Goethe mówi: „Przesąd jest częścią natury człowieka – przesąd jest poezją życia”. Dlatego nie powinno dziwić, że niektóre grupy zawodowe uchodzą za szczególnie przesądne.
przypis: Z uprzejmą zgodą wydawnictwa Dr. Richard Hummel, Lipsk, pochodzi z niedawno wydanego w trzecim wydaniu dzieła „Księga amuletów i talizmanów. Talizmaniczna astrologia i magia” autorstwa dr. H. R. Laarßa. (Cena broszurowa: 3,80 marki; twarda oprawa: 5,80 marki.)
Do tych grup należą przede wszystkim marynarze, sportowcy i aktorzy, którzy uważają najdziwniejsze przedmioty lub żywe zwierzęta za środki ochronne.
Marynarze uwielbiają koty, ale nie lubią psów. Aktorzy mają swoje specjalne amulety, które często zlecają do wykonania specjalistom i chętnie noszą je ukryte na gołej skórze. Sportowcy, szczególnie lotnicy, są miłośnikami najdziwniejszych talizmanów. Santos Dumont zawsze nosił medalion z wizerunkiem Matki Boskiej, który podarowała mu księżniczka Izabela. Inny lotnik zawsze nosił przy sobie wąsy tygrysa, Graham White zawieszał nad swoją głową na aparacie różowy pantofelek lub fioletową wstążkę, jeszcze inny zawsze miał w kieszeni płaszcza czarnego kotka lub małą mosiężną figurkę przedstawiającą lotnika albo małą srebrną mysz na łańcuszku na szyi – krótko mówiąc, ich amulety są niezliczone, od najprymitywniejszych form po najbardziej wyrafinowane kultowe przedmioty, zarówno u początkujących, jak i u znanych osób.
Bardzo skutecznym okazał się astrologiczny talizman lotniczy, który autor wielokrotnie wykonywał w metalu odpowiednim dla noszącego go. „Człowiek lata w równowadze wagi pod ochronnymi promieniami słońca”.
Nie mniej liczne i dziwne są talizmany automobilistów, których patronem jest św. Krzysztof, który wydaje się szczególnie predysponowany do tej roli, jeśli wierzyć legendzie krążącej o nim. Według niej Krzysztof był olbrzymem, który postanowił służyć tylko najpotężniejszemu na świecie. Kiedy zauważył, że jego pan boi się diabła, przeszedł na służbę szatana. Jednak i ten bał się krzyża. Wtedy olbrzym uznał Chrystusa za swojego pana i mistrza. Ale żaden kapłan nie mógł go ochrzcić, ponieważ nie chciał poddać się wymaganym ćwiczeniom pokutnym. Został więc zatrudniony do przenoszenia pielgrzymów i innych podróżnych przez trudno dostępny strumień. Pewnego razu sam Chrystus, w postaci dziecka, kazał się przenieść przez rzekę, ale dziwnie, delikatne ciałko dziecka tak bardzo obciążało kark olbrzyma, że musiał się głęboko pochylić, a woda na chwilę przelała się nad jego głową.
Tak został ochrzczony przez samego Zbawiciela i nazwany Christo-phorus, niosący Chrystusa, a później został kanonizowany przez Kościół katolicki. Od zawsze był uważany za „obrońcę przed nieprzewidywalnymi wypadkami”, a legenda głosi, że „ten, kto rano spojrzy na jego obraz, tego dnia nie umrze”. Stał się więc symbolem, a w legendzie łatwo dostrzec powód głębokiego poczucia bezpieczeństwa, które emanuje z postaci św. Krzysztofa, przynajmniej dla tych, którzy potrafią wczuć się w tę ideę.
Pewne wydarzenie sprzed kilku lat dodatkowo wzmocniło wiarę w ochronną moc św. Krzysztofa. Królowa Małgorzata z Włoch miała poważny wypadek samochodowy, ale wyszła z niego bez szwanku, przypisując swoje ocalenie ochronnej mocy obrazu św. Krzysztofa, który miała w swoim samochodzie. Od tego czasu święty ten stał się oficjalnym patronem automobilistów w całych Włoszech, a stamtąd wiara ta przyszła również do nas.
Jego panowanie nie pozostało jednak długo niekwestionowane, ponieważ musiał tolerować inne bóstwa obok siebie. W samochodach znajdziemy różnorodne talizmany. Prężny przemysł dostarcza orientalne figurki bogów lub demonów o groteskowej brzydocie, boga szczęścia „Bibi”, tzw. „Touch-Wood” (dotknij drewna!), małą srebrną figurkę chłopca z hebanową główką, którą kierowca powinien dotknąć przed każdą jazdą, modne lalki i pajacyki, srebrną figurkę „Britannii”, bez której królowa Anglii nie wyrusza w żadną podróż samochodową, figurkę św. Barbary, która jest uważana za specjalną patronkę kierowców itd.
Autor, uwzględniając szczególne konstelacje, wykonał kilka „plakietek św. Krzysztofa z symbolami czterech pór roku” w odpowiednich dla kierowcy kolorach i stwierdzono, że „z takiej plakietki emanuje unikalna moc, która daje poczucie spokoju i bezpieczeństwa, które jest odnawiane i wzmacniane przez codzienne patrzenie na nią”.
Najdziwniejszym przesądem kierowców wyścigowych jest zdecydowanie ten dotyczący kotów. Przejechanie kota przed wyścigiem ma przynosić szczęście. Oto kilka przykładów na potwierdzenie: Hemery przejechał kota podczas treningu do wyścigu Vanderbilda w 1905 roku i wygrał. Wagner przejechał kota podczas treningu do tego samego wyścigu w 1906 roku i wygrał. Robertson przejechał kota w 1908 roku i wygrał. Nazzaro przejechał kota podczas treningu do Coppa Florio i wygrał. Nazzaro przejechał kota podczas treningu do Grand Prix w 1907 roku i wygrał. Czy można się dziwić, że w to wierzą?
Nasz „Zeppelin” miał na pokładzie swoje szczęśliwe talizmany podczas pierwszego lotu do Ameryki. Najpierw był to niepozorny drewniany ptak, „ptak szczęścia”, należący do porucznika Prußa i oficera nawigacyjnego von Schillera, którzy przez cały czas wojny służyli na tych samych sterowcach Zeppelin. Wykonali razem 300 lotów, w tym 30 nalotów na Anglię, i wygrali osiem bitew. Mała jaskółka była znakiem szczęścia wszystkich sterowców, którymi sterowali. Talizman ten został trafiony odłamkami czterokrotnie, ale zawsze był ponownie sklejany.
Najoryginalniejszy amulet nosił niewątpliwie główny inżynier Siegle, znany jako szczególnie doświadczony lotnik. Od wielu lat nie rozstawał się podczas swoich licznych lotów na sterowcach Zeppelin ze swoim starym szarym frakiem, i wielu się z niego śmiało, gdy wsiadał na pokład, ubrany w długie czarne skórzane spodnie, brązową skórzaną czapkę i swój frak, który z biegiem lat stał się lekko zielonkawy, a który zdjął dopiero, gdy Z. R. III zakończył swój chwalebny lot.
Widzieliśmy, jak różne mogą być podejścia do talizmanów, jak mimo nowoczesnych poglądów nie da się ich wykorzenić, jak różnie są oceniane i jak głęboko zakorzeniona jest ta wiara w naturze ludzkiej, której tajniki wciąż nie są w pełni zbadane.
„Dziwne”, mówi Novalis, „że wnętrze człowieka dotąd było tak słabo zbadane i tak bezdusznie traktowane. Tak zwana psychologia jest również jedną z masek, które zajmują miejsce w świątyni, gdzie powinny stać prawdziwe wizerunki bogów”.
Znane historyczne talizmany
Jak widzieliśmy, talizmany odgrywają rolę nie tylko w życiu ludu, ale także wśród wyższych sfer i rządzących, ciesząc się zawsze dużym szacunkiem i uznaniem, i tak jest do dziś. Przypomnijmy kilka tzw. historycznych talizmanów, o których wiemy z autentycznych źródeł.
Napoleon I posiadał pierścień, który miał chronić przed przedwczesną śmiercią i który przekazał swoim potomkom. Również Napoleon III nosił go, ale jego syn Lulu odmówił zdjęcia go z palca swojego ojca leżącego na łożu śmierci. Przesądni ludzie później wiązali to z jego gwałtowną śmiercią – jak wiadomo, wkrótce potem zginął od włóczni Zulusów w Afryce.
Nie należy lekkomyślnie rozstawać się ze swoim talizmanem
Wydarzenie z życia Napoleona I
Poniższe charakterystyczne wydarzenie z życia Napoleona I., opisane w biografii księcia Schwarzenberga, wydaje się potwierdzać, że nie należy lekkomyślnie rozstawać się ze swoim talizmanem. Napoleon I. wręczył na przyjęciu żonie księcia, ówczesnemu ambasadorowi austriackiemu na jego dworze, skarabeusza, mówiąc mniej więcej tak: „Weź ten talizman, który nosiłem od czasów Egiptu, spełnił swoje zadanie, już go nie potrzebuję”. Opowiedział jej, że zdobył ten kamień w grobowcu królewskim podczas swoich kampanii w Egipcie i że od tego czasu towarzyszył mu we wszystkich jego kampaniach, chroniąc go.
To wydarzenie miało miejsce niedługo po narodzinach jego syna, króla Rzymu. Napoleon uznał, że może obejść się bez tego starożytnego egipskiego amuletu, gdyż miał już dziedzica do swojego samodzielnie stworzonego tronu i uważał, że jego ambicje zostały tym samym ukoronowane sukcesem. W rzeczywistości jednak szczęście odwróciło się od niego po tym, jak lekkomyślnie rozstał się ze swoim kamieniem szczęścia.
Księżna Schwarzenberg kazała oprawić skarabeusza w broszkę, która podobno do dziś znajduje się w posiadaniu rodziny książęcej.
Również współcześni władcy nie wzgardzili korzystaniem z tych magnesów szczęścia. Król Edward VII nosił bransoletkę, z którą nigdy się nie rozstawał; pochodziła ona od nieszczęsnego cesarza Maksymiliana z Meksyku i trafiła do króla dopiero po jego śmierci. Królowa Maria z Anglii nosi jako talizman na bransoletce małego psa z kości słoniowej, który został jej podarowany wiele lat temu.
Car Mikołaj II z Rosji posiadał pierścień z kawałkiem drewna, które miało pochodzić z krzyża Chrystusa. Car nigdy nie wychodził bez tego pierścienia, wierząc, że chroni go przed wszelkimi nieszczęściami.
Wiadomo, że stary cesarz Wilhelm I szczególnie cenił lapis lazuli i chabry, które chętnie nosił. Jego wnuk Wilhelm II, o czym mniej wiadomo, zawsze nosił w małej złotej kapsule kawałek materializowanego welonu, który otrzymał na seansie spirytystycznym od medium. Były cesarz Wilhelm posiadał także pierścień, który zawsze nosił i uważał za swój talizman. Ten pierścień wiąże się z niezwykłą legendą. Za czasów elektora Jana z Brandenburgii, jednego z pierwszych Hohenzollernów, złodziej włamał się do sypialni księcia i zostawił na jego łóżku mały, bezwartościowy kamień, po czym zniknął w ciemnościach nocy. Kamień ten został zachowany i od tamtego dnia należy do skarbów domu Hohenzollernów. Ojciec Fryderyka Wielkiego kazał oprawić kamień w pierścień i od tamtej pory różni monarchowie nie rozstawali się z nim. Wilhelm II posiadał również drugi pierścień, który od wieków miał reputację chroniącego swojego właściciela przed wszelkim złem. Ten pierścień pochodzi z czasów, gdy margrabiowie Norymbergi wyruszyli, aby wyzwolić Grób Święty, i podobno został zdobyty przez margrabiego Ulricha w Jerozolimie po krwawej walce z Saracenem. Cesarz Wilhelm nosił ten pierścień na środkowym palcu lewej ręki. Pierścień jest wykonany z masywnego złota i zawiera jedynie kwadratowy ciemny kamień. Ulubionym kamieniem cesarza jest agat, który, jak się mówi, zapewnia długie życie i zdrowie swojemu właścicielowi.
Wiele mówiło się o amulecie amerykańskiego prezydenta Theodora Roosevelta, który stał się przedmiotem afery kradzieży. Talizman Roosevelta to mały kawałek drewna oprawiony w platynę. Nosił ten kawałek drewna zawsze w swoim zegarku. Amulet miał swoje unikalne pochodzenie. Dziadek Roosevelta otrzymał go podobno podczas podróży na Wschód od fakira, który zapewnił go, że amulet pochodzi z kory świętego drzewa Buddy w lesie Uruwela. Roosevelt zawsze przypisywał swoje sukcesy, przynajmniej częściowo, szczęśliwej mocy tego talizmanu. Jego ból był więc ogromny, gdy pewnego dnia talizman zniknął bez śladu. Zegarek Roosevelta, w którym zamknięty był amulet, został skradziony wraz z innymi klejnotami. Później udało się aresztować złodzieja, którym okazał się służący Roosevelta. Chociaż część łupu została odzyskana, zegarek ani amulet nigdy się nie odnalazły.
Talizman podczas wojny światowej
Jest rzeczą oczywistą, że miniona wojna światowa szczególnie przyczyniła się do ożywienia wiary w talizmany. W gazetach z tamtych czasów znajdziemy liczne relacje zarówno od przyjaciół, jak i wrogów, które pokazują, jak powszechny jest ten zwyczaj zarówno wśród ludzi cywilizowanych, jak i dzikich.
Najpopularniejszymi wojennymi amuletami były blaszki z wizerunkami Jezusa lub Matki Boskiej, pierścienie szczęścia z inskrypcjami takimi jak „Przez walkę do zwycięstwa”, „Bóg cię chroni”, „Szczęście wojenne”, a także tzw. błogosławieństwa kul, podkowy, czterolistne koniczyny (najczęściej wręczane przy pożegnaniu przez ukochane osoby) oraz szczególnie pociski lub odłamki granatów, które szczęśliwie usunięto z ran.
Francuska ludność na terenach okupowanych również nosiła różne talizmany, najczęściej amulety ochronne w postaci poświęconych monet. Paryżanie wybrali sobie jako świętych patronów dwa groteskowe wełniane lalki, zwane Ninette i Rintintin.
Sprytni reporterzy przepytywali wielu żołnierzy i słuchali ich opowieści, z których możemy wyciągnąć kilka interesujących nas historii.
Jeden z posłańców opowiadał o swoim doświadczeniu w Polsce. Podczas samotnej jazdy nagle zobaczył rosyjskiego kapitana wychodzącego z lasu. Rosjanin, zaalarmowany odgłosem kopyt, strzelił i zabił konia pod niemieckim żołnierzem. Niemiec rzucił się na kapitana i przyłożył mu pistolet do nosa. Rosjanin podniósł ręce do góry, ratując tym samym swoje życie. Z wdzięczności za to, że nie został zastrzelony, wręczył Niemcowi swoją zegarek. Później nasz żołnierz odkrył pod pokrywą zegarka pukiel blond włosów dziewczyny – zegarek więc w pewnym sensie okazał się talizmanem.
Węgierski huzar opowiada o cudownym ocaleniu swojego porucznika. Hrabia v. H. wraz z kolegą zapuścił się zbyt daleko podczas zwiadu i obaj ukryli się w pozornie pustej stodole. Zostali tam odkryci przez Rosjan i ciężko ranni w walce wręcz. Kolega został przebity na śmierć, leżąc już na ziemi, a Rosjanin nachylił się nad porucznikiem, aby wbić mu nóż w pierś. Porucznik wyciągnął w lewą, zdrową rękę wizerunek świętego, który nosił na piersi na złotej medalionie. Rosjanin zawahał się, wstrzymał cios i się przeżegnał. W tym momencie zabrzmiał sygnał rogu nadciągających Austriaków; jego przeciwnik puścił oficerowi wiązankę przekleństw i uciekł. Porucznik został odnaleziony przez swoich towarzyszy, nieprzytomny z powodu utraty krwi, kurczowo trzymający w ręku obraz Matki Boskiej. Dzięki starannej opiece udało mu się przeżyć – talizman, który matka zawiesiła mu na szyi przed wyjazdem, ocalił jej „jedynego syna”.
Inny „szczęśliwy przypadek” wydarzył się na froncie zachodnim. Kapitan zgubił pierścień, który nosił jako talizman, podczas drogi do schronu. O świcie wyszedł ze schronu, aby go poszukać i przeszedł krótką odległość. W tym czasie pocisk trafił bezpośrednio w stanowisko, przebił dach schronu i zabił wszystkich znajdujących się tam kolegów, a on sam uniknął śmierci.
Takie i podobne przypadki mogły się wydarzyć setki razy, a każdy może je interpretować zgodnie ze swoimi poglądami. Według naszego okultystycznego poglądu, życie człowieka jest do pewnego stopnia z góry przeznaczone, a każdy musi instynktownie działać w tym duchu.
źródło: Moderne Talismane und Amulette. Von Dr. R. H. Laarß; „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, März 1933.