Temat ten był wielokrotnie omawiany w czasopiśmie „Z. f. O.”, gdzie różni autorzy wyrażali swoje stanowisko w tej sprawie. Pan Georg Körtje – „Z.f.O.”, numer 2, strona 24 – patrzy na to zagadnienie z czysto technicznego punktu widzenia. Dla niego ciało ludzkie to nic innego jak kawałek przewodu, który można dowolnie używać jako element pośredniczący, a odbieranie fal radiowych – również przez ludzką antenę – to po prostu „prawidłowy proces fizyczny lub elektryczny, bez żadnych okultystycznych domieszek”.
Pani J. Kniese – numer 9, strona 25 czasopisma „Z. f. O.” – „Człowiek jako radiostacja” – idzie dalej. Dla niej ludzki mózg jest nadajnikiem i odbiornikiem fal myślowych, które, według jej obserwacji, są silnie wspomagane przez szyszynkę, która jest w tym procesie intensywnie zaangażowana. Jej wielokrotne eksperymenty przyniosły sukcesy, które – jak mówi pani J. K. – znacznie wykraczały poza granice zmysłowego świata.
Pan C. J. Margella – „Z.f.O.”, numer 10, strona 25 – podchodzi do zagadnienia bardziej z punktu widzenia okultysty, stawiając interesujące pytanie: „Jeśli nasze ciało reaguje na promieniowanie, czy nie jest możliwe, że całe nasze działanie to jedynie odtworzenie pierwotnych procesów równoległych, które emitują na nas z nieznanego źródła energii?”
To zdanie może wydawać się niektórym paradoksalne, ale chciałbym się nad tym zastanowić i spróbować wyjaśnić na podstawie moich obserwacji i doświadczeń, że takie założenie nie jest wcale niemożliwe. Nie każdy człowiek jest wrażliwy i nie każde indywiduum będzie użyteczne jako antena dla innych inteligencji, ale miałem okazję obserwować codziennie osobę, w której nieznane wpływy manifestowały się w różnych formach.
Kolega X. – nazwijmy go tak – był z natury porządnym człowiekiem, o doskonałej spostrzegawczości i dużej zdolności adaptacji, sumiennym i obowiązkowym w pracy, dopóki jego stan był normalny. Jednak okresowo następowała całkowita zmiana jego osobowości i X. stawał się zupełnie innym człowiekiem, popełniając czyny, które były w ostrym przeciwieństwie do jego zwykłego zachowania i które często można było nazwać wręcz przestępczymi.
W takich okresach X., który zazwyczaj był prawdomówny, miał niezwykłą skłonność do kłamstwa, kłamał bezsensownie i bezcelowo, ale – co było szczególne – X. sam wierzył w swoje kłamstwa, dla niego były to niepodważalne prawdy i był tak przekonany o prawdziwości swoich opowieści, że nawet sceptyczny słuchacz dawał się wciągnąć.
Po wielu tygodniach nabrałem przekonania, że kolega X. nie może być odpowiedzialny za swoje kłamstwa. Był – jeśli podążyć za tą myślą – ludzką anteną, która była zmuszona przekazywać informacje z nieznanych źródeł energii, mówił to, co niekontrolowane podszepty mu przekazywały, i całkowicie się w tym zatracał.
Czasami inicjował wielkie przedsięwzięcia i projekty, wykazując przy tym rzadkie zrozumienie dla praktyk handlowych i wybitne zdolności organizacyjne. Podstawy dla jego ambitnych pomysłów i planów nigdy nie istniały, a mimo to często przekonywał chłodno myślących i precyzyjnie kalkulujących ludzi do współpracy.
Ze względu na swoje zmienne usposobienie, nie nadawał się do żadnej pracy o ścisłych ramach, więc ostatecznie zajął się pisarstwem, a inspiracje musiały przychodzić do niego z innego wymiaru, gdyż czasami osiągał zdumiewające rezultaty.
W młodości nie ukończył żadnej wyższej szkoły poza gimnazjum, a w późniejszych latach życia miał tylko laickie pojęcie o nowoczesnych osiągnięciach techniki. Jednak gdy miał pióro w ręku, pisał artykuły o najtrudniejszych zagadnieniach technicznych, zarówno o lotnictwie, jak i o podwodnych eksploracjach, i poważne czasopisma fachowe, redagowane przez inżynierów zaznajomionych z tymi tematami, uznawały te artykuły za godne druku, co oznacza, że musiały być technicznie poprawne, logiczne i niepodważalne.
Nasze prace pisemne wykonywaliśmy razem w jednym pokoju. Zdarzało się, że kolega X., z rękami założonymi na plecach, przechadzał się po pokoju, unikając nieistniejących cieni, które tylko on widział, czasami – co zwróciło moją uwagę – przestraszony i pobladły. Często skarżył się na tępy ból w głowie, szczególnie w okolicach ciemienia. To pokrywałoby się z obserwacjami pani J. K., która mówiła o intensywnym zaangażowaniu szyszynki w odbieranie fal myślowych.
Charakterystyczne było, jak zewnętrzny wygląd tej nieszczęsnej ludzkiej anteny zmieniał się zgodnie z jego bieżącymi ideami. Wyraz twarzy myślącego uczonego przechodził w oblicze przebiegłego intryganta, cyniczna brutalność ustępowała miejsca łagodnej dobroci. W wieku około sześćdziesięciu lat, ciesząc się dobrym zdrowiem, kolega X., w zależności od tego, co go opanowywało, mógł wyglądać na 20 lat starszego lub 20 lat młodszego. Czasami zmęczony, niedbale ubrany, z opadającymi kącikami ust, workami pod oczami, patrzył na mnie spojrzeniem starca. Następnego dnia, zdominowany przez erotyczne pomysły, przywiązywał dużą wagę do swojego wyglądu. Z błyszczącymi oczami, rumianymi policzkami, z dołeczkiem w brodzie, szedł na randkę z elastycznością czterdziestolatka, a po powrocie, szczęśliwy i uradowany swoimi sukcesami, był przekonany, że znalazł królową swojego serca i dopełnienie swojego ja.
Jednak ogólnie rzecz biorąc, nieszczęsnemu koledze X. przynosiło więcej cierpienia niż radości jego dziwne usposobienie. Pod wpływem wrażeń z wyżyn i głębin, miotany różnorodnymi odczuciami, nigdy nie był w równowadze psychicznej. A ponieważ świat widzi tylko grubą, zmysłową stronę wszystkich rzeczy, X. był niezrozumiany i często płacił za grzechy, które trudno było uznać za jego własne.
W dawnych czasach o takim dziwnym człowieku mówiono by, że jest opętany, ponieważ okultystyczna nauka zakładała, że duchy związane z ziemią opanowywały słabowolne obiekty, aby realizować swoje ziemskie pragnienia.
Osoby dotknięte taką demoniczną i opętańczą chorobą były zazwyczaj okresowo poddane takim wpływom. Gdy te nieszczęsne ofiary były wolne od swoich dręczycieli, były – jak mówi stary francuski druk, który mam przed sobą – „najczulszymi kochankami – najwierniejszymi małżonkami – najbardziej gorliwymi patriotami”.
X. również był zapalonym patriotą, dobrym towarzyszem, niezawodnym przyjacielem, kiedy był sobą.
W świetle wyników współczesnych badań naukowych, teoria demonów zeszła na dalszy plan; dzisiaj mówi się o promieniowaniu – falach – myślach i falach mózgowych, które otaczają ludzką antenę. Choć rzadko, ale jednak, nadajniki i odbiorniki spotykają się, i wtedy jest bardzo możliwe – jak dowodzi przypadek kolegi X. – że osobowość może być tak wpływowa, że jest zmuszona do odtwarzania obcych inteligencji i energii.
źródło: Der Mensch als Antenne. Von Chr. Schiffmann; „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, November 1926.
nazwa niemiecka: „Zentralblatt für Okkultismus” Monatsschrift zur Erforschung der gesamten Geheimwissenschaften, November 1926.