O Locie Czarownic

pełen tytuł: Sugestywne Podstawy Średniowiecznego Lotu Czarownic
Autor: Dr. Ernst Mannheimer

Cała rozległa demonologia starożytności przetrwała w wierzeniach w diabła z Ewangelii. W czasach, takich jak średniowiecze, kiedy doktryna religijna była alfą i omegą wszelkiej filozofii i mądrości życiowej, która w wyjątkowy sposób kształtowała ludzi na swój obraz i która z pewnością była okresem duchowym: w tamtych czasach wiara w cuda była naturalna, podczas gdy dla oświeconych czasów wydaje się to niepojęte.

Prawidłowe zrozumienie średniowiecznej symboliki jest jednocześnie kluczem do zrozumienia zjawiska czarownic. To, jak i wszystkie inne zjawiska magiczne, ma swoje korzenie w starożytności, a częściowo także w pogańskich wierzeniach germańskich. Zachowały się do nas zaklęcia z czasów starogermańskich. Ogólnie w średniowieczu panowało przekonanie, że każdy, kto czynił cuda bez uprawnień wynikających ze swojej pozycji religijnej, musiał być uznany za czarownika. W cudach Bóg i diabeł, niebo i piekło się stykają. Jedynie interpretacja decyduje.

Nie jest więc tajemnicą, jak średniowiecze doszło do wiary w czarownice, ale fakt, że ta wiara przybrała tak ogromne rozmiary, można wyjaśnić jedynie tym, że rozprzestrzeniła się w formie rozległej infekcji psychicznej. Kiedy lekarze, prawnicy, duchowni i świeccy, wszyscy stany społeczne, wierzyli w czarownice i dopuszczali jedynie różne interpretacje tej wiary, można to zrozumieć jedynie w kontekście psychogenezy całego zjawiska czarownic. Już Wierus wyraził pogląd, że całe zjawisko czarownic opiera się na epidemii. Chociaż sam Wierus jako prawdziwy człowiek średniowiecza nie całkowicie porzucił wiarę w diabła, to jednak zrozumiał już, że było to jedynie diabelskie oszustwo, gdy czarownice twierdziły, że robiły rzeczy, których nigdy nie doświadczyły jako rzeczywistości, a jedynie przeżyły je w swojej wyobraźni.

Zjawisko czarownic nie było więc wynalazkiem kleru, lecz raczej religijną psychozą, która znajdowała wystarczające pożywienie w tradycji, obejmując całe ówczesne chrześcijaństwo i szerząc się indukcyjnie na sprzyjającym gruncie religijnym. Średniowiecze było w ogóle bogate w tego rodzaju uniwersalne psychozy; wystarczy pomyśleć o epidemiach tańca, które zmuszały zarażonych do tańca aż do wyczerpania, czy o bractwach biczowników, które gdziekolwiek się pojawiały, zawsze znajdowały nowych naśladowców. Skoro duch epoki szczególnie sprzyjał rozprzestrzenianiu się takich psychoz, nie można przeoczyć faktu, że wszyscy obłąkani, media, halucynanci itp. byli również uznawani za opętanych przez diabła i zaliczani do gildi diabelskiej. Histeryczki, które mogły występować w średniowieczu w znacznie większej liczbie niż dziś z powodu surowej moralności seksualnej, były najbardziej odpowiednim materiałem do przyjmowania i szerzenia takich indukcyjnych psychoz.

Tak zwany lot czarownic odbywał się w ten sposób, że adeptka wprowadzała się w stan autosugestii lub za pomocą narkotyków, w którym przeżywała podróż na sabat czarownic i związane z tym ceremonie, nauczane w tradycji czarownic, albo jako marzenie-wizję, albo jako halucynację. Jednak same czarownice były oszukane: w psychozie granice między snem a rzeczywistością mogą się zatarć tak bardzo, że wydają się zlewać ze sobą.

Lot czarownic był przeżyciem psychicznym i sugestywnym, a nie rzeczywistym wydarzeniem. Same czarownice wierzyły jednak w rzeczywistość swoich wizji. Jednym z najbardziej popularnych środków wywołujących wyobrażenie lotu czarownic była maść czarownic, sporządzona z różnych ekstraktów. Jeden przepis zawiera mieszankę cykuty, mandragory i wilczej jagody, inny mieszał bieluń, pokrzyk wilcza jagoda i proszek z ropuchy z tłuszczem małych dzieci, które były porywane i gotowane w tym celu. Jeśli jednak sprawiedliwość pochwyciła taką porywaczkę dzieci, kończyła ona oczywiście zawsze na stosie.

Użycie maści czarownic polegało na tym, że adeptka rozbierała się do naga, intensywnie nacierała swoje ciało, a następnie smarowała je maścią, która była szybko wchłaniana przez pory. Wkrótce potem pojawiał się stan transu, a obserwatorzy takich wydarzeń zawsze relacjonowali, że widzieli przygotowaną w ten sposób osobę wykonującą gwałtowne ruchy i uderzającą wokół siebie. Trans i narkotyczne działanie maści były tak silne, że osoby w tym stanie często nie budziły się nawet po silnych uderzeniach, a nawet pozostawały całkowicie niewrażliwe na urazy fizyczne. Po przebudzeniu wierzyły, że rzeczywiście odbyły długą podróż powietrzną.

Oprócz tych maści czarownic, choć znacznie rzadziej, używano także napojów czarownic, które miały podobne działanie. Jednym ze składników tych napojów zawsze była bieluń, która mogła wywołać uczucie latania. Doświadczone czarownice nie potrzebowały już maści, były w stanie dzięki długotrwałemu przyzwyczajeniu wprowadzać się w stan halucynacji autosugestywnie.

Wymaga jednak wyjaśnienia fakt, że różne czarownice twierdziły, iż widziały się nawzajem na sabacie czarownic. Jeśli jednak weźmie się pod uwagę, że gilda czarownic była zamkniętym lokalnym kręgiem, w którym wszyscy się znali, a przed dniami lotów prawdopodobnie odbywały się wspólne spotkania wszystkich gotowych do lotu, to ten nieco dziwny fakt jest wystarczająco wyjaśniony, jeśli nie przyjmie się innego, równie prawdopodobnego wyjaśnienia, że poprzez tortury można było wymusić każde wyznanie, przy czym zadawano jedynie takie pytania, na które oczekiwano pozytywnych odpowiedzi.

Inicjacja na czarownicę odbywała się wśród różnych dziwnych ceremonii. Prawdziwym celem gildy czarownic była zaspokojenie niskich zmysłowych popędów, a „histeryczka” była w średniowieczu z pewnością najbardziej odpowiednią do tego osobą. Nie ma wątpliwości, że do gildy czarownic zaliczano również wiele osób obdarzonych zdolnościami medialnymi. Chociaż do dziś nie wiemy, w jaki sposób medialność łączy się z dziewictwem i seksualnością, to fakt jest jednak udowodniony, że średniowieczna sprawiedliwość karała sugestywne doświadczenia. W aktach procesowych, które relacjonują skazania czarownic, zawsze powraca – choć wymuszone torturami – wyznanie diabelskiego obcowania. Elfy, jaszczurki, potwory z głowami zwierząt miały być owocami tego współżycia.

Aby zostać przyjętym do gildy czarownic, trzeba było najpierw na zawsze wyrzec się Boga i chrześcijaństwa, w zamian za co diabeł obiecywał wszystkie skarby i szczęścia świata. Jak jednak nawet przy tym uniwersalnym zabobonie wyłaniał się element narodowy, można dostrzec w zdumiewającym fakcie, że istniały pewne rodzaje narodowych gild czarownic, których miejsca spotkań zawsze były narodowymi centrami; tak więc niemieckie czarownice spotykały się na Brocken, a hiszpańskie w Aquelarre itd.

Średniowieczny okultyzm miał swoje własne wyjaśnienie dla lotu czarownic. Agrippa i Paracelsus uczyli, że w każdym człowieku tkwi ciało astralne, które może być wysłane przy spokojnym ciele. Ponieważ jednak to ciało astralne było uważane za równie podatne na odbiór jak czuwający, naturalny umysł, czarownice mogły spotykać się i rozpoznawać za pomocą ciała astralnego. Chociaż dzisiaj odrzucamy to wyjaśnienie i uważamy całe zjawisko czarownic za zakorzenione jedynie w sugestywnym doświadczeniu, to średniowieczne czarownictwo pozostaje jednym z najbardziej osobliwych i interesujących rozdziałów w błędach ludzkiej duszy.

źródło:  Die suggestiven Grundlagen des mittell alterlich en Hexenrittes. Von Dr. Ernst Mannheimer; „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, März 1933.