Dla człowieka zakochanego w sztuce i ideale, prosta pastorale odbijająca się echem pośród rozległej natury, w blasku zmierzchu, może mieć często więcej uroku niż błyskotliwa orkiestracja w świetle żyrandoli sali towarzyskiej. Przynajmniej stanowi ona odpoczynek od muzyki uczonej, która poprzez nadmierne dążenie do trudności w końcu męczy.
Trzeba przyznać, że jeśli muzyka czasem chybia swojego celu, to wina leży po stronie kompozytorów i wykonawców.
Można muzyce współczesnej wytknąć więcej niż jeden zarzut w tym zakresie. Dziś jesteśmy daleko od świeżych, prostych i prawdziwych dzieł. Nasza muzyka wyróżnia się nieprzeniknionymi komplikacjami, nadmiarem i przesytem efektów harmonicznych, co w dużej mierze szkodzi przejrzystości i klarowności melodii. Melodia jest tam obecna, ale tonie w gąszczu dźwięków. Delikatne, choć dźwięczne nuty ledwo przebijają się przez nadmiernie skomplikowany akompaniament – bądź taki, który rości sobie pretensje do bycia skomplikowanym – a prawdziwy artysta, ten, który oczekuje od muzyki czegoś więcej niż tylko zaskoczenia umysłu lub mniej lub bardziej błyszczących i hałaśliwych dźwięków dla ucha, odczuwa smutek, gdy musi się z wysiłkiem doszukiwać fraz zdolnych poruszyć duszę.
Aby muzyka mogła wznieść duszę i poruszyć serce, z pewnością nie ma potrzeby powrotu do pierwotnej prostoty fletni Pana. Byłoby jednak rozsądne kierować swoje upodobania nie tyle renomą kompozytora i artysty-wykonawcy, ile sumiennym badaniem naszych własnych odczuć oraz obserwacją ogólnych efektów, jakie muzyka wywołuje.
Należałoby przestać podziwiać muzykę jedynie z naśladowania, pod wpływem mody, i oklaskiwać wyłącznie te dzieła, które w swej piękności niosą również wartość moralną i pożytek.
Głos jest, bardziej niż jakikolwiek inny instrument, sprzyjającym środkiem do wywyższenia uczuć, jakie inspiruje muzyka. Jego przewaga polega przede wszystkim na swego rodzaju magnetycznej wibracji, która nadaje każdemu słowu intensywny ładunek emocjonalny, humanizując tym samym wszystkie rytmiczne frazy. Sztuka śpiewu nie polega jedynie na poprawności dźwięku, czystości, równomierności i barwie tonów, na łatwości pokonywania trudności muzycznych, lecz przede wszystkim na głęboko odczuwanej ekspresji słów, które przekazują słuchaczom emocje odczuwane przez samego wykonawcę.
Cała wewnętrzna natura człowieka objawia się w jego sposobie śpiewania. Jeśli śpiewak nie posiada uczuć, które chce wyrazić, nie zdoła oszukać prawdziwego obserwatora, ponieważ prawdziwy obserwator jest jednocześnie wrażliwcem. Dzięki efektom, jakie może wywołać, śpiewak spirytualista dorównuje, a może nawet przewyższa, gorliwego misjonarza słowa.
Kościół katolicki doskonale o tym wie. Przenikliwy św. Franciszek Salezy mówił swoim żywym i otwartym stylem, że aby nasycić serce, nie ma nic lepszego niż „uniesienia tak gęsto rozsiane w Psalmach Dawida i promienie miłości, które jaśnieją w Pieśni nad Pieśniami”.
Nie ulega wątpliwości, że duszą Biblii jest niezrównana poezja. Hebrajczycy potrafili oddać wzniosłe myśli religijne, którymi byli przepełnieni, w formie dźwięków o niezwykłej sile wyrazu. Śpiewali tęsknoty duszy za boskością z całą szlachetnością i wzniosłością, jakiej wymagał temat. Ta tradycja przetrwała wśród ludów chrześcijańskich i to właśnie jej zawdzięczamy arcydzieła literackie i artystyczne, które pozostawili nam Bossuet, Fénelon, Michał Anioł, Rafael i inni.
Zarówno w średniowieczu, jak i w XVII wieku nasi przodkowie czerpali inspirację z Pisma Świętego. Corneille przełożył na francuski „O naśladowaniu Chrystusa”, a Racine w swoim dziele „Athalie” sięgnął po pełne blasku parafrazy hymnów z rzymskiego Brewiarza.
Kantyk Racine’a o Miłości jest wspaniałym przekładem trzynastego rozdziału Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, a jego hymn oparty na piątym rozdziale Księgi Mądrości wciąż zachwyca bogactwem stylu.
Jednak tam, gdzie Racine zdaje się przewyższać samego siebie, to w naśladowaniu wersetów 15–23 z siódmego rozdziału Listu św. Pawła do Rzymian, który jest parafrazą wersetu 19:
„Non enim quod volo bonum, hoc facio; sed quod nolo malum, hoc ago.”
„Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę.”
Mój Boże, cóż to za okrutna wojna!
Widzę w sobie dwóch ludzi:
Jeden pragnie, pełen miłości do Ciebie,
By me serce było Ci zawsze wierne;
Drugi – Twojej woli przeciwny –
Buntuje się przeciw Twemu prawu.
Jeden – cały duchem, cały niebiański –
Chce, bym do nieba był stale przywiązany,
Bym ujęty dobrami wiecznymi
Za nic miał wszystko, co ziemskie;
A drugi, swym zgubnym ciężarem,
Ciągnie mnie ku ziemi.
Ach! Walczę sam ze sobą,
Gdzież znajdę pokój?
Chcę – a nigdy nie wypełniam.
Chcę – lecz o, nieszczęsna dola!
Nie czynię dobra, które miłuję,
A czynię zło, którego nienawidzę.
Ta skarga duszy walczącej z materią odnosi się do wszystkich ludzi i do wszystkich czasów. Gdyby hymny zawsze zawierały tak słuszne myśli, nie mielibyśmy prawa ich odrzucać, a wręcz przeciwnie – naszym obowiązkiem byłoby pomagać w ich szerszym rozpowszechnieniu.
Jean Desmarest de Saint-Sorlin parafrazował Psalmy Dawida i stworzył poemat w ośmiu pieśniach poświęcony chrześcijańskim cnotom. Ktoś powiedział o nim: „To największy szaleniec spośród poetów i najlepszy poeta spośród szaleńców.” A jednak nie był spirytystą!
Godeau, jeden z założycieli Akademii Francuskiej, również parafrazował Psalmy Dawida i napisał w piętnastu tysiącach wersów Dzieje Kościoła (Fastes de l’Église). Co za nieszczęsna płodność! Lecz to nie w ilości tkwi doskonałość.
Cotin również pisał poezję sakralną, ale był za nią ostro atakowany przez Boileau.
Wśród nielicznych utworów poezji sakralnej, jakie ukazały się w XVIII wieku, wspomina się hymny Lefranca de Pompignan, na które Voltaire rzucił złośliwą epigramę:
„Są święte, bo nikt ich nie dotyka.”
Muzyka sakralna nie zawsze jest godna swojego tytułu, a w dziedzinie hymnów nadużycia były liczne. Nie mylmy prawdziwej inspiracji spirytualistycznej z pewnymi utworami określanymi mianem religijnych, które są zarówno złe w treści, jak i w wyrazie. Pozostańmy w granicach sumienia i dobrego smaku.
Rozwój idei spirytualistycznej nie dokonuje się wyłącznie za pośrednictwem muzyki sakralnej. W rozumieniu, jakie nadajemy jej dzisiaj, obejmuje ona całe życie we wszystkich jego przejawach i fazach. Wszelka szlachetna ambicja, wszelkie czyste pragnienie, wszelkie wielkie uczucie jest z natury spirytualistyczne. Nie zamykamy religii w ciasnych granicach, nie przypisujemy cnót wyłącznie duchowemu nurtowi spirytystycznemu, a przede wszystkim nigdy nie będziemy monopolizować wpływu na dusze, gdyż nie dysponujemy odpustami. Pragniemy wywyższać bezinteresowne poświęcenie, będące podstawą czystej zasługi, oraz udoskonalać człowieka, dotykając jego serca.
To poprzez uczucia, a nie poprzez wyrachowanie, zachęcamy tych, którzy pozostają w tyle, do postępu. Mówimy im:
„Bracie, przyjacielu, dobro połączone z pięknem jest prawdziwym uświęceniem wszystkiego; kochaj piękno, dąż do dobra poprzez nie, a odrodzisz się bez wysiłku. W tobie samym, czy to cierpiąc, czy buntując się, pojawi się spokój i szczęście: spokój, który pozwoli ci wszystko badać i wszystko rozumieć; szczęście, które sprawia, że kochamy.”
Od czasów Dawida, który koił Saula magnetycznymi dźwiękami harfy, wielu niespokojnych, wielu nieszczęśliwych zostało przemienionych dzięki wibrującym, harmonicznym akordom, w które wpleciona była siła ludzkiej woli. Artyści, których należałoby nazwać uzdrowicielami – świadomymi lub nieświadomymi – dokonywali cudów. Cuda te dowodziły, dowodzą i będą dowodzić coraz bardziej dobroci Boga, ponieważ Bóg zawsze umieszcza lekarstwo obok choroby, a gdy zwrócimy na to uwagę, odkryjemy, że jeśli jakiś chory nie może się uleczyć, to dlatego, że odrzuca lekarstwo.
Muzyka ma suwerenną moc uspokajania człowieka i jego doskonalenia. „Dzięki rytuałom i muzyce – powiedział jeden z chińskich cesarzy – nic w imperium nie jest trudne.” Ten cesarz miał na myśli muzykę wybraną z rozwagą, a dowodem na to, że Chińczycy, podobnie jak my – a może nawet bardziej niż my – uznają, iż nie każda muzyka jest korzystna, jest fragment dawnej elegii zatytułowanej „Elegia o pięciu synach”, w której czytamy, że zbyt silna pasja do nieuczciwej muzyki była jednym z sześciu błędów, z których każdy z osobna mógł doprowadzić do upadku królestwo.
Aby jeszcze lepiej ocenić coraz bardziej zdumiewające efekty muzyki, przytoczymy teraz następującą opowieść zaczerpniętą z historii Chin.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
Lucie Grange
poprzedni artykułautorki na ten temat: MUZYKA NA WYSOKIM POZIOMIE
źródło: LA MUSIQUE AU POINT DE VUE SPIRITUALISTE; La Lumiere 25 SEPTEMBRE 1883.