Uwaga redaktora – Poniższy tekst, który jest przedrukiem z The Los Angeles Times, został przedstawiony bez komentarza, poza zachętą do zapoznania się z dwoma akapitami na końcu, które są prezentowane do porównania. Zalecamy to szczególnie tym czytelnikom, którzy interesują się konstrukcją literacką i stylem.
„Odkąd tylko pamiętam, zawsze widziałem i mogłem rozmawiać z tymi, którzy odeszli, z tymi, którzy przeszli z tego życia do prawdziwego życia postępu i doskonałości. Dla mnie nie jest to nic dziwnego ani dziwacznego, jest to po prostu piękne i niezwykle interesujące.
„Wśród wielu, którzy zaszczycili mnie swoją obecnością i rozmową, jest Victor Hugo, wielki francuski pisarz. Moim zamiarem i pragnieniem jest ujawnienie tego, co usłyszałem, przesłania od pozornie zmarłych, ale w rzeczywistości przesłania od życia do życia.”
Te zdania lepiej niż jakiekolwiek moje słowa podsumowują historię Olgi Webb. Pochodzą z krótkiego przedmowy, którą napisała do jednej z opowieści, które „otrzymała” od Victora Hugo.
Olga Webb to kobieta wykształcona i kulturalna, obecnie mieszkająca w Flintridge. Przyjechała do Los Angeles z Europy, gdzie pochodzi z dawnego rodu szlacheckiego. Nie jest medium w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
Spisała dość niezwykłą opowieść fikcyjną pod tytułem „Duch”.
O autorstwie „Ducha” panna Webb mówi, że została jej przekazana słowo po słowie przez ducha, który nazywa się Victor Hugo. Nie rości sobie żadnych innych praw. Przyznaje, że nie może „udowodnić” tego w zwykłym sensie dowodu. Nie będzie nawet próbować tego udowadniać. Dla niej takie stwierdzenie nie wymaga dowodu; ona w to wierzy.
Ponadto zdecydowanie twierdzi w tym kontekście, że błędem, fatalnym błędem, jest żądanie materialnych dowodów na duchowy fakt. Gdyż robiąc to „przyciąga się dusze związane z ziemią z atmosfery,” a z czasem „ziemscy ludzie są kontrolowani przez dusze związane z ziemią.” I kończy to wszystko stwierdzeniem, że „podobne przyciąga podobne, a tak jak żyjemy i działamy, takie siły duszy gromadzimy wokół nas.”
Innymi słowy, jeśli ktoś jest materialistą i niechętny wierzyć, przyciąga niskie wpływy zamiast wysokich. Panna Webb twierdzi, że widzi, jak i słyszy tych swoich gości; i mogą być inne środki kontaktu, o których my, polegający wyłącznie na naszych pięciu zmysłach, nic nie wiemy.
Panna Webb i ja rozmawialiśmy po raz pierwszy w salonie w Flintridge, pijąc herbatę i jedząc kanapki z kawiorem. Było to senne, całkowicie nie duchowe popołudnie. Dwa kanarki śpiewały nam do rozmowy z pobliskiej sali bilardowej. W pokoju było mnóstwo pięknych rzeczy – dywany, obrazy, rzeźby, gramofon z epoki – ale otoczenie nie sprzyjało refleksjom na wyższe tematy. Było zbyt wygodne i… cóż, wyrafinowane. Nawet kanarki wydawały się być niezwykle dobrze wychowane i śpiewały w starannie modulowanych głosach.
Na zewnątrz panna Webb również emanowała podobną atmosferą, wyraźnie kosmopolityczną aurą. Nie byłem w stanie określić jej narodowości. Obserwując ją i słuchając pewnych zwrotów w jej mowie, nieodparcie myślałem o Savoyu w Londynie, o Promenadzie Anglików w Nicei – co nie było bardzo precyzyjne.
Tymczasem panna Webb mówiła mi prosto, bezpretensjonalnie, jakby to było najbardziej naturalne na świecie, że przez całe życie była w stanie zarówno widzieć, jak i rozmawiać z duchami tych, którzy, jak mówimy, zmarli. Jeśli musiałbyś powiedzieć przyjacielowi, że wczoraj spotkałeś i rozmawiałeś ze wspólnym znajomym, Johnem Smithem, nie byłbyś bardziej naturalny, niż panna Webb, mówiąc mi, że tego ranka rozmawiała z Victorem Hugo. I taka wiadomość nie wydawałaby się bardziej niezwykła dla ciebie, niż stwierdzenia panny Webb dla niej.
Panna Webb była na tyle uprzejma, że pozwoliła mi zobaczyć kilka rękopisów. Pierwszy, który mi pokazała, to dość długa nowela zatytułowana „Duch.” Była od Victora Hugo, jak mi powiedziała.
„Duch” opowiada historię człowieka, który jest martwy, i innych ludzi, którzy są żywi. Jego głównym bohaterem jest John Ducan, który prowadził złe życie i zmarł w trakcie swoich złych uczynków, pozostawiając po sobie żonę, Annie, i dwoje małych dzieci. Dramat jest dwuwarstwowy – z tego świata i z tamtego. Koniec historii pokazuje duchowe odrodzenie na obu płaszczyznach. John znajduje spokój, a Annie szczęście na ziemi.
Oryginalność takiej koncepcji jest oczywista. John Duncan, umierając, nie zmienił się; przeniósł ze sobą, przynajmniej na jakiś czas, wszystkie swoje apetyt i niższe skłonności. Kiedy po raz pierwszy wraca do swoich dawnych miejsc, jest dosłownie potępioną duszą, krzyczącą w agonii o łyk wina, skórkę chleba, o kobiety, muzykę i zemstę. Że w końcu wyłania się z tego stanu do jedności i miłości, jest w dużej mierze zasługą reakcji na niego duchowości jego żony.
W tej sytuacji zawiera się główny artykuł wiary panny Webb w odniesieniu do przyszłego życia. Mówi w swojej osobie:
„Moje zrozumienie jest takie, że tak jak żyjemy tutaj, tak znajdujemy się po tamtej stronie. Nasza własna indywidualność trwa z tym samym wołaniem serca i fizycznymi pragnieniami, i musi być przepracowana w doskonałości. Ale prawo kompensacji jest żywe, i cokolwiek złego zrobimy tutaj, nawet jeśli żyjemy wiele razy, by to zrobić, jest ostatecznie naprawione.”
To jest temat „Ducha.” Trudno znaleźć bardziej graficzny i porywający fragment pisarstwa gdziekolwiek indziej. Sposób, w jaki oddaje się poczucie dwóch płaszczyzn istnienia; sposób, w jaki jedno jest odczuwane i ich wzajemne relacje, jest mistrzowski.
Jest w tej rzeczy pewna moc, która jest nieco surowa; efekty są piętrzone i piętrzone. Czuje się ogromne napięcie, walkę, jakby wielkiej duszy wciąż w pewnym stopniu zniewolonej. Ale opowieść trzyma.
Jest interesujące, jednakże, zestawić obok siebie fragment z „Ducha” i coś z jednego z uznanych dzieł Victora Hugo.
Poniższy akapit jest losowo wybrany z „Ducha.” Jest to własny opis uczuć Johna Ducana, gdy jako duch powraca do kawiarni, która była jednym z jego ulubionych miejsc za życia:
„Duch Johna Ducana przechodzi od stołu do stołu, prosząc o drinka, ale nikt go nie zna ani nie słyszy. Stając się coraz bardziej dziki, krzyczy, jak tylko może: 'O mój Boże, za łyk wina i skórkę chleba! Wszyscy siedzicie tu wśród wesołych z waszymi kobietami. Słyszycie mnie; drink to wszystko, czego chcę. Moje gardło jest suche, język mi wisi, żyły w ciele zdają się pękać. Krzyczę do was. Drink wina, skórka chleba, to wszystko, czego proszę. Ah, tam, Joe, widzę cię! Uściśnij rękę, stary chłopie. Piękne dołeczki masz ze sobą, nie porozmawiasz ze mną? Daj mi łyk, Joe. Nie? Więc oto idzie; wezmę to. Boże, moje ręce przechodzą przez twoją szklankę, moje palce ciągną twoje włosy, ale nie czujesz ich…'”
Dla porównania, wybrałem losowo akapit z „Dziewięćdziesiąt trzy” Hugo. Nie ma żadnego podobieństwa pod względem tematu. Ten fakt, oczywiście, czyni każde podobieństwo w traktowaniu literackim (jeśli takie istnieje) tym bardziej znaczącym:
„’Moja biedna, dobra kobieto z tej okolicy,’ powiedziała vivandiere, 'twoje dzieciaki są bardzo ładne – dzieci zawsze takie są. Mogę zgadnąć ich wiek. Duży ma 4 lata; jego brat 3. Na moje słowo! ten mały ssak to chciwy. Oh, potworze! Przestaniesz pożerać swoją matkę? Zobacz, madame, nie bój się. Powinnaś dołączyć do batalionu. Rób jak ja. Nazywam się Houzarde. To imię Houzarde; ale wolę Houzarde niż nazywać się Mamzelle Bicorneau jak moja matka. Jestem kantynierką; to samo co mówić 'ta, która oferuje drink, gdy strzelają i kłują.’ Nasze stopy są mniej więcej tego samego rozmiaru. Pożyczę ci parę butów.”
Panna Webb nie jest tylko „medium.” Nie jest w tradycyjnym sensie spirytystką. Nie wpada w transy; nie używa żadnych urządzeń mechanicznych, kryształów, tablic ouija, planszetek. Nie reklamuje ani nie komercjalizuje swoich doświadczeń w żaden sposób. Przeciwnie, rozmawia o nich praktycznie tylko z najbliższym kręgiem przyjaciół.
źródło: THE GHOST OF VICTOR HUGO By WILLIAM FOSTER ELLIOTT in The Los Angeles Times, The Occult Press Review, OCTOBER-NOVEMBER 1922.