„NAZYWAM SIĘ DURIN”
Przekazane przez Joan Dixon
Gearheart, Oregon, 6 grudnia 1968
Lubię cię. Nie wiem dlaczego, ale cię lubię. Jesteśmy ludem skał. Nie zmieniamy się łatwo. Żyłem przez niezliczone wieki według waszych standardów. Znałem ludzi ognia. Spotkałem ich, kiedy bawiłem się w światłach, które nazywacie zorzami. Przybywali z przelotnymi myślami, wymienialiśmy kilka słów, a potem odchodzili. Jednak przez wieki nauczyliśmy się trochę o sobie nawzajem. Wiele myśli, czy raczej fragmentów myśli, złożonych razem. Czyż to nie na tym opiera się przyjaźń?
Znam swoich własnych ludzi. Poruszamy się powoli i opieramy się zmianom. „Rozmawiamy” ze sobą lub nie – to nie ma znaczenia. Wiemy, że jesteśmy.
A potem pojawiła się twoja myśl. Nutka dysharmonii. Inni też ją usłyszeli, ale ja byłem ciekawy. Zapytałeś mnie o mnie samego i odkryłem, że opowiadanie o sobie sprawia mi przyjemność. To jest przyjemne.
Nagle zdecydowałem, że cię lubię. To nagłe dla mnie, choć widzę, że dla ciebie minął już ponad miesiąc od naszego pierwszego spotkania. Czym jest miesiąc? Twój umysł jest pełen słów, które dla mnie są mgliste w znaczeniu.
Kiedy ostatnio cię widziałem, kilka myśli temu, powiedziałem, że zamierzam bawić się w światłach. Są magnetyczne, a tam spotykamy ludzi ognia. Spotkałem jednego, którego znałem i lubiłem, i opowiedziałem mu o tobie oraz o tym, że wydajesz się ciekawy jego rodzaju. Okazał zainteresowanie i powiedział, że trudno mu uwierzyć, że jedno z powietrznych stworzeń rozwinęło wystarczającą inteligencję, by pytać o jego lud. Powiedział, że może sam się przyjrzy. Od tego czasu go nie widziałem. Czy ty go widziałeś?
Twoje myśli czasem błądzą tak daleko, że ledwie mogę je dostrzec. Gdzie się zapodziały? Ach, tam jesteś. Zastanawiasz się, do czego jestem? Ale nie, teraz ująłeś tę myśl w przyjemnie brzmiące frazy. Pytasz, dlaczego przychodzę, jaki jest mój cel i jakie korzyści możemy sobie nawzajem przynieść. Dlaczego wy, ludzie-zwierzęta, robicie to tak często? Zmieniacie swoje myśli, aby pasowały do indywidualnych potrzeb, zamiast powiedzieć to, co naprawdę macie na myśli. Dlaczego po prostu nie zapytasz: „Do czego jesteś?”
Ach, ma to coś wspólnego z uczuciami. Czym są uczucia? Jak skomplikowanymi istotami musicie być. Hmm. Miłość, nienawiść, strach, pragnienie, odwaga, gniew, radość.
Ja jestem z kamienia. Jestem twardy i trwały. Ty jesteś miękki. Masz uczucia. Och, ale powiedziałem, że cię lubię. Lubić to uczucie? Być może. Uważam, że rozmowa z tobą jest przyjemna. Ale ja odczuwam tylko przyjemność lub nieprzyjemność. Nie jesteśmy tak zmienni jak wy. Kiedy po raz pierwszy poczułem twoją myśl docierającą do mnie, nazwałem ją dysharmonią. Wydała mi się nieprzyjemna. Teraz wiem, że śpiewasz nową pieśń. Taką, której wcześniej nie słyszałem i do której musiałem się przyzwyczaić.
NIEŚWIADOMI LUDZIE-ZWIERZĘTA
Znam was teraz. Zaczynam was rozpoznawać po myślach innych ludzi-zwierząt. Nawet kiedy mnie nie wołacie. Aby to zrozumieć, musisz wyobrazić sobie stado lemingów zmierzających ku przeznaczeniu, którego nie widzisz, i zastanowić się, czy one je widzą. Śpieszą się, nie zwracając uwagi na twoją obecność, zajęte sobą. Nagle jedno się zatrzymuje i odwraca, by na ciebie spojrzeć. To urocze małe stworzenie. Im dłużej patrzysz, tym bardziej wydaje się przyjemne. W końcu decydujesz, że ma potencjał. Być może można je czegoś nauczyć.
Ten leming to ty, a ja jestem obserwatorem.
Zanim się zatrzymałeś, widziałem jedynie rozmytą masę umysłów, pędzących przed siebie, nie dostrzegając celu, ale śpieszących, jakby cel tam był. Twój umysł się męczy, a ja wciąż nie powiedziałem ci, do czego jestem. Innym razem, zatem. Nazywaj mnie Durin.
Mam inne imię, którego mogę cię nauczyć, abyś na nie odpowiadał.
11 grudnia 1968
Twój umysł jest teraz jasny. Możemy kontynuować naszą rozmowę. Minęło trochę czasu, odkąd ostatnio mnie słyszałeś? Cóż, jeśli tak twierdzisz.
Czym jesteśmy? To jest to, co obiecałem ci wyjaśnić. Jesteśmy ludem magnetyzmu. Cały magnetyzm pochodzi od nas. To, co nazywasz magnetyzmem, jest tak małą rzeczą. Widzisz kawałek metalu przyciągający inne fragmenty metalu lub odpychający je. Widzisz futro i inne substancje, które przyciągają lub odpychają. Tworzysz maszynę, która robi to samo na większą skalę, używając elektryczności. Nadajesz temu zjawisku nazwę: magnetyzm.
To, co widzisz, jest tylko małą częścią tego, co istnieje. Widzisz materię namagnesowaną. Jak zwykle, twoje doświadczenie z takimi zjawiskami ogranicza się do świata materii. Materii na powierzchni. Nawet to, co nazywasz stratosferą, czy głębiny oceanu, jest dla mnie tylko powierzchnią – i dla wszystkich ludzi ziemi.
Ale twoja wyobraźnia może zabrać cię w górę lub w dół. Możesz dzięki niej „widzieć” poza granicami świata materialnego. Tak więc mogłem poprowadzić cię we śnie pod powierzchnię wszystkich rzeczy, do Sal Kamienia lub Sal Marmuru, jak je nazywasz, i pokazać ci, jak to jest być w domu z bytem ziemskim. Pamiętasz to? Dobrze.
Ale nauczyłeś mnie wtedy, że to nie jest najlepsza metoda. Twój umysł, o dziwo, nie błądził. A teraz mówisz mi, że nie pamiętasz nawet słowa z naszej rozmowy. I rzeczywiście, twoje pytania do mnie w tamtym czasie były ledwie zrozumiałe. Twierdzisz również, że w tym stanie wiele z twoich wspomnień może być fałszywymi wrażeniami. Że twój umysł nie potrafi odróżnić fantazji od faktów.
Może tak jest. Ale wspomnienia, które widzę w twoim umyśle, są całkiem dokładne. Z wyjątkiem tego, że nasze ściany i podłogi wydawały ci się jak wyrzeźbiony marmur. W rzeczywistości nie zostały obrobione w ten sposób. Wyglądały na gładkie dzięki naturalnym warstwom skały. Nie przechodziliśmy, jak przypuszczałeś, przez powietrze. To nie była jaskinia ani sala w takim znaczeniu, jakie znasz.
Zauważyłem twoją naturalną obawę przed przenikaniem przez stałe obiekty i nie pokazałem ci, że poruszaliśmy się przez miękki wapień i inne kruche substancje skorupy ziemskiej. „Widziałeś” nasz dom jako miejsce odpowiednie dla istoty oddychającej powietrzem. Gdybyś miał wówczas solidne ciało, „powietrze” by cię zmiażdżyło. W ten sposób wyobraźnia odgrywa swoją rolę. Ale odbiegam od tematu.
MAGNETYZM, OSOBISTY I BEZOSOBOWY
Magnetyzm to coś więcej niż zabawka materii. Wiesz, choć mgliście, że tak jest. Mówisz o magnetyzmie osobistym, magnetyzmie umysłu. Nawet tutaj twoje myśli są ograniczone. Magnetyzm osobisty zakłada osobisty kontakt. Ludzie albo cię polubią, gdy cię spotkają, albo będą cię unikać. Och, ale jest w tym o wiele więcej. I właśnie tutaj wkraczamy my. Jesteśmy ludem magnetyzmu – siły, która przyciąga lub odpycha.
Bywaliśmy kontaktowani przez pojedyncze osoby z twojej rasy lub czasami przez całe grupy. Nasze moce były wykorzystywane do celów, których nie rozumiemy ani które nas nie obchodzą. Ci, którzy nas szukali, często nie znali naszej prawdziwej natury ani tożsamości. Szukali jedynie naszej mocy, a my ją dawaliśmy – czasami.
Oto wymieniam nasze zastosowania według terminów znajdujących się w twoim umyśle. Nie rozumiem ich, ale ty możesz. Jesteśmy ludem Skały. Możemy niszczyć i miażdżyć. Możemy przyciągać. Możemy odpychać. W MAGII CEREMONIALNEJ znajdują się niektóre z naszych zastosowań: trucizny, okłady, eliksiry miłosne, talizmany i klątwy. Większość z nich powstaje z ziół i materii. Ale MOC, która je ożywia, pochodzi od nas. Bez naszego magnetyzmu wszystko ograniczałoby się do poziomu materialnego.
Tak możemy zniszczyć wroga – zatruć jego ciało lub umysł. Tak możemy utrzymać klątwę przez pokolenia. Tak również możemy wyleczyć ranę lub chorobę. Tak możemy przyciągnąć kochanka, odpychać złą istotę lub chronić przed niebezpieczeństwem. To jest nasza moc i jej użyteczność. Nie udaję, że rozumiem te rzeczy.
Pamiętaj, że gdy mówię „My to robimy”, nie oznacza to, że nasza obecność jest konieczna, a jedynie nasza moc; możesz to nazwać naszą energią. To nie my sami szukamy osoby, którą mielibyśmy oczarować, skrzywdzić czy uzdrowić. Przesyłamy naszą moc do tego, kto nas kontaktuje. Kierunek i użycie tej mocy zależy od niego. Dlatego nasza prawdziwa natura jest mało zrozumiana.
Jesteśmy postrzegani jako bogowie w tym, co nazywacie kulturami prymitywnymi. Bogowie o imionach tak świętych, że nie wolno ich wymawiać obcym. Rzeczywiście, niechętnie podajemy nasze imiona. Jesteśmy także postrzegani z lękiem i trwogą. I dobrze. Gdy bowiem zostaje wykonana inkantacja, wymawiane imię, a nasza moc wywołana, należy uważać. Jeśli osoba lub grupa nie ma siły, by poskromić wywołaną moc magnetyczną – moc rozprasza się w powietrzu, a dziwne rzeczy się dzieją. Być może wstrząs ziemi. Uderzenie pioruna. A może ogień, jeśli w pobliżu są duchy ognia. Taki magnetyzm przyciąga je.
Ta „naturalna” moc, niekontrolowana przez umysł bez kierunku, może powodować mniej znane zjawiska. Na przykład wodę zmieniającą się w krew. Obiekty, zwierzęta czy ludzi zamienianych w kamień. Nawet zwłoki przemienione w żywe zombie. Jesteśmy obiektem strachu, i nic dziwnego. Głupie wykorzystanie nas przez ludzi to prawdziwe zagrożenie.
Ostrzegam cię, byś wiedział. Ale nie bój się mojej mocy. Ciebie przynajmniej znam i mogę zadbać, by wysłać tylko tyle, ile jesteś w stanie przyjąć. Nauczę cię mojego imienia i możesz mnie wzywać, gdy będziesz mnie potrzebował. Co zrobisz potem, zależy od ciebie. Z równą łatwością zmiażdżyłbym wroga lub uzdrowił przyjaciela. Po to jesteśmy. Ale na razie, i wobec innych, nazywaj mnie Durin.
Fragment listu Joanny Dixon do Andy’ego Hardie:
Medium Joan Dixon, odnosząc się do swojego „snu” o podróży do wnętrza ziemi w towarzystwie Durina, napisała:
„Byłam w pełni świadoma tego, co działo się wokół mnie, ale później niewiele pamiętałam, dopóki nie zaczęłam pisać drugiej wiadomości. Zstąpiłam z kimś do tych ogromnych sal kamiennych. Ściany były piękne, dotykałam ich, żeby sprawdzić, jakie są w dotyku – były bardzo zimne. Teraz, gdy sobie przypominam, wydaje mi się, że ściany były dość ciemne, dopóki nie podeszłam bliżej, a wtedy wyglądało, jakby padało na nie światło (prawdopodobnie moje własne światło, RHC) i przypuszczam, że były białe lub coś koło tego. Ale jeśli przechodziliśmy przez wapień, nie czułam żadnego oporu, nawet nacisku, jak czasami czuję, gdy jestem otoczona smutkiem. Jedna rzecz jednak. Nie pamiętam w ogóle sufitu. Przypuszczam, że po prostu pomyślałam, że sala ma wysoki strop. Nie pamiętam też żadnych drzwi”.
źródło: „CALL ME DURIN” Channeled through Joan Dixon Gearheart, Oregon, Dec. 6, 1968; Round Robin, California – Sept-Oct 1970.