Gabriel

Czy pamiętasz, gdziekolwiek jesteś teraz,
Ty, który zetknąłeś się z wiecznością,
A przez to zetknięcie zaniesiony byłeś daleko
Poza zasięg światła każdej gwiazdy,
I, jak wierzę, wyzwolony z czasu i przestrzeni—
Czy pamiętasz jego nieziemską twarz,
Która tak często świeciła pośród zgromadzenia świątyni?
Gdybym mówił zagadkami, zrozumiałbyś,
Ty, który jesteś — mam nadzieję — czystą inteligencją;
Lecz nawet wtedy pojąłeś głębszy sens
I widziałeś ze mną wielkie cuda w nim,
W bieli kroczącego wśród ciemnych krużganków.
Widząc zaś, że nikt oprócz ciebie na górze
I mnie na dole nie przeniknie naszej miłości,
Choć słowa pisane są jasno,
Pozwól mi więc nic więcej nie ukrywać, gdy serce me poruszone,
By otwarcie powiedzieć to,
Co wtedy wypowiadałem samotnie,
Albo jedynie w zaufanym szeptem do ciebie,
Albo w przypowieściach do innych.
Daleko zaszliśmy obaj od tamtej pory;
Ty, jak marzę, jesteś czymś więcej niż ziemią,
Przeszedłeś przez zimne otchłanie śmierci ku nowemu narodzeniu,
A ja podążałem tak długo za światłami
Zastrzeżonymi w tajnych kręgach i dziwnych obrzędach
Dla nielicznych, którzy oddzieleni od ludzi—
Pomimo wszelkiej zepsutości serca
Podążają szczególną ścieżką poszukiwań Z dala od reszty.

Tak jak kiedyś do twojego ucha, pozwól mi jasno powiedzieć,
Kiedy po raz pierwszy ujrzeliśmy Gabriela,
Służącego na mszy lub nieszporach, dnia i nocy,
Bieloszaty, mocno postawiony ministrant;
Tylko twarz pośród chmur kadzidła—
Milczący pośród śpiewów, które wzbierały tak głośno.
Był piękny, jak na ludzkie piękno—
Blask lilii, delikatny rumieniec róży,
Spotkały się w jego twarzy; usta miał czyste i równie piękne,
A jego kasztanowe włosy tworzyły ledwie widoczny nimbus,
Podczas gdy jego głębokie oczy uwięziły, jak w sieci,
Całą ciemną chwałę fiołków.
Choć był młodzieńcem, moglibyśmy, obaj,
Chwycić jego twarz, by pocałować się jak kochankowie,
Lecz na jego ziemskiej obecności spoczęła
Tak wielka wizja i korona,
Że w żadnym miejscu, gdzie pochylają się zakochani,
I szepczą, on, z podniesioną twarzą,
Wstawał tak jasno, że, jak miejsce, które stąpał,
Wiedzieliśmy, że jest zapieczętowany i oddany Bogu.

Jak Dante, stojący na rynku,
Który widział swoją błogosławioną Madonnę przez wiele dni,
Lecz, wciąż urzeczony, odkładał
Każdą okazję, by przemówić do niej;
My, z chłopcem, adorowaliśmy sakrament,
Lecz nie próbowaliśmy przyzwać tego duchowego widma—
Aż w końcu jego zjawa przestała się ukazywać.
Być może dziś, konsekrowany kapłan,
Odprawia, w pełnej albie i stule,
Świętą mszę, przy której dawniej służył.
No cóż, ty nie żyjesz, a Bóg jest potężny, by zbawić,

Lecz pewne tajemnice niosę ciężko do grobu
Dotyczące ciebie, który przez to wszystko byłeś tak dobry i więcej niż prawdziwy;
Niech w twoim sercu znajdą bezpieczne schronienie,
Jeśli możesz uczynić to, na sądzie ostatecznym.

Lecz przez cierpienia twoich późniejszych dni,
Wiem, że twarz tego chłopca towarzyszyła twym bolesnym drogom;
Przez opuszczenia na mej dłuższej drodze
Również przy mnie pozostała;
Wciąż w czuwaniu bezsennej nocy
Działa jak modlitwa, bo lśni tak jasno,
I prowadzi mnie do głębokiego snu,
Przynosząc mi trochę pokoju tych, którzy zasypiają w Chrystusie.

Stary przyjacielu, czymkolwiek mówiły nasze wcześniejsze wiersze,
Oto tajemnica Gabriela;
Lecz rzadkie nasiona zasiane w ziemię naszą
Dały nam kiedyś wiele cudów kwiatów;
Obiecywały również piękne owoce—co można o nich powiedzieć?—
Och, ty nie żyjesz, a on odszedł!


Większość imion lepiej jest zapomnieć — być może nawet nasze własne.

Powinnością jest wola na początku swojej drogi; sukces to wola uwielbiona.

Prawdziwa wiara nie jest darem polegającym na wierze w słabe dowody lub ich brak; to wola, by wierzyć i pragnąć wszystkiego, co najlepsze, we wszystkim, czego nie znamy.

Życie jest tajemnicą, a aktem dobroci jest przypisywanie dobrych intencji temu, co je podtrzymuje.


źródło: GABRIEL BY Dominic GRAY; HORLICK’S MAGAZINE nr 1 1904.