Karma Joga

Filozof ja jogów uczy, że, chociaż wszystkie istotnie racjonalne usiłowania ludzkie mają na oku jeden cel – jeden koniec – ale do tego celu prowadzą rozmaite drogi, stosownie do odrębnych cech temperamentu każdej jednostki. Temperament oczywiście nie jest wynikiem przypadku, ale rezultatem specjalnego biegu rozwoju duszy; jest wyrazem tego szczególnego kierunku myśli (i wynikającej stąd linji postępowania), jakiemu dusza się oddawała w samym rozwoju. Temperament na każdym stopniu wyobraża coś bardzo wyrazistego i jest linją najmniejszego oporu dla wzrostu osobistości. Dlatego jogowie uczą, że droga, najlepiej dostosowana do wymagań temperamentu i gustów t. j. pragnień wszelkiej danej duszy – jest tą szczególną drogą, po której ta dusza iść powinna. Dzielą oni drogę dojścia na trzy ścieżki, które później spływają się w jedną drogę. Te trzy ścieżki zowią się u nich:

1. Radża-Joga.
2. Karma-Joga.
3. Dżnani-Joga.

Każda z tych trzech form Jogi, stanowi odrębną ścieżkę, która prowadzi na główny gościniec – i każda z nich jest właściwą dla tego, który woli nią kroczyć – toć one wszystkie prowadzą do jednego i tego samego celu.

Radża-joga jest to ścieżka, po której chętnie idą ci, co są skłonni rozwijać siły, utajone w człowieku. Tu należą: poddanie wszystkich sił umysłowych pod wszechwładzę woli; dojście do panowania nad niższem Ja; rozwinięcie umysłu w celu współdziałania wzrostowi duszy. Karma-Joga jest Joga pracy: ścieżka działania. Dżnani-Joga to Joga wiedzy i mądrości. Uzupełnieniem wszystkich wyżej zaznaczonych trzech form Jogi – jest jeszcze jedna forma, znana pod nazwą „fihakti-Joga” czyli Joga pobożności – ścieżka poczucia religijnego. Niektórzy pisarze uważają tę drogę jako różną od innych ścieżek – ale my raczej wolimy myśleć i uczyć, że ona niczem innem nie jest, jak zjawiskiem współrzędnem, towarzyszącem każdej z trzech wspomnianych tu gałęzi drogi, ponieważ nie możemy sobie wyobrazić, aby jakikolwiek wyznawca Jogi, oddając się jej zasadom, mógł być obcym uczuciu miłości i czci dla Absolutu – dla Boga. Jest to dla nas zupełnie niepojęte, jak można kroczyć jedną z licznych Ścieżek jogi – jeżeli serce nasze nie jest przepełnione miłością i hołdem dla Wielkiego Ośrodka wszech-życia. W tych wykładach będziemy oddzielnie mówili o Bhakti-Jodze, ale chcemy, aby czytelnicy nasi rozumieli, że dla nas gałąź ta nie jest czemś odrębnem, i czujemy, że zwolennik którejkolwiek z tych form Jogi albo wszystkich razem – powinien zawsze łączyć Bhakti-Jogę ze swoją ulubioną metodą.

W tym wykładzie zajmujemy się rozpatrzeniem tej gałęzi Jogi, która jest znana pod nazwą Karma-Jogi – Jogi działalności, pracy. Ale musimy wytłumaczyć, że choć potrzeby i dążenia ucznia mogą tę ścieżkę uczynić bardziej pociągającą dla niego, mimo to, może on okazywać żywe zainteresowanie i co do innych form Jogi, jak n. p. Dżnani-Jogi, Radża-Jogi i t. d. A ci, którzy uczą się tych innych gałęzi, nie powinni lekceważyć Karma-Jogi, jakoby niegodnej ich zajęcia, ponieważ ten przedmiot, dotyczący ich życia codziennego, i na Zachodzie, gdzie prawie wszyscy ludzie żyją życiem czynnem – uczeń powinien przyłączyć prawidła Karma- Jogi do drugich przedmiotów nauki. Tak więc wykład niniejszy poświęcony będzie Karma-Jodze.

Następujący po nim ma za przedmiot Dżnani-Jogę. Po Dżnani-Jodze rozpatrzymy gałąź, znaną pod nazwą Bhakti-Joga. Nie będziemy w tych wykładach dotykać Radża-Jogi, ponieważ przygotowujemy oddzielną książkę, poświęconą jej doktrynie.

Zanim przystąpimy do rozpatrzenia Karma-Jogi – użytecznem będzie zrobić ogólny przegląd motywów Jogi. Jakie są cele i dążenia tych nauk i ich zastosowania? Jakie one maja znaczenie? Czego pragnie człowiek, czyniąc te wszystkie wysiłki? Jaki jest sens życia, wzrostu, rozwoju, ewolucji? – Oto pytania, jakie zadają sobie wciąż ludzie myślący – a na które nie wielu tylko choćby cząstkowo może odpowiedzieć. Filozofja jogów uczy, że cel dążeń człowieka i jego życia polega na tern, aby współdziałać rozwojowi duszy, dopóki ta nie osiągnie jedności z duchem. Ponieważ zaś duch jest to pierwiastek Boski w człowieku, cząstka istności Bożej, zamieszkałej w nim – zatem jedność ta w wyniku ostatecznym, powinna dotrzeć do jedności z Bogiem t. j. wprowadzić duszę osobniczą w stan świadomego zetknięcia i zjednoczenia z Ośrodkiem wszechżycia.

Niektórzy mogą myśleć i nauczać, że celem życia ludzkiego – jest szczęście – i to jest prawda, o ile mają na myśli rzeczywiste szczęście duszy – jedyne szczęście prawdziwe. Ale jeżeli mówi się o tem szczęściu względnem i przemijają-cem, które pospolicie nazywają szczęściem – to wkrótce przekonają się ci poszukiwacze, że ścigają błędne ogniki, które uchodzą przed nimi w miarę, jak ścigający je dopędza. Prawdziwego szczęścia nie znajdziesz w rzeczach względnych, gdyż te, jak owoce z Morza Martwego w proch się obracają w chwili, gdy je chcemy ująć w rękę. Możemy znaleść pewną sumę szczęścia w samym pościgu za temi rzeczami, ale gdy zrywamy owoc – ten w naszych rękach zasycha. Wszystko to jedno, jak wysoki jest przedmiot, którego pożądamy w swej pogoni za szczęściem – wynik będzie zawsze jeden i ten sam. To co jest względne w każdym razie pozostaje względnem – a zatem – jest skazane na zniknienie. Wszystkie rzeczy względne są tworami czasu i przestrzeni – i, służąc swoim własnym celom – nie mogą jednak istnieć dłużej, nad określoną sobie granicę. Śmiertelne są i jak wszystko co śmiertelne – muszą zginąć. Tylko Absolut jest nieśmiertelny i trwa niezmieniony.

Cała ta walka, te cierpienia, to życie, te wysiłki – wszystko to w gruncie ma za cel rozwój duszy, aby mogła poznać swe rzeczywiste Ja. Taki jest ogólny sens tego wszystkiego. Dlatego my dążymy naprzód do osiągnięcia jednego celu, potem innego, sądząc, że jest to dla nas konieczne, aby wreszcie zrozumieć, że wszystko jest nam wcale niepotrzebne. Doświadczamy głodu i pragnienia, które nie mogą być zaspokojone.

Staramy się też zaznać w życiu wszystkiego, czasem chciwie i gorączkowo, czasem leniwie i niedbale, ale ostatecznie przekonywamy się, że wszystko to, cośmy ścigali – to są jeno widma a cienie pozarealne.

Jednakże głód i pragnienie trwa – i pubudza nas do dalszych wysiłków. I tak będzie zawsze aż do czasu, póki nie dowiemy się, że to, czego szukamy – znajduje się w nas samych, a nie zewnątrz nas; i gdy my choć w słabym stopniu przyswoimy sobie tę prawdę – nasze poszukiwania stają się-rozumniejsze i każdy z nas staje się innym człowiekiem. Na tem polega sens życia i ewolucji.

Większość ludzi oddaje się tej pogoni za szczęściem w sposób zupełnie ślepy i nieświadomy. Ludzie rzucają się w tę i ową stronę, próbują jednego po drugiem, w nadziei, że znajdą to coś nieuchwytnego, co – jak czują instynktowo – powinno im dać szczęście. I choć doznają rozczarowań bez końca – mimo to dalej prowadzą swe pościgi z niesłabnącym zapałem, zmuszeni do tego rozwojem swej duszy, która domaga się tego, co jest jej potrzebne. W miarę, jak dusza się budzi i rozwiera drogę powtórnego doświadczenia życiowego, zdobywa ona sobie stopniowo rozumne i świadome wyobrażenie o rzeczywistej naturze tego, czego poszukuje. Dlatego kroczy ona wyłącznie po drogach, prowadzących do tego, czego tak długo szukała, ale co dopiero niedawno uznała za rzecz godną poszukiwania.

Wielu zachodnich badaczy prawdy, wypowiadało się w tym sensie, że nauki filozoficzne
Wschodu nie są dostosowane do potrzeb i wymagań zachodniego ucznia mądrości, ponieważ warunki życia są zupełnie inne na Wschodzie i na Zachodzie. Gdyby zarzut ten dał się stwierdzić za pomocą dowodów przekonywających, możnaby stąd wyprowadzić wniosek niewątpliwy, że nauka Wschodu jest bezzasadna i fałszywa gdyż każda prawdziwa i zdrowa nauka filozoficzna, powinna być równie dostępna dla wszystkich ludzi, niezależnie od ich pochodzenia, kraju, który zamieszkują, klimatu, zajęć i środowiska. Jeżeli nauka nie zaspakaja wymagań każdej duszy — to nie jest nauką zdrową i powinna być odrzucona. Nawet ludzie najnędzniejsi i najmniej wartościowi powinni być wzięci pod rozwagę; w przeciwnym razie nauka nie zupełnie już odpowiada prawdzie. Gdyż i taki nisko stojący człowiek – równie jak i ten, który w pojęciu ludzkiem – zajmuje stano wisko najwyższe – zarówno do ludzkości należą, ulegają prawom jej życia i niemogą być żadną miarą pozostawieni za pokładem.

Nieporozumienie, jakie wynika z tych zarzutów przeciw metodom wschodniej nauki Jogi  polega na tern, że nauka wschodnia na Zachodzie uważana jest za odpowiednią dla tych, co mogą życie pędzić w marzeniach, rozmyślaniach, żyjąc jako pustelnicy w odosobnieniu od wrzawy światowej. Prawda to niewątpliwa, że niektórzy z uczniów wschodnich prowadzą takie życie odosobnione i osiągają w ten sposób bardzo znaczne rezultaty; taka jest ich Karma – wynik pożądań i skłonności, jakie nabyli w żywotach poprzednich. Ale żaden prawdziwy jogi nigdy nie naucza, że taki sposób życia jest jedynie dopuszczalny – albo choćby najlepszy dla byle którego ucznia. Przeciwnie, nauczyciele Jogi uznają, że nawet na Wschodzie – życie czynne jest zupełnie właściwe i odpowiednie dla tych, kogo los rzucił w jego wiry – i że uchodzić od niego, porzucając obowiązki – to znaczy naruszać wielkie prawo. Jeżeli tak – to stąd wynika, że ponieważ wytężona działalność narodów zachodnich (co się znajduje w związku z pewnemi niezłomnemi prawami i z określonym stopniem rozwoju) – sprawia, że literalnie niemożliwym jest odosobnić się i oddalić od społeczności ludzkiej – i że tysiące serjo patrzących rzecz uczniów – muszą wybrać taką drogę lub metodę, jaką im nakazuje ich Karma. Jogowie też z radością wystawiawiają takim uczniom piękności i doskonałości tej gałęzi filozofii która jest znana pod nazwą Karma-Jogi a którą rozpatrzy my w tym wykładzie.

Słowo Karma pochodzi od pierwiastka sanskryckiego kri, co znaczy „robić”, „działać”. Wyrażenie „karma” najczęściej używa się dla oznaczenia tego, co może być nazwano „wynikiem działania”. – W naszych „Czternastu wykładach” rozpatrywaliśmy nauki wschodnie o Karmie w rozdziale: „Prawo przyczynowości w świecie duchowym”. W rozdziale tym daliśmy krótki wykład prawa przyczyny i wyniku w świecie duchowym; wykazaliśmy, jak za czynami idą ich skutki, które podobnie jak same czyny, wywołują nowe skutki; czyny zaś, wywołujące dane skutki – wypływają z myśli poprzednich. W ten sposób realne skutki czynów w istocie są skutkami myśli, ponieważ same czyny wywołane są przez takie lub inne myśli.

Wyobrażamy sobą to, czem się w danej chwili okazujemy – poprostu dlatego, żeśmy dokonali lub pozostawili niedokonanemi takie lub inne czyny w naszych żywotach poprzednich. Mieliśmy pewne pragnienia, na zasadzie których postępowaliśmy tak lub inaczej – i wyniki tych postępków ujawniają się obecnie. Nie chcemy przez to powiedzieć, że w literalnem znaczeniu słowa, jesteśmy „ukarani” za nasze czyny w przeszłości, gdyż kara, jako taka, nie wchodzi w skład prawa karmy. Ale chcieliśmy postępować w pewien sposób i postępowaliśmy w ten sposób, o ile było to możliwe – i ostatecznie ukazały się skutki nieuniknione. Kładliśmy ręce w ogień, a teraz pieścimy się ożogami: – oto wszystko. To co czyniliśmy w przeszłości nie było bezwarunkowo „złem”. Tylko nazbyt przywiązywaliśmy się do pewnych rzeczy – i nasze Przywiązanie do nich oraz nasze pragnienia, wywoływały pewną linję rezultatów, które, choć mogą sie wydawać nam nieprzyjęte i męczące – jednakże są dla nas dobroczynne, ponieważ uczą nas, że nie było nam potrzebne to, czegośmy szukali – i ostrzegają nas, abyśmy tego samego błędu nie powtarzali w przyszłości. Nadto, skoro nasze oczy raz się otwarły natyle, że możemy rozumieć naturę naszej nędzy, palący ból ożogów się zmniejsza – i rana stopniowo się zabliźnia.

Prawo duchowe przyczyny i skutku jest znane na Wschodzie pod nazwą „karmy”. Gdy okultyści wschodni mówią o czyjejś karmie – rozumieją pod tem wyrażeniem to, co osiągnęła dana jednostka, zgodnie z tem prawem – lub wszystko, związane z tą jednostką dzięki wpływom prawa karmicznego. Każdy człowiek jest twórcą swej karmy – której wyniki ujawniają się ciągle. Niema żadnego powodu lękać się tego lub się niepokoić tą świadomością. Osiągnięcie prawdy daje nam możność wyżyć swą karę przy najmniejszym stopniu cierpienia i trwogi – a także chroni nas od narodzin nowrej niepożądanej karmy.

Nasza karma może być przykra lub nie-przykra, stosownie do przyczyn, jakie wprowadziliśmy w akcję – albo też my możemy jej nadać charakter przykry lub nieprzykry, za wpływem takiego lub innego stosunku myślowego do niej. Filozof może przekształcić karmę „złą” na „dobrą”, wyrzekając się widzieć w niej coś złego, a człowiek ciemny nawet w najlepszej karmie, znajdzie powody do skarg i niezadowolenia.

Wiele osób, które studjowały wschodnie nauki filozoficzne – niewątpliwie – uważa prawo karmy, jako system karny, ustanowiony, regulowany, egzekwowany przez „przynależne władze” duchowe. Ale to błąd. Chociaż karma działa jako kara t. j. jako czynnik, który tworzy równowagę i budzi trwogę, ale nie ma w niej żadnego pierwiastku zemsty – żadnego zamiaru Bóstwa, aby się „skwitować” z tym, który naruszył prawo. Jest to po prostu związek przyczyny i skutku. Trudno objaśnić dokładnie to, co mamy na myśli, nie podając przykładów konkretnych, co jest prawie niemożliwe w takiej pracy, jak niniejsza książka. Możemy jednak zauważyć, że człowiek, przepełniony żądzą potęgi, napewno zostanie wciągnięty w sieć przyczyn i skutków, które mogą mu sprawić szereg największych cierpień, zarówno fizycznych jak duchowych. Może on prędzej lub później dojść do wypełnienia swych pragnień, o ile te będą należycie mocne i uparte, ale dozna wielkich cierpień? powodu dążeń niezaspokojonych, które przydusiła namiętność górująca. Może osiągnąć swój cel tylko za cenę tego, co mu jest najdroższe. Ale ponieważ jego żądza może być nie tak potężna, jak podobne żądze innych ludzi: może on i nie osiągnąć swego celu i zostanie złamany przez ten wielki mechanizm umysłowy lub psychiczny, którego wprowadzenie w ruch sam wywołał i w który został nieodparcie wciągnięty. Gdy w człowieku występuje silne pragnienie, aby dojść do rezultatów pewnej działalności, bardzo możliwą jest rzeczą, że wprowadzi on w ruch (wespół z innymi) pewien mechanizm psychiczny, który albo będzie pracował na jego korzyść albo go załamie stosownie do okoliczności danego zdarzenia, do siły jego zamierzeń i poziomu jego zdolności umysłowych. Ludzie często padają ofiarą bomb, które sami przygotowali albo popielą się w ogniu, który sami zapalili. Wplątują się w rozmaite przedsięwzięcia i starcia, od których później często cierpią.

Nawet ci, co osiągnęli cel zamierzony (w tem życiu czy w jakiem następnem) – mogą być bardzo rozczarowani i uważać życie za przekleństwo. Monarcha samowładny doznaje niewymownych cierpień duchowych, a miljoner może być nieszczęśliwszy od nędzarza, stojącego pod bramą jego domu. Nadto zaś tych, co wystąpili w zawody z bliźnimi o t. zw. „szczęście”, a nie dopędzą zwycięzców, którzy zyskali nagrodę, czekają dokuczliwe ciosy i słowa; ludzie podbijają im nogi, depczą ich, i wogóle tak lub inaczej zadają im cierpienia za to, że wzięli udział w ogólnym pościgu za fałszywem szczęściem. Cierpią nietylko z powodu doznanego rozczarowania, ale i z powodu ciosów, jakiemi obrzucano ich po drodze. Przed naszą pamięcią staje obraz jednego człowieka, który znienawidził niektóre osoby – znienawidził je okrutnie – i starał się im szkodzić na wszelki możliwy sposób. Rezultat był taki, że się zaplątał w psychiczny mechanizm nienawiści, który działa na świecie bez przerwy. Wkrótce też ściągnął na siebie nienawiść i niechęć setki osób postronnych, poniósł wielkie straty pod względem duchowym i materjalnym – i przeszedł okropne cierpienia moralne. Ze wszystkich osób, które znienawidził, udało mu się istotnie bardzo zaszkodzić jednemu człowiekowi, który również znajdował się na „płaszczyźnie nienawiści” a przeto naturalnie przyciągnął ku sobie myśli i działania tegoż rodzaju. Ale ta nauka nie przepadła daremnie dla naszego człowieka opętanego nienawiścią – ponieważ zrozumiał swe opętanie, wytłumaczył sobie rezultaty nienawiści i od tej chwili wystrzegał się, aby znowu nie wpaść w jej sieci.

Ci, którzy biorą udział w złem i grzechu nienawiści, nie mogą się żalić, jeżeli na nich spadają ciosy. Ci, co się wplątali w skomplikowane stosunki – powstające między ludźmi na gruncie chciwości – nie mogą się żalić, gdy im wypadnie cierpieć ze strony jakiegoś jeszcze chytrzejszego człowieka, który stoi na tej samej płaszczyźnie życia co oni. Ci, co ześrodkowali swe interesy życiowe na czemś zewnetrznem, nie powinni się dziwić, że znoszą cierpienia ze strony osób lub rzeczy, do których są tak mocno przywiązani.

„Ale” – może ktoś powie – jakże mam się wyzwolić z tych więzów, skoro ja wogóle biorę udział w czynnem życiu świata? Jakże mogę uniknąć rezultatów działania?” Filozofja jogów odpowiada: „Bierz udział w wielkiej grze życia, i idź za jej ruchem, postępuj o ile można najlepiej – ale zarazem pamiętaj zawsze, że nie powinieneś się przywiązywać do owoców swej pracy. Pracuj dla samej pracy, wykonywaj swą rolę w życiu wesoło, rześko, ochoczo, z całego serca – ale pamiętaj, że owoce działania są ostatecznie niczem – i śmiej się na myśl, że te względne dobra mogą dla ciebie mieć jakąkolwiek wartość realną”. Rozważaniu tego przedmiotu poświęcimy resztę niniejszego wykładu. Mamy nadzieję, że nam się uda dowieść wam, że ta rada, jakkolwiek wydaje się na pierwszy rzut oka trudną i niewykonalną, nie tylko może być wkonana przez najgorliwszych robotników na polu życia, ale stanowi jedynie rozsądny plan istnienia. Ta stara mądrość wschodnia da się szczególnie dostosować do kipiącego życia Zachodu – za dni dzisiejszych, chociaż powierzchowny rzut oka raczej by wskazywał, że jest ona w najzupełniejszej sprzeczności z całym postępem dzisiejszym.

Ale tu musimy zaznaczyć czytelnikowi, że te nauki będą przyjęte tylko przez niewielu ludzi. Większość zbyt ulega ponętom dzisiejszego położenia rzeczy – jak spychanie w dół swoich braci, aby po ich trupach wspiąć się do góry, kanibalizm i barbarzyństwo dzisiejszego życia przemysłowego i handlowego – aby mogła iść po innej drodze W ten sposób dalej będą pożerać innych i sami będą pożerani, będą zabijać i sami będą zabijani, będą uciskać i sami będą uciskani, będą nienawidzieć i sami będą nienawidzeni. Ludzie, którzy tak postępują w stosunku do innych i znajdują w tem przyjemność – podpadają pod działanie prawa przyczyny i skutku do tego stopnia, że ich samych porywa mechanizm, który puścili w ruch, który ich rozszarpuje, właśnie gdy oni liczyli, że innych rozszarpią.

Ci nieliczni, którzy już są przygotowani do przyjęcia nauki – zrozumieją, cośmy tu chcieli powiedzieć – i potrafią stać na stronie i przyglądać się swemu pozornemu udziałowi w walce ogólnej, gdy ich dusze zupełnie tem nie będą poruszone. Będą żyć tem samem życiem i wykonywać te same rzeczy, co ich nierozwinięci bracia, ale będą znać prawdę i nie zostaną ujęci przez machinę ani w, sieciach się nie zapłaczą.

Często pytają nas: „Co się stanie, jeżeli wszyscy pójdą za waszą nauką?” Możemy na to odpowiedzieć, że cała budowla życia nowoczesnego się rozpada i na jego miejscu powstaje coś znacznie lepszego. Ale taka odpowiedź nie jest konieczna, gdyż nie da się przypuścić, aby większość ludzkości w najbliższym czasie przyjęła tę naukę. Nauka ta ma wielu zwolenników, ale w najlepszym razie ludzie, co tę naukę przyjęli i żyją zgodnie z jej zasadami – stanowią tylko garstkę w tłumie tych co żyją i działają inaczej. Wiele lat walki i doświadczeń, wysiłku i prób musi przejść, zanim ludzkość będzie dość przygotowana, by zrobić choćby jeden krok na drodze ku dalszemu udoskonaleniu.

Mówimy to nie ze smutkiem, ale stosując się do rzeczy filozoficznie, gdyż wiemy, że walka i cierpienie stanowią warunek konieczny rozwoju ludzkości. (Mówiąc o „tych naukach”, mamy na oku nie to szczególne sformułowanie prawdy, która daną tu jest za naszem pośrednictwem, ale wszystkie, najrozmaitsze odmiany tych nauk, które wykładają setki nauczycieli rozmaitych szkół za naszych czasów).

Zwolennik Karma-Jogi przedewszystkiem powinien uznać, że człowiek jest sam w sobie
jedną z jednostek, wchodzących w skład całego mechanizmu życia albo jej wspólnego schematu. Ma on w niej swoje miejsce i powinien wziąć udział w pracy ogólnej. Jakkolwiek wysokie zajmowałby położenie, jakkolwiek odpowiedzialną byłaby rola, którą wypełnia: niczem innem on nie jest, jak jednostką w planie ogólnym i powinien chętnie wykonywać to, co mu stosownie do planu jest przeznaczone. I, naodwrót, jakkolwiek byłby nikłym i jakkolwiek niskie zajmowałby stanowisko: w każdym razie jest on jednostką, przed którą stoi cel i praca. Nie ma rzeczy nieważnej, ale to nawet, co najważniejsze podlega temu prawu, na którem opiera się cały plan budowy świata. Powinniśmy dobrze grać nasze role nie tylko dlatego, że pracujemy nad rozwojem, ale także dla tego, że Boski Rozum używa nas jako pionki – albo i wyższe figury – w wielkiej grze życia. Dalecy, zapewne, jesteśmy od tego, aby być zwykłemi automatami, ale nasze interesy łączą się z interesami całej ludzkości i my z całą ludzkością stykamy się we wielu punktach. Powinniśmy z najlepszą wolą oddać się pod władzę Siły Wyższej – a przekonamy sie, że taka gotowość może uprzedzić wszelka falę starć i cierpień. Bardzo to trudno wyrazić tak jasno, jakbyśmy pragnęli, ale spodziewamy sie w dalszym wykładzie lepiej wyłożyć to zagadnienie. Nasze żywoty służą nam nie tylko do zwoju osobistości, ale wymaga się też od nas abyśmy uprawiali współdziałanie i wzajemne oddziaływanie z innemi osobistościami w ten sposób, aby popierać dążenie ludzkości w jej ruchu ku górze. Może nam się wydawać, że dana robota jest bezużyteczna, jako część naszego własnego rozwoju, ale oczywiście ona jest potrzebna ku wypełnieniu jakiejś części wielkiego planu – i z dobrą wolą musimy wykonywać swą wole. Wszelki ruch i położenie, mają sens własny, podobnie – iak ruch w grze szachowej – na pierwszy rzut oka może się wydawać niedorzeczny i bezcelowy – ale przy dalszej grze okazuje się początkiem wykonania wielkiego planu. Dlatego istotny wyznawca Karma-Jogi z pokorą pozwala duchowi kierować sobą, wiedząc, że to prowadzi ku dobru i że dany ruch jest konieczny, aby osiągnąć pewne kombinacje lub zmiany w wielkiej partji szachów życia, w której udział biorą wszyscy ludzie. Kto nie rozumie tajemnicy motywów wewnętrznych, ukrytych poza zewnętrznemi zdarzeniami igrzyska, zazwyczaj burzy się i opiera przymusowym ruchom i w ten sposób wywołuje dla siebie wielkie cierpienia, powodując tarcia zbyteczne. Skutkiem opierania się powstaje jakby w odpowiedzi wzmocniony nacisk, gdy dusza należycie przebudzona, widząc rzeczy w świetle prawdziwem, spogląda na nie z uśmiechem i daje sobą kierować, dzięki czemu unika cierpień i zwykle zbiera prawdziwy zysk z tej przemiany, choć w rzeczywistości nie liczyła na nagrodę. Uznaje tylko, że ruch zrobiony był ręką mistrzowską, chętnie pozwala, by nią posuwano na inne pole i daje możność wyzyskania siebie dla nowej kombinacji. Nie jest to bynajmniej marzenie filozofji transcedentalnej.

Niejeden z was będzie zdziwiony, jeżeli mu się powie, że niektórzy z najwybitniejszych ludzi we wszystkich gałęziach działalności ludzkiej, uznają tę kierowniczą siłę i nauczyli się jej ufać. Pozwólcie, że tu przytoczę świadectwo pewnego wybitnego człowieka, którego imię jest znane w całym świecie, jako znakomitego przywódcy ludzi i człowieka, który zawsze umiał być „panem sytuacji”. Nie zna on nauk wschodnich (w każdym razie nie znał ich w czasie, o którym tu mówimy), ale kilka lat temu ów „król przemysłowy” w rozmowie z przyjacielem, który później nam jego słowa powtórzył, wypowiedział się w sposób następujący: „Ludzie sądzą, że ja mam charakter w najwyższym stopniu energiczny i że ciągle zawczasu obmyślam i stwarzam rozmaite bardzo kunsztowne kombinacje i plany. Ale to zupełnie nie prawda. Bardzo rzadko obmyślam swoje plany wcześniej i często widzę nie dalej, jak jeden krok przed sobą, chociaż plan ogólny – zapewne – gdzieś utajony jest w moim mózgu. Czuję, że po największej części jestem tylko pionkiem w wielkiej partji szachów i znajduję się pod władzą jakiejś potężnej siły, która ze mnie korzysta, używając mnie za czynnik do przeprowadzenia wielkich przemian w rzeczach i ludziach, chociaż nie wiem, na czem polegać mają te przemiany.

Nie mam tego poczucia, jakoby Opatrzność opiekowała się mną za jakieś moje cnoty, gdyż bez żadnej fałszywej skromności mogę z pewnością powiedzieć, że nie zasługuję na żadną specjalną nagrodę, ponieważ nie jestem ani lepszy ani mędrszy od moich współtowarzyszów. Chwilami czuję jednakże, że to, co ja czynię, czyni się dla niektórych innych ludzi, może nawet dla ludzkości, chociaż nie jeden z moich czynów albo raczej ich wyników – może się zdawać szkodliwym dla szerokich warstw społeczności. Nie czuję nadmiernej przyjemności z posiadania pieniędzy, choć mnie żywo zaciekawia gra ich nabycia, dopóki jestem nią zajęty; ale gdy jakaś rzecz jest wykonana, zdaje mi się, że ją odrzucam na stronę, jako bezwartościową już igraszkę. Napewno nie wiem, jakie to wszystko ma znaczenie, ale jestem pewien, że to ma jakiś sens. Być może nadejdzie dzień, kiedy stracę swe bogactwo, ale czuję, że gdyby nawet
tak się stało, otrzymam coś, co wynagrodzi mnie za moje straty pozorne. Zauważyłem ten fakt dość wcześnie w mojem życiu i nauczyłem się być posłuszny kierownictwu nieznanej mi siły.

Jeżelim się opierał, lo zawsze znajdowałem, że skutkiem tego miałem przykrość lub stratę; jeżeli bez oporu szedłem zatem okoliczności – wszystko mi się udawało. Niekiedy śmiałem, widząc, z jakim szacunkiem tłum zachowywać się zwykł wobec moich triumfów, gdy w istocie byłem tylko pionkiem w wielkiej grze, której kierownika nie znam i nie mam żadnej zasady przypuszczać, jakobym był jego szczególnym wybrańcem”.

Człowiek ten, nieświadomie trafił na ślad jednego z prawideł Karma-Jogi, znanego pod nazwą: „Tajemnica pracy”. Nie wiele on się troszczył o wyniki, o owoce swej pracy, chociaż odczuwał żywy interes w grze życiowej w chwili, gdy się ta rozgrywa. Oczywiście, nie jest on zupełnie „przywiązany” do owoców swej pracy, choć to nie rzuca się w oczy osobom, które patrzą nań z odległości. Czuje on, że jest jednem z kół wielkiego mechanizmu – i chętnie wypełnia swój dział pracy. Wiele z tego, co robi lub pozornie robi (interes właściwie robi znaczna liczba ludzi, których interesy ścierają się i zlewając – schodzą się w nim jak w ognisku) – ciężkiem brzemieniem spada na innych ludzi; ale przy bliższej obserwacji okazuje się, że on i inni w tymże rodzaju nieświadomie biją gościniec ku wielkim przemianom ekonomicznym jutra, opartym na budzącej się świadomości braterstwa ludzkiego. – Wspominaliśmy o tym człowieku nie dlatego, abyśmy go uważali za przykład wyznawcy Karma-Jogi. Nie może on służyć za przykład, ponieważ postępuje w pewien sposób zupełnie nieświadomie, nie zdając sobie sprawy należycie, gdy jogi zupełnie świadomie stosuje się do treści wszystkiego, co się z nim odbywa i rozumie przyczyny tajemne tych zjawisk. Przytoczyliśmy ten wypadek, jako często zdarzający się przykład.

Bardzo wielu ludzi na różnych drogach życia wypełnia mniej lub Więcej nieświadomie prawidła Karma-Jogi. Mówią oni, że nalezy się względem życia zachowywać filozoficznie, rozumiejąc pod tem, że się nie „przywiązują” albo nie dopuszczają zbyt Poważnego stosunku  do osiągniętych lub przypuszczalnych owoców swej pracy. Pracują mniej albo więcej z miłości pracy – pracują dla pracy”; lubią „tworzyć”; znajdują zadowolenie w igrzysku życia, t. j. raczej w samem igrzysku, niż w nagrodach, jakie dostają zwycięzcy. Grają swą partję starannie i gorliwie – i z zaciekawieniem co do jej biegu i szczegółów. Ale się nie troszczą o szychowe nagrody, które przypadają w udziale wygrywającym – i pozostawiają je tym, się niemi interesują – ponieważ gracz rzeczywisty przewyższył już w sobie zamiłowanie do tych dziecinnych brzękadeł. Sława, stanowisko, prestige – wszystkie te tanie dobra życiowe – są dla ludzi mocnych przedmiotem pogardy; patrzą oni na te rzeczy jako na zabawki dziecinne, czem też one są w istocie – i pozostawiają je dzieciom. Mogą pozwolić na to, że im przypnie się do ubrania wstążeczka honorowa, ale w duszy drwią sobie z tego. Inni gracze mogą nie zauważyć tej cechy I szczególnej, jaka się tai w wewnętrznej świadomości owych ludzi, a gracz z duszą przebudzoną zewnętrznie może być zupełnie podobny do otaczających, ale on wie, oni zaś nie wiedzą. „Tajemnica działania” – t. j. brak przywiązania do jego i owoców – taka jest zasadnicza nauka Karma-Jogi. Brak przywiązania nie znaczy wcale, że uczeń powinien w sobie zagłuszać wszelkie zadowolenie. Przeciwnie, Karma-Joga naucza, że to prawidło, o ile je ściśle wykonywać, doprowadzi do tego, I że będziemy wyciągać zadowolenie zewszystkiego.

Zamiast I człowieka pozbawiać przyjemności, tysiąckrotnie je pomnoży. Różnica polega na tem, że przywiązany do dóbr ziemskich człowiek myśli, jakoby szczęście zależało od
pewnych rzeczy lub osób, gdy człowiek, który osiągnął swobodę duchową, rozumie, że źródło szczęścia mieści się w nim samym – nie zaś nazewnątrz niego; dlatego ma on zdolność, że w źródło zadowolenia przetwarza takie okoliczności, które w innym człowieku mogłyby wywołać niezadowolenie a nawet cierpienie. Póki człowiek jest przywiązany do jakiejś osoby lub rzeczy nabytej; póki wierzy, że od nich zależy jego szczęście: jest niewolnikiem tej rzeczy lub osoby. Ale gdy się wyzwala od pętających go wpływów, staje się panem sam sobie – i zdoła sobie niewyczerpane źródło szczęścia. Nie znaczy to ale. że nie powinniśmy kochać innych; przeciwnie, powinniąny okazywać miłość obfitą, ale miłość ta nie powinna być samolubną – zresztą o tej kwestji powiemy nieco niżej.

Człowiekowi, który się przywiązuje do owoców swej pracy stanowisko Karma-Jogi może się wydawać niedorzeczne, iako że prowadzi do klęski i do bezwładności w pracy. Pod tym względem przeciwnik Karma-Jogi jest w błędzie. Kto może lepiej pracować w magazynie, kantorze czy warsztacie – czy ten, co pracuje wyłącznie dla nagrody i nie spuszcza oczu z zegara, aby nie pracować o minutę więcej – czy też ten, który choć widzi w swej pracy źródło zabezpieczenia materjalnego – ale o tyle jest zainteresowany w samym procesie swej pracy i tak ją kocha, że prawie zapomina, iż pracuje dla pieniędzy i tylko przez pewien określony czas – i całkiem wlewa się w robotę? Takich robotników jest nie mało i wszyscy oni, sami o tem nie wiedząc, urzeczywistniają pewną postać Karma-Jogi. Najlepsze prace wykonywają ludzie, którzy się przejmują swoją pracą, gdy inni przerabiają tylko pewne manipulacje, aby uzyskać wynagrodzenie pieniężne. Instynkt, który zmusza malarza malować wybitny obraz; pisarza pisać godną uwagi książkę; muzyka zaś tworzyć opus muzyczne – ten sam instynkt czyn człowieka umiejętnym robotnikiem w jakiejkolwiek gałęzi pracy. Jest to praca dla pracy, która robotnikowi dostarcza rozkoszy. Wszystkie wielkie dzieła powstają właśnie tym sposobem.

Wielu jest takich, którzy mistyków uważają za fantastyków, nienadających się do pracy w świecie – za marzycieli, którzy się oddają próżnym wymysłom. Ale ten, co spróbuje Wejrzeć głębiej – zrozumie, że „mistyk praktyczny” – jest o człowiek, z którym wypada się liczyć w każdej dziedzinie pacy ludzkiej. Właśnie brak przywiązania do owoców działalności daje mu siłę, której nie posiada ten, co inaczej stosuje się do pracy. Mistyk nie zna trwogi; zawsze jest śmiały, Ponieważ wie, że jego szczęście i powodzenie zależą nie od jakiejś szczególnej kombinacji warunków zewnętrznych i wyjdzie szczęśliwie z najbardziej pozornie beznadziejnej zbiegu okoliczności. Czuje, ze stoi na twardej skale – ze sita wszechświata działają wespół z nim. Daje mu to sile i odwago nieznane człowiekowi, który swoje szczęście stawia w zależności od powodzenia jakiejś jednej sprawy i który czuje, ze wpadnie w rozpacz w razie nieudanej. Człowiek bez przywiązań samolubnych umożliwia to, ze strumień życia omywa swemi wodami, ze przepływa przez niego; dlatego taki robotnik doznaje radości ogromnej, czując się cząstka wszechżycia. Wychodzi na ludna ulice, widzi ruch tłumu i czuje, ze to jakby część jego samego i ze on sam jest częścią tego wszystkiego.

Ma świadomość działania, rozwoju i ruchu masy ludzi i ma zadowolenie. Nie lęka się, gdyż wie, co to wszystko znaczy. Jeżeli mu wypada przejść z jednej sfery działalności do drugiej – to wie, ze jest to sprawa sił życzliwych, stojących poza nim. Pracuje bez przerwy, wprost przez miłość dla pracy i żywo się przejmuje mistrzowskiem wykonaniem swej roboty. Dzięki temu wypełnia swe zadanie w najlepszy sposób. Ale co się tyczy wyników roboty, t. j. nagrody i pochwały, to najmniej troszczy się o to. Może z takiemże zadowoleniem wziąć się do innej roboty – i zapomnieć o tej, która dopiero co wykonał. Nie jest do niej przywiązany; nie oplątała go w swe sieci.

Taki człowiek napewno otrzyma ze swej pracy należyte zabezpieczenie – które tez z prawa mu przypadnie. Ludzie, chociaż nie przypisują znaczenia temu, co pochlebia ich ambicji; choćby się nie troszczyli o stronę życia pokazowa: mimo to są należycie ubezpieczeni w sprawie zaspokojenia potrzeb i wygód życiowych. Prawda, ze tacy ludzie potrzeb tego rodzaju maja stosunkowo mało, gust ich zawsze jest prosty i wyraża się w ten sposób, aby mieć rzeczy mało, lecz najlepsze. Tacy ludzie przyciągają ku sobie środki egzystencji, podobnie jak drzewo lub roślina wsysa materje pozywne z gruntu i powietrza. Nie uprawiają pogoni za bogactwem, równie jak szczęściem – a jednak szczęście przychodzi do nich nieproszone środki zaś bytu zawsze się znajda.

Człowiek, wyzwolon od pęt życia materjalnego, doznaje z samego tylko powodu, że żyje tak wielkiej radości, jakiej ten, co się przywiązuje i owoców swej działalności, nie dozna nawet w chwili największych powodzeń.

Wszystko, do czego dążą ludzie, jako do przypuszczalnego źródła szczęścia, gdy to nakoniec zostaje osiągnięte – okazuje się, ze nosi w sobie żądło cierpienia. Ale skoro tylko przestaniemy patrzeć na rzeczy, jako na źródło szczęścia – i widzimy w nich poprostu przypadkowość życia – towarzyszącą zdarzeniom: – to już trucizna zostaje zneutralizowana i ukłucie żądła traci swoja bolesność. Jeżeli człowiek patrzy na sławę, jako na cos, co mu przyniesie dawno upragnione szczęście – to, uzyskawszy rozgłos, obaczy, ze powodzenie przyniosło mu tyle strapień, iż cala radość zdobycia sławy – znika. Ale do człowieka, który się wyzwolił i pracuje dla samej pracy, nie pozwalając sobie przywiązywać się do rezultatów swej działalności, sława może dotrzeć, jako przypadek – i złączone z tem cierpienie nie dotknie go wcale.

Wiele rzeczy, którym ludzie poświęcają swe życie, przynosi im więcej cierpień, niż szczęścia. A to tylko dlatego, ze ludzie szukają szczęścia w rzeczach, a nie w sobie samych. Skoro tylko człowiek opiera swa rachubę na szczęściu, na ja-kiejś zewnętrznej rzeczy lub przyczynie, otwiera dostęp swobodny cierpieniu i nieszczęściu. Gdyż żadna osoba, żadna rzecz, znajdującą się poza nami – nie może zaspokoić tęsknoty duszy, rozczarowanie zaś, które nadejdzie – i bezwarunkowo nadejść musi – mocą zależności od danej osoby lub rzeczy – sprowadzi ból i cierpienie, zamiast oczekiwanego szczęścia.

Nawet miłość – to szlachetne uczucie – bywa źródłem kpienia dla osoby, której przywiązanie nie jest wolne od Pierwiastku interesu. Filozofja jogów naucza doktryny miłości – więcej miłości – jak najwięcej miłości. I zarazem uczy, Jeżeli miłość jest interesowna – to prowadzi do cierpienia.

Mówiąc, że kochamy daną osobę, rozumiemy zazwyczaj pod tem, że chcemy, aby ta osoba nas kochała i jesteśmy nieszczęśliwi, gdy naszemu uczuciu nie odpowiada wzajemność. Prawdziwa miłość jest nie taka. Miłość bezinteresowna nie domaga się wzajemności. Uciecha jej polega na szczęściu osoby ukochanej, nie zaś na samolubnem żądaniu wzajemności Miłość prawdziwa wciąż mówi sama sobie-„Dawaj, dawaj, dawaj!”, gdy miłość samolubna, intensywna i przyziemna, zwraca się wciąż do osoby ukochanej: „Dawaj, dawaj, dawaj mnie!” Miłość prawdziwa oświeca wszystko, jak promienie słońca, gdy miłość samolubna pragnie wchłonąć w siebie, na podobieństwo wiru.

Jeżeli jeden człowiek kocha drugiego taką miłością, że gdy traci miłość tej drugiej osoby, wszystko szczęście znika z jego życia: w takim razie ów człowiek jest niewolnikiem okoliczności – niewolnikiem żądz i uczuć innej osoby. Jego przywiązanie jest tego rodzaju, że musi doznawać wielkich cierpień wskutek rozczarowania, obojętności lub zdrady. I zwykle znosi on takie cierpienia, gdyż taka miłość, będąc śmiertelną, musi umrzeć – a jej śmierć sprawi wielkie udręki i cierpienia temu, który na niej opiera swe szczęście. Miłość zaś człowieka wyzwolonego i niemającego interesownych przywiązań, jest wcale inna. Jest to miłość niemniej mocna, a zarazem daleko głębsza niż ta, o której mówiliśmy wyżej, ale nie jest to przywiązanie wyłącznie osobiste – i nie jest w zależności od przejawów miłości ze strony innego człowieka. Jest to miłość, czysta miłość, nie zaś owo uczucie namiętne, samolubne, które pospolicie nosi nazwę rzeczywistej miłości, a w gruncie jest tylko nędznym jej falsyfikatem. Edward Carpenter mówi o miłości, co następuje: „Kto kocha śmiertelną istotę skończoną, ten nie jest wolny; oddał się w ręce śmierci. „Czarne mgliste widmo czyha na niego na każdym skręcie drogi, kalając wszechświat. „A jednak ten, co powinien kochać, powinien kochać te śmiertelną, a ten, co by chciał kochać miłością doskonałą, powinien być wolny.”

Miłość – jakkolwiek dziwnem może się zdawać to uczucie – jest to choroba, jeżeli tylko nas gubi albo choćby krępuje wolność duszy. Dlatego, jeżeli chcesz kochać, usuń się od miłości.

„Uczyń ją swą niewolnicą, a wówczas wszystkie cuda natury będą w twoich rękach”. Dalej zaś powiada:
„Nie szukaj celu ostatecznego miłości w takim lub innym czynie, bo wtedy istotnie nadejdzie jej koniec.
„Ale szukaj takiego czynu i tysiąca takich czynów, których celem byłaby miłość.
„I wtedy ostatecznie stworzysz to, czego teraz pożądasz. „Kiedy zaś przeminie wszystko zewnętrzne, kiedy odejdzie w przeszłość – zostanie w tobie wielkie nieśmiertelne bogactwo, którego nie może ci zabrać żaden człowiek”.

W pierwszym wykładzie tego kursu przytoczyliśmy prawidło z pierwszej części podręcznika „Światło na drodze”: „Wykorzeń w sobie ambicję, miłość własną”, a także prawidło czwarte:
„Pracuj, jak pracują ludzie ambitni”. Ta pozornie paradoksalna maksyma daje nutę zasadniczą Karma-Jogi: praca bezinteresowna, bez przywiązania do jej owoców. W wykładzie owym staraliśmy się pokazać obie strony medalu i wyjaśnić, jak można wykorzenić ambicję a zarazem pracować, jak pracują ludzie ambitni. Radzimy znowu przeczytać tę cześć pierwszego wykładu po przeczytaniu niniejszego rozdziału.

Zasadnicza myśl braku przywiązania do owoców działalności – tajemnica pracy – polega
na tem, aby unikać możności zaplątania się w ułudnych zjawiskach życia, w tych błędach, którym tak wielu ulega. Ludzie są bardzo skłonni przyszywać się do rzeczy stworzonych przez siebie, a także i do takich, dla których osiągnięcia pracują. Stają się niewolnikami zamiast być panami. Przywiązują się do niektórych pragnień – a pragnienia te prowadzą ich po różnych manowcach przez błota i skały poto tylko, aby ich w końcu znużyć i w czerpać. Pragnienia te idą z nierozwiniętej części naszej duszy, chociaż w swoim czasie nie było w nich nic nadającego się potępienia, to jednak wszystko to należy do przeszłości człowieka rozwiniętego, który już to wszystko przeżył. Ten już się ich nie lęka, gdyż widzi w nich samego siebie. Zna ich pochodzenie i historję i rozumie rolę, jaką one grały w jego rozwoju i w rozwoju ludzkości, ale on ich przerósł i nie dopuszcza, aby go dalej, wiązały. Odmawia im mocy oplatania siebie.

Carpenter z tego powodu mówi co następuje:
„Powoli i zarazem stanowczo, jak mucha, co swe nóżki obmywa z miodu, w którym ugrzęzła, – „Musisz i ty się wyzwolić, choćby na jakiś czas, od najmniejszej domieszki postronnej, która zaciemnia jasność twojego umysłu. „Powróć do swej siedziby wewnętrznej, zadowolony z możności dawania innym, ale nie proś o nic nikogo.
„W spokojnem świetle Tego, który – niezmienny i niezniszczalny na wieki – napełnia Sobą wszechświat, –
„Żyj, jak możesz żyć – zadowolony”.
Ten sam poeta mówi o pragnieniu:
„Kiedy twe ciało – jak to nieuchronnie czasami zdarzać się musi – opanowane będzie porywem żądzy, nie mów: Ja pragnę tego lub owego.
„Gdyż niestety nasze Ja nie żąda niczego i nie lęka się niczego; swobodnie przebywa na niebiosach w wiecznej sławie, rozlewając wszędy radość, niby słońce.
„Nie dopuść, aby ten twój skarb wskutek jakiegoś wzburzenia runął w niziny i zaplątał się w świecie przeciwieństw, śmierci i cierpienia.
„Gdyż podobnie jak promień latarni morskiej, szerzy się z nadzwyczajną szybkością nad ziemią i morzem, choć jego płomień jest nieruchomy, –
„Tak w czasie, gdy twe ciało pożąda znajduje się (i podług prawa natury powinno się
znajdować) – w nieustannym  lęku – w sferze cierpień: – twoje wyższe Ja – przebywa
w niebie.
Dlatego, mówię, niech się tem umysł twój nie trapi.
Ale jeżeli kiedy twoje pożądanie we drzwi uderzy, Choćbyś się zgodził je wpuścić do siebie i przyjął gościnnie, jak ci każe obowiązek:
„To jednak ostrożnie oddziel od niego swe prawdziwe Ja, „Gdyż inaczej żądza cię zniweczy i rozszarpie.” Wyznawca Karma-Jogi uważa pracę i życie za to, czem one są w istocie, i nie daje się wprowadzić w błąd fałszywemi pojęciami o tych rzeczach, choćby tak większość te rzeczy pojmowała. Widzi on omylność bardzo rozpowszechnionego wśród ludzi poglądu na pracę, jako na przekleństwo, które nad ludzkością ciąży. Przeciwnie uważa on ją za wielkie błogosławieństwo i wyższość człowieka. Rozumie korzyści i zadowolenie, wynikające z pracy, wykonywanej bezinteresownie – i stosownie do tego z nich korzysta. Kiedy bywa smutny lub zaniepokojony, znajduje ukojenie w pracy. Podług jego opinji praca jest bardzo pomocną w przezwyciężeniu pokus, jakie płyną z niższych stron naszej natury; praca pomaga mu również przy rozwiązywaniu nowych i wciąż powstających przed nim zadań. Dla człowieka praca jest rzeczą naturalną. Praca – to wyraz boskiej twórczej siły, która w nas przemawia. Jest to dążenie do ujawnienia swej osoby, do rozwoju.

Jeżeli twoja dusza odwraca się od widowiska wrzawy ziemskiej, od jej próżnych -ideałów i dążeń – od jej ślepoty, od tej komedji lalczynej, która jest oczywistą dla ciebie, skoro umiesz widzieć i myśleć – odpocznij na chwilę, usunąwszy się w milczenie wewnętrznych izb swego Ja. Nie rozpaczaj, nie doznawaj takiego uczucia, jakbyś musiał zerwać ze wszystkiem; nie krzycz w przystępie bólu i cierpienia. Masz na ziemi wykonać pewną pracę i nikt nie może jej wypełnić tak dobrze jak ty. Twoje życie ma sens, ma cel. Dlatego idź z powrotem tam, gdzie walka kipi najgoręcej. Graj dobrze swoją rolę, załatw przypadające ci na dziś zadania; wypełniaj obowiązki, które uważaj jako nałożone na twe barki. Wszystko to jest częścią rozwoju twej duszy i rozwoju ludzkości. Niechaj próżnia i nędzota tego wszystkiego nie wprowadza cię w rozpacz i nie budzi wstrętu. Wszystko to ma swe znaczenie. Nie lękaj się zaplątać w sieć zapału za owoc twej działalności; lękaj się pragnienia nagrody. Niech oczy twe będą otwarte, umysł nie zamroczony. Nie sądź, że możesz uchylić się od bitwy, ale, jak mówi „Światło na drodze”:
„Choć ty walczysz, ale ty nie bądź wojownikiem”. Jeżeli twoja Karma skierowała cię tam, gdzie panuje gorąca działalność – działaj. Jest to jedyna możliwość wydobyć się z warunków, które cię trapią i wstrząsają tobą. Nie możecie uniknąć swej Karmy; musicie ją wyczerpać i wyzyskać. Ostatecznie będziecie wynagrodzeni. Przedmiot ten pięknie jest rozważany w poemacie sanskryckim p. t. „Bhagavad- Gita”. Królewicz Ardżuna żali się, że jest zmuszony wziąć udział w walce życiowej – i błaga boga Krisznę, aby ten go zwolnił od tego obowiązku. Kriszna mu wykłada istotę obowiązku i przekonywa Ardżunę, aby go wypełnił. – W opracowaniu angielskiem tego poematu przez Edwina Arnolda – Kriszna mówi do Ardżuny:

„Żaden człowiek nie może uniknąć działania. I żaden nie może osiągnąć doskonałości jedynie przez wyrzeczenie się. Nigdy ani jednej chwili człowiek nie może być bezczynnym.
Prawo natury wymaga działania, nawet wbrew pragnieniu, Gdyż nawet myśl jest działaniem wyobraźni.
Ten, który siedzi, zgnębiwszy wszelką działalność swego ciała, Chociaż i myśli o niej w swej leniwej duszy:
Jest niegodziwiec i występny obłudnik.
Ale ten, co swem silnem ciałem służy umysłowi, I, nie szukając korzyści, oddaje swe siły doczesne na dostojną pracę,
Taki człowiek, Ardżuno, godny jest szacunku.
Dlatego wykonaj i ty nałożone na ciebie zadanie!
Praca lepszą jest od bezczynności;
Bez pracy życie ciała nie posuwa się naprzód.
Jest zadanie święte, które należy wypełnić –
Zadanie, niepodobne do pracy, która do świata przykuwa;
Zadanie, które nie nakłada pęt na wierną duszę.
Wykonaj swój obowiązek ziemski, będąc wolny od pożądań –
A dobrze wypełnisz nakreślone ci przez niebo przeznaczenie.

Aby zakończyć ten wykład, nie możemy znaleść lepszych słów, jak poniższe wiersze z poematu Edwina Arnolda (t. j. z Bhagavad- Gity angielskiej) Zapamiętajcie sobie te bardzo piękne nauki.

„Duch nigdy nie był urodzony: duch nigdy istnieć nie przestanie.
Nie było takiego czasu, w którym on by nie istniał;
Początek i koniec – to rojenia senne.

Nieurodzony, nieśmiertelny, niezmienny: takim pozostaje duch na zawsze. Śmierć go bynajmniej nie tknęła, choćby jego siedziba zdawała się martwą. Jeżeli jesteście w stanie uchwycić istotnego ducha tych słów Arnolda i wcielić je wr swoją świadomość, to wam niepotrzebne są dalsze przepisy Karma-Jogi; będziecie żyć instynktownie prawdziwem życiem i widzieć rzeczy takiemi, jakiemi °ne są w istocie, nie zaś takiemi, jakiemi się wydają poprzez osłonę ułudy. Taka wiedza doprowadzi was do osiągnięcia waszego Ja prawdziwego, a gdy raz ono będzie osiągnięte – wszystko inne stanie się wam jasne.

źródło: Wykład V pt “KARMA-JOGA“ DROGI DOJŚCIA JOGÓW INDYJSKICH” JOGI RAMA-CZARAKA, PRZEŁOŻYŁ A. LANGE, Warszawa 1923