Do pana Alphonse’a Cahagneta
Paryż, 7 stycznia 1851 r.
Szanowny Panie i Przyjacielu,
Oto kilka faktów uzyskanych za pomocą zwierciadła (tego, którego skład podał Pan w swoich instrukcjach).
Jeden z moich przyjaciół otrzymał pewną sumę pieniędzy od nieznajomej osoby, która odmówiła podania źródła ich pochodzenia. Wszystko wskazywało na to, że była to forma zadośćuczynienia – ale kim był darczyńca? Tego właśnie mój przyjaciel chciał się dowiedzieć. W tym celu zwrócił się do mnie z prośbą, bym pomógł mu odzyskać spokój ducha.
Udaliśmy się do osoby, którą od czasu do czasu wprowadzam w stan somnambuliczny, by zapytać ją, czy zgodziłaby się przyjąć wspomnianego człowieka na seans. Po uzyskaniu jej zgody otrzymaliśmy następujący rezultat:
– Proszę powiedzieć, co pani widzi.
– Widzę mężczyznę w łóżku; jest bardzo chory, w podeszłym wieku.
– Czy mogłaby pani zobaczyć, czy jest blisko stąd?
– Mieszka na wsi, ale nie potrafię powiedzieć, jak nazywa się to miejsce; nie wygląda na zamożnego, jednak nie sprawia też wrażenia nieszczęśliwego.
– Kto się nim opiekuje?
– Nie widzę przy nim nikogo.
– Proszę przenieść się do chwili, gdy ktoś się przy nim znajduje.
– O, widzę księdza; jest przy jego łóżku, rozmawia z nim. Nie potrafię dosłyszeć, o czym mówią.
– Jak wygląda?
– Ma na sobie sutannę; to mężczyzna około pięćdziesiątki, ma siwe włosy, sympatyczną twarz; cera rumiana, nos trochę wydatny, średniego wzrostu. Chory wręcza mu kartkę, niewiększą niż dwa palce. Ależ to zaadresowane do pana, proszę pana! – powiedziała żywo, zwracając się do mojego przyjaciela. Ksiądz wstaje, ściska choremu dłoń – i odchodzi.
To zadziwiające – powiedział mój przyjaciel – to rzeczywiście był ksiądz, który dokonał tego zwrotu.
Jak pan widzi, osoby, które pojawiły się w zwierciadle, należą jeszcze do tego świata. Jeśli chodzi o chorego, to jego obecność i szczegóły nie mogą zostać zweryfikowane, ale inaczej jest w przypadku księdza, którego portret został bardzo dokładnie opisany, podobnie jak papier, który rzeczywiście zawierał adres mojego przyjaciela – co stanowi dość przekonujący dowód na prawdziwość widzenia.
Około połowy grudnia wprowadziłem tę samą osobę w stan somnambuliczny, by uzyskać informacje dotyczące sprawy osobistej – i uzyskałem odpowiedź więcej niż zadowalającą. Oto co się wydarzyło:
Bez pomocy somnambulizmu mógłbym to uznać za zwykłą halucynację.
Było około jedenastej w nocy. Po lekturze, jaką zwykle odbywam przed snem, zgasiłem światło, gdy nagle poczułem coś zbliżającego się do mnie; odczucie było takie, jakby ciało niematerialne znajdowało się poziomo nad moim ciałem, bardzo blisko.
To nienaturalne zjawisko wzbudziło we mnie chęć, by odwrócić głowę i spojrzeć – i to kilkakrotnie. Jednak powstrzymałem się; nie uległem ciekawości, co wywołało we mnie wiele przemyśleń.
Zjawisko to trwało krótko, ale wystarczająco długo, bym nie miał wątpliwości co do jego rzeczywistości. Byłem w pełni przytomny – i pozostałem takim jeszcze przez ponad pół godziny.
Następnego dnia uśpiłem moją somnambuliczną partnerkę i zadałem jej następujące pytania:
– Czy możesz zobaczyć mnie wczoraj między godziną jedenastą a północą?
– Widzę cię w łóżku; czytasz; właśnie gasisz świecę. Jesteś bardzo skupiony w tej chwili.
– Zobacz, o czym wtedy myślałem?
– To bardzo osobliwe, co widzę. (Po chwili milczenia) Straciłeś siostrę wiele lat temu; to ona przyszła cię odwiedzić. Gdyby nie obawiała się, że sprawi ci zbyt wielkie wzruszenie, pocałowałaby cię. Jako że miałeś ochotę spojrzeć, powstrzymała cię – bała się, że jej obecność mogłaby cię zbyt poruszyć.
– Skąd wiesz, że to była moja siostra?
– Sama mi to mówi; widzę ją przecież w zwierciadle. Bardzo cię kochała, kiedy żyła na ziemi.
– Zapytaj ją, czy odwiedzi mnie ponownie.
– Mówi, że to możliwe.
– Zapytaj, czy widziała naszego ojca.
– Tak, ale tylko raz.
– A naszą matkę?
– Nie widziała jej.
– Dlaczego?
– Nie ma takiej potrzeby.
– Czy jest szczęśliwa?
– Ma nadzieję, że będzie jeszcze bardziej szczęśliwa później. Odchodzi i przesyła ci pocałunek.
Tak zakończyła się moja sesja. Jak pan widzi, miałem wszelkie powody, by być usatysfakcjonowany.
Z całą pewnością pan Du Potet, gdyby dowiedział się o tym, co piszę, gotów byłby wysłać mnie i moją somnambuliczną partnerkę do zakładu w Charenton, bo według niego jesteśmy szaleńcami. Przynajmniej mamy tę zasługę, że nie naśladujemy tych mędrców, którzy – z przyczyn znanych tylko sobie – zmieniają zdanie zależnie od okoliczności.
Proszę przyjąć, Panie, wyrazy mojego szczerego szacunku.
Chéruel, zwany Lambert
źródło: Miroir magique by Chéruel dit Lambert; Magnetiseur Spiritualiste, Le. Journal Redige par les Membres de la Societe des Magnetiseurs Spiritualistes de Paris. 1849-1851.