Zjawiska medjalne na seansach pociągają rzesze ciekawych swoją niezwykłością, graniczącą niemal z cudownością, gdyż, rzeczywiście, większość objawów wydaje się pozornie sprzeczna z prawami natury. Przedmioty fruwają w powietrzu, stolik unosi się do góry, iskry i światła tańczą w ciemności, niewidzialne ręce dotykają obecnych, niekiedy ’ukazują się zjawy etc.
Nieliczni względnie badacze starają się dojść przyczyny tego wszystkiego, zbadać jaka forma energji przejawia się w ten sposób, większość zaś, poprostu konstatuje tylko fakty, najczęściej przypisując je ingerencji zmarłych. Gdy ciekawość zostanie zaspokojona, gdy już ktoś przyzwyczai się do tego rodzaju fenomenów – zwykle przestają one wtedy go zadowalać, chciałby dowiedzieć się kto mianowicie je powoduje, pragnie, by stolik wystukał mu odpowiedź na to pytanie, by zjawa przemówiła lub napisała kim jest etc., jednem słowem od efektownych narazie objawów fizycznych przechodzi do czysto psychicznych.
Niektórzy ślepo wierzą we wszystkie w ten lub inny sposób otrzymywane komunikaty, umysły jednak krytyczniejsze, wiedząc o rozmaitych możliwych ich interpretacjach, dążą do ustalenia źródła skąd pochodzą, którem, bardzo często może być zaświadomość samego medjum i jego zdolności nadnormalne.
Tu właśnie wyłania się niezmiernie ważna sprawa stwierdzania tożsamości autorów takich komunikatów, za których zawsze podają się zmarli. W tym celu zadają pytania, na jakie medjum nie mogłoby odpowiedzieć, proszą rzekomych zmarłych, żeby zakomunikowali coś takiego, co tylko im było wiadome, porównywują charakter pisma w komunikatach z pismem nieboszczyków etc.
Najwięcej w tym kierunku zrobiono, zdaje się w Amerykańskiem T-wie Badań Psych, i mamy już cały szereg zdumiewających faktów tego rodzaju, przeważnie dzięki medjum,
pani Piper, przemawiających za hipotezą istnienia życia zagrodowego. Do bardzo ciekawych, choć otrzymanych nie przez wspomniane Towarzystwo lecz znacznie wcześniej, należy też zakończenie jednej z powieści Dickensa w dwa lata po jego śmierci przez mało wykształcone medjum w zapadłem miasteczku w Ameryce.
Coś podobnego ma miejsce obecnie w Anglji, gdzie za pośrednictwem medjum p. V., profesora matematyki, a czasem p. H. Travers Smith przejawia się przy pomocy pisma automatycznego nie tak dawno zmarły znakomity pisarz angielski Oskar Wilde.
Charakter pisma i podpis są identyczne z jego pismem za życia, jak donosi „Occult Review”, nieboszczyk podaje też mnóstwo nieznanych obecnym na seansach szczegółów, tyczących się jego samego i rodziny.
Najciekawszy jednak w tych komunikatach pośmiertnych jest odrębny styl, oryginalne określenia, charakterystyczne zwroty, swoisty humor, niekiedy ironia i sarkazm, które były właściwe zmarłemu pisarzowi i stanowiły jego indywidualność literacką, niemożliwą zdawałoby się do naśladowania. Największy znawca literatury, skrupulatnie analizując otrzymane przez medjum komunikaty, przysiągłby, że mógł je napisać tylko sam autor „Portretu Doriana Grey‘a“, znany nietylko w Anglji ale i u nas w Polsce, dzięki licznym przekładom.
Gdy 18 czerwca ubiegłego roku na seansie był obecny przedstawiciel najstarszego i najpoważniejszego, ale też i najwięcej ostrożnego i sceptycznego Londyńskiego T-wa Badań Psychicznych pan Dingwall, jeden z członków ostatniego kongresu w Warszawie, sam sceptyk w wysokim stopniu, skłonny do podejrzewania wszędzie oszustwa i symulacji – otrzymano od rzekomego Oskara Wilde’a następujący dość zjadliwy komunikat;
„Powątpiewacie moją tożsamość? Nie dziwi mnie to wcale, bo niekiedy sam wątpię o sobie. Zawsze podziwiałem Londyńskie T-wo Badami Psychicznych. Tam się skupiają najwięcej wątpiący na całym świecie. Nigdy nie będą szczęśliwi, jeżeli nie wytłumaczą sobie najzupełniej wszystkich swoich zjaw! Jakiś duch zupełnie niewytłumaczalny sprawiłby im wiele kłopotu.
Niekiedy przychodzi mi myśl założenia tu w świecie zagrobowym Akademii wątpiących, która stałaby się u nas czemś w rodzaju T-wa Badań Psychicznych. Przyjmowałoby się do niej członków nie poniżej 60 lat. Pierwszem zadaniem mogłoby być na przykład, stwierdzenie istnienia, choćby pana Dingwalla. Czy pan Dingwall jest fantazją, czy czemś realnem? Czy jest faktem, czy tylko fikcją, złudzeniem? Gdyby zostało zdecydowane, że jest faktem realnym, wtedy dopiero zaczęlibyśmy poważnie wątpić w jego istnienie*.
Wszyscy, znający dzieła zmarłego pisarza, jego paradoksalny umysł, oryginalny styl, błyskotliwość myśli, mogą sami z tej małej próbki sądzić o podobieństwie. Można tu przypuścić albo istotne przejawianie się inteligencji nieboszczyka, albo też fenomenalną zdolność naśladowczą u medjum, przejawiającą się tylko przy pomocy pisma automatycznego i tyczącą się jak dotąd wyłącznie Oskara Wilde’a, który wcale nie należał do ulubionych autorów medjum.
źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt, Warszawa 1928