Muzycy.

We wszystkich dziedzinach sztuki i myśli niebiosa ożywiają ziemię. Wielcy muzycy, książęta harmonji, są zdaje się pod bardziej bezpośrednim wpływem medjumizmu. Nietylko przedwczesny rozwój niektórych, np. Mozarta, potwierdza zasadę przeżyć wielokrotnych; w życiu sławnych kompozytorów są zjawiska czysto medjumiczne, o których za długo byłoby tu mówić, a które znane są ogólnie.Prawie wszyscy genjalni kompozytorowie, którzy opromienili sztukę muzyczną, jak Bach, Beethoven, Mozart, oświadczali, że dochodziły do nich melodje znacznie piękniejsze od wszystkich ziemskich. Byli oni więc medjami słyszącemi. Mówią zresztą sami o tem.

Oto kilka przykładów:

Znajdujemy u Goethego (Listy do dziecka) następujące szczegóły o Beethovenie:
Beethoven, opowiadając o źródle natchnień do swych arydzieł, mówił do Bettina: „Jestem zmuszony poddawać się falom melodyj, płynących z ogniska natchnienia. Staram się podążać za niemi, chwytam je namiętnie, ale wymykają mi się i nikną wobec mnóstwa otaczających mnie przeszkód. Wkrótce jednak znów chwytam z zapałem natchnienie, zachwycony mnożę jego modulacje i w ostatniej chwili triumfuję przy pierwszej myśli muzycznej – oto symfonja gotowa…

Powinieniem żyć sam z sobą. Wiem, że Bóg i aniołowie są bliżej mnie w mojej sztuce, niż inni. Komunikuję się z nimi i nie doznaję stąd żadnej trwogi. Muzyka jest jedynem wejściem duchowem do wyższych sfer inteligencji. Kończąc tworzenie swych najsłodszych melodyj, wykrzykiwał: „Byłem w ekstazie”.

Mozart ze swej strony tak opowiada o tajemnicach natchnienia muzycznego w liście do przyjaciela *1:
„Mówisz, że pragnąłbyś wiedzieć, w jaki sposób komponuję i jakiej trzymam się metody. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć nad to, co następuje, bo sama nic nie wiem i nie umiem sobie wytłumaczyć.

1) List ten jest ogłoszony w ,,Życiu Mozarta” przez Holmesa
w Londynie 1895 r.

„Kiedy jestem w dobrem usposobieniu i sam na przechadzce, napływają mi obficie myśli muzyczne. Nie wiem, skąd te myśli przychodzą i jak dostają się do mnie: wola moja nie bierze w tem żadnego udziału. A u schyłku życia, kiedy już zawisł nad nim cień śmierci, w chwili ciszy i pogody ducha, przywołał on jednego z przyjaciół, który był z nim w pokoju:
– Słuchaj – rzekł mu – słyszę muzykę.
– Ja nie słyszę nic – odrzekł przyjaciel.
Ale Mozart oczarowany nie przestaje wsłuchiwać się w melodje niebiańskie. I blade jego oblicze promienieje, potem przytacza świadectwo ,św. Jana: „l słyszałem muzykę
niebios”.
Wówczas to skomponował swoje Requiem. Kiedy je ukończył, przywołał córkę Emelję i rzekł:
– Chodź moje dziecię, dopełniłem już zadania, moje Requiem ukończone.
Córka zaśpiewała kilka strof, a zatrzymawszy się na melancholicznych i głębokich nutach utworu, obejrzała się na ojca, by otrzymać jego uśmiech pochwalny, ale
znalazła już tylko uśmiech ciszy i odpocznienia wiekuistego.
Mozart odszedł z tego świata.
Godziło się, aby znakomite to medjum, które całe życie wsłuchiwało się w melodyjne głosy przestrzeni, skonało w ostatniej harmonji, oddało duszę w nadludzkiej skardze, o akcentach niewypowiedzianych, do której zdolni są jedynie wielcy natchnieni, gdy wejdą na progi światów chwalebnych.

Massenet, z powodu poematu symfonicznego, wykonanego w Leeds w 1898 r., pisał te słowa, powtórzone przez „Light” z Londynu, 1898 r.:
„Jest coś niezbadanego w tej kompozycji i pragnę, żeby ci, co pierwszy raz ją posłyszą, nie wytworzyli sobie o niej błędnego mniemania. Chcę opowiedzieć historję jej powstania.

Niedawno podróżowałem po Simplon. Przybywszy do małego hotelu pośród gór, postanowiłem spędzić tu kilka dni w doskonałej ciszy. Zamieszkałem więc dla odpoczynku, ale pierwszego ranka, kiedy siedziałem sam w tej uroczej ciszy górskiej, dosłyszałem głos. Co śpiewał on?

Nie wiem zupełnie. W każdym razie ten głos duchowy, obcy „rozbrzmiewał w moich uszach i zostałem pochłonięty  przez marzenie, zrodzone z głosu i samotności górskiej.”

Massenet, jak Mozart, otrzymywał zatem natchnienia z zewnątrz, niezależnie od woli własnej. Można powiedzieć, że komunikowanie się nieba z ziemią uwidocznia się pod tysiącznemi postaciami w tworach  myśli i genjusza, aby zatriumfowało piękno i urzeczywistnił się ideał boski.

Oto jest prawda odwieczna. Dotąd słabo ją pojmowano. Ale już czyni się światło i wkrótce ludzkość posunie się z większą ufnością po żyznej drodze. Związek żywych z umarłemi, z Duchami światła i prawdy, stanie się bardziej świadomy, bardziej skuteczny, a dzieło ludzkie zyska na sile i wielkości.

To samo powiedzieć można o Haydnie, Glucku, Szopenie i innych. Szopen miewał wizje, które go czasem przerażały. Jego najpiękniejsze utwory: Marsz żałobny, Nokturny zostały napisane w zupełnych ciemnościach. Każde dzieło Wagnera ma podkład duchowości.

Wyraża się to zarówno w słowach Lohengrina, Tannhausera, Parsifala, jak i w samej Ludzie sławni byli po większej części medjami słyszącemi. Tworzyli swe dzieła przeważnie po obudzeniu. Dante nazywał poranek „godziną boską”, bo w tej godzinie możemy wyrazić natchnienia nocy. Wiele ciekawych rzeczy możnaby powiedzieć o nocnych objawieniach, otrzymywanych przez genjusza. Starożytni znali tajemnicę tego natchnienia, bo mówili: „Dzień jest dla ludzi, noc do bogów należy”. Podczas snu dusze wyższe wstępują do sfer cudownych; zanurzają się w promieniach myśli boskiej, w oceanie dźwięków, wibracyj harmonijnych, odnajdują tam pierwiastki i przyczyny wiecznej symfonji.

Franciszek z Assyżu, Mikołaj z Tolentino zapadali w ekstazę, posłyszawszy odległe echo, kilka zagubionych nut koncertu niebiańskiego, nieskończonej orkiestry światów. Rafael Sanzio mówił, że najpiękniejsze jego dzieła zostały mu natchnione i ukazane w rodzaju widzenia. Dannecker, rzeźbiarz niemiecki, utrzymywał, że pomysł do arcydzieła „Chrystus”, był mu zakomunikowany przez natchnienie we śnie, choć napróżno go szukał w godzinach studjów.

Wiele możnaby napisać o udziale wyższych natchnień w sztuce.

Czy wpływu z góry nie należy także widzieć w tej potędze słowa, która podnosi i porywa tłumy, jak wiatr podnosi fale morskie? Szczególniej przejawia się to u mówców o wielkim polocie, którzy w pewnych chwilach są jakby oderwani od ziemi i niesieni na szerokich skrzydłach, lub u improwizatorów o czarownych okresach, harmonijnym stylu, których słowo płynie falą pośpieszną, co Cyceron nazywał „rzeką wymowy”.

=> powrót do spisu treści