Medjumizm. Poglądy Ochorowicza.

Medjumizm. Poglądy Ochorowicza.

W urabianiu opinii o produkcjach spirytystycznych wśród naszego społeczeństwa myślącego i zagranicą, odegrał bardzo wybitną rolę zmarły przed trzema laty, utalentowany pisarz i uczony, Julian Ochorowicz.

Około 1880 r. odebrał z Rzymu od swego przyjaciela, także już nieżyjącego, sławnego malarza H. Siemiradzkiego telegram, który go zapraszał do wiecznego miasta, by własnymi oczyma ujrzał przedziwne popisy spirytystki Eusapii Paladyno i wydał o nich sąd krytyczny.

„Przecie nic nadnaturalnego ta kobieta nie dokaże, powiedział był do siebie, ale któż może przewidzieć wszelkie niespodzianki, jakie bogate łono natury przygotowuje dla uczonych”. Był bardzo ciekawy i natychmiast wybrał się w drogę. W Rzymie w willi Siemiradzkiego urządził wraz z nim szereg seansów, na których się produkowała z swymi talentami pani Paladynowa. Ochorowicz i całe grono osób wysoce wykształconych, obecne tym przedstawieniom, było ożywione najgorętszem pragnieniem wykrycia tajemnej sprężyny produkcyj Eusapii. Śledzili wszyscy najpilniej każdy jej ruch. Nie wiele to jednak pomogło. Medjum włoskie wykonało całą serję czynności, dla których objaśnienia w „nauce urzędowej”, wyrażając się ulubionym sposobem Ochorowicza, nie można było znaleźć. Ale i w Neapolu, gdzie następnie odbywała wobec Ochorowicza i jego towarzysza H. Siemiradzkiego seanse pani Eusapia, zdarzyły się rzeczy niepodobne wcale do wszystkiego, co wiedzą ludzie o prawach natury. Zaciekawiony i niezmiernie tem przejęty, Ochorowicz po powrocie z Włoch, sprowadził Eusapię do Warszawy i kazał jej wobec poważnego aeropagu mężów, jak Bolesława Prusa, Ignacego Matuszewskiego, dr. Harusiewicza i t. d., rozwijać swój kunszt spirytystyczny.

Tutaj się Eusapii miejscami psuło, nie mniej jednak wykonała pewne produkcje, które uczonych sędziów wprawiły w zdumienie i zdały się wyższemi nad naukę urzędową. Wyniki swych obserwacyj naocznych i badań nad Eusapia i jej produkcjami, oraz wogóle nad zjawiskami spirytystycznemi, ogłosił Ochorowicz stylem barwnym  i fascynującym w szeregu artykułów na łamach Tygodnika Ilustrowanego. Później około 1892 r. wydał to wszystko w 5 tomikach książki, p.t. „Zjawiska medjumiczne”. Warszawa.

Zaraz na wstępie podkreśla swe stanowisko materjalistyczne i u przedza czytelników, że jest dalekim od przypisywania tych zjawisk jakimś czynnikom nadziemskim, jakimś duchom. Kiedy indziej to przeczenie ingerencji sił obcych, nadfizycznych do zabaw ludzkich a priori mogło by nam być nie na rękę, w danej sprawie oddaje nam niemałą przysługę.

Dobrze, powiadamy, że mamy do czynienia z człowiekiem trzeźwym i nieusposobionym do uznania tego, co sami widzimy w spirytyzmie. Należy się po takim człowieku spodziewać, że użyje murowanych argumentów, by wykazać łatwowierność tych, co są innego, niż on zapatrywania.

A przecie i my pragniemy, by najdalej posunąć udział czynników naturalnych w zabawie spirytystycznej- Nie zależy nam bynajmniej na tern, by duchy mieszały się do tych ro zrywek i mieszały sąd trzeźwy w głowach ludzkich. Ale jeśli Ochorowicz placu nie dotrzyma, jeśli jego zapowiedź okaże się tylko wyrazem zbytniej pewności siebie, jeśli wszystkie jego wywody przeciw ingerencji siły duchowej do produkcyj spirytystycznych nie tylko nie okażą się murowanymi, lecz przeciwnie, bardzo słabym i i powierzchownym i, a za to opisy samych zjawisk nader nęcącymi — to co wtedy będzie.

Wtedy młot, który miał zmiażdżyć spirytyzm, jako zabawę z duchami, może się stać piórem apologety duchów, już ciż indirecte i wbrew założeniu autora. A właśnie takie wrażenie odniosłem ze „Zjawisk Ochorowicza, a myślę, że razem ze mną i bardzo wiele innych osób, które czytało je uważnie i krytycznie. Zaraz się zajmiemy tym i wielce ciekawymi opisami wielce nieciekawą ich interpretacją autora „Zjawisk”.

Przedtem wszakże muszę zwrócić uwagę na pewien szczegół psychologiczny, dotyczący usposobienia jego, tam że podany, bo z niego się okazuje, że miałem podstawę wyrazić powątpiewanie o wielkiej odporności Ochorowicza względem duchów. Uważałem, że w miarę postępowania obserwacji nad zjawiskami, których prawa fizyczne miał światu wykazać, wcale nie był tak bardzo ich pewnym, niż na początku, i że raczej dobrą miną nadrabiał, by nie zejść z obranego raz stanowiska materjalistycznego.

Oto, nałamawszy sobie głowy popisami medjum na seansach Rrzymskich, mówi Ochorowicz całkiem szczerze i otwarcie: „prawdę powiedziawszy, od tygodnia nie spałem porządnie ani jednej nocy, ale to przesąd. Ważniejsza rzecz, że jestem mądrzejszy o cztery nogi stołowe”! Tak to, Mistrzu! Więc po co bo aż na przestrzeni 5 tomów rozwodzić się nad mądrością spirytystyczną i kazać w niej upatrywać jakieś odkrycia nowe fizyczne, które zmienią zasadniczo w świecie pojęcia naukowe? *) A zdziwienie swe na widok faktów, których był świadkiem na seansach, maluje jeszcze dobitniej w pewnym żarcie, ukrywającym głębszą myśl.

Zbliżając się ku rodzimej Warszawie, w drodze powrotnej z Włoch i mając ciągle przed oczyma dziwy spirytyzmu, które, tam widział, wyraża Ochorowicz wątpliwość, że może pod ich wrażeniem wypadnie mu się zatrzymać dla kuracji w Tworkach? Żart na stronę,
ale ciąganie gwałtem za uszy starych, konserwatywnych praw natury do chwilowych kaprysów i wybryków nieobliczalnych panów i pań spirytystycznych, które zwą się medjami, doprawdy ani ludziom, ani nauce na zdrowie wyjść nie może.

Że nie przesadzam, przekona nas opis i interpretacja najbardziej zasadniczych i najsensacyjniejszych zjawisk z książki Ochorowicza. Nazwa medjumizm, udzielana tym produkcjom, wprawdzie nie jest wynalazkiem Ochorowicza. Już przed nim używają jej rozliczni autorowie, zwłaszcza w literaturze zagranicznej. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość naszemu pozytywiście, że on ją bardzo szeroko spopularyzował.

*) Nie trać fantazji czytelniku, etc.

On sam mówi w swem dziele, że, za nim idąc pisarze zagraniczni, coraz częściej stosuje te nazw ę do zjawisk spirytyzmu. Zaś u nas o  chwili gdy Ochorowicz w swych pismach usiłował ją  uzasadnić naukowo, przyjęła się do BC.

Odtąd ciągle słyszymy o zjawiskach mediumicznych, wobec których spirytyzm ze swemi produkcjami musi iść w kąt, jako pojęcie stare i wsteczne,

Już ciż o terminy naukowe nie będzimy pouczać i gotowiśmy mediumizmowi i Przyznać  skromnie – obywatelskie, pod jednym wszakże, zresztą bard zo skromnym warunkiem, mianowicie, żeby ta na krok zbliżyła nas do natury zjawisk omawianych.

Prawda, że i określenie „spirytyzm”, jakie im nada­je jeszcze spora ilość ludzi prostomyślnych, nie mówi wszystkiego, o co chodzi, ale przynajmniej ma tę dobrą stron?, że jest szczerem i nie wywołuje w sprawie za­sadniczej nieporozumienia. Wszyscy ten wyraz rozu­mieją i upatrują pod nim siły zgoła innego; rod niż są materjalne, fizyczne, Biologiczne, fizjologiczne i    psychiczne.     Spirytyzm    W swem: spiritus   oznacza w pojęciu powszechne w której występują istoty   bezcielesne, nienależące do grona bawiących się uczestników na seansach, istoty nego świata, bezwzględnie duchowe.    To pojęcie wprost usiłują obalić swemi kombinacjami zwolennicy medjumizmu, lecz zmierzają do tego celu po drodze prawdziwie karkołomnej.    Przejrzyjmy ich wywody,   rozważmy   to Czystko,   co na usprawiedliwienie medjumizmu wypisuje w swych 5 toniach największy jego popularyzator mas Ochorowicz,   a jakie  odniesiemy   wrażenie? Wszystko to streszcza się w sensie  ostatecznym:    Medjumizm jest siłą organizmu ludzkiego    która   wyko­nuje   ruchy   i   czynności   niepodobne    do powszechnie utrzymywanych pojęć o własnościach materii   Jest siła, która pozwala działać na odległość   która wyłania z ciała ludzkiego jakieś nowe organy lub nawet całe posta­cie żywe, wlewa w ludzi oświecenia nagłe i wiadomoś­ci ukryte,   oraz talenty nie podobne ani do ich usposobienia wewnętrznego, ani w ogóle do tego, co się nazywa ograniczonością rozumu ludzkiego. Słowem mediumizm to taka siła materialna, która jest zarazem i duchową i w dodatku w najwyższym gatunku. I czy z takiej hybrydy może ktośkolwiek, prócz skrajnego materjalisty, być zadowolonym?! Czy takie ujęcie zjawisk seansowych rzuca cośkolwiek światła nawet na same czynności fizyczne, spełniane przez medja?! Czy przeciwnie zarówno w dziedzinie materjalnej zjawisk jak i duchowej nie wprowadza największego chaosu, zamieszania i anarchji pojęć prawdziwie spirytystycznej?!

Zresztą w tej nowożytnej teorji co właściwie jest  nowego, świeżo odkrytego? Bo wydaje nam się, że są to te same rojenia i fantazje, jakie snują od wieków astraliści.

Wszak i u nich jak widzieliśmy „cuda” spirytyzmu mają swe źródło w pierwiastku materjalnym, w szlachetniejszej części organizmu ludzkiego zwanej ciałem astralnem. I u nich toż samo źródło wydaje z siebie bez różnicy produkcje fizyczne, zarówno jak i umysłowe. Zasadniczo więc wydaje się, iż medjumizm nie różni się od ciał astralnych. Może tylko nowożytna teorja nieco ścieśnia działalność tych „cudownych” sił?

Podczas gdy tamto pojęcie stare przyznaje w ogóle naturze ludzkiej pierwiastek gwiezdny z całym szeregiem władz wyższych nad powszechnie znane prawa, to może teorja medjumizmu swoje „cudowne” siły przypisuje tylko niektórym organizmom? Wszak medjumiści posługują się ciągle takim sposobem mówienia: „ten człowiek jest doskonaleni medjum, ten ma w sobie dużo siły medjumicznej,, inny mało, znów inny wcale”.

Wynikałoby z tąd, jeśli te zwroty brać ściśle, że medjumiczność nie jest integralną cząstką natury człowieka, że niektórzy ludzie, owszem przeważnie obywają się bez tych przymiotów, czyli stanowią one przywilej tylko jednostek.

Jak nie każdy może być atletą, zwinnym, urodziwym, artystą, poetą, geniuszem – choć brak tych właściwości bynajmniej nie sprowadza zasadniczego rozłamu do jego natury ludzkiej — tak też nie każdy może być medjum.

Lecz to porównanie wcale nie usprawiedliwia teorji medjumicznej, gdyż o ile tamte przymioty należą do rzędu przypadkowych, to dziwy t. zw. medjumizmu przekraczają wszelkie pojęcie o zakresie sil naszej organizacji, zatem prawdziwie wprowadzają rozłam do natury ludzkiej. W ich świetle przestaje ona być tem, czem jest w pojęciu całego świata. Zatem medjumizm, mieniąc się odkryciem naukowem, wprowadza do spraw naturalnych cudowność, której w dodatku niczym solidnem uzasadnić nie może.

W rezultacie więc jest on tylko spirytyzmem, choć zamaskowanym. Uczony popularyzator teorii medjumicznej w literaturze polskiej Ochorowicz opisem zjawisk, które widział na seansach, lepiej jeszcze o słuszności tej opinji przekonywa, niż wszelkie spekulacje filozoficzne. Niezmiernie jaskrawy materiał, jaki by  zebrał z własnej obserwacji w „Zjawiskach medjumicznych“, ma dwie nader dla mnie cenne strony:

1) Wszystko, co go tak dziwiło na seansach, jest wierne powtórzeniem repertuaru, stale się praktykującego na obu półkulach, któryśmy w naszym opisie zjawisk spirytystycznych podali. A 'więc z 5 tomów dzieła Ochorowicza czerpiemy jeszcze jeden więcej dowód, że zasadniczo program przedstawień na seansach nie grzeszy oryginalnością.

2) W barwnym, żywym i jaskrawym opisie seansów Ochorowicza tkwi prawda, bo tak o nich mówić mógł tylko człowiek, który je dobrze widział, starannie badał i na kim one zrobiły wrażenie. Ale oto już i same „siły medjumiczne“ schwytane in flagranti przez naszego pozytywistę: „Byliśmy świadkami witalizacji stołu, który się zaczął zachowywać
jak istota żywa, czująca j myśląca; stół odpowiadał: „tak“ pochyleniem ku dołowi, „-nie” pochyleniem w bok jakby człowiek dawał znak*) rąką… Stół ze wzruszenia począł drżeć, brał drżenie od Eusapii, która była nieprzytomna, oboje drżeli. Stolik chce iść ku drugiemu pokojowi. Chcemy pomóc, on się gniewa, staje dęba (proszę się nie śmiać!) *) i t. d.

*) Wszelkie podkreślenia rewelacyj „Zjawisk mediumicznych “ są nasze.

Stolik, który się zachowywał wobec uczonych pozytywistów i krytyków, jak człowiek myślący i czujący, pokazał nawet swą wyższość umysłową nad nimi. Nie potrzebował bowiem zewnętrznie porozumiewać się ze swymi badaczami, jak to muszą robić wzajemnie wszyscy ludzie na świecie, by poznać cudze życzenia, skłonności i myśli. Stolik przeciwnie zaglądał sobie bezpośrednio do dusz Ochorowicza i jego towarzyszy i odczytywał swobodnie ich myśli. Tak twierdzi pozytywista i bystry, acz materjalistyczny psycholog Ochorowicz, bo tak opisuje dalsze postępki ha seansie stolika: „Mówię mu w myśli’- „pukaj” a już tu a tu puka”…

Potem się rozchodził w pokoju jakby śmiech człowieka zadowolonego… potem się stó! niecierpliwił, żądając: riposso, spoczynku i t d. Akcja się odbywa, jak widać z ostatniego zdania, na ziemi Włoskiej. Niemy towarzysz Ochorowicza i jego uczonej kompan) i brutalnie spostponował wobec nich cenne pojęcia, jakie mieli o własnościach materji, i na których, jako na najmocniejszych fundamentach, budowali całą wiedzę swą. Kto się gniewał, kto dawał najwymowniejsze znaki twierdzenia i przeczenia, kto się czuł zadowolonym z tak nadzwyczajnych popisów, kto odpowiadał zupełnie prawdziwie na myślne żądania?

Chyba nie drewno włoskie, które, podobnie jak polskie i wszelakie inne, posiada zasadnicze własności zupełnie różne od tych, jakie się tu ujawniają? Nie spełniała tych aktów Eusapia, bo ona przecie wedle

*) Cóż znowu? Któż by miał ochotę na widok tak zdumiewających i przeciwnych wszelkim na świecie pojęciom o materji do śmiechu?! Chyba tylko w duszach bezmyślnych podobne historje, wyprawiane przez kawał drzewa i stwierdzone wiarogodnem świadectwem zasłużonego pisarza i sławnego uczonego, mogą wywołać pusty uśmiech. Wszystkim innym rewelacje spirytystyczne Ochorowicza muszą nasunąć refleksje poważne i głębokie, raczej smutne, niż wesołe.

 

świadectwa samego autora „Zjawisk”, pominąwszy wiele innych racyj, była nieprzytomna wówczas, gdy stolik nie tylko doskonale się porozumiewał ze swymi badaczami, ale nawet odkrywał ich tajemne myśli i żądania.

Nie wyprawiał wreszcie tych wszystkich dziwnych historii ze sobą sam Ochorowicz, ani jego kompanja uczona, bo przyszli nie żartować z siebie i figle sobie płatać, lecz poważnie badać objawy spirytyzmu.

Więc kto? Któż by, odpowiada nam popularyzator mediumizmu, jeśli nie siła fizyczna, materjalna, ukryta w ciele Eusapii a zwaną mediumizmem?! Ach, ileż w tem naukowem, doświadczalnem objaśnieniu znajduje się tajemnic, przewyższających ograniczany rozum ludzki: Siła ślepa, fizyczna, a owoce jej jasne, wybitnie intellektualne! Siła medjumiczna odbiera przytomność swej żywej i obdarzonej rozumem z natury właścicielce, a wlewa ją, a nawet udziela daru inteligencji nadludzkiej stołom! A oto innego rodzaju próbka mocy medjumicznej, dokonana z inicjatywy Ochorowicza już na ziemi polskiej.

Po powrocie do kraju urządził był autor „Zjawisk” w swych apartamentach W arszawskich seans z udziałem tejże Eusapii z Wioch sprowadzonej. I tutaj siła medjumiczna spirytystki wykazała inteligencję, uczucia, pragnienia, wolną wole – wszystko słowem, co cechuje istoty ludzkie lub im podobne bezcielesne, duchowe. I tu również zachowanie się tej siły miało znamię wyższości nad władzami ograniczonymi ludzkiego pogłowia. W śród gości Ochorowicza znajdowała się’ pani Święcicka, która, jak opisują „Zjawiska”, by swobodniej się zajmować produkcjami seansu, zdjęła była szal z szyj i i zawiesiła obok na krześle. W momencie krytycznym siła mediumiczna wydobyła się z ciała Eusapii, porwała szal, przeniosła go do sąsiedniego gabinetu Ochorowicza i zatknęła u góry, obok znajdującej się drabinki, nad sofą za kilimkiem baldachinowym. Transfer wcale pokaźny, a przemyślny i błazeński – dwie cechy, bardzo często wiążące się z sobą w produkcjach spirytyzmu. Bo komuż by do głowy przyszło chować okrywkę damską w takiem bezpiecznem wprawdzie, lecz niezwykłem i niewygodnym miejscu! Do tego zazwyczaj u istot ludzkich są w domach przeznaczone wieszaki.

Po skończonym seansie pani Ś. naturalnie obejrzała się za swym szalem. Rozpoczęło się przez towarzystwo szukanie zguby, ale do niczego nie doprowadziło. Siła medjumiczna, choć lubiła płatać ludziom przykre żarty, ale znów nie można powiedzieć, żeby była bez serca. Była gotową zwrócić szal, tylko chciała wypróbować swych wyznawców, czy mają dosyć uznania dla jej potęgi i wiary w nią. I nie zawiodła się. Towarzystwo widocznie znało lepiej obyczaje siły mediumicznej, niż jej własności fizyczne, (którym w imię wolności nauki hołdowało  rzekomo), bo zwróciło się z uprzejmą i pokorną prośbą do stolika, by był łaskaw wypukać, gdzie ukrył szal pani Ś? Stolik odpowiedział: „szal jest w tem miejscu (tu wymienił skrytkę), ale nie ruszać go. To ją wziąłem i sam go oddam”! Naoczny świadek i sprawozdawca tej awantury spirytystycznej Ochorowicz chciał początkowo zignorować kategoryczny rozkaz stołu. Wszedł po drabince do miejsca, gdzie się transfer ukrył, by wyjąć go i oddać właścicielce. Ale, o dziwo, w tejże chwili stół jak żywy i despotyczny władca, przez nikogo nie zaczepiany, z własnego popędu począł gwałtownie pukać: „nie ruszać szala”! Cóż było poradzić? Stoły na seansach są panami położenia. Każdy zawodowy spirytysta wie, że lepiej jest z nimi obchodzić się grzecznie.

I towarzystwo Ochorowicza postanowiło posłuchać stołu. Skutek był niezawodny. Wprawdzie złośliwy figlarz aż dwa dni bawił się cierpliwością i troską swych klientów, ale za to, gdy pani Ś. znów w dobranej kompani i w tych samych ubikacjach Ochorowicza „badała” rozmiary siły medjumicznej Eusapii, jej szal leciuchno przefrunął
z pod baldachimu i z gracją kawalerską upadł u nóg swej pani.

Korzystam z tej okoliczności, by skonstatować, że siła medjumiczna nie tylko bywa inteligentną, ale wzgląd na estetykę, oraz kurtuazję także nie jest jej  obcym. Jacolliot, naoczny świadek i sprawozdawca produkcyj spirytystycznych fakirów w Indjach, między wielu innymi zdumiewającymi opisami podaje fakt, iż ujrzał na jednym z tych seansów latające w powietrzu żywe, zgrabne i delikatne ręce, o rysach kobiecych. Chcąc się upewnić ostatecznie, że nie uległ złudzeniu, zażądał od jednej z tych uroczych rączek, by m u zostawiła pamiątkę doświadczalną swej obecności, nim zniknie. W tej cli wili elegancka i inteligentna rączka zerwała z krzew u i rzuciła mu do nóg pięknie ułożony bukiet kwiatów, który zatrzymał przy sobie po seansie *).

Zabawy siły mediumicznej ze sprzętami, szalami, biurkiem Ochorowicza były istotnie bardzo sensacyjne, ale bodaj, że więcej jeszcze wzruszeń nerwowych musiało dostarczyć jemu i gościom to, co swawolny prąd mediumizmu wyprawiał ze swą żywą właścicielką. Nasz autor, żeby się upewnić zupełnie, że nie stał się sam i jego towarzystw o ofiarą oszustw a pani Paladynowej, kontrolował i rewidował ją tak dokładnie, że aż drastycznie. Nie tylko spenetrował wspólnie z innymi panami każdą kryjówkę jej szatek zewnętrznych, ale niespokojne badania przesunął nawet do okolic jej osoby, których zazwyczaj w salonie nie podejrzewa się o zdradę.

No, ale trudno, powiada, .wszak chodzi tu o najwyższe dobro nauki. A któż zaręczy, że podstępna Włoszka, co to już prawdopodobnie nieraz oszukiwała widzów – bo wogóle medja się tym postępkiem niezbyt brzydzą – nie przechowała w tej kryjówce jakiego aparatu elektrycznego dla ułatwienia produkcji. I okazało się, że nie przechowała, a jednak… po tej drobiazgowej rewizji, nagle ktoś przez usta Eusapii zawołał: „podniosę moje (!) medjura w powietrze”. Co dziwniejsze, zdanie było wygłoszone „niezłą francuszczyzną, której ona w stanie normalnym nie zna“. Osłupieli mężowie
nauki uchwycili natychmiast z całej siły nogi medjum

*) Świat zagrobowy etc.

Ale nic nie pomogło. Stówo się rzekło – i pani Palady-. nowa, niby lekka ptaszyna, frunęła w oczach swych krytyków, razem z krzesłem tak, jak siedziała, w górę i w tejże pozycji, razem z krzesłem opuściła się na powierzchnię stołu. Ta osobliwa dama miewała przy swym boku opiekuna widzialnego zza grobu.

Na seansach, urządzanych w Warszawie przez Ochorowicza, zaprezentował się ten pan towarzystwu zgoła nie wedle zwyczajów przyjętych przez salony .świata, łaził po pokoju hałaśliwie w butach, miał kształt ludzki, lecz bez głowy. Zapytany przez Ochorowicza o  godność,   odrzekł,   że   się   zwie   John  King i  że jest ojcem  Eusapii z poprzedniego życia (?!). Lecz to taje­mnicze ojcostwo   zdradzało   pewne cechy moralne,  nie­ podobne   do   naszyli   ziemskich   pojęć   o   zwyczajach i obyczajach ojców. John King wprawdzie dawał pozo­ry przywiązanego do swej córki  ojca: prosił Ochorowicz  czuwał nad jej zdrowiem, strzegł ją od hienia i przygód, nawet sam udzielał swych doświad­czonych długiem życiem rad i wskazówek higienicznych.

Wszystko to piękne, sadzimy jednak, że ojciec King zbyt daleko posunął swa troskę o córkę, że okazywał i dużo konfidencji człowiekowi z teraźniejszego i zgoła obcemu, gdy rozprawiał z nim o niektó­rych damskich przypadłościach, dotyczących pani Eusa­pii. W ogóle nie słyszymy, żeby na ziemi jaki ojciec, który istotnie kocha córkę i ceni jej wstydliwość, tak swobodnie i z pierwszym lepszym, kto nim   stręczy, rozmawiał o podobnych sprawach. To wzbudza w nas podejrzenie względem ojcostwa pana Kinga i w ogóle względem jego osoby. Ale nie to jedno tylko i nawet nie to najwięcej. W dalszym bowiem zacho­waniu się czułość pana Kinga dla córki z poprzednie­go życia okazała się fałszywą.

Gdy, będąc w transie, znosiła ciężkie boleści fi­zyczne i duchowe, gdy usychała z pragnienia i wołała rozpaczliwie: „wody, ach, na litość, wody!” ojciec z po­przedniego życia okazał się prawdziwym tyranem dla biedaczki.

Ochorowicz choć obcy, miał lepsze serce. Ruszył z miejsca natychmiast, by spełnić jej prośbę, ale stary King zaprotestował gwałtownie: „nie pozwalam!*’ Cóż robić? wszak to ojciec, ma prawa względem córki. „A może ja bym mógł dostać szklankę wody do picia?** zapytał filuternie gospodarz, seansu i w tejże  chwili ujrzał w powietrzu istotnie szklankę wody, trzymaną na jakiejś tajemniczej dłoni, która ją zbliżyła do ust Ochorowicza.

Siła medjumiczna nie jeden raz popisywała się wobec naszego poważnego badacza swymi figlami. Upewnia on, że innym razem widmo, czyli duch spirytystyczny, jak mówią zwyczajni ludzie: „dawał klapsy i skubania jakiejś pani, w końcu na przeproszenie po ­ całował ją w rękę”.

Więc i Ochorowicz stwierdza, że oprócz przymiotów fizycznych, siła medjumiczna posiada także afekcje i zalety towarzyskie.

W reszcie muszę podkreślić w tych popisach medjum włoskiego, pilnie obserwowanych i szczegółowo opisywanych w Zjawiskach, pewien fakt bezwzględnie duchowy i niedostępny nikomu, kto się samemi prawami natury kieruje.

W pewnej chwili przenikliwa Włoszka Eusapia poczęła recytować Ochorowiczowi, Prusowi i innym uczonym panom badaczom ich tajemne, starannie ukrywane w głębi serc myśli i zamiary, jakby z książki. Czy to nie mistyfikacja, lub czy nie jakaś sztuczka zręczna?

Ochorowicz twierdzi, że był to fakt, a sposób w jaki się odbywał, usuwa interpretację naturalną.

Naprzód zaznacza, że jego medjum ani nie miało sprytu, ani inteligencji. Przestając w rozmaitych krajach Europy z elitą umysłową na seansach, nie tylko się nie nauczyło mówić obcymi językami, lecz w dodatku swą własną piękną mowę kaleczyło żargonem lokalnym prowincji, skąd była rodem *). Zresztą nawet największa przebiegłość i sprawność w rodzona umysłu w danym wypadku na nic by się nie zdała.

Ochorowicz podkreśla okoliczność niezmiernie ważną, że medjum włoskie spełniało ten akt czytania w głębiach dusz swych krytyków, w stanie „na wpół przytomnym i sennym*’. W dodatku była zaabsorbowana strasznem i przypadłościami i cierpieniami zwykłem i medjom, jak już wspominaliśmy, przy spełnianiu pewnych produkcyj wyższego rzędu: prężyła się w bólach. doznawała wstrząsów nerwowych, potów obfitych etc. I czyż w tak mizernem położeniu może człowiek się zdobyć na jakieś 'sztuczki dla zaspokojenia ciekawości obecnych, czy w ogóle jest w stanie zajmować się kimkolwiek po za sobą samym?!

Z drugiej znów strony nie należy zapominać, że autor „Zjawisk” znal się na psychologicznych sposobach odgadywania myśli. On sam może lepiej, niż ktokolwiek u nas uprawiał t. zw. kumberlandyzm naukowy. Nie wydaje się rzeczą możliwą, by czegoś podobnego nie zauważył u swego medjum, gdyby ono istotnie jakąś sztuką dochodziło do swoich rezultatów! **)•

I wreszcie z tegoż powodu m usiał się był Ochorowicz oraz jego towarzysze pilnie strzec ujawniania w jakikolwiek sposób własnych myśli wobec medium. A jednak… oto prosta kobiecina Włoszka, dokonała najłatwiej, jakby od niechcenia, bo nie zwracając naw et uwagi na naszego uczonego i w stanie „naw pół sennym” aktu, na który ani on, ani żaden najbystrzejszy psycholog przy całym wysiłku swej przenikliwości nie zdobyłby się.

*) Tak się odzywa w „Zjawiskach” o Eusapii ich autor, a nie lepiej i inni zagraniczni jej obserwatorzy, zwłaszcza Lombroso. On też stwierdza, że w Medjolanie „ktoś jej ustami mówił po angielsku”, której to mowy E. nie znała.
**) Ten fakt bezpośredniego odsłaniania przez medjum  cudzych tajemnic duchowych nie był jedynym w badaniach Ochorowicza: „Zjawiska medjum ”, oraz dzieło francuskie tegoż autora „Suggestion mentale” upewniają nas, że nieraz był on świadkiem podobnych objawów .

 

Trzeba ten fakt wytłumaczyć koniecznie prawem przyrodzonem, powiedział Ochorowicz, i jakże sobie z nim poradził? Powiedzmy szczerze, bez ogródek, że stanął ze swą wiedzą i talentami przed zjawiskiem poruszonem bezradnie, niby małe dziecko, któremu każą przekroczyć mur wyższy nad jego głowę.

Bo, doprawdy objaśnienie naukowe, jakiem opatruje to zdarzenie, jest najmniej warte ze wszystkich argumentów, którymi broni swego medjumizmu. „Myśli nasze (Ochorowicza, Prusa etc.) odbijały się w mózgu Eusapii” – oto wszystko, co miało wytłómaczyć zagadkę jasnowidzenia.

Jakżeż to? Odbić się może tylko to,” co posiada jakiś’ kształt. Do przyjęcia tej operacji potrzebny jest przedmiot, również mający kształt i wymiar przestrzenny. Słowem i to, co się odbija i na czem się odbija jest materją. W mózgu jako rzeczy materjalnej mogą się odbić ondulacje powietrza, dźwięk, ruch, prąd. Wszystko to da się pojąć, ale mysi?! Ona, jakkolwiek objawia się zwykle przy pomocy znaków materjalnych, toć przecie z nimi niema nic wspólnego. Myśl nie jest znakiem, lecz jego sensem* – jak już mówiliśmy. A przecie utrzymywać, że sens wewnętrzny jakich ruchów może się odbić w przestrzeni, jest niedorzecznością. Za Huxleyem i całym szeregiem materjalistów współczesnych powtarza Ochorowicz teorję powierzchowną o przenoszeniu się myśli ludzkich z jednego mózgu do drugiego na podobieństwo promieni świetlnych, przenikających różne przedmioty.

Nie należało w książce naukowej tak ważnej sprawy i odpowiedzialnej, jak czytanie w cudzych myślach, rozstrzygać tak grubo, powierzchownie i dorywczo, niby na kolanie. A pretensja nasza do badacza zjawisk medjumicznych ma tem większą słuszność, że upewnia nas w swem dziele, iż ten fenomen należał do częstszych produkcyj, których był świadkiem, że medja w jego oczach wykonywały tę czynność (w opinji ogólnej nadnaturalną) tak łatw o i szjybko, iż je z tego powodu możnaby nazwać „odczynnikami cudzych myśli” *).

Podobnie, jak z tą kardynalną sprawą przenikania myśli ukrytych, obszedł się Ochorowicz i z innemi najsensacyjniejszemi. Wszelkie najtrudniejsze zagadnienia zbywa szybko, kategorycznie i powierzchownie. Przyszedł był do nich, jak cały obóz materjalistyczny zresztą, do którego należał, już z gotowem i formułami, w które par force wszystko pakował, czego nie rozumiał. Zjawiska spirytystyczne rozpierały’ nielitościwie te jego ciasne ramy, ztąd co krok nieporozumienie i katastrofa dla uczonego materjalisty. I tak, upewnia nas z całą stanowczością, że pewne medja mogą używać swych organów cielesnych do wszelkich funkcyj zmysłowych: nóg do wąchania, oczów do słuchania, uszów do patrzenia. Widział takie rzeczy swym własnym zwykłym organem czyli oczyma i robił podobne doświadczenia na sławnem swem medium Stasi.

Lecz jakże te dziwy wytłómaczył? Bardzo prosto i jego zdaniem zupełnie jasno, acz nie oryginalnie, bo powtórzył kursujący w świecie materjalistów modny termin „rozmieszczenia zmysłów”. Łatwo to powiedzieć, ale co to ma znaczyć, jakim sposobem się zmysły rozmieszczają i jaki na to dowód doświadczalny?

Słusznie mu też uczeni, mający więcej szacunku dla „urzędowej nauki”, której katastrofę z taką pewnością zapowiadał Ochorowicz, robią zarzut’ *), że nie spełnił zadania, którego się był podjął względem dziwnych objawów hipnotyzmu i spirytyzmuu. Przystąpił do nich w charakterze badacza doświadczalnego, tymczasem właśnie w chwili, gdy trzeba b}do doświadczalnie rzecz zbadać, ograniczył się do terminów naukowych lub do kombinacyj filozoficznych wcale niegłębokich.

Losy dały mu szerokie pole do popisów naukowych. Żadne laboratorjum na świecie nigdy nie wykonało tak dziwnych zjawisk, jakie tylokrotnie przewijały się przed jego oczyma.

*) Zjaw. medj. Toni 1, str. 75.
**) Czyt. O hipnotyzmie ze stanowiska fizjologicznego prof. Cybulski. Kraków 1887

Materializacja duchów, odtwarzanie myśli cudzych, lewitacje, najdziwniejsze transfery – nie tylko był on świadkiem wielokrotnie tego wszystkiego, lecz brał sam osobiście udział w tych produkcjach lub stykał się z niemi bezpośrednio, jako badacz. Czyż więc za dużo wymagamy od uczonego eksperymentatora, żądając słówka objaśnienia, jak się to wszystko robi? Jakżeby mu była wdzięczna ludzkość, gdyby, zamiast łudzić ogólnikami w rodzaju: „myśli odbijają się w cudzych mózgach, jak promienie świetlne w lustrze”, albo „organy rozmieszczają się w ciele”, albo „silnie pomyślany przedmiot zjawia się faktycznie za pomocą ideoplastji” i t.d., gdyby był uchwycił in flagranti takie przemiany i prawa ich opisał. Co za ciekawy widok dałby światu, przedstawiając proces, jaki przebywała myśl jego i zamiary, zanim się odbiły w mózgu medium, lub tę ciekawą wędrówkę zmysłów po organizmie ludzkiem, etapy ich niesłychanej dyslokacji.

Zamiast tego otrzymujemy tylko wyraz magiczny, który się zwie „medjumizmem”.

Jest jednak w „Zjawiskach” i inny wyraz, już mniej zagadkowy, który rzeczywiście jakiś promyczek światła może wpuścić do tej dziedziny zjawisk ciemnej, jak często sale, w których się odbywają, a raczej od nich nieporównanie ciemniejszej. Co to za wyraz? To „podświadomość”. Ochorowicz, oraz wielu innych badaczy spirytyzmu słusznie na nią zwrócił baczne oko. Ale podobnie, jak ogół pisarzy z jego obozu, zbyt wiele się od tego wyrazu dla swych celów naukowych spodziewa. Jużeśmy mówili, że podświadomość nie rozstrzyga bynajmniej najsensacyjniejszych produkcyj. Tu tylko pod jej adresem chcemy kilka praktycznych uwag wypisać. jest prawdą, że w starej, tradycyjnej psychologii za mało się liczono z tą stroną życia, która się zwie podświadomością. Skutkiem tego bardzo wiele szczegółów, rzucających znaczące światło na powstawanie na pniu, że tak powiem, aktów świadomych, oraz na ich rozwój stopniowy, zostało uronione ze szkodą dla nauki. Jest jednak również prawdą, że psychologowie współcześni zbyt hojnie nagradzają braki swych dawnych poprzedników i podświadomości, tej ciemnej władczyni ducha ludzkiego, przypisują tak wielką władzę. do jakiej ona nie może i nie powinna rościć pretensji. Za psychologami poszły masy inteligentne społeczeństw. Podświadomość jest wyrazem modnym, jest ich pupilkiem, któremu okazują tak daleko idące nieraz względy, że czujemy obawę, iżby nie zdyskredytowała i w kozi róg nie zapędziła starej, odwiecznej świadomości, jako już przeżytej damy.

Ze podświadomość nie tylko w hipnozie, u medjum, będącego w transie, występuje bardzo wybitnie, lecz i u obserwatorów zjawisk spirytystycznych temu nikt nie przeczy. To zresztą takie zrozumiałe! Gdy się zbierze gromada neurasteników i neurasteniczek, histeryków i histeryczek; a wszyscy razem dyszą tylko jednem pragnieniem doznania sensacji, podrażnienia nadzwyczajnego swych nerwów tem, co się dzieje na seansie, to już ci skonfundowany i znieważony rozum oraz refleksją muszą się schować na jakiś czas w kąt, a na ich miejsce wystąpi imaginacja i z całą swobodą hasa  po przestrzeniach jaźni ludzkiej. A jakie ztąd mogą powstać przypadłości w czasie zabawy spirytystycznej, łatwo sobie wyobrazić. Ale sumienny badacz nie będzie tak uogólniał publiczności, bawiącej się na seansach, i rozróżni wśród niej osoby rozważne, które potrafią do końca zachować zdrów}*’ sąd i wolną rękę.

To jedno, a drugie niemniej ważne: rozróżni on między produkcją a produkcją, rozmową a rozmową, bądź ze stolikami, bądź bezpośrednio z widmami. Owszem zrobi to nawet wtedy, gdyby ogół uczestników składał się z samych niezrównoważonych, a tem bardziej, jeśli w ich gronie znajdzie 'osoby, którym nic nie brakuje.

Wynoszę wrażenie z czytania „Zjawisk medj.“, że ich autor nie dość, czy też wcale nie uwzględnia obu warunków. Po za teorją medjumizmu, którą usiłuje objaśnić jasnowidzenie, lewitacje, materjalizacje duchów etc., słowem szereg zjawisk, krzyczących w niebogłosy z powodu gwałtu zadanego naturze, widzi on w niektórych produkcjach mniej od tamtych jaskrawych, ale jednak naszem zdaniem dających dużo do myślenia, po prostu jakieś nieporozumienie uczestników.

Rzuca na nich wyrok ogólny: „w spirytyzmie naiwni ludzie rozmawiają z własnem ja bezwiednem, sądząc, że rozmawiają z duchami!” Że takie objawy są możliwe, powołuje się autor na istotnie dziwne i ułudne zjawiska u chorych psychicznie w Salpetriere (pod Paryżem) i w Nancy, na świadectwa wielce pouczające takich powag lekarskich, jak: Charcot, Bernheim, Beaunis, Liebeault. Uczestnicy seansów byliby więc psychopatami, dwojnikami psychicznymi, którzy uroili sobie, że mają przed oczyma ducha i rozmawiają z nim, a tymczasem oni/ tylko z sobą prowadzą rozmowę.

Osobiście nie mam żadnej inklinacji do spirytystów, boleję nawet serdecznie nad ich zaślepieniem, ale muszę się za nimi upominać, przynajmniej za tymi, o których jestem najmocniej przekonanym, że na kandydatów do Salpetriere lub Nancy się nie kwalifikują. Zresztą oni sami potrafią łatwo swój honor obronić bo mogliby przecie z całą słusznością odpowiedzieć Ochorowiczowi w ten sposób: „Wiele razy braliśmy udział w zabawach spirytystycznych i nie spostrzegaliśmy tego rozłamu naszych myśli, naodwrót czuliśmy się zupełnie naturalnie i byliśmy w takiem usposobieniu, w jakiem załatwiamy zwykle nasze sprawy z ludźmi po za seansami. Chyba tylko tę różnicę musimy podnieść, że w wypadkach najjaskrawszych staraliśmy się zachować taką rozwagę, spokój i krytycyzm, jakiego nie stosujemy do spraw powszednich.

Jeśli więc nikomu nie przyszło do głowy brać nas za dwojników przy spełnianiu codziennych spraw naszego żywota, lub nie codziennych, lecz jakich ważnych czynów, bądź patrjotycznych, bądź obywatelskich, bądź naukowych, przy których skupialiśmy się najintensywniej w sobie i koncentrowaliśmy nasze myśli w jednym kierunku tak, jak to bywało w czasie najwyższych sensacji na seansach, to pytamy, czemu tutaj koniecznie musieliśmy być dwojnikami?!“

Ci rozważni i logiczni sportowcy spirytyzmu mogliby się jeszcze powołać na liczne rzesze mężów, którzy w czasie, przedstawień medjów podobnież zachowali przytomność i wolną wolę. I mieliby szczególną satysfakcję przytoczyć z pośród nich imiona pisarzy nie mniej od Ochorowicza światłych, bystrych i trzeźwych. Lecz naw et, gdyby ci wszyscy jakimś niezrozumiałym trafem stali się ofiarą nieporozumienia, o którem mówi Ochorowicz, to przecie był jeden przynajmniej taki człowiek na świecie, którem u zdrowego sądu i wolności wewnętrznej nie naruszył żaden seans, choć tyle z nich nie tylko widział, lecz i organizował. Był nim sam krytyk spirytyzmu, autor „Zjawisk medjumicznych “. Jego już o nic posądzić nie można. Z duchami nie miął nic wspólnego, nawet ich znać nie chciał i szydził z nich. A na wieczną pamiątkę tego zostawił 5 tomowe dzieło, w którem wiarę w ich istnienie i udział na seansach zdruzgotał doszczętnie wedle swego przekonania. Ale i on, chcąc wypędzić z seansów i z głów ludzkich swawolnych duchów spirytystycznych i okazać całą bezpodstawność podobnych pojęć, właśnie zachował się był na tych zabawach, jak zwykły sportowiec pod niejednym względem ! I on zwracał się do stolików z pytaniami logicznemi w sposób zewnętrzny, lub nawet wprost myślą — i robił na tej drodze doświadczalnej sukcesy olbrzymie. Stoliki go tak dobrze rozumiały, jak oskarżeni o naiwność i dw ojnictwo spirytyści.

Więc mogliby oni zapytać naszego pisarza – pozytywistę: „Z kim to, Mistrzu, rozmawiałeś wówczas? Od kogo chciałeś się dowiedzieć i istotnie w sposób bardzo sensacyjny dowiedziałeś się o miejscu zaginionego szalu pani Ś.?! Kogoś to posłuchał, czy też, daruj naszej szczerości spirytystycznej – kogoś się może uląkł, gdyś cofnął rękę  od kryjówki z szalem tej pani? Kto ci zapowiedział, byś się go nie ważył ruszyć, że go sam odda właścicielce i w samej rzeczy obietnicy dotrzymał?! Wedle twej teorji wypadłoby, żeś w tych wszystkich i wielu innych podobnych wypadkach grał dziwną komedię z sobą, jak chory, lub chora dwojnica z Salpetriere lub Nancy, choć z sukcesem wcale niepodobnym do nich“.

I również należałoby wnosić, że cala ta praca literacko – naukowa „Zjawiska medj.“, jest owocem akcji podświadomej. A w takim razie, cóż może być warta? *

A przecie ani spirytyści, ani najskrajniejsi materialiści, ani najżarliwsi chrześcijanie – nikt nie traktuje bynajmniej w ten sposób rewelacyji wywodów autora „Zjawisk”. Czytelnik, do jakiegokolwiek obozu religijnego, czy naukowego by należał, bynajmniej nie upatruje w nich objawu psychopatycznego, lecz przeciwnie dzieło umysłu normalnego, a przytem bystrego, utalentowanego, pełnego indywidualizm u i rozleglej wiedzy. Mogą mu tylko nie trafiać do przekonania interpretacje naukowe faktów, przez Ochorowicza zaobserwowanych – ale to zupełnie co innego.

Słowem ten, który odmawiał świadomości uczestnikom seansów, dał jej na sobie, znalazłszy się w podobnych, jak i oni warunkach i okolicznościach, dowód nader wybitny. Ale logika wypadków, bywa często ściślejszą od najpoczytniejszych książek. Tak też było i ze „Zjawiskami”. Pomściła się ona na tej książce surowo, lecz sprawiedliwie.

Liczne rzesze naszych sportowców seansowych, które wierzą w duchy, nie widząc w „Zjawiskach”  nic takiego, co by ich powagę i w ładzę mogło podkopać, owszem, znajdując w powierzchownych i naciąganych wywodach Ochorowicza raczej potwierdzenie, niż zaprzeczenie swych zapatrywań, obrali go sobie po śmierci za patrona.

Długoletnia jego sekretarka panna Domańska ogłasza teraz wizyty z za grobu perispritu popularyzatora medjumizmu i jego rewelacje o życiu pośmiertnym.

Rzecz przy tem znamienna, że choć są one na ogół bardzo bałamutne , jak wszelkie objawienia duchów spirytystycznych, to jednak znajdujemy miejscami zwro­ty poetyczno – teologiczne, jak ich nie pisywał nasz pozytywista, gdy jeszcze nie chodził po ziemi w ciele astralnym !

Napomknąłem, że już w starożytności magowie roili o promieniach, wydobywających się z ciała ludzkiego, które miały być przyczyną najdziwniejszych zjawisk fizycznych i duchowych. Uzupełniając tę wzmiankę, twierdzę , że cała mądrość  naszych naturalistycznych badaczy spirytyzmu jest niczem innem , jak niewolniczem odgrzaniem starej i zamierzchłej wiedzy magów. Nawet ideologją spirytystyczna, którą się oni dziś posługują, by naukowo usprawiedliwić produkcje seansów , nie jest wynalazkiem współczesnym , ani nowo ­ czesnym.

Zdobyczą naszych czasów jest chyba tylko szereg ścisłych prób doświadczalnych, na co już ciż starożytni nie mieli takich sposobów, jak my, i przeważnie musieli
się ograniczać świadectwem zmysłów własnych.

Z tego powodu nic łatwiejszego było do niedawna, jak zarzucić im halucynację bądź osób poszczególnych, świadczących o prawdziwości zjawisk spirytyzmu, bądź zbiorową całych mas. Zarzut nabierał tern większej wagi, gdy się wspomniało o niskim poziomie umysłowym tych rzesz i tych wieków. Dziś na halucynację, nauka ma sprawdzian niezawodny. Są to fotografje, odciski i odlewy figur „duchów”, w rozmaitych substancjach ad hoc przygotowanych , (to ostatnie sądzę, że w części m u siało być znane i praktykowane nie kiedy przez magów starożytnych ), porównywanie tych podobizn z ciałem medjum, rozmaite próby chemiczne i fizjologiczne z oddechem , pulsem , obiegiem krwi w żyłach, t.zw. ducha i t.d.

Słowem starej magji przybył w naszych czasach nowy i silny argument, dostarczony przez wiedzę ścisłą, doświadczalną, Ale od, astral, perisprit — te wszystkie nazwy tajemnicze źródła zjawisk spirytyzmu, nie były obcemi pojęciom najdawniejszych czasów.

Rzym i Grecja dziedzice, a zwłaszcza ta ostatnia, wiedzy tajemnej Indjan, Chaldejczyków, Egipcjan, Persów, Fenicjan, Ąssyryjczyków – spadkobiercy wszelkich mysterjów religijnych W schodu i praktyką zabobonnych, mówiły wiele o ciałach astralnych. Corpora siderea, a u Greków agnoide, astroeide (ciała o blasku gwiezdnym), znane to były powszechnie w sferach  ukształconych terminy. Używano ich na objaśnienie pewnych nadnaturalnych objawów w życiu niektórych osób. A zwłaszcza perisprit było to zjawisko często ukazujące się. Tylko nazywane inaczej, mianowicie: obrazem, widmem, cieniem, imago, simuiacurm, spectrum *).

Jest pełno o tym perispricicie wzmianek u Wirgiljusza Ovidjusza, Horacego Lukrecjusza i t. d. A bodaj, że nikt go plastyczniej nie opisuje, jak książę poetów, stary Homer. Oto Patrokł został zabity przez Hektora, a jednak ukazuje się w takim stanie, w jakim był w momencie swego zejścia: blady, z raną, z której się krew sączy i nietylko go widzą, ale i słyszą, bo ten perisprit mówi tak, jak żywy człowiek. (Iliada c. 23. Odyssea 1. XL). Ale co bardziej mnie zastanawia:już wówczas, w owej zamierzchłej, patrjarchalnej epoce umiano się poznać na wartości perispritu.

Owi prości ludzie nieraz więcej zdradzali rozsądku i krytycznego pojęcia na widok jego, niż wielu z naszych uczonych. Bo, gdy do Teiemaka przychodzi po śmierci wrzekomy jego ojciec Ulisses, Telemak, pomimo wszelkich pozorów tożsamości, odzywa się do perispritu: „Tyś nie ojciec mój, ale tyś jest… demon, który mię wabi i łudzi”. (Odyss 1. XII v. 194.).

*) Et nunc magna mei sub terias ibit imago (Eneida 1.1V v 654). Bis quo sunt hominis: manes, caro, spiritus, umbra (Ovid ) Multa modis simulacra videt volitantia miris Et varias audit voces fruiturque deorum colloquio atque unis Acheronta affatur Avernus (En. 1. VII- 81). 9

Tak, głęboka starożytność prawi o tajemniczem świetle, prapierwiastku wszelkiej materji, któremu przypisuje własności najfantastyczniejsze. Zbierając je wszystkie do kupy, mamy taki oto obraz tej siły świata: „To czynnik mieszany, na poły boski, na poły naturalny, cielesny i duchowy pośrednik plastyczny, powszechny, zbiornik ogólny drgań, ruchu, obrazów, form, nazwać go możemy imaginacją natury. Z tąd rodzą się pociągi i w wstręty bezwiedne, stąd biorą swe źródło sny i marzenia, objawy drugiego widzenia i wizyj nadprzyrodzonych.

To jod u żydów, światło astralne u martynistów, materja pierwsza u alchemików średniowiecznych, ciało ogniste Ducha św. mgnostyków. Jego to (ten czynnik) czczono w rytuale masońskim pod wyobrażeniem kozła androgynnego, Mendesa, Mopsa, Lucifera. To arkanum władcze magji praktycznej…

„To pojęcie z wyroczni Zorastra, zebrane z platoników, z theurgji Proclusa, komentarzy nad Parmenidem, z komentarzy Hermiosa nad Fedrem, z notatek Olimpiodora o Philebie i Fedonie. (Franc. Patricius)…

To Lucifer i jod w kabale… Kto to światło posiadł, zapanował nad wszystkiem… i tworzy wielkie dzieła” *).

Profesor magji współczesnej (jak często nazywają okultystę Eliphasa Levi’ego, renegata chrystjanizmu i kapłaństwa, eksksiędza katolickiego), wyraża się o tem świetle spirytystycznem w podobnyż sposób, jak kabała i starożytni okultyści: „To dusza świata, podwójny prąd: miłości i gniewu, to fluid , otaczający nas i przenikający wszystkie rzeczy’, fluid, który nieco uchylił swej zasłony pod próbami Mesmera. On jest eterem elektro – magnetycznym, jest cieplikiem życiodawczym i świetlnym. Dzięki jego podwójnej sile: atrakcji i ekspansji, wszystko zostało stworzone, wszystko zachowuje swój byt. Uzbrojeni w tę silę, możecie wzbudzić najwyższe uwielbienie dla siebie, tłum was uzna za Boga. To *wielki czynnik magji, ten fluid ziemski, zwany’ inaczej światłem astralnem; to światło, które jest nasycooe obrazami, czyli odblaskami, jakie fnoże wywołać nasza dusza” *).

*) Wiedza tajemna d-ra Radziszewskiego. Str. 1 i 7.

Trzeba dodać, że te eksplikacje „poważne” zapoznanego czarodziejskiego światła, które ma być rozlane w przestworzu, nietylko dogadzają olbrzymiej masie umysłów powierzchownych naszej planety, ale i samym duchom, zwiedzającym ją, sprawiają najwyższą satysfakcję.

Mówię zupełnie serjo, gdyż dzieje spirytyzmu nowoczesnego notują fakta tego rodzaju, że ci goście zaświatowi przynosili z sobą ku pouczeniu klienteli na seanse aparaty fizyczne tak, jak profesorzy na wykład uczniom i demonstrowali nimi działalność utajonej w naturze substancji promienistej (astralu).

Dla przykładu powołuję się na jedno z dzieł spirytystycznych, zawierające’ zbiór zjawisk, sprawdzonych starannie przez mężów naukowych. Już ci dodać trzeba:  inquantum fragilitas humana sinit**), 'boć wśród takiego materjału czarodziejskiego trzeba mocno w garści trzymać swoje władze poznawcze, choćby się było mędrcem, żeby psotliwe duchy nie nadużyły ich. Ale w tym wypadku fragilitas humana może wzbudzić spore zaufanie, ile że, pominąwszy świadectwa wielu poważnych’ ludzi, podane w książce, pisała ją nie jedna osoba, ale aż trzy, wszystkie się wzajemnie  kontrolując, i wspierając swą wiedzą. to troiste kolegjum uczone stanowią: Edmunds, wielki sędzia Amerykański, dr. G. Dexter i Talmadge senator, oraz były gubernator Stanu Wiskonsin w Ameryce. Dzieło ich wydane około 1860 r. ma tytuł: Spiritualism. New York. Chyba jest z sensacyjnych najsensacyjniejsze. To też w ciągu 5 miesięcy od chwili opuszczenia drukarni ujrzało 7 wydań.

Pierwszy z tych autorów sędzia Edmunds jest wogóle znaną i bardzo rozgłośną osobistością w dziejach spirytyzmu nowoczesnego z olbrzymich zbiorów zjawisk tego rodzaju, które ogłaszał w rozmaitych czasach i z dziwów, jakie w jego domu wykonywała jego własna córka, medjum wielojęzyczne Laura.

*) Do pestritu el de la haute magie. Paris 1856 v. 1 p. 23.
**) O ile na dokładne zbadanie pozwala ułomność ludzka.

Otóż Spiritualizm między innymi podaje taki opis: Z dziesiątek cały rozmaitych widm, wśród których  widm o Franklina i Hahneman a perjodycznie brały we władanie w pewnem mieszkaniu pokój, którego rozkład kreślą, ci autorzy. Tutaj oddawały się pozornie rozmaitym doświadczeniom naukowym, mającym na celu wtajemniczyć naszą planetę w nieznaną dotąd potęgę fluidu odylicznego.

Od, demonstrowany przez te widma, dawał się pochwycić zmysłami w postaci światła biało-niebieskiego. Zarysowywał się w pokoju linjami regularnemi, brał pod swe panowanie przedmioty, które się tam  znajdowały, unosił je w powietrze, przenosił z jednego  miejsca na drugie książki, ciężary i ludzi.

Zdradzało to światło także własności intellektualne. Od chwytał za pióro, maczał je w kałamarzu, opuszczał na pap ier i najspokojniej kreślił na nim rozmaite zdania w językach: hebrajskim, sanskryckim, francuskim i innych. Tak się przedstawiała w ład za regularna odu zrównoważonego. Ale jeśli kto, wchodząc do pokoju pozwolił sobie naruszyć tę równowagę, jeśli jakiś wypadek ją zniszczył, w tejże chwili miejsce zjawisk regularnych zajęły nieporządne i gwałtowne.

Fluid przewracał i potrącał wszystkie przedmioty, napotkane na swej drodze; wydawały się one wówczas, jak by były szałem objęte. Skąd płynie od i jakijego początek? Ma być rozlany wszędzie, uczą nas badacze spirytyzmu.

Tak, ale tu na seansach widma Franklina, Hahnemana i inne ukazywały specjalny przyrząd, który go wytwarzał. Była to skrzynka, niesiona przez jedno  z nich i zawierająca zgęszczoną masę odu. Z chwilą, gdy nich otwiera pokrywę skrzynki, wyładowuje  się z niej ta dwubarwna substancja i rozlew a po pokoju i t. d.

*) Cytuję wedle dzieła: Moeurs etc. de Mousseaux, str. 350.

Czy takie zjawiska spirytystyczne mogą wzmocnić powagę hipotezy ciał astralnych? Czy przeciwnie nie dyskredytują bujnych pomysłów pewnych autorów, rozpisujących się na temat dziwnych własności rozszczepionego ciała medjum, jego perispritu. Nasz uczony Ochorowicz nawet św. Pawłowi przypisał drugie ciało astralne *), w którem miała się wedle niego odbyć owa mistyczna ekstaza i porwanie jego ducha „do trzeciego nieba”.

Uważamy podobną swobodę autorską, w której istotę świętą i najgodniejszą w oczach chrześcijan zestawia się z demonicznymi medjami, za ordynarne bluźnierstwo.


źródło: fragment książki „ZJAWISKA SPIRYTYSTYCZNE W OŚWIETLENIU NAUKI I OBJAWIENIA”.
autor: Ks. MARJAN NITECKI Doktór filozofji Instytutu Katolickiego Paryskiego.
rozdział pt: „Medjumizm. Poglądy Ochorowicza”


Eusapia Palladino lub Paladino (ur. 21 stycznia 1854 w Minervino Murge, zm. 16 maja 1918) – medium spirytystyczne, Włoszka.

Sprowadzona w listopadzie 1893 r. przez Juliana Ochorowicza do Warszawy, do stycznia 1894 roku prowadziła seanse spirytystyczne, w których uczestniczyli m.in. Bolesław Prus, Sokrates Starynkiewicz i Ignacy Matuszewski. Dały one natchnienie kilku barwnym scenom powieści Prusa Faraon, rozpoczętej w r. 1894.