Jasnowidzenie samorzutne

Jasnowidzenie jest jedną z najciekawszych i zdaje się najcenniejszych zdolności nadnormalnych, posiadanych choć w zarodku przez każdego z nas i przejawiających się względnie dość często.

U niektórych osób wypadek jasnowidzenia może zdarzyć się tylko raz w życiu i to niekiedy w słabym stopniu, w postaci mglistego przeczucia, u innych takie chwile bywają częściej, przeważnie jednak niezależnie od ich woli i kiedy się najmniej tego spodziewają, wreszcie są ludzie mogący wywoływać u siebie jasnowidzenie dowolnie, posługując się przy tem różnemi sposobami ułatwiającemi, jak wpatrywanie się w wodę, w kulę kryształową, ekrany etc.

Oto jeden z ciekawych współczesnych wypadków jasnowidzenia. Pismo chilijskie „El Amigo del Pais” i „El Chileno” komunikują, że na kilkanaście dni przed zatonięciem statku „Itata” kucharka jednego z obywateli miasta Serena w Chili Juana Marja niejednokrotnie twierdziła, że wkrótce stanie się jakaś katastrofa na morzu. W przeciągu ostatniego tygodnia przed faktem mówiła o tem coraz częściej i z coraz to większą pewnością. Nie pomagały perswazje pani domu, która jej wmawiała: – Ależ Marjo, na morzu nic się nie stanie, niezawodnie plączesz to z przepowiedzianem przez jednego z wróżbitów rzekomem trzęsieniem ziemi w końcu tego miesiąca. – Kucharka uporczywie powtarzała swoje, dodając, że na ziemi nic się nie stanie. Na słowa współczesnej Kassandry nie zwracano jednak uwagi.

Pewnego dnia kucharka czuła się tak zdenerwowana, że musiała pozostać w łóżku. O trzeciej po południu starsza córka chlebodawców weszła do kuchni, żeby zobaczyć, czy Marja nie mogłaby już w czem dopomóc i zastała ją nie w łóżku, lecz siedzącą na krześle trzęsącą się ze wzruszenia, gdyż, jak zapewniała, statek właśnie w tej chwili poszedł na dno, dużo pasażerów zatonęło, w tej liczbie 30 – 40 dzieci nadaremno wzywających pomocy. W chwilę później kucharka dodała, że widzi pod pokładem liczne trupy nieszczęśliwców, którzy nie zdążyli w czas się wydostać i zostali tam zalani wodą.

Potem jeszcze wykrzyknęła:
– Ach! a oto w jednej z kajut żyją jeszcze 4 osoby, ale zginą niechybnie, bo wnet tam woda się dostanie! Przez cały dzień aż do wieczora Marja zalewała się łzami i nie była w stanie niczem się zająć. Tegoż dnia o 8.30 wieczorem nadeszła telegraficzna wiadomość o zatonięciu statku „Itata”, co miało miejsce o godzinie 3-ej po poł., właśnie wtedy gdy Marja siedząc w kuchni opisywała cały przebieg katastrofy, jakby rozgrywała się ona przed jej oczami.

Na pokładzie, jak się okazało, była spora ilość dzieci z których żadne nie zostało uratowane, jednem słowem wszystko się zgadzało dokładnie z tern co opowiadała jasnowidząca. Wśród ofiar katastrofy był też i jej przyjaciel, niejaki Jofre.

Był to dość rzadki wypadek spontanicznego przejawienia sią zdolności nadnormalnych, gdyż mieliśmy tu do czynienia jakby z podwójnem jasnowidzeniem, w czasie i przestrzeni. W czasie, bo Juana Marja o kilkanaście dni wcześniej przewidywała już przyszłą katastrofę, w przestrzeni zaś, gdyż w samej chwili zatonięcia statku widziała i opisywała różne sceny tragiczne, jakie miały przytem miejsce, co, jednak, można byłoby poniekąd wyjaśniać i telepatycznem odczuciem myśli znajdującego się na pokładzie Jofra. Można też przypuszczać, że jak czas, tak i przestrzeń są to pojęcia względne, nie stanowiące niekiedy przeszkody dla naszej nadświadomości, granic której nikt jeszcze nie zdołał określić. Mogą być też i inne jeszcze hipotezy poruszane w moich odczytach publicznych, ale przytaczanie ich zajęłoby za wiele miejsca.

Uniwersalna jasnowidząca.

Na czem polega jasnowidzenie? – Doświadczenie z p. Legrange. Wrażenia wzrokowe, słuchowe i czuciowe. – Wizje symboliczne. Jedną z najcenniejszych zdolności nadnormalnych jest niewątpliwie jasnowidzenie, którem, według powszechnego mniemania, obdarzone są nieliczne tylko jednostki. Na czemże owa niezwykła zdolność polega? Na widzen i u czegoś istniejącego w rzeczywistości, ale w takich warunkach, gdy wskutek odległości, lub nieprzejrzystych przegród wydaje się to zgoła niemożliwe, jak n. p. dokładne opisanie wyglądu, ubrania, otoczenia osoby nieobecnej, znajdującej się wtedy w innej miejscowości, choćby nawet na drugiej półkuli.

Jasnowidzenie szerzej pojęte, oznacza wogóle zdolność nadnormalnego wyczuwania w niemożliwych dla znanych nam zmysłów warunkach, nietylko jakby wzorowo, ale również słuchowo, lub przy pomocy powonienia, albo dotyku i t. p., niezależnie przytem od czasu, kiedy jakieś zdarzenie nastąpiło lub nastąpi. Niektórzy np. posiadają dar t.zw. jasnosłyszenia, ale nie miewają zwykle wtedy wizyj wzrokowych. Psychometrom znowu dla ujawnienia się ich zdolności pomaga, jako rodzaj bodźca lub wskaźnika, a nawet bywa niezbędnym jakiś przedmiot, związany z osobą lub wypadkiem, o którym mają coś powiedzieć i wywołujący u nich odnośne widzenia.

Niezmiernie jednak rzadko zdarza się, żeby jedna i ta sama osoba jednoczyła w sobie wszystkie wspomniane odmiany jasnowidzenia i mogła wszystkiemi swemi zmysłami odczuwać zjawiska jednocześnie, co należałoby raczej nazwać panestezją, to jest wszechwrażliwością, a nie jasnowidzeniem. Taką właśnie osobę bada od pewnego czasu Belgijskie T-wo Badań Metapsychicznych w Brukseli.

Jasnowidzącą jest pani Legrange, Francuzka, zamieszkała w Brukseli, osoba niezamożna, zarabiająca na życie pracą ręczną. Podczas doświadczeń nie bywa hipnotyzowana, ani nie zapada w trans, ale zachowuje przez cały czas świadomość, choć odczuwa niekiedy rodzaj wewnętrznego rozdwajania się, jakgdyby jakieś jej drugie ja ukazywało jej wizje i obrazy i coś mówiło, o czem głośno opowiada obecnym. Małe wykształcenie często nie pozwala jej zorjentować się należycie co do miejsca i epoki widzianych obrazów, co jednak udaje się przeważnie określić innym na podstawie dokładnych jej opisów i mnóstwa podawanych szczegółów.

Dają naprzykład pani Langrange, jakiś owinięty w papier przedmiot. Po chwili twierdzi ona, że odczuwa gorąco i zaczyna opisywać jakąś nieznaną jej miejscowość, jej faunę, florę, ludność i t. p., mówi, że widzi dziwnego kształtu domki, niezwykłe krzewy i kwiaty, zapach których czuje, palmy i kaktusy, latające wśród nich papugi, uwijające się małpy, kroczącego opodal wielbłąda, tłum ciemnolicych krajowców tak a tak ubranych i mówiących w nieznanej jej gwarze oddzielne wyrazy, które głośno powtarza, nie może jednak zdać sobie sprawy, gdzie się to wszystko odbywa. Dopiero eksperymentatorom, na podstawie tych szczegółów, udaje się ustalić, że jest to jedna z miejscowości w Kongo lub Marokku, skąd istotnie pochodzi dany jej przedmiot.

Jeżeli, służący do doświadczenia, przedmiot należał do osoby, znajdującej się gdzieś daleko, jasnowidząca narzeka czasem na upał, lub skarży się na zimnu, zależnie od tego, czy owa osoba mieszka wtedy w krajach gorących, czy też na północy, o ile zaś jest naówczas chora, Legrange czuje poza tem pewne niedomagania lub bóle, powodowane daną chorobą. Jeśli właścicielem przedmiotu był samobójca, który powiesił się, utopił lub otruł, albo ktoś zamordowany – jasnowidząca w bardzo przykry i niekiedy bolesny sposób odczuwa duszenie, zachłyśnięcie się wodą, ból od zadawanych ran i t.p.

Zwykłe wizje nie męczą jej wcale i powstają bez żadnego z jej strony wysiłku, zupełnie samorzutnie i nieoczekiwanie. Niekiedy wizje pani L. mają charakter symboliczny; widzi wtedy układające się w różne figury jakieś punkty świetlne, przestrzenie ciemne lub jasne, postacie fantastyczne etc. Czasem, zapytana o czyjeś imię, słyszy je głośno wypowiedziane, jakby czyimś, obcym głosem, lub też widzi w przestrzeni wypisane świetlnemi, wnet ginącemi zgłoskami. Nazwisk, podobno, nigdy nie widzi i nie słyszy. Wprowandzona raz do salonu pani D. z portretami przodków, przeważnie wyższych urzędników, jasnowidząca po chwili mówi, że jest otoczona mężczyznami w dziwnych, starodawnych płaszczach i perukach, których nazywa „sędziami”. Jeden z nich pragnie zakomunikować coś pani D., nie może jednak dobrze zrozumieć języka, w jakim przemawia, poznaje go natomiast wśród wiszących portretów. Pani D. podaje jej wziętą na chybił trafił fotografję jednej ze swych ciotek. Jasnowidząca, wcale na nią nie patrząc, twierdzi, iż, jak mówi jej sędzia, jest to jego córka. Była bardzo ładna, dużo podróżowała, bywała w sferach arystokratycznych, potem wskutek zawiedzionej miłości do oficera, wstąpiła do klasztoru, gdzie się przyjaźniła z zakonnicą imieniem Marja-Anna. Dużo przecierpiała wżyciu. Umarła w sposób zagadkowy.

Wszystko to zgodne było z rzeczywistością, co do śmierci zaś, to rodzina istotnie podejrzewała otrucie. Innym razem posadzono jasnowidzącą na fotelu, wprost portretu jednego z przodków i dano jej zeszyt pergaminowy, zawierający kronikę rodzinną. Pani Legrange mówi, że portret twierdzi, iż niczego w zeszycie nie zrozumie i uśmiecha się przytem do niej tak, że wyraźnie widać mu zęby. Co do rękopisu to istotnie pisany był w nieznanym jej języku flamandzkim. „Teraz wyszedł zupełnie z ramy” – mówi dalej pani L,. – „Zasadza jakieś dziwne drzewo, którego wszystkie gałęzie oprócz jednej uschniętej, zakończone są głowami ludzkiemi, na jednej z nich korona z 9 gałkach. Nic nie rozumiem, coby te wszystko mogło znaczyć”?
– „Głupia gęś” – odzywa się ożywiony portret, co jasnowidząca głośno powtarza -„alboż nie widzisz, że jest to drzewo genealogiczne!”

Jednem z ciekawszych było doświadczenie z będącym w posiadaniu państwa D. olbrzymim, starożytnym zegarem, częściowo rozebranym i niezupełnie jeszcze zmontowanym po jego do nich przywiezieniu. „Widzę jakiś płonący zamek” – mówi pan. Legrange –  „słyszę mowę w obcym języku, zdaje się, po hiszpańsku. Zegar głośno wydzwania godziny… A teraz jestem w pałacu Wessalskim w otoczeniu hrabiów i książąt, widzę też i króla. Rozmawiają o Ludwiku, ale nie wiem o którym. Na jednym z dzwonków w zegarze są herby i wyraz Briancon, wewnątrz wśród kółek dostrzegam kawałek drzewa (szczegóły te nie zostały jeszcze sprawdzone). Zegar został kiedyś skradziony… Nie widzę nic… O, jest znowu u jakiejś damy”. Jasnowidząca szczegółowo opisuje jej powierzchowność, zamek w którym mieszka, herby nad jego bramą etc… z czego wynika, iż widzi ciotkę p. D. i jej posiadłość. Istotnie od niej właśnie zegar ów przywieziony został do państwa D., którzy przypuszczają, iż należał on niegdyś do Ludwika XVI.

Inne doświadczenie odnosi się do starożytnego lichtarza srebrnego. Ująwszy go w ręce jasnowidząca mówi: „Wożono go w dyliżansie. Ta jego część została dorobiona później. Stał w domu niedaleko klasztoru, słyszę bowiem wyraźnie dzwony kościelne… A teraz jestem w jakiejś ciemnej, wilgotnej piwnicy.”

Istotnie lichtarz ów należał do dziadka pani D., dom którego  znajdował się wpobliżu klasztoru. Dwukrotnie podczas wojny i rewolucji w 1815 i 1830 r. lichtarz wraz z innem srebrem chowany był do piwnicy na węgle. I w tym wypadku pani L. nietylko widziała, ale też i słyszała dzwony, odczuwała wilgoć i t. p., czego rzadko doświadczają inni jasnowidzący. Najciekawsze jest, że p. Lagrange posiadała dar jasnowidzenia zawsze, przeszkadzało to jej nawet nieraz w pracy, nic jednak o tern dotąd nie wiedziała. Już od dzieciństwa miewała często różne wizje i odczucia, nie przypisywała jednak temu żadnej wagi, mniemając, że i wszyscy inni doświadczają tego samego i że jest to rzeczą zwykłą.

Dopiero niedawno Belg.T-wu Metapsychicznemu udało się przekonać ją, iż widywane przez nią obrazy nie były tylko wytworem wyobraźni, lecz wywoływane jakiemiś przedmiotami, lub osobami, odnosiły się do związanych z niemi zdarzeń, do ich przeszłości i t. p. Wtedy zaledwo pani L. zainteresowała się tem nieco i zgodziła się na doświadczenia.

Kto wie, azali niektórych z czytelników nie posiadają również jakichś ukrytych zdolności nadnormalnych, istnienia których wcale nawet nie podejrzewają, nie zwracają bowiem na to uwagi i nie starają się ich w sobie ujawnić drogą stosownych prób i doświadczeń.

źródło: PROSPER SZMURŁO Prezes Warszawskiego T-wa Psycho-Fizycznego „ZE ŚWIATA TAJEMNIC”, WARSZAWA, NAKŁADEM WYDAWNICTWA „ŚWIT” NOWOWIEJSKA 32