Dziwna opowieść o duchach

Dziwna opowieść o duchach
(Z „Frankfurter Blatt”)

Osobliwa historia nawiedzonego domu

We Frankfurcie nad Menem, na Pasingstweide, stoi domek ogrodowy – samotny i opuszczony.
Wszystkie okiennice i drzwi są zamknięte na głucho przez cały rok.
Gdy zapyta się o powód tego rzucającego się w oczy widoku w tej zwykle tętniącej życiem okolicy, otrzymuje się prostą odpowiedź: „W tym domu straszy!”
Ale przejdźmy do rzeczy.

Latem roku 1825 doktor F. wprowadził się do wspomnianego wcześniej domku ogrodowego, który wynajął. W sierpniu tego samego roku ożenił się z młodą kobietą, która – podobnie jak on – nie skłaniała się ku wierze w duchy, wręcz przeciwnie, oboje należeli raczej do tak zwanych „oświeconych”.

W trzecią lub czwartą noc po ślubie, młoda kobieta obudziła się przez hałas i poruszenie w domu. Wydawało jej się, że ktoś zszedł do kuchni znajdującej się pod ich sypialnią, by zaparzyć kawę – sądziła z początku, że już świta. Jednak panująca wciąż ciemność szybko uświadomiła jej, że to niemożliwe. Uznała więc, że być może służąca – Christine – która cierpiała na skurcze żołądka, wstała, by zaparzyć sobie kawę. Kiedy wszystko znów ucichło, zasnęła ponownie.

Następnego ranka zapytała męża, czy również coś słyszał, i dodała:
– Christine musiała mieć skurcze żołądka i zrobiła sobie kawę.
– A tam, jakie skurcze – odpowiedział doktor. – Kto wie, co ci się przyśniło.
– Nie, jestem pewna – odparła – wyraźnie słyszałam, jak szła do szafki na półpiętrze, żeby wziąć kawę, jak usiadła na schodach, żeby ją zmielić, jak łamała drewno, rozpalała ogień… słyszałam nawet trzaskanie ognia.
Doktor nie odpowiedział na tę szczegółową relację i poszedł z nią do salonu na parterze, sąsiadującego z kuchnią, by zjeść śniadanie.

W salonie obecni już byli brat i siostra jej męża, którzy również mieszkali w domku, a także protestancki pastor z Södel (wioski pod Frankfurtem), gość domu, który nocował właśnie w tym salonie.

– Dzień dobry – powiedziała młoda kobieta i zwróciła się do pastora:
– Dobrze ksiądz spał?

– Spać? – odpowiedział – ładny sen! Kto tu w ogóle może spać w tym domu?

– Czyżby ksiądz słyszał zeszłej nocy jakieś hałasy? Tę całą wrzawę w domu?

– Oczywiście! – odpowiedział. – Ale nie była to żadna Christine parząca kawę! To było coś zupełnie innego. Dwa razy wstawałem i sprawdzałem – drzwi do kuchni były zamknięte na głucho, i nikogo nie było widać.

Zdziwiona młoda kobieta spojrzała po kolei na wszystkich. W tym momencie do pokoju weszła służąca z śniadaniem. Zapytana, czy w nocy robiła sobie kawę, rozpłakała się i powiedziała:

– Ach, Boże, nie, pani doktorowo… Już od dawna mówiłam panu doktorowi, żebyśmy nie zostawali w tym strasznym domu. Bo tu naprawdę… straszy!

Pastor opuścił dom jeszcze tego samego dnia. Przez kilka nocy panował spokój. Ale kiedy znowu pojawiły się odgłosy, młoda kobieta obudziła męża i oznajmiła mu, że zamierza osobiście sprawdzić, skąd bierze się to całe zamieszanie.

– Proszę bardzo – powiedział – ale nie znajdziesz niczego więcej niż my wszyscy, którzy już tyle razy próbowaliśmy.

Wstała więc, zapukała do pokoju brata i siostry męża i we trójkę, przy świetle latarni, rozpoczęli „wędrówkę” – szwagier uzbrojony był w długi miecz. Kuchnia była zamknięta. Szafka na schodach – także. Wspięli się do pokoju służącej – siedziała w łóżku i płakała z przerażenia. Sprawdzili salon ogrodowy przy kuchni – nikogo. Otworzyli drzwi do ogrodu – nikogo.

Ale wielki dog niemiecki, który był na łańcuchu z tyłu domu, żałośnie skomlał i tak bardzo się trząsł, że szwagier, do którego pies należał, odpiął go i zabrał ze sobą do pokoju, gdzie zwierzak położył się u jego stóp, jakby szukając ochrony.

Tak było przez całe lato – z przerwami. Pani F. wielokrotnie sprawdzała rano po hałaśliwej nocy ilość kawy – nie brakowało ani jednego ziarna. Raz nawet zabrała ją z szafki na półpiętrze i zamknęła w kredensie w salonie. I rzeczywiście – kiedy „niewidzialny kucharz” nie znalazł kawy w szafce, poszedł po nią do salonu.

Nadeszła jesień. Doktor, często przyjmujący gości, otrzymał beczkę piwa, którą jego żona chciała przelać do butelek. Pewnego wieczoru, między 4 a 5, zeszła z lampą do piwnicy. Kiedy zbliżyła się do beczki (obok leżała beczka wina), nagle coś sycząc wyskoczyło pomiędzy nimi.

Sądząc, że to szczur, zaświeciła lampą między beczki – ale ujrzała tam przerażające stworzenie z płonącymi oczami i krwawoczerwonym pyskiem, które rzuciło się na nią. Z przerażenia uciekła do salonu ogrodowego i bez tchu opadła na krzesło.

Zaniepokojony mąż, widząc jej stan, wezwał brata Karla i kilku przyjaciół, po czym wszyscy razem zeszli do piwnicy. Karl zabrał swój miecz i psa. Gdy światło rozświetliło piwnicę, stworzenie znów wyskoczyło z sykiem. Karl poszczuł je psem, ale ten zawył, zadrżał i uciekł, krwawiąc i wyjąć ze schodów.

Wtedy Karl wbił miecz między beczki i rzeczywiście wydobył na ostrzu dziwaczne stworzenie – przebite na wskroś.

Zebrani ludzie przyglądali się temu ze zdumieniem, ale nikt nigdy nie widział podobnego zwierzęcia.
Nie był to pies – choć najbardziej go przypominał. Ani kot, ani kuna, ani żadne znane stworzenie.
Do niewielkiego ciała pokrytego czarną, gęstą szczeciną przylegała nieproporcjonalnie wielka głowa, ozdobiona jakby lwią grzywą.
Uszy miał klapnięte jak pudel, pysk przypominał karpia, ale uzbrojony był w długie, ostre zęby. Ogon – długi i całkowicie łysy.

Po całkowitym wykrwawieniu się i pozornej śmierci zwierzęcia, postanowiono przekazać je następnego dnia do muzeum przyrodniczego we Frankfurcie, by określono jego gatunek. Umieszczono je więc w solidnie zamkniętej i zabitej na głucho klatce dla kogutów, której klucz doktor zabrał ze sobą do sypialni.

Jednak rano, gdy chciał zrealizować plan, okazało się, że… stworzenia nie ma. Mimo iż klatka była wciąż zamknięta na klucz – zniknęło bez śladu.

Rodzina natychmiast przeprowadziła się do miasta i mimo moich licznych starań – jako że właściciel unika wszelkich rozmów na ten temat – nie udało mi się dowiedzieć, czy nawiedzenia się skończyły.
Najprawdopodobniej jednak nie… bo dom do dziś stoi szczelnie zamknięty, a jego właściciel mieszka u sąsiada obok.

Uwaga: Historia ta wymagałaby dokładniejszej weryfikacji i badania. Tajemnicze stworzenie, które najpierw było przebite na wylot, a potem zniknęło z zamkniętego pojemnika, może budzić podejrzenia u niejednego czytelnika.

J. K.

źródło: Eine merkwürdige Spukgeschichte;  MAGICON – STUTTGART  1853.