Jezus z Nazaretu i Swedenborg

Przeczytałem w życiu kilka książek, poznałem kilku ludzi, nieraz rozmyślałem nad tym, co mnie otacza i co żyje – i zawsze wracam do Jezusa z Nazaretu, a potem do Swedenborga.

Dlaczego?

Och, dlatego że Jezus zstąpił z nieba, aby poznać ziemię, a Swedenborg wstąpił do nieba, aby poznać niebo; dlatego, że Jezus powiedział ludziom: W domu mego Ojca jest wiele mieszkań”, a Swedenborg te mieszkania opisał; dlatego, że Jezus głosił ludziom miłość i wolność, a Swedenborg – naukę i nadzieję na lepsze życie; dlatego, że Jezus poprzez swoje przypowieści otworzył przed nimi wspaniałą szkołę metafizyki duchowej, a Swedenborg stał się jej pierwszym nauczycielem.

Jeden odkupił ludzkość, kochając ją, drugi pocieszał, nauczając. Jeden umarł ukrzyżowany za to, że mówił prawdę, drugi – wyśmiany za to, że udowodnił.

Te dwa duchy się dopełniają – i kiedy dzisiaj widzę ludzi, którzy mienią się uczniami tych dwóch półbogów, a nauczają swoich braci, że zemsta jest formą miłości albo że równość religii to wyższość ich własnej – pytam siebie, czy oni naprawdę uczniami Jezusa i Swedenborga?

Czy uczniami tych dwóch źródeł miłości i wolności, tych dwóch pochodni światła, tych dwóch prawodawców ducha ludzkiego, tych dwóch balsamów na wszelkie cierpienie, tych dwóch dzieci Pana sprawiedliwości i miłosierdzia?

Ach, jakimiż to nędznymi istotami – robactwem pokrytym błotem, które zrzucają na swoich braci; owadami grzebiącymi w najplugawszym szlamie, zamiast wdychać eter unoszący się nad ich głowami! Przypominają pijawkę, która żyje z cierpienia innych, zamiast naśladować baranka, który karmi się spokojem swojej matki.

Kiedy widzę Jezusa na Górze Oliwnej, jak błaga swego Ojca o miłosierdzie dla swoich oprawców, a potem widzę miecz uczniów uderzający w zagubioną owcę; kiedy widzę boską majestat – ramiona okryte prostym płaszczem z sukna, stopy w twardych sandałach, kolano ugięte w pokorze, gdy myje stopy swoim apostołom – a potem widzę Jego uczniów, otulonych w złoto i jedwab, głoszących pokorę, a królowie całują ich obuwie – wtedy wołam:
O, Jezu! O, Jezu! jak bardzo czasy się zmieniły!

Kiedy widzę Swedenborga, jak ucieka z pałaców, do których miał wolny wstęp, i odmawia honorów, na które zasłużył swoimi ogromnymi pracami – jak wyciąga braterską dłoń zarówno do muzułmanina, jak i do protestanta, by prowadzić ich do swoich niebios, gdzie – jak mówi – istnieje tylko jeden Pan, którym jest Bóg, i gdzie sto różnych kultów jest słuchanych przez tego Boga miłości i dobroci – a potem widzę jego uczniów, jak szukają pałaców i zaszczytów, zamykając bramy swoich świątyń przed tymi, którzy myślą inaczej niż oni – wtedy wołam:
O, Swedenborgu, czymże ludzie, jeśli nie biednymi istotami godnymi własnej nędzy?

Wszędzie pycha, braterstwo tylko na ustach, nie w sercach!
Pozwólcie mi, wy wielcy ludzie, schronić się myślą w waszym łonie – aby tam czerpać miłość, która sprawia, że dostrzega się w bliźnich mniej zła, niż w nich naprawdę jest, i aby wyciągnąć do nich dłoń, choćby chcieli odrąbać.

Czuwajcie nad nami, wy, obdarzeni opieką Pana, bo nadchodzą czasy, gdy pochwy będą puste od mieczy, a serca – puste od miłości.

Alphonse Cahagnet

źródło: JÉSUS DE NAZARETH ET SWEDENBORG; Magnetiseur Spiritualiste, Le. Journal Redige par les Membres de la Societe des Magnetiseurs Spiritualistes de Paris -1851.