W końcu poprzedniego wykładu doszliśmy do rozpatrzenia teorji intuicji lub sumienia -teraz zajmijmy się tą kwestja. Każdy człowiek uświadamia sobie w większym lub mniejszym stopniu obecność głosu wewnętrznego, nie zależnego od intelektu. Głos ów przemawia w nim już to rozkazującym, już to łagodnym tonem; poddaje mu, by czynił to lub owo, albo go wstrzymuje od tych aktów.
Niekiedy pobudza to do wykonania jakiegoś czynu wzniosłego, kiedy indziej zaś kusi do
popełnienia przestępstwa. Zwykle nazywamy ów głos w przejawach wyższych „sumieniem”, w niższych zaś „pokusą”. Podania starożytne utrzymują, że z jednej strony człowieka stoi anioł, z drugiej zaś djabeł; pierwszy szepce, by czynić „dobro”, drugi – by czynić „zło”.
Podania owe symbolizują prawdę, jak to zobaczymy w dalszym rozumowaniu nad tą kwestja. Prócz „głosu sumienia” i „pokusy” istnieje głos, kierujący człowiekiem w powszedniem działaniu życiowem. Na tej linji nie powstaje kwestja „dobrego” i „złego” – przy załatwianiu różnych spraw, jak codzienna praca, operacje handlowe i t.p. Ten przejaw nazwiemy intuicją. Wielu ludzi korzysta z trzech powyższych terminów i wyraźnie widzi różnicę każdej z form, lecz nie może objaśnić, czem właściwie są owe przejawy i skąd pochodzą. Filozofja jogów objaśnia te zjawiska: nauka o Dharmie zależy poniekąd od tego objaśnienia; ponieważ spoczywa ona poczęści na filarze „sumienia” czyli „intuicji”: Jest to drugi filar, pierwszym bowiem jest objawienie, a trzecim pojęcie użyteczności.
Trzy owe kolumny są:
1) Głos Boży,
2) głos zdolności intuicyjnych człowieka,
3) głos rozumu.
Zobaczymy, co mówi filozofja jogów o intuicji i o naturze głosu, pochodzącego z tej części duszy. Aby zrozumieć naturę sumienia, intuicji, pokusy i innych uczuć, ukazujących się w polu sfer podświadomych umysłu, musimy cofnąć się nieco. W pierwszej naszej książce p. t.: „Filozofja jogi i okultyzm wschodni” mianowicie w wykładzie drugim i trzecim, mówiliśmy o różnych „rozumach” człowieka, o różnych płaszczyznach, na których umysł ludzki objawia swą działalność.
Przypomnijmy sobie, co było tam powiedziane o rozumie instynktowym, o rozsądku i rozumie duchowym. Mówiliśmy o nich wiele w kilku wykładach, wchodzących w zespół tak pierwszego, jak i obecnego kursu, i mamy nadzieję, że czytelnicy pojęli naturę każdego z tych rozumów.
Pokusy czyli pobudki do czynienia „złego” pochodzą z niższych sfer rozumu – z tych sfer zmysłu instynktowego, które są w styczności z żądzami zwierzęcemi, dążeniami, emocjami i t. p. Owe żądze, wzruszenia i dążenia, są przeżytkiem ubiegłych wieków. Są one „złemi” nie same przez się, lecz o tyle tylko, o ile odnoszą się do tej części historji duszy, którą już pozostawiliśmy za sobą, lub pozostawiamy obecnie. Mogły one kiedyś być najgłębszem „dobrem”, jakie było dostępne naszemu poziomowi umysłowemu w pewnym okresie historji naszego rozwoju. Mogły być daleko lepsze od wielu innych uczuć i postępków, jakie popełnialiśmy i odpowiednio do tego mogły wydawać się w swoim czasie głosem wyższego „Ja”, mającym wpływ na świadomość niższą. Teraz, gdy przeszliśmy granice tego stadjum, na którem wszystkie owe rzeczy były dobrem najwyższem i kiedy rozwinęliśmy się w dostatecznym stopniu, aby użytkować wyższe pojęcia prawdy, cała przeszłość wydaje nam się „złą” i przeżytą, a kiedy zarysy jej wchodzą w pole naszej świadomości z niższych sfer umysłu, dreszcz przechodzi nas na myśl, że pozostało w nas jeszcze tyle „zwierzęcego”. Nie należy jednak mieć się za „grzesznika” dlatego tylko, że istnieją w nas jeszcze owe myśli i dążenia.
Są one spadkiem przeszłości i wspomnieniami o „zwierzęcym stadjum naszego rozwoju”. Są to echa bytu minionego. Jeżeli uczuwacie, że natura zwierzęca, żyjąca w naszych ciałach jest jeszcze niedość poskromiona, to nie martwcie się tą rzeczą, skoro tylko możecie spoglądać na nią, jako na coś odrębnego od waszej „Jaźni”, bo fakt ów winien was uspokoić. Przedtem byłeś zwierzęciem, teraz widzisz, że jesteś nim tylko po części, a z czasem pozbędziesz się zupełnie namiętności zwierzęcych. Przeczytajcie, co napisano w tej kwestji w wykładzie pierwszym.
Na dalszych stronicach wykładu obecnego rozważymy kwestję natury zależności dobrego i złego; w ten sposób stanie się dla nas jasnem, dlaczego to, co nazywaliśmy kiedyś „dobrem”, stało się „złem” i jakim sposobem to, co nazywamy teraz „doskonałem” i „koniecznem” – w przyszłości stanie się „złem” i „niepotrzebnem”; rozwijając się, zaczynamy widzieć, że terminy: „prawidłowe” i „nieprawidłowe”, „dobre” i „złe” – są to nazwy względne i że z punktu widzenia Absolutu nie istnieje „zło”. W miarę, jak posuwamy się naprzód, wszystko to, co przerastamy, nazywamy „złem”, a to, do czego jeszcze nie dorośliśmy – „dobrem” poty, póki nie przyjdzie na nie kolej odrzucenia. Teraz chcemy tylko pokazać wam, że „pokusa” jest pobudką do powtórzenia jakiegoś przeszłego przeżycia, wskutek tego, że dążenie ku niemu jeszcze w nas nie wygasło. Podnosi ono głowę, bo tli jeszcze w nas zarzewie dogorywającego życia lub dlatego, że gasnące życie zwierzęce zostało wzburzone przez okoliczności lub wpływy zewnętrzne. Pozwólcie zwierzęcym namiętnościom umrzeć i nie trwóżcie się, patrząc na ich walkę: Intuicja może pochodzić albo od impulsów wysyłanych przez rozum duchowy, wdzierający się w pole świadomości, albo z podświadomych sfer intelektu. W ostatnim wypadku intelekt rozwiązuje jakikolwiek problemach, nie poruszając świadomości i przybrawszy w formę ich rozwiązanie, wprowadza je we właściwym czasie na pole świadomości, przyczem rozwiązanie kwestji wydaje się tak pewnem, że zostaje przyjęte. Jednak pewna ilość intuicji zależy od rozumu duchowego, który nie „rozmyśla”, lecz „wie”. Rozum duchowy daje nam zawsze najlepsze, co możemy odeń przyjąć w naszym stadjum rozwoju. Troszczy się o nasz dobrobyt rzeczywisty i zawsze gotów jest pokierować nami, skoro tylko zechcemy. Nie będziemy obecnie wnikać w tę kwestję, zaznaczamy ją tylko mimochodem, by określić różnicę między intuicją a sumieniem. Sumienie rozwiązuje kwestje „dobrego” i „złego”, ale istnieją też kwestje prawidłowego postępowania, nie mające, bezpośredniego związku z etyką i moralnością, które jednak sumienie rozwiązuje w zgodzie z naszemi najwyższemi pojęciami o etyce. Sumienie informuje nas, czy dany fakt zgadza się z wyższą miarą etyki, dostępną dla nas na danym stopniu rozwoju, a intuicja mówi nam, czy krok taki będzie mądrym z punktu widzenia dobra najwyższego.
Sumienie jest jakby światłem rozumu duchowego, przenikającem przez zasłony, któremi okryta jest nasza dusza: jest to określenie dość ciężkie, które musimy sobie wyjaśnić, światło rozumu duchowego ciągle dąży do utorowania sobie drogi ku niższym płaszczyznom myślowym i część owego światła przenika do sfer najniższych, ale tam jest ona mało widoczna, ponieważ nie przepuszczają go zasłony niższych przymiotów naturalnych, otaczające duszę. Lecz w miarę tego, jak zasłony owe opadają jedna po drugiej, światło staje się widocznem: nie dlatego, że zbliża się do duszy, lecz że centrum w naszej świadomości posuwa się w kierunku Ducha. Dzieje się to podobnie, jak w kwiecie opadają płatki wewnętrzne, gdy rozkwita. Przypuśćmy, że w środku pączka znajduje się źródło światła, którego promienie winny przebijać się przez wszystkie płatki kwiatu – nazewnątrz. W miarę tego jak pączek rozkwita, i płatki opadają, światłu pozostaje coraz mniej przeszkód, aż nareszcie kwiat zostaje cały oświetlony. Jestto podobieństwa sztuczne, lecz musieliśmy uciec się do niego. Spróbujemy dać drugie porównanie, również proste, ale może bardziej zrozumiałe. Wyobraźcie sobie małą, lecz silną lampkę elektryczną, owiniętą kilka razy jakąkolwiek tkaniną. Światło – to duch, lampka – rozum duchowy, przez który duch promieniuje przy minimum oporu. Zdejmijmy górną warstwę tkaniny. Warstwa następna otrzymuje i przepuszcza więcej światła niż ta, którą dopiero co zdjęliśmy. Zdejmujemy drugą warstwę i znajdujemy trzecią, przepuszczającą jeszcze więcej światła, niż druga itd.
Zdjęcie każdej następnej warstwy odkrywa coraz więcej światła, coraz jaśniejszego i jaśniejszego, aż w końcu wszystkie warstwy tkaniny zostaną usunięte i światło-duch zabłyśnie przez przeźroczystą jak szkło powierzchnię rozumu duchowego. Gdyby warstwy tkaniny mogły myśleć, to patrzyłyby na całe owo otoczę tkaniny (z lampką w środku) jako na swoje „Ja”. Każda warstwa tkaniny wiedziałaby, żte znajdująca się pod nią warstwa jest od niej jaśniejsza. Druga warstwa wydałaby się pierwszej pełną dobra, lecz czwartej lub piątej wydała by się zupełną ciemnością w porównaniu z nią samą.
Tymczasem każda następna warstwa wydawała by się jaśniejszą od poprzedniej. Sumienie jest światłem ducha, lecz my widzimy jeno słabe światło, ponieważ mroczą je okrywające zasłony; widzimy tylko tyle światła, ile go przepuszcza tkanina. Nazywamy wewnętrzną warstwę sumieniem. Czy zrozumieliście tę sprawę? Teraz widzicie, czem się różnią między sobą sumienia odrębnych ludzi. Nie powinna rodzić się w was wątpliwość co do jasności samego źródła światła, wskutek tego, że warstwy okrywającej je tkaniny – przepuszczają światło w różnym stopniu. Rozwiążcie ten przykład, a zobaczycie, że w umyśle waszym zjawi się jaśniejsze pojęcie o wartości sumienia.
Nie lekceważcie głosu sumienia dlatego tylko, że widzieliście, jak sumienie człowieka nierozwiniętego, stojącego na niskim stopniu rozwoju pozwala mu czynić takie rzeczy, jakie wy uważacie za „złe”. To, co uważacie za „złe”, jest dobrem w porównaniu z najbliższemi niższemi stadjami rozwoju. Nie powinniście być dumni z tego, że wasze sumienie odpowiada bardzo wysokiemu kodeksowi etycznemu; w czasach obecnych istnieją dusze wcielone, traktujące wasz kodeks etyczny tak, jak wy traktujecie kodeks etyczny buszmanów. Wątpicie?
Dowiedziemy wam za pomocą przykładu. Uważasz się za uczciwego i prawdomównego. Czy możesz powiedzieć szczerze, że w ciągu miesiąca nie skłamałeś ani razu? Powiedz, położywszy rękę na sercu – przyczem pamiętaj, że „niewinne kłamstwo” oraz pewne uchylenie się od prawdy, uważane jest również za kłamstwo: – czy byłeś bezwzględnie prawdomówny i uczciwy choćby w ciągu jednego miesiąca? Kłamstwo w interesach handlowych, kłamstwo konieczne, „fachowe” – że się tak wyrazimy – „szczere” rozmowy w interesach twego zajęcia, grzeczność konwenansowa – wszystko to świadczy przeciw tobie. Nie potępiamy cię, wiemy, że nie możesz być lepszy, niż jesteś w dzisiejszem stadjum rozwoju ludzkości; robisz, co możesz najlepszego. Widzisz, że nie jesteś zupełnie uczciwy i prawdomówny, a to jest już duży krok naprzód. Lecz i to drobiazg; ludzkość popełnia większe przestępstwa, jeśli spojrzeć na nią, wzniósłszy się nieco ponad zwykły poziom. Czy niema nędzarzy? Czy wszyscy wasi bracia otrzymują swoją część z ogólnego zapasu, nagromadzonego przez ludzkość? Czy „wszystko” rzeczywiście jest „w porządku”, jak być powinno? Czy nie moglibyście wprowadzić jakiegoś ulepszenia w istniejącym porządku rzeczy? Wiemy, że sam jeden nie możesz zapobiec niczemu, lecz jesteś członkiem społeczeństwa i korzystasz z przywilejów, przypadających ci w dziale, jako członkowi społeczeństwa; jesteś jednym ze stojących na rydwanie, który się toczy po ofiarach dzisiejszego porządku rzeczy. Wrażenie bólu, wywołane przez to wszystko, zmusi ludzkość do wyjścia z tego trzęsawiska, ludzie poczynają już odczuwać ból, zaczynają się niepokoić.
Ty możesz jedynie skonstatować fakt i chcieć, by zmiana nastąpiła. Bóg trzyma w rękach wolny koniec kłębka i rozwija go stopniowo. Winniście mieć wiarę i żądać, by sie rozwinął, bez względu na to, co takie rozwinięcie wam by przyniosło; dlatego że wasza dobra wola ocali was od cierpień, jakie przypadną w udziale tym, którzy nie chcą widzieć i żądać. Lecz nawet i te cierpienia mają swoją dobrą stronę, gdyż są momentem rozwoju. Wracając do tego przedmiotu, zapytujemy was, czy odczuwacie, że jesteście teraz lepsi i wyżsi od innych?
Morał, który wynika z powyższego, polega na tym, że nie należy potępiać. „Kto z nas jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamienie”. Nikt z was nie może się nazwać „dobrym” a jednak wszyscy idziemy po drodze postępu.
Żyjmy w zgodzie, czyniąc codzień najlepsze, co możemy, siejąc dobro słowem i czynem, nie chełpmy się swą cnotą, nie potępiajmy, czyńmy w miarę naszych sił to, co uważamy za najlepsze, lecz pozostawmy prawo innym czynienia tego samego; czyńmy swoje, nie mieszając się w cudze sprawy; nie prześladujmy nikogo, bądźmy pełni miłości i cierpliwości, i współczucia: uważajmy wszystko za część Wielkiej Całości, zrozumiejmy, że każdy postępuje, jak może najlepiej, zgodnie ze stopniem swego rozwoju; znajdujmy bóstwo w najnędzniejszym, najpodlejszym i najmniej rozwiniętym człowieku; istnieje ono w nim, choć ukryte, dąży jednak do przejawu: nakoniec bądźmy dobrzy. Oto nauka, jaką daje nam przykład lampki elektrycznej, owiniętej warstwami tkaniny. Zachowajcie go w duszy, niechaj wejdzie wam w krew, a zdobędziecie świat ducha.
Rozpatrzenie przykładu powyższego wskazuje nam, że sumienie jest głosem ducha, słyszanem przez ścianę niższych pierwiastków natury ludzkiej. Lub mówiąc inaczej, sumienie jest rezultatem poprzedniego doświadczenia i rozwoju człowieka plus tyle światła Ducha, ile go dany osobnik może przyjąć. Człowiek w swym rozwoju kierował się poprzedniem doświadczeniem i tworzył sobie nowe ideały, poznał niektóre potrzeby rozwijającej się duszy, poczuł impulsy, które kierowały nim do sfer wyższych, uświadomił sobie swe pokrewieństwo z innemi ludźmi i całym Wszechświatem. Wszystko to szło ręka w rękę z rozwojem duszy.
Każde stadjum owego rozwoju, dawało człowiekowi wznioślejsze pojęcia o tern co jest „dobrem” i wymagało od niego coraz wyższego ideału. I najwyższym jego ideałem jest to, co nazywa on „dobrem”, chociaż może niezawsze postępuje zgodnie z jego zasadami. Światło Ducha rozjaśnia najwyższe dostępne mu szczyty ideału i wskazuje na nie, jako na cel, do którego należy dążyć, wznosząc się coraz wyżej. Jest to największy punkt, dostępny jego wzrokowi. Co prawda w miarę tego, jak człowiek posuwa się naprzód, światło wznosi się coraz wyżej, i oświetla szczyty coraz wyższe, których istnienia człowiek dotychczas nie podejrzewał. Kiedy dosięga punktu, który wydaje mu się najwyższym, spostrzega, że dosięgną} tylko wierzchołka pagórka, znajdującego się u stóp góry, gdy tymczasem przed nim, wznosząc się coraz wyżej a wyżej, jaśnieją szczyty prawdziwych gór, których najwyższy punkt jest jasno oświetlony przez Słońce Ducha. Są istoty rozumne, których zadanie polega na osiągnięciu niewidzialnych dla nas wyżyn, a celem tych, którzy są daleko za nami, jest najwyższy dla nich punkt, leżący znacznie niżej od nas, ponieważ myśmy go już dawno porzucili, wspiąwszy się wyżej. Musimy rozumieć to wszystko, jeżeli chcemy wytworzyć jasny obraz działalności ideałów i sumienia innych ludzi. Nie możemy potępiać, obowiązek nasz w stosunku do innych nie polega na tern, by ganić ich za to, że nie osiągnęli wyżyn, jakie my już osiągnęliśmy, lecz na tem, by krzepić ich pocieszającą nowiną i pomagać, wskazując im drogę. Oto co czynią dla nas nasi starsi bracia, czyńmy to samo dla tych, którzy znajdują się poza nami na drodze.
W zakończeniu zwracamy uwagę na to, że sumienie jest jednym z filarów, podtrzymujących gmach Dharmy. Jestto filar nader ważny, lecz nie jedyny. Wskazuje ono szczyt najwyższy, który możemy widzieć na naszym stopniu rozwoju,lecz widziana przez nas wyżyna nie jest najwyższą ze wszystkich, i nie możemy zadawalać się tem, że ją widzimy. To, co stoi poza sumieniem, jest absolutną powagą, lecz samo sumienie jest względne i powagą nie jest, ponieważ rozwój nasz jest niedostateczny i zasłony, w które spowitą jest nasza dusza, za-gradzają dostęp do niej promieniom światła duchowego. Nie bacząc na to, będziemy dążyli do światła. Przypomnijmy sobie słowa starego hymnu:
Prowadź mię, o Słodkie Światło, przez ciemności jakie mnie otaczają.
Prowadź mię!
Noc jest ciemna, jestem daleko od domu.
Prowadź mię!
Skieruj me kroki, nie proszę bym mógł widzieć Daleką przestrzeń, wystarczy mi jeden krok.
Prowadź mię!
Trzecim filarem podpierającym gmach nauki o Dharmie, jest teorja utylitarna, o której mówiliśmy w ostatnim wykładzie. Nauka o Dharmie, uznaje wartość tej teorji, jako jednej z kolumn, ale jednocześnie widzi, że jest ona zbyt słaba, aby mogła być jedyną podstawą etyki. Prawa ludzkie, zebrane w kodeksach, statutach i t. p, są oparte prawie w całości na pojęciach utylitarnych, chociaż niektórzy pisarze usiłują dowieść, że podstawą ich są przykazania Boskie. Prawo jest rezultatem dążenia ludzkości do nakreślenia kodeksu obyczajowego, odpowiadającego jej potrzebom. Prawa ludzkie podlegają zasadzie ewolucji: rozwijają się, zmieniają i doskonalą się od samego ukazania swego i tak będzie zawsze, ponieważ prawa zawierają błędy i nie są bezwzględne. Gdy sumienie idzie zwykle daleko naprzód przed rozwojem człowieka – prawa ludzkie zawsze pozostają za nim w tyle. Sumienie wskazuje zawsze o jeden stopień wyżej, gdy prawo zostaje wprowadzone w zastosowaniu do powstałej potrzeby i nabiera mocy tylko wtedy, gdy potrzeba staje się widoczna. Przytem prawo zwykle zachowuje siłę na pewien czas, często nawet bardzo długi, kiedy potrzeba już znikła. Prawo ludzkie jest wyrazem przeciętnego rozwoju umysłowego danego narodu; wyrazem, na który wywiera wpływ średni poziom „sumienia” narodowego. Rozum spostrzega usterki i stara się stworzyć prawo, by usunąć „zło” lub możność powstania „zła”. Sumienie może zmusić ludzkość, aby widziała, że niektóre prawa, choć zachowują siłę, stały się niesprawiedliwe, niemądre i uciążliwe, i gdy okazuje się oczywistem, czynią się próby zmiany, poprawki owych praw, lub na ich miejsce układane są nowe, bardziej zastosowane do nowych potrzeb ludzkości. Gdy naród na średnim poziomie swego rozwoju przerasta prawo, stara się je zmienić; skoro zaś większość danego narodu żąda owego prawa, otrzyma je prędzej czy później.
Ewolucja praw odbywa się powoli, lecz odbywa się zawsze i nigdy nie idzie zbyt daleko za średnim poziomem, widząc, jak niedoskonałe i często niesprawiedliwe bywają prawa z punktu widzenia wybranych – i podobnież to widzą ludzie, stojący niżej średniego poziomu – ale z innych przyczyn. Pierwszym – prawo wydaje się niedoskonałem dlatego, że stoi poza wymaganiami sprawiedliwości i potrzeb ludzkości; innym zaś wydaje się niedoskonałem dlatego, że wyprzedza ich pojecie etyki. Wogóle prawa narodu mniej lub więcej odpowiadają potrzebom, idejom i rozwojowi umysłowemu ludzi przeciętnych, należących do danej narodowości. W miarę tego jak człowiek przeciętny rozwija się – zmieniają się prawa, stosując się do człowieka, tj. człowiek wywołuje ewolucję prawa, uznając jego niedoskonałość. Niektórzy myśliciele utrzymywali, że idealnym porządkiem rzeczy byłyby „monarchja absolutna z aniołem na tronie”, gdy inny szereg myślicieli rysuje społeczeństwo, tak wysoko stojące pod względem swego rozwoju umysłowego, że prawa ludzkie mogłyby być w niem odrzucone, jako coś obrażającego, ponieważ w lakiem społeczeństwie nie odczuwano by ich potrzeby: każdy sam byłby prawem dla siebie. W środowisku tak idealnych ludzi panowała by idealna sprawiedliwość. Oba przytoczone warunki przypuszczają „doskonałość” albo w osobie władcy, albo w samym narodzie. Prawa danego kraju albo rzeczywiście odpowiadają potrzebom i poglądom przeciętnego mieszkańca danego kraju, albo są przez nich tolerowane – jestto prawdziwe zarówno dla monarchji absolutnych jak i dla tak, zwanych krajów demokratycznych, dlatego, że prawdziwa wola narodu prędzej czy później, daje znać o sobie. Nie można włożyć jarzma na żaden naród, jeżeli ten sam nie podstawia swej szyji; skoro zaś przerasta owo jarzmo, wówczas ją usuwa. Należy pamiętać, że mówimy naturalnie o narodzie, nie zaś o jednostkach oddzielnych. W ten sposób prawa danego narodu odpowiadają zawsze potrzebom przeciętnego obywatela i są dla niego najlepszemi, jakiemi się może kierować, a co z tego wynika, są właśnie takiemi, jakie są mu w danej chwili potrzebne. Lecz jutro może stanie się on godzien lepszych praw i odczuje ich potrzebę. Prawo nie jest nieomylne i doskonałe, lecz jest niezbędne, jako filar, podtrzymujący świątynię etyki. Jest ono powszednim pojęciem etyki, skrystalizowanem w formie tymczasowej, by kierował się nią naród, który stworzył tę formę. Każde prawo jest kompromisem i zawsze kogoś krepuje. Zasadą teorji prawa jest „jaknajwiększy pożytek dla jaknajwiększej ilości ludzi”.
Obrońcy szkoły utylitarnej wskazują na fakt, że człowiek nazywa „złem” to, co sprawia mu przykrość lub cierpienie. Tak naprzykład człowiek niechce być ograbiony lub zabity, wskutek tego wytwarza się w nim przekonanie, że grabież i zabójstwo są przestępstwem, i oto stopniowo powstają prawa. mające na celu uprzedzenie i ukaranie tych postępków. Człowiek wstrzymuje się od grabieży i zabójstwa, aby ze swej strony korzystać z bezpieczeństwa, które gwarantuje mu fakt, że te postępki uważane są za złe, i że stworzono prawa, które ich zabraniają. W taki sam sposób, widząc, że społeczeństwo cierpi z powodu złego obchodzenia się człowieka z dziećmi, ludzie nazywają taki stosunek „złym” i uczucie etyki wywołuje stworzenie prawa, które karze i zakazuje złego obchodzenia się z dziećmi. Tak rozumują utylitaryści i rozumowanie ich jest w pewnych granicach zupełnie słuszne, ponieważ taka jest historja prawa i taka jest jedna strona pojęcia „dobrego” i „złego”. Lecz w pojęciach owych jest coś więcej, niż tak egoistyczne poglądy (które choć są egoistyczne, są zupełnie na miejscu, jak zresztą wszystkie przejawy egoizmu).
Utylitarysta nie zwraca uwagi na fakt, że rozwój duchowy człowieka wywołuje w ludziach coraz większe i większe współczucie dla cierpień bliźnich i że kiedy widok cudzych cierpień staje się nie do zniesienia, ukazuje się nowe pojęcie o „dobrem” i „złem” i powstają nowe prawa, odpowiadające nowym warunkom. W miarę jak dusza się rozwija, zaczyna odczuwać bliskość swoją z innemi duszami i wznosić się do pojęcia o Zjednoczeniu wszystkiego, co istnieje i choć uczucia owe mogą być egoistyczne, w każdym razie są uczuciami i działalnością rozszerzonego „Ja”. Ludzkie uczucie sprawiedliwości rozwija się nietylko dlatego, że w miarę rozwoju umysłowego człowiek wytwarza sobie wyższe pojęcie o sprawiedliwości bezwzględnej, lecz także i dlatego, że jego rozwijająca się dusza zmusza go, by odczuwał pokrewieństwo z innymi i doznawał przykrości na widok cierpień i obelg, które tym duszom przypadają w udziale. Sumienie jego rozwija się: miłość i zdolność zrozumienia rozszerzają się. Z początku człowiek troszczy się o siebie, a wszystkich innych ludzi uważa za „Obcych”, potem zaczyna odczuwać pewną „jedność” z rodzicami, żoną i dziećmi, dalej ze wszystkiemi krewnemi, następnie ze swoim plemieniem, z narodowością, z rasą, z całą ludzkością i w końcu ze światem nieosobowym. W miarę tego, jak poczucie jedności w człowieku rozszerza się i rozwija, nabiera on coraz wyższych pojęć o sprawiedliwości i prawie. Nie jest to zależne jedynie od intelektu: promienie rozumu duchowego są coraz jaśniejsze, coraz wyraźniej oświetlają intelekt. W miarę tego, jak stopień oświaty idzie naprzód, ludzkie uczucie sprawiedliwości rośnie i rozrasta się, występują nowe pojęcia o „dobrem” i o „złem”. Widzicie zatem, że teorja utylitarna, jest zupełnie słuszna w pewnych granicach, lecz żeby zrozumieć ją jak należy, trzeba wziąć pod uwagę narówni z rozsądkiem i wyższe pierwiastki rozumu. Człowiek znajduje, że ideałem jego jest nietylko szczęście większości, lecz i szczęście wszystkich ludzi; sądzi też, że nie może być szczęśliwy, póki wszyscy nie będą szczęśliwi. Rozumie, że jeśli niema sprawiedliwości dla wszystkich, to niema jej dla nikogo. W ten sposób posuwa się ciągle naprzód, postępując zgodnie ze swym poglądem, odchylając się, cofając się, popełniając szaleństwa, ale zawsze pobudzany rosnącą w jego umyśle świadomością, z której nie zdaje sobie sprawy, póki oczy mu się nie otworzą, lecz która wywołuje w nim niezadowolenie i niepokój, zmusza go do dążenia naprzód w poszukiwaniu nieznanego. Teraz, kiedy zaczynacie rozumieć, o co chodzi, będziecie już mniej cierpieli, bo zrozumienie koić będzie wrasze męki, będziecie mogli stanąć z boku i spoglądać na cierpienia ludzi, szukających rozwiązania kwestji „dobrego” i „złego”. Strzeżcie się jednak wypowiadać swe myśli otwarcie, ludzie ci nie są jeszcze przygotowani do ich przyjęcia, zwrócą się przeciwko wam i rozszarpią was, uważać was będą za ateistów, anarchistów, niemoralnych i Bóg wie za co. Pozostawcie ich w spokoju z ich nieomylnym kodeksem praw i etyki, zmieniającym się z dnia na dzień: niech wydają i zmieniają swe prawa! jest to dla nich dobre, i muszą to czynić, aby uwolnić się od klęsk, jakie na nich spadają. Niechaj się wiążą pętami prawideł rutyny, niech kładą na siebie łańcuchy, skoro im się to podoba; niech potępiają swych braci za to, że rozumieją rzeczy inaczej, niż oni. Taką jest ich natura w danem stadjum rozwoju.
Lecz niech wszystkie owe fakty was nie trwożą; wiecie, że cały system zmieniających się praw i etyki, jest częścią wielkiego rozwoju i że każda zmiana jest krokiem naprzód, choć ani jeden krok nie może być uważany za absolutny i nieomylny. Wiecie, że dopóki nie zaszczepi się między ludźmi świadomość ojcostwa Boga i braterstwa wszystkich ludzi – świadomość i spełnienie Wszechjedności – nie może zapanować prawdziwy pokój i harmonja na ziemi. Stańcie z boku i pozwólicie się dzieciom bawić. Rozwijające się życie duszy tłumaczy nam cały szereg zadań, dążenie do zgody potrzeb i praw ludzkich, dążenie do odkrycia najwyższej miary dobrego i złego. Ludzkość czyni wszystko, co może; każda jednostka czyni najlepsze, co może i posuwa się po drodze, oświetlonej światłem ducha. Trzymajcie się zawsze tego, co uważacie za najlepsze, wiedząc, że i najlepsze jest jeno krokiem ku dobru prawdziwemu; nie potępiajcie tego, czyje „najlepsze” jest tern, czem jest wasze „najgorsze”. Nie pogardzajcie prawami ludzkiemi, choćbyście widzieli ich niedoskonałość: są one ważnym czynnikiem rozwoju ludzkości. Choć nie są bezwzględne i doskonałe, są jednak najlepszem, na co stać współczesnego człowieka. Pamiętajcie, że tylko Całość – Jedność – Absolut jest nieskończony, bezwzględny i doskonały. Pamiętajcie, że dojrzewa powoli wśród ludzi świadomość tożsamości z Absolutem. Wy, którzy rozumiecie, uświadomiacie sobie ową wspólnotę; wy, zaczynający dopiero rozumieć znaczenie słowa: „Jestem” – bądźcie jak skała, o którą uderzają i rozbijają się fale morskie. Niech fale zjawisk względnych kierują się na was: nie lękajcie się, nie mogą wam wyrządzić szkody. Mogą one tylko oświecić i oczyścić was, a gdy odpłyną znowu do morza, wy będziecie, jak przedtem, stać mocno i niewzruszenie. Lub bądźcie, jak człowiek, patrzący z okna na gromadki małych dzieci, które bawią się, kłócą, godzą się, urządzają zabawy, tworzą ich prawidła, nakładają sobie kary i przyznają nagrody. Patrzcie tak na otaczających was mężczyzn i kobiety, którzy i które biorą życie widm za coś rzeczywistego. Kochajcie i starajcie się zrozumieć ich, jak się rozumie i kocha dzieci, chociażby nie wiedzieli, czego wy chcecie, chociaż nie mogliby zrozumieć waszego punktu widzenia. Mamy nadzieję, że teraz zrozumieliście, iż wszystkie ogólnie przyjęte teorje etyki – teorja objawienia, intuicji oraz utylitarna – nie obalają się nawzajem, lecz dopełniają. Każda z nich ujawnia pewną fazę prawdy, każda ma swój sens. Wszystkie owe filary podtrzymują gmach Dharmy. Rozpatrzymy teraz naukę o Dharmie w całości. Jakeśmy to powiedzieli wyżej, słowo: Dharma oznacza „prawidłowe działanie”, lub mówiąc ściśle, Dharma jest prawidłem działalności i życia, najlepiej przystosowanem do potrzeb indywidualnej duszy, przystosowanem do współpracy z nią, przy dojściu do największego stopnia rozwoju.
Jak to już zaznaczono w niniejszym wykładzie, kiedy mówimy o Dharmie jakiegoś człowieka, rozumiemy pod tym najwyższy stopień etyki, możliwy w jego płaszczyźnie rozwoju. Sądzimy, że czytelnik przyswoił już sobie myśl, że nauka o Dharmie uważa „złe” i „dobre” za pojęcia względne i że jedyne dobro bezwzględne mieści się w „Absolucie”; „zło” absolutnie nie istnieje, a względnie widziane przez nas, jest poprostu rezultatem niskiego pojęcia „dobra”, mówiąc krótko, niema postępków, absolutnie „złych”; mogą one być jedynie uważane za takie przez człowieka, który je obserwuje. Nauka taka może być niebezpieczną, lecz zatrzymamy się nad nią, by ją rozpatrzyć.
Studjując historję rozwoju ludzkości, zauważycie, że najwyższe ideały człowieka w stanie dzikim, były nie o wiele wyższe od zwierzęcych. Nie uważano wówczas za „złe” zabójstwa, kłamstwa lub kradzieży. Niektóre narody nawet odnosiły się z szacunkiem do człowieka, który popełnił takie postępki względem ludzi, nie należących do jego rodziny lub plemienia.
Zabójstwo członka plemienia było uważane za złe, dlatego, że czyn ten osłabiał moc wojenną i siłę odporu tegoż plemienia, stąd stopniowo powstała myśl, iż zabójstwo jest „złem” w tym wypadku, gdy jego ofiarą staje się swój, a „dobrem”, nawet zalecanem, jeżeli zabity należał do plemienia obcego. W obecnych czasach taki pogląd wydaje się barbarzyńskim, lecz pozostałości jego zachowały się po dziś dzień u tak zwanych narodów ucywilizowanych, które wciąż jeszcze uważają za właściwe zabójstwo ludzi innej narodowości i odebranie im własności, jeżeli przedtem została wypowiedziana wojna; w tym wypadku różnica pomiędzy dzikim a ucywilizowanym człowiekiem polega na tym, iż pierwszy wyprowadza logiczny wniosek ze swego poglądu, nie czekając na wypowiedzenie wojny. Na tym polega cała różnica. A więc widzimy, że popełniając uczynki, nazywane obecnie przez nas „przestępstwami”, człowiek dziki nie otrzymywał żadnej nagany, skoro objektem jego przestępstwa była osoba należycie obca jego krwi lub plemieniu, owszem w zgodzie z obyczajami i etyką ówczesną. Im cięższem było przestępstwo, tem za bardziej „prawy” lub „lepszy” uczynek było uważane. W miarę rozwoju ludzkości niemało z tych prawych uczynków zostaje uznanych za złe, dzięki objawieniom, wygłaszanym przez kapłanów i proroków; pojęcia zła i dobra zmieniają się u ludzi zgodnie z przebudzeniem się sumienia, wypływającem z nieświadomego uznania swego pokrewieństwa z innemi ludźmi oraz ewolucji pojęć „użyteczności” i „społeczności”, które powstają wraz z rozwojem intelektu ludzkości. W miarę rozwoju ideały ludzkości stają się szersze i wznioślejsze. Uczynki uważane przed kilkoma wiekami, nawet przez ludzi wyższych, jako „dobre” i „prawe”, obecnie są uważane za „złe” i „niskie”. I tak samo wiele z tego, co się nam w obecnych czasach zdaje być zupełnie naturalne, zostanie uznane przez naszych potomków za zły, barbarzyński i niemożliwy przeżytek. Przeczytajcie, naprzykład obrazek z życia średniowiecza i spójrzcie, jak się zmieniły ówczesne ideały i pojęcia moralności. A potem weźcie epokę bardziej zbliżoną do naszych czasów i zwróćcie uwagę, jak się zmienił pogląd na niewolników, w porównaniu z tem, co było 50 lat temu, nie mówiąc już o tem, co było przed stu laty.
Następnie, przeczytajcie n. p. utwór Bellamy’ego „Za sto lat” i ujrzycie, jak gruntownie może się zmienić opinja publiczna. Przytaczamy tę książkę tylko jako przykład, lecz nie twierdzimy, iż opisane tam zmiany nastąpią w rzeczywistości: święcie jednak wierzymy, że ludzkość oczekują nie mniej zasadnicze reformy, jak wymienione w tej powieści, a dalej idąc, widzimy, że w naszych czasach ludzie znajdujący sic na różnych stopniach rozwoju, posiadają odmienne ideały, i niema określonego raz na zawsze przez opinję publiczną, pojęcia „zła” i „dobra”. Możemy jedynie się zgadzać co do zasadniczych praw moralnych, ale bardzo różnić się będziemy w poglądach na pytania drugorzędne. Przeciętny rozwój umysłowy i sumienie narodu odzwierciadlają się w kodeksie prawnym i opinji publicznej, chociaż, jak już zaznaczyliśmy, prawa zawsze są zapóźnione w stosunku do najbardziej przeciętnych ideałów, jak również przeciętny poziom sumienia zwykle wyprzedza ogólnie przyjęte zasady postępowania. Człowiek przeciętny mniej lub więcej zadawala się punktami prawda istniejącego w danym okresie, wiele jednak z tych punktów uważa się za bardzo surowe lub oparte na pojęciach abstrakcyjnych o „dobrem” przez ludzi, na których kamieniem ciąży prawo. Przeciwnie ludziom, którzy stanęli ponad poziomem przeciętnym, prawo wydaje się oparte na „tabu” bardzo przestarzałych i dlatego uważane jest przez nich, jako nieodpowiednie, beztreściwe i mniej lub więcej niesprawiedliwe.
Nie tylko „dobre” z biegiem czasu staje się „złem”, lecz wiele rzeczy „złych” przestaje być uważane za takie, i uznane są za dobre i zupełnie właściwe z punktu widzenia wiedzy wyższej. Na wielu uczynkach ciążyło „tabu”; uważane były one za złe, gdyż nie odpowiadały ogólnie przyjętym w danej epoce pojęciom religijnym czy społecznym; gdy zaś zmieniły się obyczaje i udoskonaliły pojęcia religijne, usunięto „tabu”; które mało zakazanych uczynków zaliczono do kategorji „złych” przez kapłanów, gdyż tym ostatnim było to na rękę i potęgowało ich władzę. Łatwo zauważyć, iż z biegiem czasu, przeciętny poziom umysłowy i poziom sumienia, znajdujący swój wyraz w formach „opinji publicznej” oraz prawa wymagają od człowieka większego szacunku dla bliźniego, i zmuszają go być „lepszym”. Dzieje się to wskutek rodzącej się świadomości, że wszyscy ludzie są sobie bliscy, wskutek poznania jedności wszystkiego istniejącego (poznanie, które częstokroć jest nieświadome). Łatwo również zauważyć, że w tym czasie, gdy do wyżej wymienionych stosunków ogólno-ludzkich, coraz bardziej zastsowuje się miara (dobrego): z uczynków, wchodzących w zakres myśli osobistej, życia i działalności człowieka, stopniowo zostaje usunięte „tabu”.
Jeżeli z biegiem czasu od człowieka spodziewamy się coraz to lepszego postępowania z bliźnim, to z drugiej strony musimy dać mu więcej swobody w działaniu i możność otrzymania wolnego pola do harmonijnego przejawu jego działalności, zamiłowań, uczuć, jego myśli, jego „Ja”, jak powiada Edward Carpenter. Blokada kończy się, „tabu” zostaje zawieszone i człowiek potrosze otrzymuje możność „bez obawy i wesoło żyć własnem życiem” z zastrzeżeniem, iż musi w stosunku do swych braci i sióstr okazywać dobrą wolę.
Lecz zasada Dharmy, która głosi, iż „dobro” i „zło”, są to jedynie pojęcia względne i zmienne, nie zaś bezwzględne i niezmienne, nie może uniewinniać człowieka, co popełnia takie zło, lub taką niesprawiedliwość, której by nie popełnił z punktu widzenia pojęć dawnych. Przeciwnie, Dharma wymaga od człowieka, by kierował się najwyższym dostępnym mu pojęciem „dobra” i oczekuje od niego spełnienia dobrych uczynków dla samego „dobra”, nie zaś dlatego, iż prawo do tego zmusza. Dharma chce, żeby uczynki człowieka były prawe nawet w tym wypadku, gdy prawo nie znajduje się w stanie należytej doskonałości. Dharma uczy człowieka, że skoro ten sądzi jakikolwiek akt za czyn dobry, to powinien go za taki uważać, chociażby opinja publiczna i prawo, odpowiadające niskiemu poziomowi moralnemu, twierdziły wręcz przeciwnie. Prawdziwie rozwinięty człowiek zawsze znajdować się będzie na czele, nigdy na tyłach przeciętnego poziomu pojęć moralności, Dharma nie uczy również, że człowiek nierozumny i nierozwinięty może swobodnie i bezkarnie popełniać przestępstwa w stosunku do swych bliźnich, uważając, iż ma prawo do tego. Chociaż nikt nie nazywa „złym” kota co kradnie lub też lisa co dusi kurczę, jednak człowiek ma za obowiązek przeszkadzać tym stworzeniom w zbyt swobodnej uprawie swych instynktów. To samo można zastosować i do „przestępców”: uznając, że ich uczynki są jedynie wynikiem ich niedorozwoju umysłowego i duchowego oraz nieumiejętności, by żyć podług najbardziej elementarnych, dostępnych dla nich zasad moralności, my jednak nie mamy prawa pozwalać, by nam szkodzili. Przytem trzeba kierować się nie „karaniem” złoczyńcy, lecz jego ukróceniem i poprawą. Właściwie mówiąc, przestępcy to ludzie dzicy, barbarzyńcy, ich „złe” z naszego punktu widzenia uczynki byłyby w pojęciu dzikiego człowieka zupełnie prawe. Musimy przeto zachowywać się względem przestępców tak, jak gdyby to byli nasi młodsi bracia, niedorozwinięci, nieuświadomieni, ale zawsze bracia.
Zasada Dharmy polega na tem, iż każdy człowiek musi pędzić życie zgodnie z wymaganiami lepszej strony swej natury, wszystko jedno, czy to „dobro” znalazło miejsce w jego duszy dzięki objawieniu, intuicji w sumieniu, czy też wskazane jest przez rozum i względy praktyczne. W istocie rzeczy te trojakie wpływy odzwierciadlają się w jego duszy w większym lub mniejszym stopniu i „lepsza strona” natury człowieka jest połączeniem tych wszystkich wpływów. Gdy macie wątpliwości – otwórzcie duszę światłu ducha i oświetlona nim lepsza strona jest waszą Dharmą.
Druga zasada Dharmy zakazuje wam potępiać Dharmę innego, mniej rozwiniętego duchowo od was człowieka. Toć on nie patrzy waszemi oczyma i nie znajduje się na waszem miejscu. Ale możliwe, że stoi bliżej swego ideału, niż wy; jakże więc możecie go potępiać? Czyż jesteście tak doskonali dlatego, że swój ideał uważacie za jedyny? Czyż jesteście pewni, że wasz najwyższy ideał i najlepszy uczynek chlubnie wyjdzie z próby, gdybyście go mierzyli miarą „Absolutu”? Czy zastanawialiście się nad tem, że będąc w tej samej sytuacji, w której znajdują się nasi mało-rozwinięci bracia, postępowalibyście tak jak oni postępują dzisiaj? Wy oczywiście nie możecie postawić siebie na ich miejscu, gdyż możecie wyobrażać siebie tylko takiemi, jakiemi w danej chwili jesteście; gdy chcecie znaleść się na ich miejscu, to potraficie tylko myśleć o swoim „Ja” (ze wszyslkiemi jego doświadczeniami i teraźniejszemi dążeniami), okrytem cielesnością i odzieżą innego człowieka. Nie jest to całkowite podobieństwo; musielibyście odrzucić od siebie doświadczenie i dążenia teraźniejsze, a w zamian przyjąć doświadczenie i dążenia tego człowieka, do którego chcecie się upodobnić, a w takim razie, czyż nie będziecie czemś zupełnie innem, zamiast być sobą i czyż będąc czemś innem, nie będziecie wtedy postępowali stosownie do tej przemiany?
Uczeń, który uważnie śledzi nasze wykłady z dziedziny nauk etycznych, owych trzech kolumn, na których się opiera wielki gmach Dharmy, zapyta nas: a cóż wieńczy ów gmach i jaki szczyt sprawowania się zaleca nauka o Dharmie tym, którzy chcą przyjąć tę naukę? Co znajduje w tej świątyni człowiek, który do niej wchodzi? Posłuchajmy odpowiedzi, jaką na te pytania daje nauka o Dharmie.
Najważniejsza rzecz, o której powinniśmy pamiętać, badając prawa, „działania prawidłowego” z punktu widzenia Dharmy, to zasada, iż dusza człowieka jest czemś, co się doskonali, co się poszerza. Posuwa się wciąż naprzód, mijając stopień za stopniem, od najniższego do najwyższego – od podzielności do ostatecznej jedności. Taki rozwój jest celem życia, jego boskim planem. Jeżeli tak jest – to czyż nie widzicie wyraźnie, iż wszystko, co się tylko znajduje na drodze rozwoju, co mu bezpośrednio sprzyja, jest „dobrem”, jest działaniem prawidłowem. I przeciwnie również na tej samej zasadzie można twierdzić, iż wszystko, co stara się zahamować ten rozwój, przedłużyć go albo całkiem zniweczyć – powinno być uważane za „zło” lub „uczynek nieprawidłowy”.
Oczywiście, możecie użyć określeń, „niedobre” i „nieprawdziwe” miast mówić „złe” i „karygodne” albo też „mniej niedobre” i „mniej nieprawidłowe”, jeśli te słowa wam bardziej przypadają do smaku, lecz ich znaczenie, zawsze pozostanie to samo. „Prawidłowe” i „dobre” całkowicie się zgadza z planem rozwoju, tymczasem „złe” i „nieprawidłowe” dąży do powstrzymania go i zniszczenia jego pracy. Dla tygrysa jego krwiożerczość, mściwość, jest „prawidłową”, gdyż te cechy odpowiadają stopniowi jego rozwoju, lecz dla człowieka rozwiniętego duchowo, powrót na ten stopień jest „złem”, bo oznacza on krok wstecz, czyli cofanie się przed postępem. Dla duszy wysoce udoskonalonej, uczucia nienawiści, zemsty, zazdrości i t.d. będą „złem”, gdyż cechują powrót do minionych dawno stopni rozwoju i niezgadzają się ze znaczeniem i intuicją tego człowieka. Przy wchodzeniu na stopnie świątyni Dharmy, pewien człowiek może znajdować się na trzecim stopniu, inny zaś na piątym. Gdy człowiek, będący na piątym stopniu, zejdzie z powrotem na czwarty – będzie to dla niego cofnięciem się wstecz i „złem”; tymczasem dla człowieka na trzecim stopniu wejście na czwarty, będzie ruchem naprzód czyli „dobrem” pożądanem dla niego, bo jest to droga postępu. Prawo rozwoju i ewolucji prowadzi człowieka w górę. Wszystko, co zgadza się z tym prawem jest pożądane i „dobre”; wszystko co mu przeczy – niepożądanem i „złem”.
Jeśli nauczycielce trafi się niezdolny uczeń, który po forsownej nauce robi postępy nawet jak najmniejsze – będzie go chwaliła i będzie z niego zadowolona. Lecz ta sama nauczycielka zmartwiła by się bardzo, gdyby który ze zdolnych i przykładnych uczniów zachował się tak, jak chwalony przed chwilą uczeń zły. A tymczasem z pewnego punktu widzenia działanie obu uczniów jest identyczne, lecz gdy na tę sprawę spojrzymy szerzej – to znajdziemy wielką różnicę.
Starajcie się żyć zgodnie z waszym najwyższym ideałem. Nie zapomnijcie nigdy o swoim celu. Przeczytajcie uważnie wszystko, co się zawiera w pierwszym naszym wykładzie i nauczcie się „szukać” w swym sercu pierwiastku zła i wyrywać go z korzeniem. Poskromcie ukryte w was dzikie bestje. Umiejcie usuwać resztki przeszłości. Nauczcie się trzymać w cuglach najniższe instynkty zwierzęce swej natury, zapędźcie bestje w kąt klatki, nie lękajcie się jej zębów i pazurów. Uczcie się rosnąć i doskonalić się, aż osiągniecie taki stopień rozwoju, na którym będziecie mogli obejrzeć się na przebytą drogę i pojąć, iż Dharma stała się dla was cząstką przeszłości, gdyż wtedy zdobędziecie świadomość prawdziwego „Ja” i będziecie mogli oglądać wszystko w jego właściwem oświetleniu. Wtedy ujrzycie światło ducha, nie przyćmione żadnemi zasłonami. Przypomnijcie sobie słowa „Światła na drodze”: szukaj jej (t. j. drogi), nisko pochyliwszy duszę przed gwiazdą, której światło słabo w tobie migoce; w miarę tego, jak wciąż będziesz czuwał i hołd jej oddawał, będzie ona błyszczeć jaśniej a jaśniej. I wtedy dowiesz się, iżeś znalazł początek drogi. A gdy dojdziesz do końca, światło to nagle stanie się nieskończonem.
Wykład VIII pt “Dharma – ciąg dalszy “ DROGI DOJŚCIA JOGÓW INDYJSKICH” JOGI RAMA-CZARAKA, PRZEŁOŻYŁ A. LANGE, Warszawa 1923