Siedzieliśmy razem w ożywionej rozmowie – pastor G., który przybył z Niemiec, aby wygłosić wykłady na temat wychowania młodzieży w różnych miastach Austrii, nasz pastor i ja. Po wykładzie obaj panowie poszli jeszcze na dworzec, aby tam zostawić bagaż G., ponieważ chciał on wyruszyć wcześnie rano, bez obciążenia transportem. Było już dość późno, ale żadne z nas nie miało ochoty iść spać. Chcieliśmy jeszcze trochę porozmawiać.
„Pani E. odprowadziła mnie do domu”, opowiadałam naszemu pastorowi, „i mieliśmy bardzo przyjemną rozmowę; ona naprawdę potrafi opowiadać”.
„Oczywiście znowu o duchach!” powiedział nasz pastor sarkastycznie, „kiedy was dwie spotykają się razem – -!” „Nie, tym razem nie!” zaprzeczyłam wesoło i zwróciłam się do G.: „Nasz pastor lubi mnie trochę drażnić. Od lat współpracuję z „Centralnym Biuletynem Okultyzmu'”. „Ach, naprawdę?” zapytał zaskoczony pastor G. i przyjrzał mi się uważnie. W krótkim słowie „Ach?” kryła się cała gama zaskoczenia, którą potrafił tak długo przeciągać. Po sekundzie ciszy zadał pytanie: „Czy kiedykolwiek widziała Pani ducha?”
„Myślę, że tak!” odpowiedziałam niepewnie, szukając w pamięci, „dwa razy – nie, trzy razy nawet!” Pastor G. zastanawiał się chwilę, a potem zaczął opowiadać: „Znałem młodego pastora, który pewnego razu przybył do domu i poprosił o nocleg. „Bardzo chętnie”, odpowiedzieli mu, „ale musisz zadowolić się miejscem na kanapie w naszym salonie. Na pierwszym piętrze jest mały pokój wolny, ale tam” – powiedzieli bardzo cicho i tajemniczo – „tam nie możemy cię zakwaterować!”
„Dlaczego nie?” zapytał mój młody przyjaciel z zainteresowaniem: „Tam straszy,” odpowiedzieli, „stół w pokoju zaczyna wędrować o północy.”
„O, naprawdę?” zaśmiał się, „no cóż, chętnie bym to zobaczył! Pozwólcie mi spokojnie tam spać.” No cóż, spał tam – ale tylko jedną noc. Na drugą noc stracił ochotę, tak mocno działał stół. Ale jeszcze nie miał dość na zawsze. Kilka lat później, gdy znowu szukał noclegu podczas podróży, gospodyni powiedziała mu: „Czy nie jest Pan strachliwy? W sąsiednim pokoju straszy.” „Hm,” powiedział mój przyjaciel, „jeśli tylko w sąsiednim, to chyba da się wytrzymać. Tak łatwo mnie nie przestraszy!”
Został więc i był bardzo zadowolony, ponieważ pokój, który mu pokazano, był ładny i wygodny; tu dobrze się spało, gdyby nie – ach, nonsens! To, co działo się obok, nie powinno przeszkadzać mu w spaniu, zmęczonemu jak był.
Pomimo zmęczenia, zrobiło się dość późno, gdy w końcu się rozstaliśmy wieczorem. Był trochę niespokojny, ale nie chciał się do tego przyznać. Aby dostać się do swojego pokoju, musiał przejść przez inny. Gdy otworzył drzwi, zobaczył w niszy okiennej damę wysokiego wzrostu i o dostojnym, rozkazującym wyglądzie, której strój przypominał ubiór z wcześniejszych stuleci. Mój przyjaciel nieświadomie złożył jej głęboki, pełen szacunku ukłon, który dama odwzajemniła z lekceważącym skinięciem dumnej głowy. „To dziwne,” pomyślał mój przyjaciel, „że zakwaterowano mnie obok damy, przez której pokój muszę przejść, ponieważ mój pokój nie ma drugiego wyjścia. Ale w końcu – jeśli jej to nie przeszkadza – mnie to też nie obchodzi!”
Spał bez snów i bez zakłóceń. Następnego ranka zapytano go, czy widział ducha.
„Nie,” odpowiedział, „nie widziałem nikogo poza damą o bardzo dostojnym wyglądzie, która stała w sąsiednim pokoju, kiedy szedłem spać.”
Spojrzeli na siebie. „To właśnie był duch!”
Po przerwie G. kontynuował swoją opowieść: „W parafii w X. poznałem siostrę, która była, można powiedzieć, w bliskich stosunkach z duchami. Widywała je za dnia i nie uważała tego za nic szczególnego! Kiedyś najmłodsze dziecko pastora w X. poważnie zachorowało. Nikt nie wiedział, co mu dolega – nawet lekarz. Próbował wszystkiego, ale nic nie pomagało, dziecko miało drgawki i z każdą godziną słabło.
Biedna pastorowa była zdruzgotana i wyczerpana intensywną opieką. Wtedy przyszło jej mężowi do głowy, aby poprosić tę siostrę, żeby przyszła pocieszyć i pomóc nieszczęśliwej matce. Ale jak wielkie było jego zdziwienie, gdy zobaczył siostrę – mimo że była środek nocy – gotową do wyjścia. „Zaraz przyjdę,” powiedziała do niego, zanim zdążył wyjaśnić powód swojej wizyty, „proszę tylko chwilę poczekać, aż spakuję wszystko, czego potrzebuję!”
Kiedy dotarli do plebanii, siostra kazała obu rodzicom wyjść z pokoju po tym, jak poprosiła o gorącą wodę i ręczniki na okłady. „Proszę wyjść z pokoju,” powiedziała, „nie mogę was tutaj potrzebować!”
Trzy godziny później dziecko było uratowane i spało spokojnie i cicho.
Szczęśliwi rodzice dziękowali jej wzruszeni, ale potem chcieli wiedzieć, jak to wszystko się stało.
Siostra patrzyła zamyślona przed siebie i opowiadała: „Właśnie miałam iść spać, bo było późno. Nagle przed moimi oczami stanął anioł stróż dziecka i powiedział: „Ubierz się i chodź ze mną; potrzebuję twojej pomocy, bo sam nie dam rady. Ale pośpiesz się – to pilne. Weź to i to” – wymienił różne rzeczy – „i chodź!” Wtedy przyszedł Pan pastor, aby mnie zabrać, a resztę już Pan zna! Zrobiłam tylko to, co anioł stróż mi kazał.”
Opowieść pastora G. obudziła we mnie starą pamięć. Kiedyś opowiedziałam tę historię w „Centralnym Biuletynie Okultyzmu”, więc wspomnę ją tylko krótko: Mój mały siostrzeniec zaraził się dyfterytem od mojego najmłodszego syna. W tym samym czasie, gdy doszło do zakażenia – najwyżej godzinę później – obca kobieta przyszła do naszego lekarza rodzinnego i powiedziała mu, aby przyszedł do nas następnego dnia – ale nie wcześniej! Lekarz posłuchał wezwania, choć wydawało mu się dziwne, i dziecko zostało uratowane.
Opowiedziałam tę historię i zapytałam mojego gościa: „Czy mogę?” „Tak!” odpowiedział stanowczo G., „możesz!”
Zamyślił się na chwilę, a potem kontynuował: „Ta siostra nie tylko miała dar jasnowidzenia, ale także jasnosłyszenia. Mogę opowiedzieć Państwu o bardzo interesującym przypadku:
Kiedyś głosiłem kazanie w parafii w X. Nabożeństwo było bardzo dobrze odwiedzone, tylko siostra, o której właśnie mówiłem, nie przyszła. Z kazalnicy widziałem dobrze jej pusty fotel i jej nieobecność mnie niepokoiła – czy była chora?
Po zakończeniu nabożeństwa od razu poszedłem do jej domu. Siedziała spokojnie w oknie i patrzyła na mnie z zamyślonym wzrokiem.
„Nie jestem chora,” odpowiedziała na moje pytanie, „ale w ostatniej chwili coś mnie zatrzymało i przyszłabym za późno. Więc usiadłam tutaj i słuchałam Pańskiego kazania.”
„Jak to?” zapytałem zaskoczony, „chce pani powiedzieć, że słyszała mnie pani tutaj? Pani dom jest dziesięć minut drogi od naszego kościoła!”
Uśmiechnęła się cicho. „A jednak tak było!”
„Dobrze,” powiedziałem, „w takim razie proszę mi powiedzieć, o czym mówiłem w kazaniu.”
Podała mi tekst i treść kazania – dokładnie.
„Niemożliwe!” zawołałem. „Ktoś tu był i wszystko pani opowiedział.”
Gestem ręki wskazała mi, abym spojrzał przez okno.
Powoli i spokojnie, jak to w zwyczaju na wsi, przechodzili tam właśnie uczestnicy nabożeństwa.
Gdzieś bił zegar wieżowy wybijając dwunastą i przypominając nam, że pora na odpoczynek.
Ale długo tej nocy nie spałem.
źródło: Zwischen Elf und Zwölf Von Marie Schwickert; „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, November 1926.
nazwa niemiecka: „Zentralblatt für Okkultismus” Monatsschrift zur Erforschung der gesamten Geheimwissenschaften, November 1926.