[William Harlan Hale opisuje siebie jako „wciąż nowicjusza w wieku dwudziestu dwóch lat. Urodziłem się w Nowym Jorku, mieszkałem w Londynie, Berlinie i innych walczących stolicach podczas wojny; uczęszczałem do szkoły publicznej w Niemczech i szkoły prywatnej w Nowym Jorku; ukończyłem Uniwersytet Yale, a obecnie pracuję przy biurku w Vanity Fair. Założyłem radykalne czasopismo studenckie o nazwie „Harkness Hoot” na Yale, a później napisałem książkę zatytułowaną „Challenge to Defeat”, którą recenzował pan G. D. H. Cole w naszym styczniowym numerze. – Red.]
Świat intelektualny w 1932 roku zgromadził się, aby uczcić stulecie śmierci jednej z największych postaci zachodniej kultury. Ponownie rozważając dziś Goethego, to, co najbardziej zwraca naszą uwagę, to niezwykła uniwersalność jego umysłu; po drugim przyjrzeniu się, odkrywamy, że być może był ostatnim człowiekiem w nowożytnej historii, który osiągnął tę uniwersalność. Arystoteles mógł ją osiągnąć, Leonardo da Vinci niewątpliwie to zrobił, a wielu innych, takich jak Leibniz i Bacon, również zmierzało w jej kierunku; ale od czasów Goethego pojawili się tylko pozornie „uniwersalni” intelektualiści, tacy jak H.G. Wells.
Goethe potrafił pisać liryki niezrównane pod względem ich prostoty i uroku; potrafił stworzyć epickiego Fausta, dramat, który prowadził go od młodzieńczego, indywidualistycznego zapału do zbiorowej filozofii starości; potrafił angażować się w setki państwowych funkcji; a poza tym wszystkim stał się, poprzez swoje badania i dyskusje, jednym z czołowych umysłów naukowych swojej epoki. Potrafił nadal łączyć nici sztuki, nauki i życia praktycznego.
Jednak epoka, w której toczyły się jego późniejsze lata, była naznaczona bezprecedensowymi rozszerzeniami w dziedzinie nauki (chemia, fizyka, biologia); w dziedzinie życia praktycznego (rewolucja przemysłowa, nowe ekonomie); w dziedzinie sztuki (ruchy, szkoły, programy). Specjalizacja stała się koniecznością dla każdego, kto dążył do przywództwa. I to jest konieczność również dzisiaj. Sztuka i życie oddaliły się od siebie; naukowiec pracujący w laboratorium jest całkowicie oderwany od szerszych rozważań (a kiedy do nich wraca, zazwyczaj jest niewiarygodny); biznesmen rzadko ma czas na intelektualne zainteresowania.
Na tej podstawie podziwiamy dziś Goethego: jego pozycję jako ostatniego – a może i największego – „uniwersalnego” człowieka. Ale często ignorujemy fakt, że cała ta aktywność, ta energia, ten krystaliczny rozwój były czystym rozszerzeniem ostro zdefiniowanego ducha centralnego. W żadnym sensie nie był to mentalny oportunizm ani wszechstronna zmienność. Bogactwo wszechstronnych dokonań Goethego można w pełni wyjaśnić jego szczególną filozofią duszy.
Epoka dojrzałości Goethego była świadkiem rozwoju dwóch prądów filozoficznych, które miały stać się podstawowymi dla naszej epoki. W sztuce Rousseauizm i ruchy romantyczne podkreślały ego – siebie przeciwko światu, pierwszoosobową perspektywę jako nadrzędną wobec wszystkich rzeczy materialnych lub społecznych. Ego było postrzegane przez ten wielki intelektualny bunt jako nieskończone, z nieograniczonymi mocami ekspansji. Głównym obowiązkiem artysty było odcięcie się od kompromisów ze światem i budowanie tego ego – poprzez inspirację z Natury, samotności i introspekcji.
Równolegle z tą wysoce duchową i estetyczną doktryną rozwijała się potężna siła racjonalnego naukowego podejścia – filozofii, która miała osiągnąć kulminację w pełnym materializmie Darwina. Encyklopedyści-sceptycy zostali zastąpieni przez twardogłowych teoretyków rewolucji przemysłowej; angielska myśl, chłodna, pragmatyczna, „rozsądna”, zaczynała panować nad Europą.
W ten sposób przepaść między życiem praktycznym a duchowym się pogłębiała; i wydawało się, że dla jednostki nie ma innego rozwiązania, jak tylko wybrać jedno albo drugie. Wydawał się to konflikt nie do rozwiązania. Albo podążasz za całkowicie ekstrawertycznym, mechanicznym myśleniem nowej nauki i społeczeństwa, albo podążasz za całkowicie introwertycznymi, idealistycznymi imaginacjami nowego ducha poetyckiego. Całość istnienia dzieliła się na części.
Poeta, innymi słowy, eksplorował swoje własne ego – ale według jakich kryteriów? Według kryteriów swojego ego, ponieważ odrzucił kryteria zewnętrznego świata. Naukowiec eksplorował świat materialny – ale według jakich kryteriów? Według kryteriów świata materialnego, ponieważ odrzucił niematerialną duszę lub ego.
Głębokie paradoksy współczesnego życia!
Wczesne lata dorosłości Goethego były całkowicie zdominowane przez Rousseauizm – lub jego niemiecki odpowiednik, ruch Sturm und Drang. Był jak Młody Werter – pełen wrażliwości, ale mało rozsądku. Jednak jego geniusz polegał na tym, że w samym ogniu swoich napięć i pasji rozwijał filozofię, która sprawiłaby, że ta intensywność i stres stałyby się podporządkowane potrzebom całego organizmu: innymi słowy, aby przekształcić gwałtowność emocji, która w Werterze jest destrukcyjna, w coś konstruktywnego, co rozszerza i pogłębia ducha.
Tak więc widzimy, jak Goethe stopniowo, z coraz większą pewnością, zmierza ku ścieżce, na której każda emocja, każdy odlot od centrum, buduje rozwój tej centralnej duszy.
Ten filozoficzny kurs jest całą przyczyną istnienia Goethego. Jest to odkrycie najbardziej właściwej i owocnej relacji między człowiekiem a światem. Poeta Goethe rozumie od początku, że musimy pracować od wewnątrz na zewnątrz: że podstawą wszystkiego jest pierwszoosobowa perspektywa, jednostka, mistyczne Ja, ze wszystkimi odrębnymi pragnieniami i emocjami człowieka. Człowiek Goethe rozumie, że niewiele możemy zdziałać, jeśli nie będziemy uważnie obserwować świata natury i społeczeństwa. Możemy wyrażać siebie tylko wtedy, gdy jesteśmy z nim w relacji; możemy być owocni tylko wtedy, gdy pozwolimy, aby zewnętrzny świat działał na nas. Nasza dusza, nasza indywidualność, realizuje się tylko w interakcji z tym, co jest na zewnątrz.
Poezja, na przykład, musi odnosić się do jakiegoś wyraźnego obiektu znajdującego się poza „ja”: jej początek jest „subiektywny”, jej sposób traktowania powinien zbliżać się do „obiektywnego”.
Ale to, co nas dziś interesuje, to odwrotność tej filozofii. Jeśli nasza dusza zyskuje prawdziwe kreatywne znaczenie dopiero w momencie, gdy wchodzi w intymną, postrzegającą relację ze światem wokół nas, to wynika z tego, że ten świat (szczególnie świat natury) zyskuje prawdziwe znaczenie dopiero wtedy, gdy odnosi się do duszy – innymi słowy, gdy jest postrzegany przez „ja”.
Mamy tu wielką refutację całej doktryny mechanizmu naukowego. Naturalny świat, według Goethego, nie jest chłodną formułą, która logicznie, kompletnie i bezcelowo kontynuuje przez czas i przestrzeń, a na jej powierzchni, przez przypadkowe przetasowanie chemii, zostaliśmy wyrzuceni jako ludzie. Dzięki wrażliwości i intuicji poety Goethe potrafił dostrzec, że takie czysto mechaniczne wyjaśnienie – być może właśnie z powodu swojej martwej logiki i fatalnej prostoty – ostatecznie prowadziłoby do bezpłodności. Nie miało ono dla człowieka żadnego sensu.
„Prawdziwe są te rzeczy”, powiedział, „które są owocne”. To jest podsumowanie jego naukowo-etycznej filozofii. Teraz nie zastępujmy „owocnych” „użytecznymi” – wtedy przegapilibyśmy Goethego. Przez „owocne” rozumiał rzeczy oferujące możliwości – możliwość pogłębienia naszego udziału w świecie, dostrzeżenia celów ducha i dążenia do jakiegoś osobistego celu.
Oczywiście, jest to „życzeniowe” myślenie. Jest to nienaukowe. Ale fakt, że Goethe był tak pozornie nienaukowy, sprawił, że stał się jednym z wielkich umysłów naukowych swojej epoki! Pomógł wprowadzić naukę w relację z innymi rzeczami – zwłaszcza z człowiekiem; i dlatego nie był tak bardzo nastawiony na odkrywanie faktów, jak na odkrywanie relacji, śledzenie rozwoju i znajdowanie powiązań między pozornie odrębnymi i przez to jałowymi zjawiskami.
Tak więc, choć Goethe był przeciwnikiem mechanicznych teorii ewolucji, to w rzeczywistości prowadził bezpośrednio do odkrycia teorii Darwina.
Kiedy Goethe zajmował się nauką, pozwalał, aby pełna intuicja jego osobowości działała na jego fakty, starając się osiągnąć wizję „całości” organizmu świata; pozwalał, aby ludzkość jego charakteru przekształcała świat materii w kosmos ruchu, celu, sensu, gdzie duch dominował nad materialnym.
Kiedy Goethe pisał poezję, pozwalał, aby chłodna obserwacja, której nauczyła go nauka, działała na jego imaginacje, starając się uczynić swoje koncepcje jak najbardziej konkretne, trójwymiarowe i zbliżone do ziemi, jak to tylko możliwe.
Jego koordynujący intelekt był więc umieszczony dokładnie pomiędzy „ja” a światem. Przekonany dualista, Goethe widział, że cała kreacja, całe istnienie i cały ruch mogą być tylko wynikiem potężnej interakcji tych biegunowych zasad. Jego życie było powtarzającą się próbą, najpierw, by wzmocnić poezję poprzez dodanie do wyobraźni obserwacji (świata), a po drugie, aby uczynić naukę prawdziwą, testując materię (świat) w odniesieniu do potrzeb i cech człowieka (ja).
Sto lat później filozofia duszy i działania Goethego jest nadal żywą siłą – i nadal niezbadanym misterium. Świat nie był w stanie potraktować Goethego jako jedynie klasyka, ponieważ wciąż nie opanował ani nie zrozumiał jego ideału uczłowieczonej nauki i światowej sztuki. Darwinizm i symbolizm były odpowiedziami na wizję Goethego; a Goethe dzisiaj – lub powiedzmy, filozofia Goethego – może być odpowiedzią na bankructwo darwinizmu i ślepy zaułek sztuki symbolistycznej.
Głęboko mistyczny i intuicyjny w swoich percepcjach, Goethe był jednocześnie całkowitym poganinem. Wierzył – i w Fauście wyraził – antytezę ewangelii chrześcijańskiej: mianowicie swoje przekonanie, że zbawienie człowieka może nastąpić jedynie przez jego doświadczenie z obecnym światem. Chrześcijaństwo oczywiście głosi, że doświadczenie tego świata jest przede wszystkim złe i należy go unikać w miarę możliwości. Goethe nie był zdolny do takiego dziwnego przekonania. Uważał, że doświadczenie i idea nie mogą być rozdzielone, jeśli zdrowa równowaga duchowa ma być utrzymana. Ziemia nie jest – jak mówiło chrześcijaństwo – grzeszna; i dusza nie jest – jak mówiła nauka – iluzją.
Filozofia duszy Goethego zajmuje się, jak widzimy, nie systemem, ale organizmem; jest niekompletna i pozostawia wszystko w rękach indywidualizmu. Ale mimo całej swojej mistycznej wewnętrzności i swojego niejasnego panteizmu, ma osobistą siłę, która może uczynić ją prawdziwym wpływem społecznym. Dowodzi nam raz jeszcze, że życie duchowe musi zaczynać się od wewnątrz, od odrębności, intuicyjności, „życzeniowości”; że nie może być narzucone z zewnątrz, jako sama logika czy dogmat.
William Harlan Hale
źródło: GOETHE’S PHILOSOPHY OF THE SOUL by William Harlan Hale; THE ARYAN PATH APRIL 1933.