Jeden z seansów odbytych w kółku Warszawskich spirytystów

W domu państwa * przysposabiano się do spirytystycznego seansu. Wieczór mroźny niebo wyiskrzone – warunki atmosferyczne, każące dobrze wróżyć o powodzeniu seansu. Szczupłe grono osób z dwóch pań i czterech panów składające się, za pełniało elegancki salonik zdobny w kwiaty i zarzucony spirytystycznem i dziennikami i książkami.

Młoda gospodyni, medyum właśnie towarzystwa, naglona, aby siadać bo już czas wielki, wydawała ostatnie polecenia służącej, ex re podania poseansowej herbaty, mającej pokrzepić nadczerpane siły experymentującej braci.

Z przyległego pokoju dochodził szmer krzątających się, nad właśeiwem urządzeniem miejsca do seansu. Zasłaniano gęstem i oponami okna, kąt, w którym ustawiono fotel dla medyum zawieszano czarną firanką, kadzono w onnościami wysuwano na środek stolik o 3-ch nóżkach, otaczając takowy krzesełkami. Gdy wszystko było gotowe, przewodniczący wezwał do roboty. Gwar ucichł, każdy zajął przeznaczone dla się krzesełko – ręce ułożonona stoliku, łącząc je zrękoma sąsiadów, – seans się rozpoczął. Światło zdmuchnięto, ciemność grobowa ogarnęła siedzących. Każdy teraz starał się skierować umysł swój w sfery niedościgłe, ku rzeczom wzniosłym, nieznanym, zrywając ze wszystkiem co ziemskie… Chwil parę trwała absolutna cisza, bo i wahadło zegara ściennego nawet za trzy mano.

W tem: puk, puk.. . w podłogę.

– Jest już! szepnął ktoś. Jakby na potwierdzenie tego, dają się tu i owdzie słyszeć głośniej sze pukania. Medyum drgnęło, sąsiadka obok, uznana za wice medyum ciężko westchnęła – znak nadchodzącego transu. Kanonada pukań w zmaga się coraz bardziej; – zaczyna wypukiwać na blacie stolika tem po jakiejś melodyi. To: „ Kto się w opiekę”….

Naraz ucicha wszystko, stolik unosi jedną z nóżek i macha nią niecierpliwie – duch, znaczy, chce mówić. Przewodniczący recytuje litera po literze, notując w pamięci te, na które nóżka spada. Układają się wyrazy: „Jak się macie moje dzieci!”. – „Wita my Cię! Czy raczysz dać nam dziś jaki objaw? – „Zobaczę ile będę miał pomocy od medyum.”  – Kobiety od czasu do czasu przechodzą dreszcze; w około siedzących słychać wyraźnie jakby szorowanie podłogi i pukanie w poręcz łóżka. – „Czy chcecie objawów ? pyta duch dalej; nim zdążono odpowiedzieć, jakiś przedmiot pada z łoskotem na ziemię, a drugi takiż na blat stolika. Ręce uczestników szukają po omacku spadłych przedmiotów. Powstałe ztąd małe zamieszanie o ddziaływa na pogrążone w transie medya.

Kręcą się na swych miejscach, pomrukują z niezadowoleniem i wreszcie budzą się. Nóżka  stolikowa wahaniem się nawoływa znów do rozmowy.

– Medyum za firankę!… wychodzi polecenie.
Pani* powstaje od stolika i lokuje się w przygotowanym w kącie fotelu za czarną zasłoną. Teraz nastąpić ma nowe zjawisko – inkarnacya. Duch w stępuje w medyum i przemawia jego ustami. Rozpoczyna się to kilku w estchnieniam i medyum, a następnie nie wyraźnem gaworzeniem . „Czy jesteś? daje zapytanie Przewodniczący.

– Tak, słabo odzywa się medyum.
– Czy będziem dziś mieli jeszcze jakie objawy?
– Staram się o to, za słabi jednak jesteście jeszcze; mało czerpię z was siły.
– Możebyś mógł nam dać dziś światło fosforyczne?
– Nie zaraz, och jacyście niecierpliwi! (gwałtownie)
– Czekajcie!… – Ucicha. – Chwila oczekiwania.
W tem; chlup! raz, drugi i trzeci, najwyraźniej wylewa się płyn jakiś niby z butelki; każdy się uchyla a by nie być oblanym, a jedna  z osób woła że czemś spadającem muśniętą została po twarzy.
– To dla ciebie!, odzyw a się duch. Pozostałe przy stoliku wice medyum zaczyna drżeć jak w febrze i tak kręci się, rzuca i rękoma wywija, że trudno je utrzymać w ręcznym łańcuchu. W tejże chwili spada na obecnych z mocnym łoskotem grad niby orzechów. Ktoś ma jeden w ręku i poznaje źe to nie orzech a cukierek.
– A teraz czy wierzycie? ozwie się duch i poczyna wyrzekać na niedobrych duchó w otaczających go zewsząd, i przeszkadzających mu działać; widzi ich pełno w około siebie.
– Czy mamy zakończyć seans? pyta Przewodniczący zdekontynansowany niefortunnym obrotem rzeczy.
– Tak potwierdza duch.
– A czy po herbacie przyjdziesz do nas?
– Przyjdę.
– A więc opuść ją teraz, rzecze przewodniczący mając na myśli medyum, Odejdź!’ Uczestnicy usuwają powoli ręce ze stolika i dotykają panny* vice medyum, – śpi jeszcze. Ktoś ciekawy co spadło na ziemię, pociera zapałkę, płomyk wybucha śpiąca rażona blaskiem porywa się z zaciśniętem pięściami na sprawcę światła, poczem dostaje jakby spazmów, które przytomny magnetyzer dr.** w krótce uspakaja.

Nieostrożny uczestnik dostaje raz na zawsze odprawę. Uprowadziwszy z seansowego pokoju rozbudzone i przyszłe zupełnie do siebie vice medyum, magnetyzer wraca teraz do samego medyum, chcąc być obecnym przy przebudzeniu się takow ego, czego doczekawszy się wyprawia je również do drugiego pokoju ciemnego. Teraz zapala się świeca i poczyna oglądanie z całą skrupulatnością terenu seansowego.

Podłoga usiana cukierkami, piócz tego parę bukiecików fijołków, kawałki gliny, odłamki cegły i dwie kalużki wody,

Przy herbacie wszczyna się żywa dyskussya o tylko co osiągniętych objawach. Zdobyte trofea przechodzą z rąk do rąk. Nadciągają do stołu herbacianego medyum i vice-medyum po świeżo przetańczonej polce, mającej przy wrócić tak fizyczną jak i duchową równowagę ich istotom.  Ciekawe są one relacyj z seansu, którego bezwiednemi były bohaterkami. Zbywa się je ni tem ni owam. Odgrażają się, że już nie dadzą się wziąść na kawał i za nic spać nie będą. Ktoś podnosi kwestyę zbyt słabej kontroli w kółku wobec tak mocnych objawów. Protestują inni przeciw rygorowi zbytecznemu wśród swoich. Oponent, opierając twierdzenie swe na punkcie naukowego traktowania rzeczy, proponował by wiązanie medyum, wsadzanie go do tiulowego worka i t.p.

Przewodniczący uznając słuszność jednej strony, a obaw ę drugiej, dotknięcia medyum jakąś niewłaściwością, proponuje urządzać się w ten sposób, by medyum siedziało w jednym, a kółko seansujących znajdowało się wrirugim pokoju Drzwi zaś z pokoju do pokoju zakleić bibułką.

Przyklaśnięto szczęśliwemu pomysłowi i zaraz po uprzątnięciu od herbaty, zabrano się do zaklejania drzwi, zostawiając małą tylko lukę, którą po wejściu do środka medyum, zaklejono natychmiast, nie pominąwszy brzegów bibułki przy podłodze. Medyum zajęło miejsce w przygotowanym za bibułką fotelu; reszta osób obsiadła, jak zwykle, stolik, ustawiony w pierwszym pokoju o parę kroków od bibułki. Dość długo trwał niczem niezamącony spokój. Po kilku westchnieniach medyum, znamionujących nadejście transu, dały się słyszeć  w zaklejonym pokoju pukania: nie w podłogę, jak dotąd, lecz w sprzęty. Było to jakby pękanie szafy, łóżka, komody i t. p. Następnie poczęła wibrować papierowa firanka owa, jakby wichrem poruszana i wszczął się, niby drapanie pazurami kota po bibułce, szelest, który to zwiększał to zmniejszał się naprzemian

– Czy jesteś już? pyta domyślający się inkarnacyi Przewodniczący.
– Jestem .
– Czy dasz nam dziś dowód dostatecznie przekonywający o prawdziwości objawów?

– Niedowiarki, małoż wam dałem dowodów! Wy jednak niczemu nie wierzycie, twierdząc uparcie że to nie ja a medyum rzuca, – aportów jest sprawcą, ale dziś was przekonam. Męczycie medyum, wynajdując dla swego przekonania się, środki szkodliwe jego zdrowiu – nie róbcie tego więcej. Dziś jednak będziecie mieli dowód. Czekajcie, odejść muszę na chwilę. W istocie musiał duch opuścić medyum bo pomimo kilkakrotnie stosowanych doń zapytań uparcie milczało. Podobnych dopiero 5 minutach ozwał się, że już jest z powrotem. Każe jednak czekać jeszcze Vice medyum , przeciw zwyczajow i jest w stanie zupełnie normalnym i nie śpi wcale. Naraz w strząsa calem gronem gruchot spadających z łoskotem kamieni ze strony zupełnie drzwiom zaklejonym przeciwnej.

– Czy teraz wierzycie? przemawia zcicha głos medyum z poza bibułki.
– Wierzymy, wierzymy i dziękujemy ci za objaw tyle przekonywający. Czy mamy zakończyć seans?
– Jak się wam podoba, medyum jest bardzo zmęczone.
A czy światło możemy zapalić?
– Możecie.

Upewniwszy się, że takowe i vice-medyum nie zaszkodzi, zapalono świecę. Bibułki nie było co oglądać, bo leciało ze strony zupełnie przeciwnej; na naturalnie okazała się nienaruszoną wcale. Na podłodze o parę kroków od siedzących leżało trzy spore kemienie wielkości cytryny każdy; – czwarty był opodal.

Zdumieni podobnie nadzwyczajnem zjawiskiem, uczestnicy seansu uznali za stosowne spisać protokół z całego posiedzenia i choć pora była spóźniona (wpółdo 2ej wnocy) nie myślano roschodzić się wcale, aż każdy własnoręcznie się na takowym podpisał. Protokół jest do obejrzenia u autora niniejszej pracy.

SZKIC POPULARNY
Teoryi i Praktyki Spirytyzmu
MATERYAŁ CZERPANY Z SEANSÓW i FAKTÓW
SPIRYTYSTYCZNYCH U NAS i ZAGRANICĄ,
ze słowniczkiem terminów używanych przez spirytystów
opracował
WITOLD CHŁOPICKI.
WARSZAWA
Druk Antoniego Michalskiego, Chmielna 31.
I892