Dnia 15 maja ostatniego roku, The Voice of Angels opublikowało list pana G. Hollanda, na który zwrócił naszą uwagę pan G.-G. Helleberg z Cincinnati, ze względu na naprawdę niezwykły sposób, w jaki Duchy użyły swojej mocy, by ofiarować kwiaty.
Nie wspominalibyśmy o tych wydarzeniach, gdyby nie wydawały się one tak niewiarygodne w oczach Europejczyków, jednak mamy pewność, że pan G. Holland cieszy się reputacją człowieka godnego zaufania, bardzo skrupulatnego w swoich badaniach i doświadczonego w manifestacjach duchowych.
Dnia 21 kwietnia 1884 roku, w Bostonie, pan Holland uczestniczył w prywatnym seansie materializacji z renomowanym medium, panią Fay, której wcześniej nie znał. Podczas tej sesji najpierw nastąpiła materializacja kilku Duchów, które pojawiały się kolejno, a następnie nadszedł moment materializacji przedmiotów.
Pierwszym zmaterializowanym przedmiotem był heliotrop o wysokości ośmiu cali, który pojawił się przed panem Hollandem za sprawą kobiety pochodzenia arabskiego. Następnie inny Duch, o imieniu Jim Fisk, podarował mu różowy goździk, który wcześniej obiecał.
Po nim zjawił się doktor Rust, który poprosił o pół szklanki wody, naelektryzował ją magnetycznie i wręczając panu Hollandowi, powiedział:
„Wypij to, przyniesie ci ulgę.”
Przed odejściem wręczył mu także gałązkę pelargonii o pełnych kwiatach.
Zaraz potem pojawił się brat pana Hollanda, Wales, usiadł obok niego i zaczęli rozmowę. Jednak w tym momencie oddajemy głos samemu narratorowi, gdyż w dalszej części opisu nie chodzi już tylko o zjawisko pojawiania się przedmiotów, ale o produkcję roślin, które rosną i kwitną na oczach widza.
Przekładamy dosłownie słowa pana Hollanda:
**„Wales powiedział do mnie: ‘Otwórz dłoń.’ Wyciągnąłem prawą rękę, a on zaczął lekko dotykać jej wnętrza opuszkami palców. Wtedy poczułem intensywne mrowienie, jakby moja skóra była nacinana ostrym narzędziem.
Potem, wciąż pracując, ale już bez dotykania mojej dłoni, ujrzałem, jak z mojej ręki wyrasta krzew różany. Rósł coraz wyżej, aż osiągnął osiem cali wysokości.
Wówczas rozkwitła na nim piękna, mszysta róża, a kiedy Wales cofnął ręce, róża stała sztywno, jakby była zakorzeniona w mojej dłoni.
Kiedy dokładnie się jej przyjrzałem, Wales złamał jej łodygę cal nad moją dłonią i mi ją wręczył. Następnie wyrwał korzeń rośliny i zniknął.”**
**„Później przyszła moja siostra Marie i usiadła obok mnie, wyglądając tak samo jak za życia. Po krótkiej rozmowie powiedziałem do niej:
‘Marie, Wales był tutaj.’
Otwierając dłoń, dodałem:
‘Zrobił coś niezwykłego’, po czym opowiedziałem jej, jak w mojej ręce wyrósł krzew różany.
‘Bardzo dobrze’ – powiedziała – ‘to było bardzo trudne, prawda?’
Odpowiedziałem:
‘To przekracza wszelkie wyobrażenia.’
‘Cóż’ – rzekła – ‘otwórz dłoń jeszcze raz.’
Zaczęła dotykać jej wnętrza palcami, podobnie jak zrobił to Wales, a w krótszym czasie, niż potrzeba na opisanie tego, stworzyła kolejny, jeszcze bujniejszy krzew różany o wysokości dziesięciu cali.
Potem cofnęła ręce, a roślina pozostała perfekcyjnie zakorzeniona w mojej dłoni.
Po chwili, gdy miałem okazję dokładnie ją obejrzeć, zerwała jej łodygę cal nad moją dłonią i podała mi różę.
Następnie wyrwała jej korzeń i wróciła do pokoju spirytystycznego.
Gdy spisuję tę relację, wszystkie te piękne kwiaty wciąż patrzą na mnie łagodnie z wazonu stojącego na moim stole, a ich cudowny zapach wypełnia pokój. W sercu ogarniam te wspaniałe Duchy, ponieważ poprzez nie objawiła się miłość Boga.”**
Nie będziemy dalej podążać za relacją pana Hollanda, choć seans był interesujący aż do końca, gdyż nie chcemy oddalić się od głównego tematu.
Jednakże, aby podkreślić moc mediumistyczną pani Fay, warto dodać, że tego wieczoru pan Holland widział aż pięćdziesiąt osiem w pełni zmaterializowanych Duchów.
Prawie wszystkie z nimi rozmawiały, a niektóre nawet śpiewały.
Odnośnie komunikacji dotyczącej apports kwiatów przez Duchy
W związku z komunikacją dotyczącą apports (zjawiska paranormalnego polegającego na materializacji przedmiotów, w tym kwiatów) przez Duchy¹, pan Henri Sausse z Lyonu napisał do pani Lucie Grange 21 kwietnia bardzo interesujący list, którym nie mogliśmy się dotąd zająć z powodu braku miejsca.
Ponieważ wspomniany list porusza dwie odrębne kwestie – pierwszą dotyczącą możliwości uzyskiwania apports z innych planet, a drugą dotyczącą zużycia fluidu ludzkiego w tym procesie – dziś zajmiemy się wyłącznie tym drugim zagadnieniem.
„Pisze pani” – zwraca się pan Sausse do pani Grange – „że fluidy niezbędne do apports są pobierane od ludzi kosztem ich zdrowia. Gdybym kierował się wyłącznie własnym doświadczeniem, zgodziłbym się z pani opinią – to znaczy z opinią Ducha, który asystował medium w La Lumière. Ale jeśli wezmę pod uwagę wpływ, jaki wywieram razem z panną Louise, nie jestem już pewien, czy pani przewodnik ma rację, czy nie.”
**„Po każdym apports panna Louise wpada w stan katalepsji – oznacza to, że wydatek fluidu jest dla niej zbyt duży i całkowicie ją wyczerpuje. Jednak bez żadnego wysiłku jestem w stanie przywrócić równowagę, po czym budzi się zupełnie zdrowa.
Z drugiej strony, zdarza mi się być wycieńczonym już na początku mojej sesji magnetyzmu, a panna Louise także czuje się bardzo osłabiona. Wówczas ją magnetyzuję i wszystko przebiega według tego samego schematu, z tą różnicą, że pod koniec sesji, która trwa zwykle około dwóch godzin, ona czuje się doskonale, a ja nie odczuwam już żadnego zmęczenia. Wręcz przeciwnie – czuję się na tyle silny, by magnetyzować przez cały dzień bez przerwy.
Zużycie fluidów na apports wyczerpuje moje medium. Ja jednak oddaję jej fluidy, a nawet więcej, i sam również czuję się po tym lepiej. Moim zdaniem wyjaśnienie jest następujące: w pracy magnetycznej jestem jedynie pośrednikiem – moi przewodnicy dostarczają mi więcej fluidów, niż potrzebuję do leczenia pacjentów, a ja korzystam z nadwyżki.
Im więcej magnetyzuję w tych warunkach, tym silniejszy się staję, a fluidy działają z większą energią.”**
„Jak wiele jest jeszcze niewyjaśnionych tajemnic w tej sieci zjawisk i jak daleko nam jeszcze do pełnego poznania prawdy!”
W odpowiedzi na list pana Sausse, pani Grange nie omieszkała pogratulować mu, że jest tak dobrze wspierany przez swoich przewodników. Niestety, niebawem miał się przekonać, że rozsądnie jest kontrolować zużycie własnej energii – zwłaszcza energii fluidycznej.
W liście do naszej redakcji z 10 maja 1884 roku pisał:
**„Co do siły magnetycznej, którą, jak pani sądzi, posiadam, moi przewodnicy postanowili ostatnio udowodnić mi, że bez nich jestem niczym, a moja opinia o apports i ich wpływie na zdrowie była całkowicie błędna.
Dnia 29 kwietnia otrzymaliśmy od nich przepiękny bukiet. Ale ileż kosztowało nas jego uzyskanie! Jakie wyczerpanie zarówno dla panny Louise, jak i dla mnie! Moje medium uparło się, że chce, by kwiaty się zmaterializowały, więc musiałem włożyć w to jeszcze więcej energii, gdyż lekkie Duchy niemal natychmiast pochłaniały każdy fluid, który ona uwalniała.
Mimo to panna Louise pokonała ich opór i udało mi się sprowadzić do niej bukiet składający się z siedmiu róż – identycznych jak ta, którą pani przesłałem.
Skutkiem tego była całkowita katalepsja mojego medium i ogromne pobudzenie, które trwało przez kilka dni, nieustannie ją osłabiając.
Ja zaś doświadczyłem skrajnego wyczerpania, które ustąpiło dopiero po kilku dniach.
Zatem tak jak powiedział medium w La Lumière, panna Louise potwierdziła, że apports zawsze odbywają się kosztem zdrowia.
Pomimo radości, jaką nam przynoszą, poprosiłem naszych przewodników, by oszczędzali siły medium, bo jej zdrowie jest dla nas cenniejsze niż najpiękniejszy bukiet.”**
Pan Sausse musiał przyznać:
„Zawsze apports odbywają się kosztem zdrowia.”
W przypadku, który opisuje, uzyskany bukiet kosztował medium „wielkie pobudzenie, które przez kilka dni nieustannie ją osłabiało”, a magnetyzera „skrajne wyczerpanie, które ustąpiło dopiero po kilku dniach.”
To świadectwo wspiera tezę, której bronimy na rzecz zawodowych mediów.
Gdyby pan Sausse i jego medium odbywali tylko dwie takie sesje tygodniowo, jak ta opisana powyżej, można by zapytać, w jakim stanie zdrowia by się znaleźli i czy mieliby jeszcze siłę na codzienne obowiązki.
Ten, kto jest bogaty, nie zaryzykuje swojego zdrowia, angażując się w doświadczenia ukazujące różne manifestacje mocy Duchów.
Ale jeśli ktoś nie ma innego sposobu na życie poza własną pracą, a swoje zdolności mediumiczne oddaje na służbę Sprawie, powinien móc się z tego utrzymywać – nie narażając się przy tym na hańbę.
Ci, którzy próbują zrobić z niego pariasa, są niesprawiedliwi i pozbawieni przede wszystkim miłosierdzia.
A przecież na ustach mają wciąż słowa, których tak słabo potrafią wcielić w życie:
„Poza miłosierdziem nie ma zbawienia.”
Matharel
źródło: Matérialisation et Production de Fleurs; La Lumiere -10 Juillet 1884.