Czarownice z Salem
Z pewnością ten w najwyższym stopniu osobliwy przypadek czarów jest dla większości czytelników „Magikonu” jeszcze zupełnie nieznany. Przedstawiamy tutaj informacje na ten temat, zaczerpnięte z dzieła zawierającego bogaty zbiór historycznych osobliwości i wybór interesujących ilustracji. Pochodzą one z drugiego tomu wydanego w 1841 roku oraz z artykułu zamieszczonego w „New York Monthly Magazine” w 1839 roku, w biograficznej notce poświęconej Sir Williamowi Phipsowi. Phips urodził się w 1640 roku i z prostego cieśli okrętowego awansował na stanowisko gubernatora Nowej Anglii, na które został powołany przez króla Jakuba w 1692 roku.
Był to – jak mówi nasz tekst – czas wielkich kryzysów dla Nowej Anglii, gdy po raz pierwszy ujawnił się powszechnie znany fenomen zwany czarami z Salem. W naszych oświeconych czasach może się to wydawać absurdalne, by ponownie ożywiać temat takiej natury, lecz jest on nierozerwalnie związany z wydarzeniami tamtej epoki i nie sposób go pominąć.
Bardzo stara księga, którą mam przed sobą, mówi:
„Przybycie Sir Williama Phipsa do Nowej Anglii przypadło na okres, w którym gubernator musiał posiadać wszelkie umiejętności związane z czarami, jakie miał niegdyś każdy żydowski kapłan – na czas, gdy całe grupy biednych ludzi wpadły w straszliwe sidła diabłów, które wówczas powszechnie uważano za sprowadzone przez herezję. Musimy przyznać – i jednocześnie głęboko ubolewać – że wielu mieszkańców Nowej Anglii, a zwłaszcza młodych ludzi, zostało zwiedzionych przez niewielkie zaklęcia i w tajemnicy dokonywało czynów, które nie były godziwe w oczach Pana, ich Boga. Wielokrotnie widziano ich, jak uzdrawiali rany przy użyciu sztuk magicznych i odprawiali haniebne zaklęcia, używając sit, misek, grochu, gwoździ, podków i innych przedmiotów, by poznać rzeczy, do których mieli zakazaną i niegodziwą ciekawość. Tajemniczo do kraju trafiły złe księgi, które nauczały, jak skutecznie wróżyć; książki te doprowadziły do ruiny niejednego człowieka, który zaczął zgłębiać wyższe tajniki czarnej magii.”
„Całe tłumy ludzi – kontynuuje nasz stary kronikarz – cierpiały z powodu licznych nadprzyrodzonych plag, które nękały ich ciała i dręczyły ich na wszelkie możliwe sposoby. Osoby, które uległy tej zarazie, doznawały w krótkim czasie tak znacznej zmiany w swoich oczach, że zaczęły dostrzegać swoich oprawców. Widziały małego diabła o niewielkim wzroście i czarno-żółtej skórze, w towarzystwie innych duchów o bardziej ludzkim wyglądzie. Ci prześladowcy podawali dręczonym osobom księgę, nakazując im ją podpisać lub przynajmniej dotknąć, jako znak zgody na służbę diabłu. Gdy ofiary odmawiały, duchy na rozkaz 'czarnego mężczyzny’, jak go nazywano, zadawały im niewyobrażalne cierpienia. Nieszczęśnicy byli w makabryczny sposób skręcani, ich ciała pokrywały się siniakami, przebijano je igłami, a ich skóra była przypalana aż do pokrycia się pęcherzami. Wszystko to działo się na oczach setek świadków. Ich ręce były wiązane wyraźnie widocznym sznurem, po czym niewidzialne ręce podnosiły ich znacznie ponad ziemię, ku zdumieniu tłumu. Pewnego człowieka zaatakował duch, który – jak twierdził – biegł ku niemu z metalowym prętem, lecz nikt inny w pokoju nie widział ani ducha, ani pręta. W końcu, w agonii, złapał on pręt i wtedy wszyscy obecni mogli go zobaczyć – był to prawdziwy, żelazny przedmiot, który natychmiast zabezpieczono. Nie minęło wiele czasu, gdy demony ponownie go przejęły i użyły do kolejnych aktów okrucieństwa.”
Mówiono nawet, że duchy posuwały się tak daleko, iż kradły znaczące sumy pieniędzy wielu osobom i rzucały je do rąk ich nieszczęsnych poddanych na oczach licznych świadków. Podobnie odnotowano przypadki, w których niektórym ludziom niewidzialne ręce wciskały truciznę do gardła, powodując natychmiastowe, przerażające opuchlizny. W niektórych przypadkach całe pomieszczenia wypełniały się zapachem przypraw, a łóżka nieszczęśników były nimi zanieczyszczane. Niektórzy skarżyli się na rozżarzone szmaty, które na siłę wciskano im do gardeł, co pozostawiało na ich językach widoczne ślady poparzeń. Inni twierdzili, że zostali poparzeni przez niewidzialne, rozżarzone żelazo, a blizny po tych ranach nosili aż do śmierci.
Stare manuskrypty wspominają:
„Lekkomyślni ludzie mogą sobie kpić z tych rzeczy, lecz setki poważnych osób w kraju, gdzie rozsądek nie jest mniejszy niż gdziekolwiek indziej, wiedzą, że to wszystko jest prawdą. Tylko ktoś ośmielający się zaprzeczyć wszystkiemu jak saduceusz, może to podważać. Nie podałem ani jednej rzeczy, która nie mogłaby zostać potwierdzona świadectwem ludzi znacznie godniejszych szacunku niż ci, którzy wyśmiewają te zdarzenia.”
Przytaczamy to wszystko, aby przybliżyć czytelnikowi mroczne i tragiczne czasy, w których Phips objął urząd gubernatora Nowej Anglii. Wielu najbardziej szanowanych ludzi zostało oskarżonych o czary, a w zamęcie, jaki powstał, wielu straciło życie. Jednak Sir William niemal natychmiast podjął starania, by dokładnie zbadać naturę tego zjawiska. Mówiono, że został posłany przez niebiosa jako narzędzie, które miało temu zaradzić. Nie szczędził on wysiłków, by odkryć prawdę – powołał trybunały, które miały przeprowadzić śledztwo w tej sprawie. Wiele osób niesłusznie podejrzanych zostało uniewinnionych, a oskarżeni otrzymali uczciwe traktowanie przed sądem.
Ostatecznie Phips doprowadził do zakończenia tego strasznego okresu, a w kraju ponownie zapanował porządek i spokój. Warto dodać, że przekonanie o rzeczywistości czarów nie było domeną wyłącznie mieszkańców Nowej Anglii – duchowni holenderscy i francuscy z prowincji Nowy Jork, zapytani przez sędziów o swój stosunek do herezji, odpowiedzieli:
„Jeśli nie wierzymy w zgubną moc czarów, musielibyśmy odrzucić zarówno Pismo Święte, jak i zgodną opinię całego świata.”
Po zakończeniu tego wielkiego dzieła Sir William Phips otrzymał oficjalne podziękowanie od mieszkańców Nowej Anglii.
źródło: Die Salemzauberei; MAGIKON Stuttgart 1846.