Pan James Tissot, którego cudowne obrazy przedstawiające Życie Chrystusa wzbudziły tak duże zainteresowanie w Paryżu i Londynie, wydaje się być z natury wizjonerem. Historia jego pielgrzymek na Wschód i niestrudzonych badań nad wschodnimi regionami oraz strojami została już wielokrotnie opowiedziana, ale pan Cleveland Moffet dostarcza nowych i ważnych informacji na temat tego, jak artysta wykorzystuje surowy materiał, który w ten sposób zgromadził. Swoje obrazy Tissot dosłownie postrzega jako wizje przed sobą. Pan Moffet pisze w marcowym numerze „McClure’s Magazine”: „Jedyną rzeczą, którą Tissot tego wieczoru wykonał, było kręcenie w albumie małych szkiców, wielkości znaczka pocztowego – najbardziej niedbałych skreśleń ołówkiem, mających jedynie sugerować pomysł na projekt.
Zrobił dla mnie pół tuzina takich szkiców w kilku szybkich ruchach, a w trakcie ich tworzenia tłumaczył: ‘To było przeznaczone na „Chrystusa przed Piłatem”, a tamto na „Aniołowie przyszli i mu służyli”’ i tak dalej. Nawet moje niewprawne oko mogło uchwycić zamysł.
„Każdy z tych surowych szkiców można by nazwać „przepisem” na obraz, a gdy ogarnęła go chęć malowania, Tissot powiększał jeden z nich, tworząc bardziej rozbudowany szkic, rysując tło i główne postacie ciężkimi czarnymi liniami; całość była wtedy bezkształtna, tylko szkieletem obrazu, z czarnymi owalami dla głów i kilkoma prostymi liniami dla ciał.
„Ale wtedy działo się coś dziwnego, niemal magicznego, można by powiedzieć, gdybyśmy nie znali tajemnic ludzkiego umysłu. Uczeni nazywają to „hiperestezja”, czyli nadwrażliwością nerwów, która powoduje to wizjonerskie doświadczenie. Tissot musiał osiągnąć pewien stan umysłu, aby zobaczyć doskonały obraz tego, co pragnął namalować. Wtedy pochylał się nad białym papierem z niedbałym szkicem i, z wielką uwagą wpatrując się w owal, który miał przedstawiać głowę Jezusa lub jakiegoś innego świętego, widział przed sobą cały obraz – kolory, stroje, rysy twarzy, wszystko, co było mu potrzebne i co już częściowo zaprojektował. Następnie, zamykając oczy z zachwytem, mamrotał: ‘Jakie piękne! Jakie cudowne! O, gdybym mógł to utrzymać! O, gdybym mógł tego nie zapomnieć!’ W końcu, z silną wolą utrzymania wizji, brał pędzel i farby i malował wszystko według swojej pamięci, tak dobrze, jak potrafił.
„Większość obrazów Tissota powstała w ten sposób, przynajmniej częściowo. Jednak wiele jego najlepszych projektów nigdy nie zostało namalowanych, ponieważ wspaniałość wizji i jego zachwyt sprawiały, że znikały sprzed jego oczu, tak jak sen, który nie chce powrócić. ‘Och,’ westchnął, ‘jakie cudowne rzeczy widziałem z życia Chrystusa, których nie mogłem zapamiętać! Były zbyt piękne, by mogły zostać ze mną!’
„Niech nikt nie myśli, że jest coś nienormalnego w Tissocie. Posiada on jedynie w wyjątkowym stopniu delikatną wrażliwość na wrażenia kolorystyczne w mózgu, co jest typowe dla wielu artystów i daje im dosłownie zdolność widzenia wizji. To nic innego jak kwestia przyczyny i skutku, tak jak pewne sny są wywoływane przez określone przyczyny. Dla niego przyczyną jest rozmyślanie i modlitwa, połączone ze szczególnym artystycznym temperamentem. Nie tylko z jego pospiesznie szkicowanych rysunków otrzymuje żywe wizje swoich obrazów, ale często pojawiają się one nagle, gdy spaceruje po ulicy; tak wyraźnie, że realne przedmioty zdają się znikać.
Na przykład, pewnego razu, gdy spacerował po Paryżu, niedaleko Bois de Boulogne, nagle ujrzał masywną kamienną bramę, z której wyszło mnóstwo ludzi, barwny tłum, z głowami pokrytymi turbanami i w strojach wschodnich. Tłum podnosił ręce w gwałtownych gestach, wskazując na balkon, wysoko na żółtym kamiennym murze, na którym stali rzymscy żołnierze, prowadzący więźnia odzianego w szaty hańby. Z balkonu zwisał dywan, nad którym więzień, zmuszony brutalnymi rękoma, musiał pochylić się, by pokazać swoją twarz tłumowi poniżej – a była to twarz Jezusa. To, co Tissot zobaczył w tej wizji, wiernie przeniósł na płótno w swoim obrazie „Ecce Homo”. Oto człowiek.
Wiele innych jego obrazów powstało dzięki wizjom, które widział w zatłoczonych miejscach. Jednak aby te wizje mogły przysłużyć się jego sztuce, Tissot musiał unikać tłumu. Mówi: „Aby wykonać swoją najlepszą pracę, muszę być w stanie myśleć i czuć się samotnym, dlatego potrzebuję samotności.” (Autor tych notatek mógłby dodać, gdyby o tym wiedział, że Tissot był spirytystą, a jedno z jego najpiękniejszych dzieł przedstawia seans materializacji z Eglintonem w maju 1885 roku, na którym pojawiły się dwie postacie – jedna to duchowa kontrola medium, Ernest, a druga to zmarła narzeczona Tissota. Ten obraz można zobaczyć w sali Londyńskiego Towarzystwa Spirytystycznego.)
(Ed. Leight.)
źródło: HOE TISSOT ZIJNE SCHILDERIJEN ONTWERPT; ; Czasopismo „Op de Grenzen van twee Werelden” rok 1899.