Hejnał 1930, rok 2, nr 11
JERZY KALETA (Salzburg-Austrja)
Zagadnienie lewitacji.
Wstęp.
Powtarzające się nieustannie wzmianki w gazetach wiedeńskich o udatnych seansach Rudi Schneidera dojęły mnie do żywego. A już osobliwie podnieciła mnie wzmianka Dr. E. Holuba z 7 marca 1923 r. w Wiener Allgemeine Zeitung. Przytaczam z niej tylko tę część, która odnosi się do samej lewitacji. Mianowicie: „Rudi Schneider siedzi na krześle pomiędzy dwoma panami, z których żaden nigdy dotąd nie widział objawów medjumicznych i odnoszą się do rzeczy sceptycznie. Rudi wpada w trans, po kilku minutach budzi się samoistnie i przyjmuje gorący udział w ożywionej rozmowie. Nagle prosi obu panów, aby stanęli na swoich krzesłach, nie puszczając jego rąk. Stało się tak. A Rudi wznosi się w górę, buja w powietrzu tak, że podeszwy jego, opatrzone świecącemi płytkami, uderzają po lędźwiach obu stojących na krzesłach panów. Sekund kilka i opada on znowu na swoje miejsce. Teraz powtórna lewitacja. Rudi wywija w przestrzeni wyprostowanemi nogami, opada znów i unosi się po raz trzeci. Tym razem uwalnia on obie swoje ręce z rąk trzymających go osób, podnosi je ponad swą głowę i zaczyna mocno klaskać. Długo, długo. Świecąca masa wskazuje każde poruszenie, niema innej możliwości:
Medjum buja wolne ponad metr wysokości!” Dla uzupełnienia przytoczę jeszcze krótki wyciąg z artykułu, jaki umieścił Erich Czermin-Dirkenau 17 czerwca 1923 w „N. Wiener Journal” o swoich przeżyciach z Rudi Schneiderem. Siły medjalne o podobnem natężeniu musiały wchodzić w grę, kiedy mowa o „unoszeniu” się medjalnem w podaniach o Żywotach Świętych. Pełną lewitację obserwowano i w późnem średniowieczu i niejeden krwawy proces miał za podstawę oskarżenia wpływowi djabła
przypisywane zjawiska unoszenia się. Pod koniec ubiegłego stulecia występuje lewitacja tylko u sławnego medjum szkockiego D. Home.Znakomity fizyk Crookes widział ją sam sześć razy i oświadcza, że na ogół przeszło sto osób było naocznymi świadkami tego zjawiska.W nowszych czasach notowane są tylko dwa poszczególne wypadki u Eusapji Palladino. Medjum to w czasie seansu, siedzące spokojnie na krześle zostało wraz z krzesłem przeniesione cichutko na seansowy stolik i po chwili równie cichutko wraz z krzesłem postawione na miejsce. Dodać należy, że, podług Du Prela, jedną rękę Eusapji trzymał wówczas Richet, a drugą Lombroso, więc uczeni, których świadectwo ma pewną doniosłość, podobnie jak Crookesa. W braku jednak dalszych wzmianek, zjawisko unoszenia się schodziło coraz bardziej z widnokręgu zjawisk, jakich oczekuje się
str 307
– na seansach spirytystycznych. W zeszłym roku dopiero otrzymał autor tych wierszy wiadomość, że zjawisko lewitacji występuje z bajeczną mocą u pewnego medjum austrjackiego, 15-letniego brata Rudi Schneidera, Willy, również medjalnie usposobionego. Mnożyła się liczba wiarygodnych świadków, że wreszcie po całym szeregu doświadczeń w Wiedniu przeszło sto osób o nazwiskach nieprzeciętnego znaczenia mogło stwierdzić istnienie zjawiska. H W ostatnim tygodniu miał wreszcie i autor sposobność oglądać kilkakrotnie „królewskie’T zjawisko medjumizmu, pozorne zniesienie siły ciężkości, które pod względem natężenia i wyrazistości przeszło najśmielsze oczekiwania. Rudi Schneider został zaproszony przez zaprzyjaźnionych autorowi właścicieli majątku, położonego nad malowniczym górnym Dunajem. Seanse z 9 i 10 czerwca stanowią najsilniejsze wrażenia, jakich doznał autor w dziesięcioletnim okresie praktycznych doświadczeń w dziedzinie medjumizmu. Zupełnie odosobnione położenie owego zamku myśliwskiego ułatwiało kontrolę, medjum samo przybyło tuż przed rozpoczęciem seansu i znajdowało się w tej miejscowości po raz pierwszy; naturaInie nastąpiło dokładne przeszukanie seansowego pokoju przez autora, który też osobiście zamknął drzwi. Pośród świadków jest pół tuzina mężczyzn, którzy jako zapaleni myśliwi lub byli oficerowie nadają się do spokojnego, bystrego i wolnego od halucynacji badania. Medjum :siedzi (bez gabinetu) zupełnie swobodnie pomiędzy uczestnikami, których krzesła ustawione są, w szeroki krąg: środek przestrzeni zostaje wolny (żadnego stolika). Obie nogi medjum związano razem mocną chustką, a do podeszew przymocowano dużą płytę świecącą. Występowanie tego najsilniejszego zjawiska związane jest jeszcze u Rudiego z ciemnością; chcąc jednak pomimo silnej wrażliwości na światło wypływów teleplastycznych umożliwić wszystkim uczestnikom bezpośrednią, naoczną kontrolę, ubranie Rudiego usiane jest znaczną ilością świecących szpilek, a ręce w przegubie opatrzone świecącą opaską. Ponadto Rudi wkłada jedną lub dwie świecące szpilki między wargi. Szerokie główki szpilek, opaski i świecąca płyta przygotowane są ze specjalnej masy, która w ciemności silnie świeci, podobnie do światła księżycowego podczas pełni. Prawą rękę Rudiego trzyma siedzący obok autor, lewą kontroluje siedzący po drugiej stronie medjum, pan domu. Po kilku minutach Rudi wpada samoistnie w trans: silne skurcze wstrząsają jego ciałem, ręce trzymających go osób ściska on gwałtownie, muskuły jego nóg prostują się i sztywnieją. Rudi jęczy z lekka i zasuwa się coraz głębiej w swoje krzesło.
Nagle wyprostowane jego ciało zaczyna wznosić się i równocześnie w punktach głowy, środka ciała i nóg, zrazu niewiele, jakieś dwadzieścia do trzydziestu centymetrów, poczem opada z powrotem na krzesło, jak wypatrzona lalka słomiana. Siły medjalne jeszcze nie zgromadziły się dostatecznie. Uczestnicy są proszeni, aby podtrzymywali medjum wysiłkiem zgodnych myśli… I oto… naraz…. ręce Rudiego, ciężące dotąd wyraźnie rękom kontrolujących go osób, stają się coraz lżejsze, całe ciało medjum zdaje się tracić wszelką (str 308) wagę… unosi się, wzbija swobodnie coraz wyżej, pociągając ręce osób kontrolujących ku sobie, tak wysoko, że te zmuszone są podnieść się, czasem nawet stanąć na krzesłach, aby dosięgnąć tak wysoko, jak wypadało. Rudi buja teraz półtora do dwóch metrów wysoko nad ziemią, wyprostowany, w poziomej pozycji. Świecące w ubraniu szpilki, świecące na rękach opaski, przedewszystkiem zaś duża świecąca płyta, przymocowana do podeszew, wskazują wyraźnie wszystkim uczestnikom położenie ciała medjum; niema mowy o jakiejkolwiek wątpliwości, bo każde poruszenie rąk i nóg widoczne jest dla wszystkich. W tern górne m położeniu Rudi zbliża ze sobą ręce obu kontrolujących go osób, uwalnia z nich swoje i teraz świecące jego ciało leży tuż ściśle pod wyciągniętemi (poziomo) na wysokość ramion rękami autora, podczas gdy Rudi zaczyna klaskać w obie swoje ręce tuż wprost autora, pod jego ramionami, na dowód, że obie ręce ma wolne zupełnie. Po jakiejś chwili leżące w powietrzu ciało Rudiego zostaje obrócone poziomo przez lewitujące siły tak, że jego związane ze sobą nogi uderzają ze znaczną siłą w piersi stojącego autora, poczem zostaje on’ zaraz obrócony poprzecznie tak, że głowa jego ze świecącemi szpilkami w ustach unosi się tuż w pobliżu głowy autora, podczas gdy związane jego nogi uderzają z podobną siłą w piersi stojącego po drugiej stronie kontrolera. Jak pływający na grzbiecie człowiek bez poruszania rąk w wodzie obraca się łatwo z boku na bok, tak obraca się swobodnie Rudi w powietrzu. Jako clou wreszcie pochyla on się ku przodowi – zawsze swobodnie bujając ku swoim związanym nogom, rozluźnia węzły, odejmuje świecącą, dużą płytę, wywija nią, wyciągnąwszy rękę, aż pod sufitem i uderza nią (ponad życzenia autora) tak silnie z góry po głowach stojących kontrolerów, że urażone miejsca bolą jeszcze długo po seansie. W chwili wystąpienia pełnej lewitacji zaczął autor z wolna rachować: kiedy Rudi wreszcie opuścił się na ziemię, doszedł autor do liczby 55. Rudi więc utrzymywał się w powietrzu bujając zupełnie swobodnie prawie całą minutę, dobrze miarkując czas nieskończony!
Jak wiemy z historji okultyzmu, każde medjum musi być zdemaskowane; nie można też było i dla Rudiego czego innego oczekiwać. Profesor Dr. Stefan Mayer, oraz Profesor Dr. Pribram mają zasługę zdemaskowania Rudiego podczas jego nieobecności. Obaj
uczeni wobec zebranych dziennikarzy i innych uczonych przedrzeźniali objawy Rudiego bez jakiejkolwiek kontroli. Seans robił wrażenie teatru marjonetek i dostarczył bajecznie sensacyjnego materjału gazetom codziennym, którym też posłużyli się skwapliwie obecni reporterzy. W ciągu długich tygodni karmiono czytającą publiczność niecnemi potwarzami i podejrzeniami. Dopiero kiedy i obaj Profesorowie uznali tę oszczerczą nagonkę już nadto niemądrą, wystąpili w „Reichspost” z takiem wyjaśnieniem:
„Rudi Schneider nie został przyłapany na oszukaństwie, wykroczenia in flagranti nie było, znaleziono przecież „naturalne wy jaśnienie” (str 309) dla podobnego zjawiska unoszenia się. Chociaż więc właściwe do zdemaskowania nie było, to przecież zrozumiałem jest, że przyjmujemy naturalne i wiarygodne wyjaśnienie, które zgadza się z do tych czas znanemi prawami natury, zamiast wierzyć w zawieszenie tego prawa, na co nie posiadamy dotąd żadnego wyjaśnienia.”
A cóż znajdujemy w książce protokularnej, którą uzupełnia ojciec medjum po każdym seansie:
„Lewitacja dała się dokładnie skontrolować, zupełną rzeczywistość przebiegu lewitacji stwierdza się ni niejszem: Wiedeń, 26 stycznia 1924 r. następują podpisy uczestników.
Profesor Dr. Mayer dodaje jeszcze:
„Kontrola była wolna od zarzutów. Prof. Dr. Stefan Mayer.” Coś podobnego nazywa się zdemaskowaniem? Gdzież wówczas podziewa się honor uczonych? Czy tak wygląda rozsądek, dokładność, surowa krytyka i bezstronność? Jeśli poczucie obowiązku i honor profesorów uniwersyteckich danego państwa mają tak wątłe podstawy, jakże dopiero musi to wyglądać u kierowników i przewodników tegoż państwa, którzy przecież wyszli bezpośrednio ze szkół owych ludzi. Obu panom profesorom przysługuje bezsprzecznie zaszczyt pogrzebania sprawy lewitacji. Od tej pory bowiem nie odważył się już nikt więcej na pośmiertne słówko.
Smutne to, niepomiernie smutne, że uczeni, profesorowie uniwersytetu, przyrodnicy różnych zabarwień prowadzą dalej bezustannie doświadczenia z Rudi Schneidrem, nie podając ani słówka do wiadomości ogółu. Wstydzą się więc przemówić za skalaną prawdą. A zatem wszyscy, którzy prawdę, rozsądek i surową krytykę wyżej cenią, niż wszystkie ziemskie dobra i władze, mogą teraz swoją godność ludzką także przejawić i za wszystko walczyć i ujmować się, co zbliża ludzkość do wyższych celów. Jak to uczynił znany pisarz, Dr. Hans Miiller, w porannem wydaniu „Wiener Neue Freie Presse” z dn. 17 czerwca 1923 r. Zdaje on tam sprawę z seansu odbytego z WiIly Schneidrem w Steinhof w nocy z 11 na 12 czerwca 1923 r. u Dr. Ordynatora Edmunda Holuba i kończy tak:
„Jest północ, kiedy wychodzę z domu. Martwo spoczywa miasto obłąkanych pod zamglonym księżycem, w blasku którego zdają się mięknąć zarysy murów. Powiew nocny wkrada się w zarośla obok białych pawilonów i porusza ich listowiem, że wygląda to, jak gdyby chwiały się czarne kędziory wokół bladych twarzy. Nieokreślone uczucie pobudza mnie do żwawego kroku. Obłęd i poznanie…. gdzie ich granica? Czy oni szaleni są tam, ci chorzy, którzy już nic nie wiedzą czy my, my, którzy schodzimy z powrotem do studni stworzenia, aby tam w głębinach, o ostatnią płytę kamienną krwawo ranić sobie czoła?
Któż mi objaśni to, co widziałem tej nocy? Lekarz, przyjaciel mój, idzie ze mną. „Na wyjaśnienie za wcześnie jeszcze”, odzywa się on, według swego zwyczaju odpowiadając na niewymówione (str 310) pytania. Może i ma słuszność: rzeczy okultyzmu należą do dnia jutrzejszego dopiero. Przecież, aby w gnuśne m czy zarozumiałem odwracaniu się fakty istniejące pomniejszać lub przeczyć im, na to dziś także już nie czas. Ani żarty niegodne, ani mędrkowanie nie cofną faktu, który zapowiada rewolucję całej naszej ziemskości, a tak gorąco wymaga zbadania, jak od stuleci żaden nowy odłam biologji. Najśmielszym pomostem, jaki kiedykolwiek został przerzucony przez potok śmierci, nazywa Maeterlinck w swojem studjum ,,O życiu po śmierci” te rozświetlenia okultystycznej zagadki świata. Może przesadza on, jako poeta, a może właśnie dlatego ma słuszność. Jakież to nowe, zaledwie przeczuwane siły występują z Kosmosu? Co splata naszą duszę z cielesnem naczyniem i dokąd zapadają oboje w godzinę rozstania? Jak daleko sięga kształtująca, stwórcza, niemal boska siła naszej woli? Ludzie bez właściwej wiedzy, jak ja, mogą tylko ze zdumieniem zapytywać. Do wiedzy zaś należy starać się o odpowiedź. Już z tego krótkiego zestawienia zdobywa się wrażenie ostrych sprzeczności. Dla szerokich mas zagadnienie lewitacji oczywiście nie istnieje, bowiem sprzeciwia się ono znanym dotychczas prawom natury. Tylko doborowa część uczonych i przyrodników, która dba o dalszy rozwój znajomości nowych praw przyrody, uznaje bez zastrzeżeń możliwość zagadnienia lewitacji; tej to części mamy do zawdzięczenia, że przekazała nam najwiarygodniejsze wypadki po dzień dzisiejszy, z któremi zapoznamy się w następnym rozdziale.
Zestawienie Faktów.
Ogólne uwagi przedwstępne.
Wyznanie religijne osobnika nie gra roli przy lewitacji, a rozchodzi się jedynie i wyłącznie o usposobienie psychiczne danej osoby. Dlatego spotkamy ją w każdej religji, której członkowie pojedyńczo lub gromadnie przepojeni są głęboką wewnętrzną żarliwością dla swej wiary. Zwarty przegląd sprawy lewitacji daje nam dzieło Goerresa:
„Mistyka boska, naturalna i djabelska”. W tomie drugim, rozdział 21-23 omawia:
O chodzeniu ekstatycznem;
– Jak ekstatycy unoszą się w powietrze;
– O locie w ekstazie;
– Wyjaśnienie tych zjawisk.
W tomie czwartym mowa jest w rozdziale 14: O locie djabelskim; Jak to zjawisko właściwe jest ekstatykom i opętanym. Mistyka boska opata Ribet w tomie drugim, rozdział 32, zawiera taką treść: O zniesieniu siły ciężkości;
– Unoszenie się w powietrze;
– Wzbijanie się;
– Lot ekstatyczny;
– Nadnaturalna ruchliwość poza ekstazą;
– Wycieczki świętych w powietrzu;
– Energja tego przyciągania w górę;
– Chodzenie po wodzie;
– Wyjaśnienie tych zjawisk.
Albert de Rocha s wydał w 1897 r. w Paryżu u Leymarie ogromną broszurę o 840 stronicach, z odbitkami. Przytacza on tam więcej niż sześćdziesięciu świętych i błogosławionych, podlegających (str 311) zjawisku lewitacji. Znajdują się tam jeszcze liczne inne przykłady mistyków Wschodu i Zachodu. Dzieła o procesach czarownic, o magnetyzmie zwierzęcym, psychologji i filozofji zawierają tak pokonywującą mnogość materjału faktycznego do lewitacji, że należałoby na kolana paść przed ich potęgą i zawołać: „O ludzkości, jakże poziome były twoje dążenia duchowe! Najohydniejsze uczucia, jak mściwość, pożądanie ziemskiej władzy i jawne ubieganie się o zaspokojenie przewrotnych pożądliwości, były, jak na to wskazują procesy czarownic, głównemi pobudkami, które popchnęły cię do tego, aby zagadnienie lewitacji pokryć skorupą brudu, kłamstwa i oszustwa! Prawdopodobnie dlatego, żebyś nie osiągnęła wyższych prawd duchowych.”
Lewitacja u fanatyków religijnych.
Zaczynamy od razu od zwięzłego przedstawienia niektórych wypadków. Karmelita Dominikus w obecności króla i królowej Hiszpanji i całego dworu został uniesiony w powietrze, przyczem ciało jego tak lekkie było, że dało się powodować jak bańka mydlana. Kiedy król Filip podszedł do niego bliżej i dmuchnął, ciało jak piórko uległo temu wpływowi. *) Święta Agnieszka po całych dniach unosiła się w powietrzu, pozornie jak w letargu, a za podmuchem z oddalenia zaczynała się kołysać. **) Anonimowo podana historja świętej Teresy w zbiorze dzieł różnych pisarzy historycznych podług Bollandysty (Paryż, Retaux Bray, 1886, 2 wyd. tom II, str. 37) donosi o wielokrotnern unoszeniu się świętej Teresy. Giordano Bruno (Sigillus Sigillorum), mówiąc o koncentracyjnej władzy duszy, opowiada o Tomaszu z Akwinu: „Kiedy ten wznosił się z całą siłą ducha i pobożnością do wzierania w wyobrażone przez siebie niebo, jego czuły i wzruszający się duch tak silnie skupiał się na tej jednej myśli, że ciało jego unosiło się w wolne powietrze z ziemi, co ja sam, chociaż z jednej strony ludzie słabej wiedzy zowią to cudem, z drugiej zaś ograniczeni nic i wszystkowiedzący nie mogą temu uwierzyć, ja przypisuję to działaniu naturalnej siły duchowej, jak to zdarzało się daleko wcześniej Zoroastrowi.
Książę Fryderyk Brunszwicki, kiedy przybył w 1650 r. do Assyżu i ujrzał, że Józef z Kope l’ t Yny unosił się w powietrzu podczas mszy, został katolikiem. Przestrzeń, jaką święty przebywał, była różna, aż do 80 kroków. C a l m e t opowiada w swej książce „O przejawach ducha”, tom I, str. 153, o pewnej mniszce i o braciszku zakonnym, u których także występowała lewitacja. Cezar von Heisterbach mówi w swej książce rozdz. 9, str. -30: „Znam pewnego kapłana z naszego zakonu, który za łaską boską, ile razy z pobożnością odprawiał mszę, unosił się jedną nogą wysoko *) Perty: Spirytyzm II, (str. 403). Jamani: Vie de la venerable mere Marie de Jesus, str. 9. (str 312) w górę i przez cały Kanon aż do komunji utrzymywany był w tej postawie; jeżeli odprawiał mszę pospiesznie’ czy z mniejszą pobożnością, albo gdy mu przeszkadzało głośne zachowanie się obecnych, łaska ta była mu odejmowana.” J „Frankfurt er Zeitung” z dnia 6 września 1861 r. ogłasza, że pewna młoda dziewczyna podczas kazania katolickiego duchownego w kościele Panny Marji w Wiedniu wpadła w rodzaj ekstazy i zaczęła się unosić. „Od początku kazania zdradzała pewna młoda dziewczyna lat około dwudziestu wszystkie objawy ekstazy i wkrótce, jak mówi naoczny świadek, wszyscy ludzie widzieli, jak z oczami utkwionemi w kaznodzieję unosiła się coraz bardziej od ziemi i aż do końca kazania pozostała tak w zawieszeniu przeszło metr nad ziemią. Zapewniają, że to samo zjawisko miało miejsce kilka dni wcześniej, kiedy ta młoda osoba przyjmowała komunję.”
Albert de Rochas w dziele swem „Granice wiedzy” (Max Altmann, Lipsk 1911) str. 247 mówi o Pater Petit, który w ten sposób opowiada swoje własne przeżycia: „Co się tyczy unoszenia, doznałem go dwukrotnie w odmienny zawsze sposób w kościele: raz było to proste podniesienie, które ja przypisuję rozszerzeniu ciała astralnego, za drugim razem było to istotne przeniesie:pie. W pierwszym wypadku miałem silne swędzenie rąk i nóg oraz poczucie siły, która się wymyka, w wypadku drugim wrażenie było zupełnie odmienne: zdawało mi się, że jakaś obca siła ciągnie mnie do ołtarza. Sądzę, że w wypadku przeniesienia siła medjumiczna pacjenta sprzęga się z siłą wyższą, która go ze sobą porywa. Gdyby mnie nie był zdjął strach, gdybym się nie opierał temu, z pewnością zostałbym przeniesiony przez kratki prezbiterjum. Przerażenie moje było tak wielkie, że prawie chory się czułem. Przezwyciężać się muszę, aby osobie pisać i czynię to z przykrością; byłoby jednak pożądanem, aby osoby, które przygodnie lub częściej spotykają się ze zjawiskami podobnej natury, z całą szczerością przyznawały się do tego. Wyznanie podobne jest bardzo dolegliwe, większość ukrywa się z tern starannie, aby nie ściągnąć na siebie przydomka halucjonisty lub wizjonera, bo zawsze to epitety nieprzyjemne. W każdym razie żadne z tych zjawisk cudownem nie jest. Niema nic w tych faktach, tak niestety pobudzających wyobraźnię, co łamałoby prawa przyrody; wszystkie one ujawniają prawo wyższe, które kiedyś zostanie określone. Zapewne, trzeba będzie wielu jeszcze usiłowań, aby cel ten osiągnąć. Wielką trudność stanowi to, że najpewniejsze teorje zostają nagle odepchnięte przez nieznany czynnik, który niepodobna określić.” (Ciąg dalszy nast.)
JERZY KALETA (Salzburg-Austrja)
HENJNAŁ
Rocznik III MARZEC 1931 Zeszyt 1
Zagadnienie lewitacji.
(Ciąg dalszy.)
Moje własne doświadczenia nad lewitacją z medjum Rudi Schneiderem.
(Uwagi ogólne.)
Rodzina Schneider z Brunowa nad Innem w Austrji Górnej nie jest w naszych badaniach jednostką nieznaną. Ofiarowała nam bowiem w dobie dzisiejszej dwa najlepsze medja, „Willy i Rudi”. Także trzeci brat, „Karol” jest usposabiony medjalnie. vVskutek długoletnich seansów, odbywanych w kółku rodzinnem, razwinęły się zdolnaści medjumiczne najpierw u vVilly, później u F\udiego. Nas zajmuje przedewszystkiem Rudi, gdyż a nim tylko mowa tutaj będzie. Rudi kończy w tym raku lat 18. Jest namiętnym piłkarzem i wogóle sportowcem. Pozatem kształci się w Brunowie na mechanika. Nic dziwnego, że 'Obie te dziedziny skupiają na sobie całe jego zainteresowanie życiowe. O swoich zdolnaściach medjalnych mówi tylko zagadnięty o nie, pozatern nigdy. Badania lekarskie nie mają da powiedzenia o nim nic anormalnega. Powierzchowność jega jest sympatyczna i ujmująca. Poznałem Rudiega pierwszy raz 12 maja 1923 roku. Bawił wtedy u mnie z 'Ojcem w gościnie. Następnie i ja
go 'Odwiedziłem. Z czasem wywiązała się między nami miła i przyjacielska zażyłość. Opierając się na doświadczeniu własnem, mogę Rudiemu i całej jego rodzinie wydać jak najlepsze świadectwo. 27 maja 1923 raku pojechałem z p. porucznikiem Wahlem da
Brunowa, aby tamże na miejscu prowadzić dalej nasze badania. Chętnie byłbym zastosował fotografję do swych doświadczeń, lecz nie mogłem uzyskać na to zgody ze strony ojca medjum. Chcąc sobie to powetować do pewnego stopnia, spróbowałem zdjąć promieniowanie rąk medjum. Moje ówczesne próby nie powiodły się; nie odnalazłem najmniejszego śladu na kliszy. Ostatecznie wpadłem na myśl, żeby zrobić zdjęcie Rudiego i rodziców przy świetle dziennem w pokoju, gdzie odbyło się tyle seansów z udziałem znakomitych uczonych. Niemało byłem zdziwiony, ujrzawszy po wywołaniu fotografji rodzaj białego widmowego palca na prawem ramieniu Rudiego. Biała ta plama nie mogła powstać wskutek niedokładności kliszy, lub dalszych zabiegów. Posługiwałem się własne mi kliszami i sam wszystko przeprowadzałem. Nie można też brać w rachubę jakiegoś odblasku słonecznego przy utworzeniu się tej białej plamy, bowiem padał deszcz w czasie zdjęcia i słońce nie świeciło. Innych odblasków także niema w tym pokoju. Niestety dotychczas nie mogłem czynić dalszych prób w tym kierunku, jakkolwiek jestem najmocniej przekonany, że byłyby udatne, bowiem stwierdzono przy Rudim materjalizacje niewątpliwe, od form mglistych, do postaci obdarzonych pełnem życiem. Umieszczenie Rudiego pomiędzy rodzicami stanowi pewien rodzaj łańcucha magnetycznego; to samo powiedzieć można o przeznaczonym na próby pokoju, gdzie odbyło się około tysiąca posiedzeń. Mimo to wszystko, daleki jestem od narzucania komuś swoich przekonań, że musi być tak, nie inaczej. Nie leży to bynajmniej w zakresie moich zamierzeń. Doskwiera mi jedynie zagadnienie lewitacji i o niem tylko chcę tu mówić. Wszakże niejeden badacz pragnąłby poznać bodaj z fotografji tak obdarowane medjum, jakiem jest Rudi. Innego gorliwego badacza interesują też i rodzice. A białą plamę można uważać za parafizyczne znamię Rudiego. Na tem koińę ogólne uwagi przedwstępne i przechodzę do ścisłego opisu swoich doświadczeń nad lewitacją.
Sprawozdanie z doświadczeń.
12 maja 1923 r. urządziłem pierwszy seans w swojem mieszkaniu w Salzburgu, Sig. Haffnergasse 18, III p. Temperatura wskazywała 14 0 C. Ciśnienie atmosferyczne 725 mm. Oświetlenie było słabe. Lampa rubinowa rzucała tyle tylko światła, że każdy uczestnik mógł z trudem rozróżnić sylwetkę innego uczestnika i medjum. Grono uczestników składało się wyłącznie ze sceptyków, którzy nigdy przedtem podobnego zjawiska nie widzieli. Obecni byli: doktór filozofji, elektroinżynier, porucznik, zawiadowca stacji, sześciu urzędników bankowych, drukarz i trzy żony obecnych panów. Zaznaczam dobitnie, że zastosowaliśmy wszelkie możliwe do pomyślenia środki ostrożności, aby zabezpieczyć się przed jakimkolwiek rozmyślnym podstępem. Przy Rudim nie znaleźliśmy nic, co mogłoby w jakiś sposób przydać mu się jako środek pomocniczy. Wszczyscy uczestnicy mogli śledzić każdy ruch jego ciała. Pomimo
to wszystko lewitacje się udawały.
Przebieg seansu.
O godzinie’ 9 min. 1 uczestnicy zajęli oznaczone na planie miejsca. Zaczem ojciec medjum zalecił uczestnikom skupić myśli na tern, aby Rudi mógł wpaść w trans i aby mogła nim owładnąć transosobowość „Olga”.
– o godzinie 9 minut 5 zawołał ojciec medjum: „Rudi?
– Rudi? – Nie było żadnej odpowiedzi. Medjum wpadło w trans. Zamknięto łań.cuch.
° godzinie 9 minut 6 Rudi zaczyna jęczyć. Ojciec medjum zadał pytanie: „Olga, jesteś tu?”
Kiedy nastąpiła odpowiedź twierdząca przez stukanie nogą medjum, ojciec pozdrowił Olgę: ,,W imię Boże. witaj Olgo! Pokaż panom, co zdołasz dokonać!” Tu zażądało medjum świecących szpilek, które też podano mu na poduszce. Rudi sam powpinał je w surdut swój i w rękawy tegoż. Potem doręczono medjum białą chustkę i maskę z papy, powleczonej świecącą masą., w formie trupiej głowy. zwaną Augustem. Rudi przybrał się w Augusta i zajęczał silniej i głębiej. Nastąpiła słaba lewitacja medjum.
Osobowość Olgi rozkazała: „Zdjąć obuwie domowe!” Medjum położyło na podłodze zwiniętą podwójnie chustkę, na niej świecącą płytę, światłem n azewnątrz. Teraz postawił Rudi na tern obie swoje nogi, sam je związał i zażądał zaraz skontrolowania stanu rzeczy. co też spełniono z całą dokładnością. Teraz Olga zarządziła przez medjum:
– „Zamknąć ściśle łańcuch!”
– o godzinie 9 minut 10 rozległ się ponownie słaby jęk i przyśpieszony oddech. Zażądano muzyki. Fortepianu odmówiono. Wysunąłem się z koła i nastawiłem gramofon. Tym sposobem miałem możność w każdej chwili według upodobania zbliżać się do każdego uczestnika i do medjum i obserwować zjawisko z dowolnego punktu. Muzyka uspokoiła widomie medjum.
- o godzinie 9 m. 15 nastąpiło ponownie silne jęczenie medjum. Olga wyraża życzenie, aby obaj panowie kontrolujący mogli powstać. Potem rzekła:’ „Muzyka, łańcuch mocno zamknąć!”
- o godzinie 9 m. 17 medjum jednym rzutem zostaje podniesione w górę. Świecąca płyta, umocowana u podeszew medjum, widoczna jest o 1 metr 30 nad podłogą. Górna połowa ciała znajduje się pod kątem prostym w stosunku do nóg medjum. Przez to mogliśmy śledzić dokładnie każde poruszenie nóg. Świecące szpilki na rękawach widać było na wysokości 2 metrów nad podłogą. Podczas lewitacji Olga zwraca uwagę panów kontrolerów, żeby nie ściskali tak mocno rąk medjum. Nogi medjum huśtają się tu i tam i potrącają o piersi obu kontrolujących panów. Po 25 sekundach medjum opada odrazu na siedzenie. Czas, przez jaki trwało wzniesienie, obliczano według zegarka.
- O godzinie 9 m. 23 podnosi się medjum po raz trzeci. Przebieg podobny był do poprzedniego z tą różnicą, że tym razem medjum uwolniło swe ręce z rąk kontrolerów i klaskało w nie kilkakrotnie w czasie wzniesienia.
- O godzinie 9 m. 23% opadło medjum na siedzenie. Olga zażądała natychmiast muzyki i poleciła 8 minutową przerwę. Czas wzniesienia wynosił % minuty. Wynik kontroli po fakcie był pomyślny.
- O godzinie 9 m. 251;4 umieszczono białe światło. Medjum było wciąż jeszcze w transie. Kontrola stwierdziła, że nogi są w kataleptycznym stanie. Wielokrotne drgania, bez jęków, wstrząsają ciałem medjum. Rudi sam stosuje sobie magnetyczne pasy wzdłuż ciała, od czego ustępuje sztywność nóg.
- O godzinie 9 m. 30% Rudi obudził się przy silnym wstrząsie i z całkowitą nieświadomością zajścia. Obaj kontrolujący panowie oświadczyli wobec wszystkich uczestników, że podczas klaskania nie odczuwali rąk medjum, to znaczy, że nie byli z nim w żadnym kontakcie, jak również nie zauważyli nic podejrzanego. G. dodał jeszcze, że oklaski słyszał powyżej swej głowy, trochę na lewo za sobą.Dla zobrazowania powyższych opisów dajemy bodaj jeden rysunek, który unaoczni dokładnie szanownym Czytelnikom całą scenę.
Rysunek przedstawia nam medjum wolno bujające i klaszczące w dłonie. Obaj kontrolerzy stoją z dwóch jego stron. Po przerwie kontrolera J. z lewej strony zastąpił H., a z prawej G. zmienił się z W. - O godzinie 9 m. 41 zmieniono światło białe na czerwone.
- O godzinie 9 m. 45 medjum zapadło w trans. Olga poleciła medjum zdjęcie trzewików, prosiła o muzykę i o bardzo ożywioną rozmowę. Spełniono wszystkie jej życzenia.
- O godzinie 9 m. 47 zażądała Olga świecących szpilek i takiejże płyty, które zostały przymocowane w sposób przed chwilą opisany. Poczem zamknięto ściśle łańcuch, a gramofon pracował bezustannie.
- O godzinie 9 m. 51 i ? nastąrdła nagła lewitacja, trwająca 15 sekund. Towrzyszące objawy były te same, co i przy poprzednich lewitacjach, brakowało tylko klaskania. Jeden tylko zaszedł przy tem szczególny objaw. Żona moja, która zdaje się być trochę medjalna, dostała drgawek, a medjum zaczęło dmuchać, jak gdyby usiłowało coś zdmuchnąć. Ponownej lewitacji nie było już, chociaż kontroler W. zaznaczył, że medjum się unosi. Dla innych uczestników ta słaba próba lewitacji była niedostrzegalna.
- O godzinie 10 m. 6 kazała Olga zapalić białe światło. Medjum obudziło się po kilku minutach przy drgawkach i dmuchaniu. Zarządzono 12 minutową przerwę. Kontroler W. objaśnił, że w czasie lewitacji medjum, z łatwością podnosił nogą krzesło medjum, co pozwoliło nam wnioskować, że nie mogło ono służyć medjum za podporę.
Doświadczenia mego przyjaciela, Pana Porucznika Edwarda Jahla. Chcąc uzupełnić doświadczenia lewitacyjne, udał się przyjaciel mój, P. Porucznik Edward Jahl, dnia 27 maja 1923 r. do Brunowa nad Innem. Ojciec medjum zapewniał nas, że objawy znacznie silniej występują w jego mieszkaniu. P. Porucznik Jahl, który jest gorliwym badaczem w obchodzącej nas dziedzinie, był tak uprzejmy, że mi użyczył tej części swego sprawozdania z seansu, która dotyczy zjawiska lewitacji.
Brzmi ona tak:
W seansie brali udział: Hrabia A. K, Radca Wydziałowy, von R., obaj panowie z Wiednia, znany badacz, kapitan marynarki K, jego żona, Ordynator Dr. Holub, Naczelny lekarz sztabowy Dr. K, kupiec P., jego żona, szwagier medjum, P. R., jego żona, pani H., panna O., naczelnik stacji F., Porucznik Jahl i rodzice medjum, ogółem 16 osób. Oświetlenie było trochę lepsze, niż na seansie w Salzburgu, bowiem za pomocą odpornika można było dowolnie rozjaśniać światło i przyciemniać. Zresztą całe dalsze urządzenie pozostało takie, jak w Salzburgu. Sądzę przeto, że mogę pominąć zestawianie planu bez uszczerbku dla wyrazistości i jasności całokształtu.
O godzinie 8 m. 35, przy umiarkowanem czerwonem oświetleniu medjum przymocowało sobie do prawego mankieta od surduta świecącą wstęgę, a w ubranie na górnej połowie ciała wpięło świecącą płytę. Poczem zaczęto śpiewać zrazu poważne, później wesołe piosenki, i gawędzono. Mniej więcej po 8 minutach medjum wpadło w trans. Po upływie jednej minuty nastąpiła pierwsza lewitacja. Kontroli medjum z prawej strony podjął się kupiec P., z lewej por. Jahl. Najpierw proszono obu panów, aby powstali z krzeseł. Jednocześnie uniosło się medjum, uwolniwszy ręce z rąk obu kontrolerów, bujając wolno w powietrzu bez żadnego oparcia. Wszyscy uczestnicy mogli śledzić dokładnie każdy ruch medjum dzięki zastosowanym świecącym przedmiotom. Po upływie pół minuty medjum opadło na siedzenie. Wzniesienie wynosiło prawie dwa metry nad poziomem. Przeprowadzona następnie kontrola nie wykazała nic ujemnego.
Nogi były w kataleptycznym stanie, u stóp, jak poprzednio, przymocowana jeszcze świecąca płyta. Medjum powtórnie wpadło w trans. Osobowość występująca w transie żąda, aby obaj kontrolerzy rozstąpili się jak można najdalej, gdyż nastąpi wahanie nóg. Jednym rzutem podniosło się medjum górę i wykonywało wahadłowe ruchy nogami. Obaj kontrolerzy odczuwali dokładnie każde potrącenie nóg medjum pod swojemi pachami. Kiedy ustały ruchy wahadłowe, medjum wzbiło się prawie pod sufit i leżało tam swobodnie w powietrzu w położeniu poziomem. Czas trwania lewitacji wynosił I i 7 minuty. Medjum opadło z powrotem na siedzenie. Wyniki kontroli następnej były pomyślne.
Teraz nastąpiła trzecia lewitacja. Przebieg jej był zupełnie podobny, jak przy pierwszej i drugiej. Tym razem wzbił się Rudi jeszcze wyżej. Bujając wolno, odwiązał od podeszw świecącą płytę, wziął ją do ręki i uderzał nią o sufit. Lewitacyjne przejawy trwały 1 i 7 minuty. Poczem medjum opadło na poprzednie miejsce. Teraz zmienili się kontrolerzy. Na miejsce kupca P. wszedł Radca Wydziałowy von R. Cały przebieg nowej lewitacji odbył się w podobny sposób, jak przy trzech powyżej opisanych. Różnica jedyna polegała na tern, że medjum tym razem, bujając swobodnie w powietrzu, uderzało odwiązaną świecącą płytą na zmianę raz o sufit, raz o głowę Radcy Wydziałowego R., co widzieli i słyszeli wszyscy uczestnicy. Lewitacja trwała 7 i pół. minuty. Po upływie tego czasu opadło medjum na poprzednie miejsce. 'Wszystkie cztery lewitacje dzięki doborowym przedmiotom świecącym i w miarę jasnemu czerwonemu światłu były bardzo dokładnie obserwowane przez wszystkich uczestników, którzy przekonali się zupełnie o rzeczywistości zjawiska, co też stwierdzili własnoręcznemi podpisami. (Ciąg dalszy nast.)
JERZY KALETA (Salzburg-Austrja)
HENJNAŁ
Rocznik III MARZEC 1931 Zeszyt 2
Zagadnienie lewitacji.
(Ciąg dalszy.)
Nasze wspólnie przeprowadzone doświadczenia w Mattighofen. Na podstawie poczynionych doświadczeń uradziliśmy prowadzić je dalej na innem miejscu; W tym celu ułożyliśmy się z ojcem medjum o seans w Mattighofen. 16 czerwca 1923 r. przybyliśmy o 8 godzinie do mieszkania tamtejszego zawiadowcy stacji. Obecni: porucznik Edward Jahl, jego żona i córka, zawiadowca stacji z żoną, córką i służącą, miejscowy kierownik szkoły, moja małość i moja żona i wdowa po urzędniku, razem osób 12.
Oświetlenie nie było zupełnie sprzyjające, jednakże w okręgu jakich 80 cm każdy z uczestników mógł dokładnie obserwować zjawiska. Za to przedmioty oświetlające, zastosowane tym razem, były w doskonałym gatunku. Ja pozostałem za obrębem łańcucha, . aby móc każdej chwili zbliżyć się do każdego uczestnika i do medjum, i w ten sposób kontrolować wszystko bezpośrednio. Seans rozpoczął się o godzinie 8 minut 45. Transosobowość „Olga” zażądała, aby zamknąć ściśle łańcuch i mocno trzymać się za ręce. O godzinie 8 minut 51 Hudi powpinał duże świecące szpilki w rękawy marynarki, postawił obie nogi na świecącej płycie, błyszczącą jej powierzchnią nazewnątrz, poczem chustką związał obie nogi razem z płytą. Następnie podał ręce obu kontrolerom i usiadł na swojem miejscu.
O godzinie 8 minut 55 ciało Hudiego zostało uniesione z siedzenia o jakieś 30 cm i po 2 sekundach opadło dosyć silnie na miejsce. Olga zaraz objaśniła: „Zamało siły? siłę zbierać”.
O godzinie 9-ej uniósł się Hudi z krzesła, jakby podniesiony’ przez kogo. Dzięki znakomitemu światłu szpilek i płyty można było dokładnie śledzić każdą zmianę w położeniu ciała medjum. Po 39 sekundach prostopadłego bujania, w czasie którego Rudi klaskał w ręce, ciało jego zostało jeszcze wyżej podniesione. Jednocześnie
Hudi obrócił się w powietrzu sam przez się i zajął mianowicie położenie poziome, bujając wolno w powietrzu o 2 metry 20 cm nad podłogą. Aby dać stwierdzić położenie swoje i dotykiem, potrącił Hudi z jednej strony p. porucznikową Jahl nogami, a z przeciwnej strony dotknął rękami jej męża. Pod tak bujającem medjum nie było żadnego przedmiotu, ani żadnej osoby, które mogłyby służyć mu za podporę. O zawiśnięciu medjum na pętli wobec takiego bujania mowy być nie mogło. W poziomem położeniu przetrwało medjum 15 sekund. Chcąc uzyskać potwierdzenie jeszcze i na kliszy fotograficznej, spróbowałem zdjęcia w ciemności, ale bez zastosowania magnezji. Jakkolwiek dziwacznie to brzmi, żądać fotografji bez światła, wszakże literatura fachowa uznaje taką możliwość. Zdjęcia takie
udały się wnowszych czasach Doktorowi Zahn w Wiesbadenie (Zur
– 38
– okkulten Frage). Ja także mógłbym coś o tern powiedzieć z własnych doświadczeń. Ciało medjum powróciło teraz do swego pierwotnego położenia pionowego i przetrwało tak bujając jeszcze dalsze 6 sekund. Nagle Rudi opadł gwałtownie na swoje siedzenie. Zapalono białe światło. Wyniki kontroli były pomyślne. Nogi medjum znajdowały się w stanie kataleptycznym i jeszcze skrępowane. Przedmioty oświetlające tkwiły na dawnych miejscach. Medjum samo zastosowało sobie magnetyczne pociągnięcia. Katalepsja nóg ustąpiła i medjum obudziło się. Oba jasnowidzące medja oświadczyły, że lewitacji Rudiego dokonały dwa duchy. Przyjmuję do wiadomości tę niepojętą uwagę. Może przyda się ona przyszłym badaczom, jeśli nie, poniosę’ chętnie
wszelkie zarzuty. Klisza fotograficzna po wywołaniu nie wykazała żadnych wpływów. Szanowni Czytelnicy spytają słusznie, dlaczego nie zastosowałem światła magnezjowego? Medjum nie znosi tymczasem tych zdjęć. Sprawozdanie Pana Willy K. Jaschke. Willy K. Jaschke pisze w „Neues Licht”, 5 rocznik Nr. 13, str. 7 o lewitacji Rudiego:
„Daleko rzadszem zjawiskiem, zapewne ze względu na nadmiar wymaganych przy tern sił, jest lewitacja Rudiego. Znaczy to, że Rudi wznosi się całą swoją osobą wyprostowany poziomo niemal pod sufit.. Przebieg jest następujący: Kiedy Rudi zapadł już w trans, „Olga” żąda płyty świecącej; to jest arkusz tektury około 20 cm 2 , którego jedna strona pociągnęta jest farbą mającą tę własność, j.e po uprzedniem wystawieniu na świa.tło dzienne, świeci następnie sama w ciemności. Rudi w transie przywiązuje sobie tę płytę do stóp zapomocą skrzyżowanej chustki (często i ja sam przywiązywałem mocno płytę). Nogi medjum są obie razem skrępowane, a świecąca powierzchnia płyty odwrócona jest od medjum, co Olga poleca sprawdzić. Dalej wpina Rudi świecące szpilki w cały przód górnej połowy ciała, a na przeguby rąk zakłada świecące obrączki. Teraz żąda Olga, aby siedzący po obu’ stronach medjum kontrolerzy stanęli na swoich krzesłach, nie puszczając jednak ani na chwilę rąk medjum. OJga pośpiesza z robotą, obie nogi Rudiego sztywnieją kataleptycznie i spokojnie, równomiernie unosi się Rudi po dwukrotnem opadnięciu ze swego siedzenia coraz wyżej, aż ponad głowami stojących kontrolerów układa swe ciała poziomo w powietrzu. Raz jeszcze zaznaczyć należy, że cały czas obie ręce medjum były w stałej kontroli. Leżąc tak w przestrzeni, przesuwa Rudi obie nogi jednocześnie ponieważ są związane
– na prawo i na lewo, tak że wszyscy uczestnicy mogą widzieć przywiązaną do nóg świecącą płytę. Nagle opada Rudi ze swej wysokości na krzesło, w pozycji siedzącej, z nogami wyciągniętemi (kataleptycznie) przed siebie. Wobec wysokości, jak??
osiąga Rudi podczas lewitacji, oraz wobec faktu, że związane jego nogi ciągle są widoczne z powodu świecącej płyty, trudno przypuścić, aby krzesło, czy oparcie krzesła, mogło służyć za podporę. Taka lewitacja powtarza się trzykrotnie na jednym seansie. Wielokrotnie lekarz sztabu jeneralnego, Dr. K. i ja obejmowaliśmy kontrolę, zarówno jak i inni, często zupełni sceptycy.” Według słów ojca medjum, przynajmniej tysiąc różnych osób obserwowało zjawisko lewitacji u Rudiego i zostało przekonanych o rzeczywistości tego zjawiska. Znajdowali się pośród nich profesorowie wyższych zakładów naukowych i wielu innych uczonych. Zdumiewać się trzeba, że właśnie o tern zjawisku nie przeniknęło nic do wiadomości publicznej. Większość przechodzi obok w milczeniu, jak gdyby nic nie zaszło. Uczeni panowie lękają się publicznej kom- promitacji. Zdawałoby się, że właśnie ich zadaniem będzie, aby nowe, a tak ważne zjawiska przyrody, które już sami zaobserwowali, wciągnąć w zakres swoich studjów. Miejmy nadzieję, że niebawem powetują to zaniedbanie.
Także Ferry miał lekkie zdolności do lewitacji, ale przebieg jej nie był tak przekonywujący, jak u Rudiego. Pewien inżynier z Ryd fotografował nawet Ferryego w czasie lewitacji. Widziałem tę fotografję. Medjum wzniesione o kilka centymetrów nad podłogą przypominało mi straszaka. Ubranie na niem wisiało jak na kijach. Przy tern położenie medjum w przestrzeni było bardzo niefortunne, tak że fotograf ja nie miała szczególnej wartości. Nie zaniechałbym napewno bliższego badania zjawiska lewitacji i u Ferry, gdyby nie jego choroba, wskutek której musiał usunąć się od doświadczeń. (Ciąg dalszy nast.).
JERZY KALETA (Salzburg-Austrja)
HENJNAŁ
Rocznik III MARZEC 1931 Zeszyt 3
Zagadnienie lewitacji.
(Ciąg dalszy.)
Czy lewitacje Rudi Schneidera ustalone są naukowo bez zarzutu?
Zanim przystąpimy do odpowiedzi na to pytanie, musimy uprzednio odpowiedzieć na pytanie: „Czy lewitacja u Rudiego wogóle miała miejsce?” Na to pytanie możemy już obecnie z czystem sumieniem odpowiedzieć „tak”. Lewitacje Rudiego widziało dotychczas kolejno okrągło tysiąc uczestników z różnych sfer społeczeństwa, którzy wszyscy wypowiedzieli się twierdząco o „istotności bez zarzutu” tego zjawiska. Według osobistych moich obserwacyj nie da się w najmniejszym nawet stopniu wątpić w prawdziwość lewitacyj Rudiego.
Są jednak ludzie inaczej myślący. Pozwólmy im także przyjść do słowa. Tern chętniej zaś to czynimy, że ich ustawiczne opozycyjne „nie” każe sądzić, że wzięli naukę w dzierżawę. Nierzadko zdarza się, gdy się zapytać owych lepiej wiedzących, co uważają za naukowe i za naukę, że okrywają się płaszczem świętego milczenia. I sami
tem wydają wyrok na siebie.
Po seansie odbytym w mojem mieszkaniu 12 maja 1923 roku pierwszy kontroler, p. G., znający okultyzm ze słyszenia lub wzmianek w gazetach, dał mi następujące objaśnienie:
„Skoro Rudi Schneider sam wpina sobie świecące szpilki i sam przywiązuje płytę świecącą do nóg, to chyba nie trudno mu przyjdzie uwolnić jedną nogę z węzła, oprzeć się nią o poręcz krzesła, a drugą nogą wykonywać ruchy wahadłowe i uderzać nią osoby kontrolerów”.
Gdyby p. G. dnia następnewgo obszernie wyłożył swoje zapatrywanie w pismach codziennych, medjum Rudi zostałoby zdemaskowane przez wysoce uczonego fachowca, a wszyscy z tysiąca poprzednich badaczy okazaliby się głowami do pozłoty.
Pan G. wypowiedział jedno tylko twierdzenie. Z udowodnieniem go pozostał nam całkowicie dłużny. Postaramy się jednak udowodnić mu, że i to twierdzenie jest błędne.
Użyte przez medjum krzesło było proste, gładkie, wyścielane i ważyło 8.65 kg. Poręcz miała 80 cm wysokości i odchylona była od siedzenia pod kątem 108°. Wysokość ogólna krzesła wynosiła 1.45 m. Stać jedną nogą na poręczy krzesła, odchylonej pod 108°, a jednocześnie drugą nogą czynić ruchy wahadłowe, klaszcząc przytem
w dłonie, jest niewykonalne dla zwykłego śmiertelnika.
Niemożliwość wykonania tej sztuki przyznał Pan G. po mojem wyjaśnieniu, zaraz wszakże dodał, że medjum mogło przecież po stać jedną nogą na siedzeniu krzesła. Przeciwko temu świadczy znów osiągnięta wysokość lewitacji. Przywiązana bowiem do nóg płyta świecąca znajdowała się podczas lewitacji najmniej o 1.20 m powyżej punktu a), co wyklucza zupełnie słuszność twierdzenia Pana G. Przytem lewitacja trwała 25 sekund. Rozpatrzmy kolejne fazy zjawiska. Medjum wpada w trans. Nogi sztywnieją kataleptycznie. Następuje lewitacja. Po 25 sekundach ciało medjum opada na pierwotne miejsce. Nogi są sztywne i wciąż związane. Czyli więc jest możliwe, aby medjum trzymane za ręce, zdołało w ciągu 25 sekund uwolnić kataleptyczną nogę z węzła i wsunąć ją tam z powrotem?
Nie! takie przypuszczenie jest niemożliwe dla normalnego człowieka. Na dobitkę, w czasie powtórnej lewitacji kontroler podniósł do góry krzesło medjum i znalazł siedzenie pustem. Zatem musiało chyba medjum unieść się… . Gdyby na poparcie twierdzenia Pana G. skorzystać z lewitacyj w Mattighofen i w Brunowie nad Innem, dopiero okręt poszedłby na dno. ,,występujące tam siły były najmniej dwakroć wyższe, niż na seansie w mojem mieszkaniu 12 maja 1923 r., co jedynie przypisać można harmonijnemu składowi uczestników. Zmiana położenia medjum z prostopadłego na poziome, w wolnem powietrzu, z jednoczesnem przyjęciem za punkt oparcia poręczy krzesła jest zupełnym nonsensem. W Mattighofen np. medjum nie byłoby w stanie nawet czubkiem palców sięgnąć do siedzenia, kiedy unosząc się poziomo, dotykało po przeciwnej stronie panią porucznikową Jahl nogami. Wiarogodni świadkowie zapewniali mnie, że medjum, unosząc się w powietrzu, opuszczało nieraz swój punkt wyjścia, lecąc kilka metrów dalej, poczem wracało i opadało na swoje krzesło. Cóż więc zmusiło Pana G. do jego oświadczenia? Przebieg lewitacji sprzeciwia się znanym nam prawom przyrody, zatem nie może być lewitacji. Stwierdzone dotychczas lewitacje obserwowali tylko religijni marzyciele i fantastycy. Nie zasługują przeto na uwagę ludzi wykształconych naukowo.
Wiadomości nasze o rządzących siłach natury są jeszcze bardzo szczupłe. Mamy zatem najświętszy obowiązek uczynić wszystko, aby je rozszerzyć i tym sposobem otworzyć nową drogę dla postępu i kultury. Kto kryje się jak za parawan, za określenie „to nienaukowe”, aby uchodzić za człowieka nauki, tego wkrótce pochłoną napewno nadpływające fale nowej wiedzy. To co stanowi materjał historyczny do zagadnienia lewitacji, to było tysiące i tysiące razy obserwowane u wszystkich ludów, we wszystkie epoki. Służyć więc może jako dokładnie naukowo obrobiona podwalina, na której każdy badacz może i powinien budować dalej bez wstydu.
Słyszałem jeszcze rozmowę pewnego uczestnika, któremu nie wystarczał już pozytywny charakter sprawy. Chętnie widziałby jej zenit. Lewitacje zdarzały się i były istotne, ale powinny być bardziej naukowo ustalone. I my dążymy także do owego zenitu, i my pragniemy osiągnąć to najwyższe i najdoskonalsze, przecież nie gardzimy pączkiem przyszłej róży. Należało to i owo uczynić, a wówczas lewitacja byłaby naukowo stwierdzona. Należało zrobić zdjęcie fotograficzne przy magnezjowem świetle, kiedy lewitacja była w punkcie najwyższym. Dlaczego zaniedbano tego? Może przez to wyszłyby najaw jakieś pseudo-nogi. Możnaby zobaczyć, że medjum buja zupełnie swobodnie, bez jakiejkolwiek podpory. Dlaczego nie zastosowano żadnych przyrządów regestrujących, które zapisywałyby wszystko bez zarzutu? Dlaczego nie zastosowano oświetlającego parawanu, zamiast płyty, szpilek i obrączek świecących?… Wtedy… wtedy lewitacje byłyby stwierdzone naukowo, bez zarzutu. O, wierzaj mi, Czytelniku miły, że mógłbym jeszcze długo wyliczać swoje pytania. O, wierzaj mi również, że uczyniłem wszystko, co leżało w mojej mocy, aby uchylić gęstą zasłonę, kryjącą to nieznane jeszcze zjawisko przyrody.
Na zadane mi wstępne pytania odpowiedzieć mogę tylko pobieżnie. Przypuśćmy, że wieśniak i fizyk mają określić temperaturę gotującej się w garnku wody. Wieśniak, który nie rozporządza termometrem, włoży do gotującej się wody palec i wykrzyknie: „To pie-
kielnie gorące! musi mieć ze 100° C, bo mam pęcherze”. Fizyk włoży do gotującej się wody termometr swój i powie: „Woda ma 95° c.” Obaj stwierdzili istotnie ciepłotę wody, ale metody wieśniaka nie można nazwać ściśle naukową. Tak samo i tutaj. Może jutro dostarczy nam najwymyślniejszych sposobów i przyrządów. Dziś musimy poprzestać na tem, co nam jest dozwolone, ponieważ działające tu siły przyrody zależne są od inteligencji, która nie na wszystko potulnie się zgadza, co badacz przedsięwziąłby chętnie dla dobra ścisłej nauki.
W pojęciu filozoficznem nazywamy dokładne posiadanie świadomości – wiedzą. Świadome zatem musi być zupełnie pkreślone, to znaczy, pod żadnym już względem nie dające się bliżej określić. Kiedy już ta logiczna pewność została zdobyta, naszą wiadomość zowiemy wiedzą – nauką, a pewność tej wiedzy naukową. I możemy już twierdzić: to jest naukowe.
Wiedza jest celem świadomej logicznej pracy nad wiadomem, albo, co wyjdzie na jedno, nad danem wogóle. Jeśli zwrócimy się do określenia profesora uniwersytetu Dr. J. Rehmke*), to wiedzą jest każde ludzkie przedsięwzięcie, które stawia sobie za cel zdobyć poznanie, to znaczy, określić dane ściśle, bez wszelkiej wątpliwości. Jeżeli z takiej strażnicy zechcemy spoglądać na wiedzę ścisłą, to skurczy się ona ze wszystkiem. Dlatego wszechwiedzące głowy do . pozłoty uważają cały świat zjawisk za określony ściśle. I przy każdej sposobności krzyczą najgłośniej : „To niemożliwe!”
Próba objaśnienia lewitacji.
Fakt lewitacji nie da się usunąć ze świata zjawisk przez to, że wysłuchamy dowodu ludzi, którzy mu przeczą. Obowiązkiem każdego myślącego człowieka jest nie tylko stwierdzić fakt, ale’i zbadać jego przyczyny. Przy lewitacji właśnie napotykamy szczególne trudności w tym kierunku, bowiem stoi ona w sprzeczności ze znanemi nam prawami przyciągania. Nie znaczy to jednak, żeby zaniechać takiej próby wyjaśnienia. Jest bowiem więcej zjawisk, które pozornie stoją w sprzecznoscl z prawami natury. Oto leży przede mną na stole żelazna sztabka, podlegająca tym samym prawom ciężkości, co i moje ciało. W sztabce owej znajduje się, zdaniem nauki współczesnej*), specjalne pole magnetyczne, które nie ulega zmianie nawet przy namagnetyzowaniu żelaza. Trzyma ono silnie elektromagnesy w różnorodnych, sprzecznych z bezmagnetycznym stanem kierunkach. Kiedy zastosujemy zewnętrzne pole magnetyczne przez zbliżenie magnesu, czy też elektromagnesu, opiłki magnetyczne zaczynają się poruszać, ale tylko o tyle, o ile pozwala molekularne pole. Ruch będzie tem większy, im silniejsze będzie pole zewnętrzne w porównaniu z polem molekularnem. Jeśli wreszcie pole zewnętrzne będzie tak silne. że przeważy opór pola molekularnego, wszystkie opiłki magnetyczne zwrócą się w jednym kierunku, nastąpiło ma gnetyczne nasycenie. Dla odmagnetyzowania wystarczy usunąć pole zewnętrzne.
Widzimy z tego, że wskutek zmiany w drobinach występuje na jaw poważna siła, bez której nie mielibyśmy dzisiaj telefonu, telegrafu, elektromotoru itd. Wprawdzie w naszej krwi znajduje się żelazo, nie wystarczy to jednak, nawet po zbliżeniu najsilniejszego pola magnetycznego, do wzbudzenia takiej siły magnetycznej, którą możnaby dokonać lewitacji żywego ciała ludzkiego. Można tylko przypuszczać, że istnieje w naszym skomplikowanym organiźmie szczególne pole magnetyczne, któremu przypada rola podobna, jak przy sztabce żelaza. Istotnie przekonano się o tem, zauważywszy, że w pewnych warunkach magnetyzm zwierzęcy znosi siłę ciężkości, jak to widzieliśmy powyżej w części historycznej. Tak na przykład opowiada Charpignon o pewnym magnetyzerze, że gdy trzymał rękę o parę centymetrów nad dołkiem sercowym pewnej somnambuliczki, ciało jej unosiło się w powietrze. Jeże trzymał rękę nad jej głową, kiedy stała, wówczas podnosiła się wgórę, tak, że można było przesunąć rękę między podłogą a jej stopami. (Charpignon: Physiologie du magnetisme animai, str. 74-75.) Podobne wyniki otrzymywał Bourguignon. Kładł on rękę na dołek sercowy swej somnambuliczki, która unosiła się w powietrze w pozycji leżącej, jak i pani Pourat, magnetyzowana przez ojca. Można również wywołać lewitację człowieka wmawiając medjum, że traci swą wagę ciała i zaczyna się unosić. Przytem powinni kontrolerzy i uczestnicy oddychać rytmicznie z medjum. Zachodzi tu prawdo podobnie pod wpływem magnetyzmu, suggestji czy autosuggestji pewna zmiana molekularna w organizmie, umożliwiająca lewitację. Dr. Karol du Prel sądzi, że przyczyny lewitacji mogą być czasem fizycznej natury, czasem fizjologicznej, albo fizykalnej. Ja jestem zdania, jak to już zaznaczyłem w „Studjum niemieckiego Towarzystwa dla badań psychicznych”, że w każdej istocie organicznej tkwi pierwiastek myślący, regulujący i kierowniczy. (Studien der deutschen Gs. fUr psychische Forschung, Lipsk, 1911). Postęp nauk *) KOBmos: Handweiser fur Naiurfreunde.; przyrodniczych zmusza nas do takiego poglądu, bowiem i dla nich stał się niezbędnym. A zatem: Skoro zawdzięczam swoje istnienie w świecie zjawisk kompleksowi sił (pierwiastkowi myślącemu, regulującemu i kierowniczemu), to musiał on ustosunkować się doskonale ze wszystkiemi kosmicznemi siłami świata zjawisk, zanim poddano mnie tym prawom. Budowniczy mego ciała musi więc posiadać większą znajomość praw kosmicznych, niż poucza mnie o nich moje świądome ja. Całe nasze duchowe poczynanie płynąć może jedynie z tego źródła. Dowiódł nam tego Dr. Karol du Prell w swej monistycznej nauce o duszy. Czyliż więc sam rozsądek nie skłania nas do -Przypuszczenia, że -pierwiastek organizujący może w pewnych warunkach tak ugrupować sjły naszego organizmu z siłami kosmosu, że zmienią się prawa ciężkości i lewitacja będzie możliwa?
Rochas (Albert de Rochas: L’Exteriorisation de la senibilitć, Paryż 1899), Durville (Le fantome des vivants, anatomie et phisiologie de l’ame, Recherches experimentales sur le dedoublement du corps humain, Paryż) i wielu innych badaczy (Reichenbach: Płomię
odyczne i pewne zjawiska ruchowe, Journal du Magnetisme, du Massage et de la Psychologie, Paryż, 66 rocznik, styczeń 1911, Dr. Bonnayme: La force psychique etc., Paryż 1908), przytaczają dowody, że zapomocą hypnotyzmu, suggestji i magnetyzmu zwierzęcego budzą się w niektórych osobnikach siły, które następnie dają się oddalić od ciała i występują jako siły ruchowe. Często pojawiają się i samoistnie. Siły te kształtują ludzkie organa, jak ręce, nogi i t. d., które działają tak, jak gdyby zostawały w związku z normalnym człowiekiem. Najmniejsza jednak przeszkoda sprowadza wszystko do zera.
Dr. Karol du Prel zajmuje tu stanowisko takie: „Oto widzieliśmy dopiero, że ciało astralne wyodrębnione posiada nietylko siłę ruchu, lecz i siłę życiową, siłę kształtowania, wrażliwości i świadomości. Może więc prowadzić istnienie odrębnie i niezależnie od cielesnego człowieka, inaczej mówiąc jest nieśmiertelne, co zostanie jeszcze doświadczajnie dowiedzione na utorowanej przez de Rochas drodze. Uzdolnienia więc ciała astralnego za życia muszą być jednakowe z uzdolnieniami tegoż ciała, gdy wyodrębni się ono trwale w czasie śmierci. Zjawiska występują,ce na seansach spirytystycznych mogą zatem pochodzić z obu źródeł, od medjum i od duchów i liczne doświadczenia potwierdzają to, że duchy operują siłami, które wzmacniane są przez jednorodne z niemi siły medjum. To właśnie zachodzić musi przy zjawisku lewitacji.” (Dr. Karol du Prel: Die Magie ais Naturwissenschaft, Jena 1899, s. 140, 141.)
Tu nasuwają się wyjaśnienia następujące:
1. Obecność uczestników wywołuje wskutek suggestji czy magnetyzmu zwierzęcego takie zmiany w kompleksie sił kierowniczego pierwiastka medjum, podobnie jak w opiłkach magnetycznych, że możliwa jest lewitacja ciała medjum. Dodam jszcze taki przykład dla unaocznienia tego, co powiedziałem. Biorę dwie jednakowe sztabki żelazne i jedną z nich zbliżam do bardzo silnego elektromagnesu. Sztabka natychmiast przejmie magnetyzm, tak że z łatwością mogę nią podnosić drugą sztabkę. Wobec dotychczasowych doświadczeń trudno będzie odmówić słuszności temu sposobowi wyjaśnienia.
2. Zaznaczyłem już wyraźnie, że pierwiastek kierowniczy (Ciało astralne, Dr. du Prel) rozporządzać musi znacznie większą znajomością sił kosmicznych nam jeszcze nieznanych, gdy działa on za obrębem świata zjawisk. Dlatego nie sprawi mu wielkiej trudności posłużyć się temi siłami, aby wywołać lewitację medjum. Na korzyść tego wyjaśnienia przemawiają oświadczenia jasnowidzących medjów i niektóre poglądy religijne.
3. Lewitacja może nastąpić także przy pomocy pseudo-nóg, częściowej materjalizacji. Tu chcę opowiedzieć przykład z własnego doświadczenia. Było to w roku 1906. Wtedy już miałem za sobą przeszło sto seansów odbytych z najlepszeIn medjum, jakie dotąd spotkałem. Nigdy podczas tych seansów nie odczułem dotyków, choć odczuwali je wszyscy uczestnicy na żądanie. Siedzieliśmy dokoła dużego stołu w pełnem świetle. Dla kontroli musieli wszyscy uczestnicy położyć ręce na powierzchni stołu i trzymać mocno ręce sąsiadów. Medjum było zupełnie przytomne i rozmawiało z nami. Nagle dały się słyszeć trzy gwałtowne uderzenia w spód blatu. Medjum oznajmiło natychmiast: „Pod stołem siedzi wielki, silny, czarny mężczyzna.” Zwróciłem się do medjum i rzekłem: „Proszę powiedzieć temu człowiekowi, żeby swoją, ręką ścisnął mnie mocno za łydkę.” Zaledwie zdążyłem wymówić ostatnie słowo, kiedy wielka ręka chwyciła mnie
za prawą łydkę i tak ścisnęła, że wykrzyknąłem głośno i siłą wyrwałem nogę. Wybuchła ogólna wesołość, bowiem dotąd wszelkie dotyki, jakich doznawali inni, przypisywałem imaginacji. Na nodze widać było dotkliwe ślady ręki, a ból odczuwałem jeszcze dni kilka. Tak otrzymałem dowód, do czego jest zdolna ręka zmaterjalizowana. Dlatego skłonny jestem wierzyć, że podobna ręka może również podnieść chłopca, ważącego około 40 kg. Zapytywałem medjum Rudiego, czy podczas lewitacji wie o niej i co odczuwa? Odpowiedź jego brzmiała: „Jeżeli nie jestem w transie a podnoszą mnie, czuję nacisk pod kolanami zanim zostanę podniesiony.” Niestety żadnych wniosków nie da się wyciągnąć z tak zwięzłego opisu. .
——————–
Rozmyślać, to znaczy umieć odróżniać dobre wrażenia od złych. To umieć słuchać głosu wewnętrznego, który przemawia do ducha. Jeżeli widzimy, lub słyszymy. jak zło się czyni. lub mówi, nie podlegajmy jego wpływowi, zapobiegnijmy mu, jeśli możliwe.
Rozmyślajmy następnie nad sposobami. jakby nigdy nie spowodować zła. Rozmyślanie to również zwracanie uwagi i czuwanie nad swoją myślą. czynem, słowem. H. Lormier.
JERZY KALETA (Salzburg-Austrja)
Zagadnienie lewitacji.
Rocznik III MARZEC 1931 Zeszyt 4
(Dokończenie.)
Dr. du Prel staje na takiin punkcie widzenia:
„Dla pierwszej hypotezy (nieświadome działanie muskułów) nie chcę tracić ani słowa, bo amputuje ona całe zagadnienie, aby je łatwiej objaśnić. Stwierdzono już na tysiączne sposoby, że możliwy jest ruch przedmiotów bez dotykania, więc ta hypoteza, nawet gdyby okazała się prawdziwą, wyjaśni zaledwie ułamek zjawiska, Jeżeli uczynić z wiedzy loże Prokrusta, na którem kładzie się zagadnienie, łatwo jest wyjaśniać. Co dotyczy dwóch innych teoryj, to profesor Coues niesłusznie je rozdziela. Jeżeli ,duchy poruszają. przedmioty, to wcale nie dzieje się to „jakby przez nas samych”. Niezbędne tu jest ciało ludzkiej ścisłości, o czem może być mowa tylko przy całkowitej materjalizacji, zatem musimy przyznać duchom inną podstawę działania, a może nią być tylko druga hipoteza, telekinetyczna. Telekinetyczna siła ruchowa działająca na odległość nie może pochodzić z ciała materjalnego istoty żyjącej, lecz z jej ciała astralnego. Zachowujemy jednak po śmierci to ciało astralne wraz z jego uzdolnieniami i posiadają je umarli, a ,więc w obu wypadkach sposób działania jest telekinetyczny, zarówno u człowieka działającego anormalnie, jak i u duchó”,. Można w tysiączny sposób dowieść zdania, że anormalne siły człowieka, mające źródło w jego ciele astralnem, są normalnemi siłami duchów. Niewidzialna, czy fluidyczna ręka nie może poruszyć przedmiotu mechanicznie, a gdyby nawet zdołała uchwycić przedmiot, stanie się to na skutek skojarzenia pojęć, przez wspomnienia ludzkie związane z materjalizacją, lub dlatego, że dotknięcie ułatwia lmvitację. Właściwy więc podział sposobów ruchu, wyłączając czysto mechaniczny, człowieka normalnego, jest następujący: Po pierwsze, przez nieświadome ściągnięcie muskułów. Że jednak nie ono powoduje ruchy stolika, a raczej siłą poruszającą jest „Od”, dowodzą tego związane z ruchem stolika zjawiska świetlne, notowane przez klisze. Po drugie, telekinetycznie, przez ciało astralne, bez dotknięcia; ruch ten może być animistyczny, jeśli pochodzi od żyjących, lub spirytystyczny, jeśli sprawiły go duchy. Ciała z trudnością opierają się spotykanym punktom przyciągania, na których zresztą tak w świecie nie zbywa, że czyni to wrażenie, jak gdyby siła ciężkości związana była z pojęciem materji. Widzimy dalej, że elektryczność i „od” mogą przeciwdziałać sile ciężkości, a że to są siły dwoiste, to grawitacja zdaje się być jednostronnem działaniem dwoistej polaryzującej siły, mianowicie przyciągania elektrycznego lub odycznego, które jednak zmienić się może w odpychanie czy lewitację, jeżeli ciało pozostające pod ich wpływem zmieni swoje cechy, – jak niektóre ogony komet – albo gdy rozłożona zostanie jego elektryczność. Siła ciężkości i lewitacja są sprzeczne ze sobą w istocie, ale nie bardziej, niż dwa bieguny Jednego magnesu.” (Dr Karol du Prel: Die Magie Is Naturwissenschaft, s. 145, 146). wymienione próby wyjaśnienia mają na celu wykazać, że możliwem jest prowadzić zagadnienie lewitacji w dziedzinę wiedzy. Mamy przed sobą nagi fakt, który budzi wiele pytań; odpowiedzą na nie przyszli badacze.
Pewne wskazówki dla przyszłych badań.
Odosobnione badanie zagadnienia nie da nigdy rozwiązania. Myli się bardzo ten, komu zdaje się, że objaśni całkowicie lewitację przez tworzenie się pseudostóp. Materjalistycznie usposobieni ba. dacze chętnie objaśnią tym właśnie sposobem każdą lewitację, aby utrzymać się możliwie najdalej od sił czysto psychicznych. Zaznacza on że dokładna obserwacja zjawiska materjalizacji dała nam wy.jaśnienie i dla lewitacji. więc jednakże materjalizacja dała coś do objaśnienia lewitacji? Jednak materjalizacja bez znajomości praw dematerjalizacji sama jeszcze wisi w powietrzu. Zaś aterjalizacja
i dematerjalizacja są znowu ściśle związane ze zjawiskiem aportów, Wiele jeszcze z tego, co dziś uważamy za materjalizację, wypadnie zaksięgować na rachunek detnaterjalizacji i aportów. Widzimy już dzisiaj jasno, że we wszystkich tych zjawiskach występuje na jaw siła, która owłada i przeskztałca wiele znanych nam i nieznanych sił przyrody. NajpierwSzeln więc zadaniem naszem jest uchwycić tę zasadniczą siłę, która odbija się we wszystkich 'zjawiskach. Nazwy żadnej dać jej nie zamierzam; bo nie zbywa na nich, a źle przysłużyły się sprawie. Pracować z tą siłą jest trudno bardzo. bowiem posiada ona własną wolę i inteligencję i zdradza wszelkie inne właściwości duchowe. Czem to jest dla badacza, ten tylko oceni, kto praktycznie i wytrwale przepracował wiele lat w tej dziedzinie. wiwisektor niszczy w żywem zwierzęciu części organów i powiada, że bez nich niema żadnych czynności duchowych. Nasze badania mówią wręcz co innego. Tu nawet bezwładne przedmioty zdobywają siłę, zdradzającą wolę i inteligencję, co właśnie stanowi największą trudność.
Przykład z mej praktyki objaśni lepiej tę sprawę:
Na seans z medjum Rudi Schneiderem zabrałem celuloidową kulkę świecącą, którą schowałem do kieszeni. Kiedy transosobowość zaczęła spełniać różne życzenia uczestników, sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem kulę i rzekłem: „Proszę cię, weź tę kulę i napisz nią na suficie moje imię i nazwisko.” Zaledwie ostatnie słowo padło z moich ust, a już kula z moich rąk zabrana poleciała do sufitu i wypisała imię moje i nazwisko. Z radością wykrzyknąłem: „Brawo, brawo!” Na co kula odpowiedziała: „Cieszę się bardzo, że sprawiłam ci tah). przyjemność.” Całe zajście trwało 10 sekund, poczem kula została
mi zwrócona. Pokój miał przeszło trzy metry wysokości. Jakikolwiek podstęp był w tym wypadku wykluczony. Jakże bezradnym stoi człowiek wobec wypadków bardziej jeszcze niezwykłych! wtedy dopiero widzi się, jak nikłą jest cała nasza wiedza. Nie zdoła tam już sięgnąć mądrość świata, ukryta pod kapeluszami doktorskie mi. Praca sztywna, ślepa, bez serca, nie przyda. się tam na nic. Świadome i nieświadome uszczypliwe docinki, posądzenia i oszczerstwa wprawdzie nieznanej siły, ale obdarzonej wolą i inteligencję” uniemożliwia posuwanie się naprzód. Ten wieczny zarzut, że wola .inteligencja tej nieznanej siły nie przewyższa nigdy poziomu medjum i uczestników, jest więcej niż banalny. Należy pamiętać, że my w podobnie trudnych warunkach nie się. Gnębilibyśmy o wiele wyżej duchowo. Bez samopoznania niema właściwego poznania działajęcej tu siły.
Kierując się takiemi myślami, można najpierw zastosować środki pomocnicze fizyczne i chemiczne przy badaniach. Wykluczają one wszelki podstęp ze strony medjum, jak i uczestników. Osiągnąć to można przez zastosowanie mego indikatora (patrz Psyche, rocznik lO, zeszyt 10 i 11), świecących opasek, szpilek, parawanów i fotograficznych zdjęć. Medjum powinno siedzieć na zwyczanjem drewnianem krześle bez oparcia. Przynajmniej o dwa metry okręg medjum nie powinno być żadnych sprzętów. Czytelnik może zapytać się, dlaczego nie zająłem się lewitacją. i nieżywych ciał, kiedy u podstaw obu rodzajów leży ta sama przyczyna. Zapewne tak jest, ale moje czteroletnie próby z wynalezionym przeze mnie t e l e k i n e t o s k o p e m przemawiały za rozdziałem badań, o czem będzie obszerniej w osobnej pracy. Bez usilnej pracy, cierpliwości i bez nakładu czasu i pieniędzy nie wiele się tu zdobędzie. Żaden bowiem inny rodzaj badań nie napotyka takich trudności na drodze. Tu należy najpierw zgładzić z powierzchni gruntu najnowszemi tankami biologji, fizjologji, psychologji i parapsychologji wszystkie okopy i zasłony z kolczastego drutu, jakie od zamierzchłych czasów tworzył materjalistyczny światopogląd.
Zachęcam gorąco do zapoznania się z dostępnymi materiałami na temat Rudiego Schuberta w tym: Rudi Schneider Investigated by Eugene Osty na stronie Psi Encyclopedia.