Epizod z życia Antonio Lolly

Magiczna Sztuka Muzyczna.
Epizod z życia Antonio Lolly.
Opowiedziany na podstawie starych źródeł z roku 1802.
Autor: M. Lorenzt.

W życiu wybitnych artystów, czy to malarzy, muzyków, czy aktorów, niemal zawsze, gdy pojawia się prawdziwy geniusz i niezwykły talent, można dostrzec pewne skłonności do mistycyzmu. Prawie żaden z naszych wielkich mistrzów nie przebrnął przez swoją karierę bez zetknięcia się z jakimś okultystycznym doświadczeniem. Tak było również z Antonio Lolly, który urodził się około 1740 roku i zmarł w 1802 roku.

Urodził się w Wenecji. Już jako chłopiec spędzał godziny na Lido, próbując na swojej małej skrzypce naśladować plusk i szum fal. Czasami mu się to udawało, a czasami wracał do domu płacząc i skarżąc się, że syrena ciągle wtrącała się w jego dźwięki.

Kiedy miał 14 lat, opuścił Wenecję. Towarzyszyły mu tylko skrzypce i stary obraz Świętej Cecylii namalowany na złotej płycie, który nosił na sznurku na szyi. Wędrował wszędzie, najpierw po Włoszech, a potem również przez Alpy, i wszędzie jego sztuka, której nigdy formalnie nie studiował, zapewniała mu chleb i przyjaciół.

Podczas przekraczania Alp w kierunku Szwabii, pewnego wieczoru, zmęczony na śmierć, dotarł do głębokiego lasu. Znalazł tam mały, niezamieszkany i zamknięty domek myśliwski należący do księcia Wirtembergii. Antonio próbował dostać się do środka przez okno bez szyb, osłonięte kratami. Udało mu się wślizgnąć do środka i znalazł się w dobrze wyposażonej izbie, gdzie na piecu, na którym rozpalił ogień, usmażył kawałek boczku i cebulę, które miał jeszcze w torbie.

Nagle piec zaczął tak mocno dymić, że Lolly nic nie mógł zobaczyć. Jego świeca zgasła, a obok niego stanęła stara, brzydka kobieta, która wrzuciła jego boczek i cebulę do ognia i szarpnęła go za jego długie, czarne loki.

Antonio zerwał się z wściekłością i krzyknął: „Puścisz mnie, czy cię zabiję!”

Wtedy stare babsko zapiszczało jak ochrypły kruk: „Nie możesz tego zrobić, ale jeśli zagrasz mi coś, przy czym będę mogła zatańczyć, to dam ci prezent!” On się zaśmiał. Nagle w pokoju zrobiło się jasno. Staruszka rozdmuchała żar i wyciągnęła z fartucha wspaniałą nogę jelenia, którą natychmiast zaczęła piec. Lolly zagrał. Grał cudownie, a staruszka słuchała, obracając pieczeń na rożnie. Potem się odwróciła: „Nosisz Świętą na sznurku; Święta daje ci swoją muzykę. Ale ja dam ci, że będziesz mógł grać, póki młode ziele nie wyrośnie nad tobą, we wszystkich krajach. Ale gdy twoje liście zwiędną, już nie będziesz mógł grać, wtedy jest sabat czarownic!”

Dreszcz przebiegł przez wirtuoza. Sięgnął po obrazek Świętej, wyciągnął go i pocałował. Wiedźma się zaśmiała i śmiejąc się wyniosła pieczeń: „Kim jesteś?” zapytał. „Tańcząca wiedźma!” I zaczęła się obracać w wirze. On poczuł zawroty głowy. Czuł się jak w wirującym wietrze, potem zemdlał i upadł na ziemię.

Gdy się obudził, usłyszał szczekanie psów i dźwięk rogów i wstał jak połamany z ziemi, na której leżał i spał. Pachnąca pieczeń zniknęła, ogień się wypalił, a całe zdarzenie wydało mu się dziwnym snem.

Jego los życiowy się spełnił. Książę z Wirtembergii, który znalazł go tego ranka w chatce myśliwskiej, zabrał go ze sobą do Stuttgartu. Nardini, dworski wirtuoz księcia, drwił z młodego rodaka. Grał wspaniale, a Lolly wstydził się, że nie mógł grać równie dobrze. Na dworze byli zdumieni, że nowy wirtuoz nie chciał się już więcej pokazywać.

Pewnego wieczoru, gdy miał być koncert u księcia, nagle przed Lollym stanęła tańcząca wiedźma: „No, jak tam z twoją sztuką? Zmuś ich, by zatańczyli!” Lolly jednak oprzeł się pokusie, choć w jego uszach perliły się melodie, same lekkie, zmysłowo piękne tańce. Modlił się do swojej Świętej i dostał objawienie.

Następnego dnia stanął przed swoim wysokim panem i poprosił o roczny urlop, aby mógł się uczyć i udowodnić panu Nardiniemu, że jego sztuka jest taka sama jak Nardiniego. Książę uśmiechnął się i przyznał mu urlop, na który radziła mu Święta w wizji.

Przez cały rok Lolly zniknął z dworu i w samotności tej chatki myśliwskiej pilnie i z powodzeniem studiował swoje instrumenty. Wiedźma więcej nie przyszła, bo teraz nosił obraz swojej Świętej otwarcie na piersi. To chroniło go przed wszelkimi pokusami.

Po roku Antonio Lolly wrócił do Stuttgartu, i doszło do pojedynku skrzypcowego między nim a drwiącym Nardinim. Po kilku tygodniach, ku ogólnemu zdumieniu dworu, ten ostatni wyjechał do Włoch i nie pojawił się więcej w Stuttgarcie. Lolly, który towarzyszył księciu w jego podróżach, poznał cesarzową Rosji i przeprowadził się na lata 1775-78 do Petersburga.

W roku 1778 nagle pojawił się w Johannisbergu u pana von Dittersdorfa i oznajmił, że nie może lub nie chce wrócić do Rosji. Zdobył złoto i honory, a teraz zdobył zaświadczenie, że nie może znosić rosyjskiego klimatu, i pozostał bez stałego miejsca zamieszkania na koncertowych podróżach, które odbywał także z małym synem Filippem. Ten w wieku ośmiu lat zagrał przed Fryderykiem Wielkim w Berlinie koncert wiolonczelowy. Król był zachwycony i podarował mu 100 ludwików złotych.

Antonio szybko poczuł, że jego siły, mimo że miał zaledwie 40 lat, szybko słabną. Pewnej nocy spróbował grać, ale jego ręce opadły bezsilnie. Sięgnął po swój stary obrazek Świętej. Amulet zniknął z jego szyi. Czy zgubił go, czy został skradziony? Nie wiedział. Pół szalony z rozpaczy nad utratą swojej umiejętności płakał, aż zasnął. Potem znów zobaczył się w chatce myśliwskiej w Szwabii i wiedźma szyderczo się uśmiechała: „Twoje młode ziele wyrasta, twoje liście więdną, wkrótce będzie sabat czarownic!” Wtedy zrozumiał zemstę tańczącej wiedźmy. Przeniósł się do Neapolu i żył tam jako kompozytor i nauczyciel. Jego syn zdobywał młode sławy, honory i złoto. Antonio bardzo zachorował, długotrwała choroba rzuciła go na łóżko.

Jeszcze raz doświadczył radości. Kapelmistrzowie Kirnberg i Schulz z Niemiec odwiedzili go. Nieco wcześniej był u niego Romberg, u którego nie mógł zagrać ani jednej nuty, a Romberg napisał do Stuttgartu: „Bajka, że Antonio Lolly kiedyś coś umiał, to fikcja. Gdy byłem u niego, nie był w stanie zagrać najprostszej melodii!” Teraz przyszli Kirnberger i Schulz i usiedli przy nim w pięknym włoskim słońcu. Chory poprosił o przyniesienie skrzypiec i zagrał. Morze pluskało i szumiało, a on grał, jak ślizgają się fale i śpiewają nimfy.

Niedługo potem jego syn przyszedł do Neapolu i przyniósł mu zapieczętowaną paczkę, która miała adres Antonio. Została przekazana Filippowi przez nieznaną osobę. Gdy Antonio ją otworzył, wypadł jego stary, ukochany amulet, obraz świętej Cecylii. Trzy dni później zmarł. Sabat czarownic nie miał nad nim władzy. Jego dzieła, o ile wiemy, znajdują się częściowo w Wiedniu, częściowo w Berlinie. Wydał także serię skrzypiec, które zostały wygrawerowane w Offenbachu i Paryżu. Jego syn Filippo zdobył sławę i uznanie po śmierci ojca. Żył jeszcze pod koniec lat trzydziestych XIX wieku.

 

źródło: Magische Tonkunst. Eine Episode aus dem Leben Antonio Lolly s. Mitgeteilt nach alten Quellen vom Jahre 1802. Von M. Lorenzt., „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, november 1925.

nazwa niemiecka: „Zentralblatt für Okkultismus” Monatsschrift zur Erforschung der gesamten Geheimwissenschaften, November 1925.