Drugi naturalny wzrok

Naturalna jasnowidoczność (drugi wzrok)

Jeśli zjawiska, które przedstawia magnetyzm, są ogólnie odrzucane przez uczonych – a raczej przez tych, którzy uważają się za uczonych – to przynajmniej nie istnieje ani jeden fizjolog, który nie byłby zmuszony uznać istnienia zjawiska naturalnego drugiego wzroku; zdolności, która niewątpliwie wynika z silnego pobudzenia układu nerwowego, a która stanowi u obdarzonego nią człowieka stan naturalny, który można uznać za patologiczny. Jest bowiem pewne, że gdyby ten stan – który zawsze jest przypadkowy i przejściowy – miał się utrzymywać przez dłuższy czas, żadna konstytucja nie byłaby w stanie go znieść.

Skoro zatem natura, która jest tak przewidująca w najmniejszych nawet przejawach swojego działania, dopuściła możliwość objawienia się takiego zjawiska u człowieka, to jednocześnie ograniczyła jego czas trwania, by być zgodną sama ze sobą i nie zaburzyć zbyt głęboko równowagi sił życiowych.

Chociaż przed chwilą powiedziałem, że to zdumiewające zjawisko jest wynikiem pobudzenia układu nerwowego – jedynego wyjaśnienia, jakie może dać fizjologia – to nie zmienia faktu, że zawsze będziemy zmuszeni przyznać, iż mimo najgłębszych rozważań prawdziwego rozwiązania nigdy nie znajdziemy. Innymi słowy, nie zdołamy przeanalizować tego aktu instynktu bardziej niż aktu woli, myśli itd.

Ale skoro zjawiska drugiego wzroku nie da się wyjaśnić w sposób metafizyczny, podobnie jak innych przejawów życia, czy oznacza to, że należy je odrzucić jako mrzonki? Byłoby to niemal tak samo logiczne, jak odmówić człowiekowi rozumu, świadomości itd. Co prawda, niektórzy filozofowie posunęli się aż do zaprzeczenia własnemu istnieniu – ale co to właściwie dowodzi? Tylko tyle, że skoro jesteśmy istotami rozumnymi, potrafimy się zgubić w naszych rozumowaniach.

Poza tym – czyż nie posiadamy niepodważalnych dowodów na istnienie tego zjawiska?
Nie wspominając o licznych przykładach, które dostarcza nam Szkocja i większość krajów Północy, ani nie powtarzając tutaj wszystkiego, co napisano na temat mieszkańców dawnej Kaledonii – czyż nie widzimy dość często i u nas ludzi obdarzonych tą cudowną zdolnością, by być przekonanymi, że nie jest to żadna iluzja?

Jeśli chodzi o mnie, mogę przytoczyć dwa fakty tego rodzaju. Byłem świadkiem pierwszego, a drugi odbił się głośnym echem w naszej stolicy.

Zacznę od tego, który wydarzył się na moich oczach i który mogłem dokładnie zweryfikować. Wspominam o nim jako o pierwszym, ponieważ uważam go za mniej zdumiewający niż drugi – to znaczy bardziej naturalny, jako że w pewnym sensie ma więcej wspólnego z magnetyzmem zwierzęcym (czyli tzw. mesmeryzmem).

Mimo to i ten przypadek zasługuje w pełni na uwagę tych, którzy starają się – w miarę możliwości – przeniknąć najgłębsze tajemnice natury. To właśnie dla nich czuję się w obowiązku napisać te słowa. Co się tyczy drugiego zjawiska, które zakończy ten artykuł – choć trudniejsze do wyjaśnienia, jest nie mniej prawdziwe, i zresztą nie jest jedynym tego typu, które się pojawiło i dowiodło w sposób niepodważalny, że istnieją ludzie naprawdę obdarzeni naturalnym drugim wzrokiem.

Tym, którzy mimo wszystko mogliby jeszcze wątpić, polecam lekturę dzieł tak wielu wiarygodnych autorów piszących na ten temat – i mam nadzieję, że nie uznają za podejrzane dwóch faktów, które zaraz przytoczę.

Oto pierwszy z nich:

Pewnego dnia, kiedy w licznym gronie rozmawiałem o magnetyzmie z pewnym wybitnym frenologiem, kilka osób, które z zainteresowaniem śledziły bieg naszej rozmowy i bez trudu akceptowały większość przedstawianych przeze mnie argumentów, zaprotestowały jednak w momencie, gdy poruszyłem temat jasnowidzenia somnambulicznego.

Chociaż nigdy nie staram się nikogo na siłę przekonywać do swoich poglądów, miałem już zamiar odpowiedzieć, kiedy mój rozmówca zabrał głos i wyraził się mniej więcej w tych słowach:

– Skoro całkowicie odrzucacie jasnowidzenie somnambuliczne, mimo niezliczonych dowodów, jakie dziś posiadamy, to co powiecie, panowie, o naturalnym drugim wzroku? Zapewne odrzucicie go jeszcze surowiej, prawda? Otóż ja, który teraz do was mówię, jestem nim obdarzony – i to w najwyższym stopniu. Żałuję, że akurat nie jestem teraz w stanie kryzysowym, ponieważ wtedy – dzięki tej zdolności, jaką obdarzyła mnie natura – zmusiłbym was do uznania, że nie należy nigdy niczego odrzucać bez zbadania, i że „drugi wzrok” to zjawisko równie naturalne jak wiele innych, które, tylko dlatego że nie zostały należycie zbadane, są powszechnie odrzucane jako rzekomo sprzeczne z prawami natury.

Chociaż od dawna byłem przekonany o istnieniu tego zjawiska, to jednak nigdy wcześniej nie byłem jego bezpośrednim świadkiem – i oddałbym wszystko, by mogło się ono objawić w mojej obecności.

Zacząłem więc mówić o tym z entuzjazmem i długo rozwodziłem się nad wszystkim, co mogło mieć związek z tym tematem, wyrażając gorące pragnienie ujrzenia namacalnego dowodu, który jeszcze bardziej wzmocniłby moją już istniejącą wiarę.

Czy to za sprawą wpływu magnetycznego, jaki wywarłem na mojego rozmówcę przez żarliwość, z jaką mówiłem, czy też wskutek silnego napięcia jego własnego umysłu, który sam pobudził pewne włókna nerwowe poprzez nadmierne ich pobudzenie – nagle wpadł on w stan kryzysu i zawołał:

– Widzę! Widzę!

– Co pan widzi, proszę pana? – zapytałem.

– Widzę, w moim domu, jak rozmawia z moją żoną przyjaciel, którego nie widziałem od ponad dwudziestu lat i którego uważałem za zmarłego. Ach, jakże się cieszę, że ten przyjaciel do nas wrócił! Ale to dziwne – dodał – nosi tak osobliwy strój, że nie poznałbym go, gdybym ujrzał go w stanie normalnym.

Początkowo myślano, że żartuje; ale gdy zauważyłem wyraźną zmianę rysów jego twarzy i silny błysk w oczach, które jeszcze chwilę wcześniej były niemal bez wyrazu, nie miałem już wątpliwości – miałem przed sobą autentyczny przypadek kryzysowy z tego rodzaju, o jakich dotąd tylko słyszałem, i oto nadarzyła się okazja, by go zobaczyć i zbadać osobiście.

Ale samo to nie wystarczało – trzeba było jeszcze sprawdzić, czy rzeczywiście widział to, co twierdził.

Poprosiłem go więc o pozwolenie, by towarzyszyć mu do jego domu. Zgodził się chętnie i natychmiast wsiedliśmy do powozu, kierując się w stronę jego mieszkania.

Pozostali obecni, obawiając się mistyfikacji, nie chcieli iść z nami. Jedna z tych osób, którą później jeszcze spotkałem, była w rozpaczy, że przepuściła taką okazję, i nie mogła sobie tego darować.

Jeśli chodzi o mnie, przekonany, że się nie rozczaruję, płonąłem z niecierpliwości, by dotrzeć na miejsce.

Ledwie wspięliśmy się w pośpiechu na trzecie piętro, ledwie drzwi otworzyły się przed nami, gdy żona jasnowidza, promieniejąca radością, rzuciła się mężowi w ramiona, oznajmiając mu, że przyjaciel, o którym wspominał, właśnie przybył. Ten ostatni, nie mogąc się doczekać ponownego spotkania z dawnym towarzyszem nauki, poszedł już, by go odszukać w jednym z sąsiednich domów, do którego go skierowano.

Natychmiast udaliśmy się tam i wreszcie odnaleźliśmy osobę, której szukaliśmy.

Jeśli wzruszenie, które ogarnęło mnie na widok radości tych dwóch przyjaciół, doprowadziło mnie niemal do łez, to jeszcze silniejsze wrażenie wywarło na mnie samo zjawisko, którego byłem świadkiem. Odszedłem oszołomiony, myśląc tylko o tym fenomenie.

Nie mogę pominąć faktu, że człowiek, którego przez tak długi czas uważano za zmarłego, wrócił z Indii i nosił bardzo nietypowy strój.


Przechodzę teraz do drugiego przypadku, który – jak już wspomniałem – wydaje mi się jeszcze bardziej zdumiewający.

Do dziś, o ile mi wiadomo, żaden somnambulik nie odkrył żadnego skarbu (1); mimo to wciąż z uporem korzysta się z somnambulizmu w nadziei, że pozwoli on wydobyć z wnętrza ziemi zaginione bogactwa.

Zmęczeni bezskutecznymi konsultacjami z licznymi somnambulikami w podobnej sprawie, właściciele pewnego zamku, będąc przekonani, że w ich posiadłości ukryty jest ogromny skarb, postanowili wezwać pewnego wieśniaka obdarzonego naturalnym drugim wzrokiem, obiecując mu pokaźną nagrodę, jeśli zdoła wskazać miejsce ukrycia skarbu.

Wieśniak ten, poszcząc przez kilka dni (czyli powstrzymując się od wszelkich treściwych pokarmów), wkrótce doświadczył objawienia swej niezwykłej zdolności, która niekiedy pozwalała mu nawet przenikać najgłębsze ciemności.

W takim stanie, pewny siebie, zgłosił się do właścicieli zamku, którzy najpierw kazali mu obejść wszystkie piwnice. Nie znalazł tam jednak absolutnie niczego, mimo że niemal ze stuprocentową pewnością sądzono, iż to właśnie tam ukryty był skarb.

Ponieważ to pierwsze przeszukanie nie przyniosło żadnych rezultatów, jasnowidz wziął kij i kazał się zaprowadzić na piętro. Twierdził, że już wcześniej – choć z daleka – coś tam dostrzegł. Co więcej, kij, który wziął bez wyraźnego powodu, miał posłużyć do udowodnienia, że rzeczywiście widział i że jego jasnowidzenie było prawdziwe.

Ledwo przeszedł przez dwie czy trzy sale, nagle się zatrzymał, stuknął końcem kija w pewien punkt na ścianie – punkt, którego nie mógłby dosięgnąć inaczej – i zawołał:

Tam jest skarb!

Chwilę później zaczęto kuć w tym miejscu ścianę, odpadły fragmenty muru i znaleziono cedrową szkatułę, której nie można było otworzyć żadnym kluczem.

Ale szkatuła ta nie mogła zawierać skarbu, który zgodnie z legendą miał się składać z różnego rodzaju kosztowności. Była zresztą tak lekka, że uznano ją za pustą. Niemniej ciekawość musiała zostać zaspokojona, więc ją rozbito.

Co znaleziono w tej tajemniczej szkatułce? Skarb?
Nie wiem, czy powinienem powiedzieć „nie” czy „tak”.
Ponieważ odpowiedź jest nieco kłopotliwa w kontekście jasnowidzenia, o którym opowiadam, powiem zarówno tak, jak i nie.

Bo chociaż naczynia ze srebra i złota oraz całe mnóstwo innych, jednych cenniejszych od drugich przedmiotów nie wydobyło się cudownie z tej szkatuły, to jednak znaleziono w niej pergamin, na którym wymieniono wszystko, co składało się na skarb, i potwierdzono jego istnienie – choć bez wskazania dokładnego miejsca ukrycia.

Od tamtej pory wykonano wiele wykopalisk, lecz do dziś niczego nie odnaleziono.


A jasnowidz? – zapytacie.
Jasnowidz już nic nie widzi, choć jego zdolność podobno wciąż istnieje.

Nie chcąc nadmiernie przedłużać tego artykułu przez szczegóły, które mogłyby się tu wydać zbędne, ograniczę się do postawienia kilku pytań, które – jak sądzę – nie zostały jeszcze należycie zbadane, a z naukowego punktu widzenia z pewnością zasługują na uwagę:

  • Dlaczego jasnowidzenie – czy to naturalne, czy magnetyczne – nie może (a przynajmniej zdaje się nie móc) penetrować wnętrza ziemi w celu znalezienia skarbu?

  • Jeśli właściwe jasnowidzenie zawodzi w tym przypadku, dlaczego podobnie jest – lub wydaje się być – z ekstremalną wrażliwością niektórych organów, które u pewnych osób potrafią przecież odbierać najsubtelniejsze, najdelikatniejsze emanacje?

Jeśli tak rzeczywiście jest, mamy do czynienia z wyjątkiem (1), który fizyka powinna próbować wyjaśnić.

C. P.


(1) Odnotowano rzadkie przypadki odkrycia zakopanych pieniędzy lub złóż metali przez somnambulików.C. L.

źródło: Seconde vue naturelle