gdy znajdą wystarczająco doskonałe instrumenty, aby przekazać swoje myśli, takie jakie są, aby pokazać nam w komunikatach oznaczonych ich pieczęcią, że naprawdę zmarli wracają i wracają ze swoimi zdolnościami nietkniętymi, raczej powiększonymi niż zmniejszonymi: zgoda, nie zaprzeczam temu, choć uważam to za rzadki przypadek. Ale aby przychodzili w sprawach błahych i nieistotnych, odpowiadać na banalne pytania banałami, wygłaszać filozoficzne sentencje, które na odległość dziesięciu mil pachną Prudhomme’em, lub tworzyć kulawą poezję, jednym słowem, manifestować się w sposób, który zmusiłby nas do wniosku o ich ogromnym upadku, czy to dopuszczalne? Szliby prosto przeciwko swojemu celowi. Czego bowiem mogą chcieć, jeśli nie nauczać nas, podnosić nasze myśli do wyższych prawd, uświadamiać nas jednym słowem, że śmierć nie jest końcem bytu? Jeśli jednak mieliby być osłabieni, jak sugerowałyby produkcje, które się im przypisuje, życie przyszłe przestałoby być godne pożądania, ponieważ zamiast być odpowiedzią na potrzebę nieustannego postępu, który w nas tkwi, byłoby raczej regresją, upadkiem, tendencją do powrotu do nicości.
(Ciąg dalszy nastąpi.) H. Sausse.

źródło: DE LA PRATIQUE DE LA MÉDIUMNITÉ by  H. Sausse; LA PAIX UNIVERSELLE, 16 –  30 Novembert 1892.