Nowa księga o magii
Dr Joseph Ennemoser opracował na nowo swoją Historię magnetyzmu zwierzęcego (Lipsk, Brockhaus 1844), której pierwszy tom zawiera Historię magii — wydaną również osobno pod osobnym tytułem.
Spis treści obejmuje:
Wstęp.
Część I: O magii i jej częściach w ogólności.
-
Dział 1: Wizje
-
Dział 2: Sny
-
Dział 3: Wróżbiarstwo
-
Dział 4: Teoretyczne poglądy na istotę magii jako takiej
Część II: Magia u ludów starożytnych, szczególnie u ludów Wschodu, Egipcjan i Izraelitów
-
Dział 1: Magia u ludów Wschodu
-
Dział 2: Magia u Egipcjan
-
Dział 3: Magia u Izraelitów
-
A. Stary Testament
-
B. Nowy Testament
-
C. Chrześcijaństwo
-
Część III: Magia u Greków i Rzymian
-
Dział 1: Magia u Greków
-
Dział 2: Magia u Rzymian
Część IV: Magia u ludów germańskich
-
Dział 1: Magia u starożytnych Niemców i ludów nordyckich
-
Dział 2: Magia średniowieczna
-
Dział 3: Mistyczne poglądy i próby filozoficznego wyjaśnienia magii w średniowieczu
Jak widać, autor wyznaczył swojemu tematowi bardzo szerokie pole — i słusznie. Wszystko bowiem, co rozumiemy przez wiedzę tajemną, wyższą znajomość, mistykę, tajemną filozofię czy ukryte siły natury itd., należy do królestwa magii i było w starożytności uważane za wyższy stopień uczoności — przynależny doświadczonym i wypróbowanym wtajemniczonym lub przedmiot ich badań i dążeń.
Zawsze istnieją dwa główne obszary wiedzy: wiedza jawna, czyli niższa, oraz wiedza ukryta, czyli wyższa. Im bardziej rozwinięta była ta pierwsza i im bardziej duma rozumu opierała się na niej, tym bardziej druga była zaniedbywana, lekceważona i wyszydzana. A jednak to do niej należy również nauka o Bogu, bez której popadamy w zwierzęcość, a za którą tęsknimy z naturalnej potrzeby — potrzeby, którą zwykle nazywa się religią naturalną.
Autor wychodzi w swojej doktrynie magicznej od magnetyzmu zwierzęcego, który zaprowadził go do ogólniejszych ujęć, i który — jak twierdzi — został rzeczywiście dany przez boską opatrzność, aby przyciągnąć świat uczonych z powrotem z poziomu niższego ku wyższemu.
Po omówieniu literackich uwag dotyczących magnesu i ogólnego magnetyzmu, autor przechodzi do Mesmera jako „prawdziwego odkrywcy sztuki zoomagnetycznej”. Następnie stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego magnetyzm wciąż spotyka się z tak małym uznaniem, a mimo to zdobył postępujące zaufanie dzięki korzystnemu zwrotowi losu.
Rozwija dalej we wstępie następujące kwestie:
-
jakie odkrycia zostały dokonane dzięki magnetyzmowi lub są jeszcze oczekiwane w ciemnych obszarach nauki,
-
różnice między czasami dawnymi a współczesnymi w odniesieniu do zmysłów, instynktu i pozostałości wiedzy.
W tej ostatniej refleksji jednak, zdaje się, że osobowe, duchowe czynniki w antycznym sposobie postrzegania zostały zbyt mocno odsunięte na bok, a zbyt wielką rolę przypisano czystej subiektywności (czyli fantazji hipostatyzującej i personifikującej) — co jest punktem, do którego jeszcze powrócimy.
Styl pisania tej książki, choć pełen mocy językowej, jest zbyt rozwlekły — zwłaszcza we wstępie, w którym nie brakuje powtórzeń, co sprawia, że czytelnik nie jest w stanie w pełni ogarnąć i zapamiętać treści.
Książka liczy ponad 1000 stron. Jest to bardzo bogaty zbiór materiałów, jednak byłaby bardziej przystępna i cenniejsza w odbiorze, gdyby została skrócona.
Podobnie nikt nie powinien mówić o magii – to znaczy oceniać jej lub tworzyć krytyczny system magii – kto sam nie jest prawdziwym magiem lub przynajmniej nie jest w stanie ogarnąć teoretycznie wszystkich gałęzi magii.
W przeciwnym razie zawsze będzie ujęcie jednostronne. Ponieważ autor doszedł do badań nad magią poprzez magnetyzm i somnambulizm, to właśnie ten aspekt dominuje u niego niemal wszędzie lub przynajmniej leży w tle jako źródło wyjaśnień.
To z kolei powoduje, że autor bardzo skłania się ku subiektywizmowi, a jego wiara w obiektywność wydaje się chwiejna, jeśli nie wręcz nieobecna. Brakuje mu przy tym innej, nawet ważniejszej podstawy, która jest niejako powiązana z powyższą.
Choć jego szacunek wobec chrześcijaństwa zasługuje na pochwałę (przy czym słusznie przyznaje również starożytnym poganom głębokie przeczucie boskości, mimo że oddawali cześć swoim pięknym fetyszom), to jednak nie przyjmuje – jak należałoby tego oczekiwać – Biblii jako jedynej pewnej normy sądu.
W konsekwencji cudowności objawienia izraelsko-chrześcijańskiego zostają poddane w wątpliwość, a żaden z jego elementów nie pozostaje zabezpieczony przed subiektywistycznym rozkładem i rozwiązaniem.
Oczywiście należy nie tylko przyznać, że pytanie, czy dane widzenie jest obiektywną percepcją, czy też subiektywnym wytworem wyobraźni, w wielu przypadkach pozostaje niejasne dla tych, którzy stoją „po tej stronie zasłony”.
Trzeba również dopuścić możliwość, że duchowe istoty – nawet jeśli nie są obecne w sensie fizycznym – mogą wywierać taki wpływ na plastyczne zdolności jasnowidza, że ten uznaje je za obecne, odczuwa ich bliskość i może z nimi rozmawiać.
Innymi słowy, potrafią one wywołać w nim wrażenie swojej obecności – co jest zupełnie naturalne w przypadku najwyższych osobowych objawień, takich jak Chrystus, aniołowie czy święci apostolscy.
A jednak, mimo wszystko, takie wrażenie obecności różni się zasadniczo od czystej samowyobrażeniowości i opiera się na realnym obiekcie, który dzięki jego magicznym zdolnościom przedstawia się widzącemu z wnętrza jego własnego „ja”, jako odrębne widzenie – obraz zewnętrzny wobec własnego wnętrza.
Tego rodzaju realne oddziaływania są możliwe zarówno w dobrej, jak i złej magii, i zostają dodatkowo potwierdzone przez pojęcie nieistotności granic przestrzeni (czyli że duchowe oddziaływania nie podlegają ograniczeniom miejsca).
Za najtrafniejsze i najowocniejsze można uznać podział magii na trzy stopnie: elementarną, astralną i boską, zgodnie z którym obejmuje ona medycynę, astrologię i teologię.
Magnetyzm należy w pierwszej kolejności do magii elementarnej, następnie – poprzez jasnowidzenie – do magii astralnej (ponieważ dusza i życie nerwowe są szczególnie powiązane z ciałami niebieskimi), a ostatecznie, jeśli sięga ku kontemplacji boskości, do magii boskiej.
Ten systematyczny podział – znany również u Paracelsusa i Corneliusa Agrippy (s. 897 i 916) – daje spekulacji wyraźną normę, a tematowi – zarys, który wymaga jedynie uzupełnienia przez konkretne rozdziały, wśród których magnetyzm nie jest jedynym.
Wprawdzie autor zapowiedział, że przedstawi historię, a nie teorię magii, ale – jak sam wykazuje – trudno te dwie rzeczy całkowicie rozdzielić. W rzeczywistości każdy z tych rozdziałów zasługuje na własną odrębną historię.
U autora jednak tematy te silnie się przenikają i koncentrują głównie wokół magnetyzmu i jasnowidzenia.
Także jego ujęcie historyczne nie jest do końca prawdziwe. Na przykład na s. 340 i nast. oraz 766 i nast. powtarza współczesną naukową doktrynę, że Żydzi podczas swojego uwięzienia w Chaldei lub Babilonii „zostali zaszczepieni magią i teurgią oraz całą orientalną demonologią i przynieśli ją do Kanaanu” – i że właśnie w czasie asyryjskiej niewoli przyjęli szczególnie ideę Szatana oraz dobrych i złych aniołów.
Nie można wprawdzie zaprzeczyć, że w chaldeizmie i parsizmie odnaleźli oni silne podobieństwo do własnej wiedzy demonologicznej, a także możliwości jej dalszego rozwinięcia, co po powrocie do ojczyzny, kiedy ich wcześniejsze skłonności do bałwochwalstwa osłabły, mogli bez obaw przyznać.
Jednak idee aniołów i diabłów nie mają wyłącznie pochodzenia azjatycko-bliskowschodniego, a Szatan i jego upadek pojawia się wystarczająco wyraźnie już w mosaicznej opowieści o stworzeniu świata – dla tego, kto potrafi czytać między wierszami.
Uczeni nie znają Remasim (wskazówek) Pisma – nie mają do nich żadnych „czuciowych czułek”, a jedynie kpinę wobec tych, którzy je rozumieją. Mogliby bez szkody rozejrzeć się nieco życzliwiej po naukach Keil-El, czyli po Kabale – tym cennym, choć podlegającym krytyce, dziedzictwie przodków, o którym autor pisze w ogólnym rozdziale, opierając się na znakomitych dziełach Molitora.
W rozdziale o wizjach poziomy ich przejawiania się zostały oznaczone arbitralnymi określeniami. Jak czytamy na s. 105:
„Ostatecznie jeszcze wyższym stopniem niż ekstaza jest jasnowidzenie oraz prawdziwe uniesienie.”
Prowadzi to do niejasności w przedstawionej teorii.
W rozdziale o snach znajdują się ciekawe, bardziej ogólne obserwacje dotyczące historii ludzkości, które jednak mają niewiele wspólnego z tytułem rozdziału. Do ważnych snów należą również te, które nie pozostają w pamięci śniącego, ale powracają do niego później na jawie jako jego własne myśli – co może tłumaczyć wiele rzeczy, zarówno dobrych, jak i złych.
Do czego może prowadzić subiektywizm, widać np. na przykładzie tego, co autor mówi o Balaamie (s. 420):
„Myli on swoje subiektywne widzenie z aniołem i przenosi je nawet na swoją oślicę, która teraz również widzi anioła stojącego z obnażonym mieczem na drodze i zaczyna z nim, swoim jeźdźcem, prowadzić karcący dialog.”
Tymczasem według 4 Mojż. 22, 22 i nast. to oślica pierwsza zobaczyła anioła, a więc to ona mogłaby – według tej logiki – przenieść swoje subiektywne widzenie na Balaama.
Jakże więc autor może twierdzić (s. 488):
„Ewangelie nie zawierają żadnej nauki o realnym bractwie złych duchów i ich praktykach”?
A co w takim razie napisano w Ewangelii Jana 8 oraz w innych miejscach przytoczonych na s. 772? A co z wszystkimi przypadkami opętania?
Czyżby ludzie, po tym jak diabeł wraz ze swoimi zastępami został wypędzony z Babilonu, w swym somnambulicznym szale zaczęli sobie wyobrażać, że te duchy się w nich zakwaterowały? Czy Chrystus powiedział kiedykolwiek, że opętania były tylko złudzeniem?
Wystarczyłby jeden jedyny cytat. To samo dotyczy dobrych aniołów, którzy rzekomo również mają pochodzić z Babilonu!
Mimo iż poglądy autora zawierają wiele piękna i prawdy – szczególnie jeśli chodzi o proroczą zdolność człowieka, o mitologie ludów starożytnych jako oparte na ukrytej wiedzy przyrodniczej, czy o autorów takich jak Paracelsus, Jakob Böhme i inni – to jednak jego książkę można polecić tylko czytelnikom o nastawieniu krytycznym, których jednak w tej dziedzinie jest nadal mniej niż bezkrytycznych.
Ci bardziej krytyczni znajdą z pewnością jeszcze więcej rzeczy do skomentowania – zarówno w kwestiach głównych, jak i pobocznych – niż te, które tutaj zostały wspomniane.
Do takich pobocznych należy np. błąd z s. 964, gdzie autor uznaje Mistrza Martinistów za św. Marcina, który był tylko najpłodniejszym uczniem właściwego twórcy, Hiszpana Martineza Pasqualisa.
Inne osoby i pisma magiczne również zostały pominięte – np. Księga Arbatela, dzieło Wellinga itd.
Na koniec należy też ubolewać nad dużą liczbą niepoprawionych błędów drukarskich, np.:
-
s. 83 – „sirim” zamiast „Seins” albo „sit-jin”
-
s. 90 – „Zephir Gjlgukittt” zamiast „Sephiroth Gilgulim”
-
s. 169 – „Rati” zamiast „Nishi” (przy czym twierdzenie, że to słowo oznacza „obłąkanego”, jest błędne – i wydaje się wynikać wyłącznie z szyderczych wypowiedzi w 2 Król. 9, 11 i Jer. 29, 26, choć według etymologii chaldejskiej taka interpretacja byłaby możliwa)
-
s. 203 – „Nishi reich” zamiast „roch” („nabi” znaczy widzący prorok, a nie „nabi-roth”)
-
s. 223 – „Mater” zamiast „Meyer”
-
s. 239 – „schattigen” zamiast „stolzigen”
…i wiele, wiele innych.
źródło: Ein neues Buch von der Magie; MAGIKON Stuttgart 1845.