Histeryczne napady wywołane przerażeniem

Około roku temu młoda dziewczyna, mająca około dwudziestu lat, doznała silnego przerażenia, które wpędziło ją w konwulsyjny atak nerwowy trwający kilka godzin. W kolejnych dniach skarżyła się na bóle głowy, uczucie ciężkości oraz rodzaj senności w ciągu dnia, połączony z całkowitą bezsennością nocą. Pojawiły się bóle żołądka, wstręt do wszelkich pokarmów, nudności, a nawet wymioty żółci i treści pokarmowej.

Wkrótce nastąpiły kolejne napady nerwowe – nie tak gwałtowne i długotrwałe jak pierwszy, lecz ich częstotliwość mocno wyczerpywała chorą. Zdarzały się zarówno w dzień, jak i w nocy, tak że biedna dziewczyna nie miała już ani chwili spokoju, ani snu. Była skrajnie wyczerpana, nie mogła przyjąć żadnego pokarmu, ponieważ wszystko natychmiast wymiotowała. Nawet płyny spotykał ten sam los.

Stan nerwowy pogorszył się na skutek zatrzymania miesiączki i przyłożenia pijawek przez lekarza, który próbował przywrócić przepływ krwi – jednak mimo tego zabiegu menstruacja nie powróciła. Osłabienie się pogłębiło, pojawiło się skrajne wychudzenie oraz zanik mięśni nóg, które nie były już w stanie utrzymać chorej, przez co nie mogła wstawać z łóżka.

Mimo to w czasie napadów nerwowych wykazywała tak ogromną siłę, że dwie osoby ledwo mogły ją powstrzymać przed zrobieniem sobie krzywdy.

Rodzina, zrozpaczona brakiem jakiejkolwiek poprawy w tym bolesnym i coraz bardziej niebezpiecznym stanie, a także lekarze, nie kryjący, że są bezsilni wobec zbliżającej się śmierci – wolnej, ale nieuniknionej – zdecydowali się w końcu na magnetyzm. Lekarze nie wyrazili sprzeciwu – wezwano mnie.

Gdy przybyłem, chora była spokojna, lecz tak osłabiona, że nie mogła odpowiedzieć na moje pytania. Nagle wystąpił u niej atak nerwowy; rzucili się do niej, by unieruchomić kończyny. Poprosiłem, aby zostawiono ją w spokoju – zawsze bowiem obserwowałem, że ruchy podczas napadu stają się bardziej gwałtowne i trwają dłużej, gdy próbuje się je siłą powstrzymać.

Położyłem natychmiast dłoń na okolicy nadbrzusza i wkrótce ruchy same ustały. Gdy pozostało jedynie ogólne drżenie, trzymając nadal dłoń na żołądku, wykonałem ciepłe dmuchnięcia (insuflacje) w kierunku mózgu, a potem w stronę serca, którego puls był tak przyspieszony, że nie sposób było go zliczyć.

Chora wzięła głęboki oddech, otworzyła oczy, a w jej spojrzeniu pojawiła się ulga. Wtedy wykonałem szerokie pasy magnetyczne na całym ciele, co wywołało spokój i naturalny sen. Spała dwie godziny bez najmniejszych oznak niepokoju i obudziła się dokładnie w chwili, gdy przestawałem ją magnetyzować.

Przygotowałem szklankę magnetyzowanej wody, z której wypiła łyżkę – przeszła przez żołądek, który był już mniej skurczony.

Tego samego wieczoru ponownie ją magnetyzowałem – nie wystąpił żaden napad, choć była silnie pobudzona. Magnetyzacja ją uspokoiła, choć noc była niespokojna, to bez ataków, a nad ranem zasnęła. Kiedy się obudziła, była spokojna i uśmiechnęła się do matki.

Przez kolejne dni magnetyzowałem ją w ten sam sposób: czasami szerokie pasy, czasami ciepłe dmuchnięcia na serce, mózg i żołądek. Kazałem przykładać okłady z magnetyzowanej wody na głowę, brzuch i żołądek, wymagając ich wymiany, gdy się ogrzeją. Do picia podawałem jej kilka kropel wina z Bordeaux i magnetyzowaną wodę. Trzeciego dnia odesłała kotlet jagnięcy. Napady już nie powróciły, bóle głowy były mniej dokuczliwe, a wymioty ustały.

Piętnaście dni po pierwszej magnetyzacji pojawiła się miesiączka – chora była ocalona.

Po jeszcze jednym miesiącu stosowania magnetyzmu wszelki ślad zaburzeń nerwowych zniknął.

Tak więc bez żadnych leków, magnetyzm wyleczył chorobę, wobec której wszystkie środki medyczne okazały się bezradne. W chwili, gdy wszystko było już stracone, gdy chora była skazana i bliska śmierci, to właśnie magnetyzm – ta potężna siła – przywrócił życie, które już odchodziło.

Gdyby magnetyzm został zastosowany od początku choroby, żadne zaburzenia nerwowe nie miałyby miejsca, a dziewczyna przeszłaby tylko lekką niedyspozycję.

Kiedy więc wreszcie nadejdzie czas, by zaczynać od magnetyzmu, a porzucić medycynę, która zabija przez lekarstwa, które musi stosować?
Potrzeba nam jeszcze dużo czasu, wiele odwagi i wytrwałości. – Ale będziemy je mieli.

źródło: Accidents hystériques causés par une frayeur; LE MAGNÉTISEUR  Novembre 1872.