Asana

(Postawa życiowa.)

Niemowlę dlatego uczy się naprzód siedzieć, później stać, a na końcu chodzić, bo do tych pozycyj ciała dostosowuje swe ciała niewidzialne. Taki porządek kolejny w układaniu ciała przy ćwiczeniach będziesz musiał zacho­wać i ty, aby ćwiczenia odbywały się prawidłowo. Dla Indów pozycja ciała podczas ćwiczeń była warunkiem bardzo szczegółowo opracowanym, bo ciała te wdziewali na siebie dopiero od niedawna. Przepisy najbardziej dro­biazgowe opracowała materjalistyczna hathajoga i np. dla pranajamy stwo­rzyła aż 66 różnych pozycyj ciała, a to 32 asan, 24 mudr i 10 kumbhak. Radżajoga nie przywiązywała takiej wagi do ciała fizycznego, przepisywała zatem pozycję ciała swobodną o tyle, aby można ją było zachować bez zmiany przez czas dłuższy. Warunkiem jedynym było ułożenie ciała takie, aby głowa, szyja i grzbiet tworzyły hnję prostą, potrzebną dla niezamąconego przepływu prądów eterycznych. Tę linję prostą zachowaj i ty w układzie ciała podczas pratjahary, dharany, dhjany i samadhi. Począt­kowo uprawiaj te ćwiczenia w pozycji poziomej, ułożywszy się jak naj­wygodniej; później możesz przejść do pozycji pionowej, siedząc prosto, lub stojąc.

Na układzie ciała nie ograniczają się jednak warunki asany. Nazwa ta oznacza w sanskrycie „postawę”, a to postawę nietylko cielesną, lecz także psychiczną lub duchową. Nawet postawa cielesna, to nie sam tylko układ ciała, lecz stan jego zdrowia, jego nastrój, jego sprawność, wreszcie warunki jego otoczenia. Na nic ci się nie przyda pozycja ułożona najsta­ranniej, jeżeli masz żołądek obciążony potrawami trudno strawnemi, lub jeżeli cię właśnie nawiedziła choroba, choćby tak niewinna, jak katar, lub wreszcie, jeżeli jesteś wyczerpany pracą nadmierną. Podobnie nie poprawi sytuacji układ ciała, jeżeli jesteś rozdrażniony, przygnębiony lub zanie­pokojony. Bezwartościowem będzie także układanie ciała, jeżeli nie jesteś pewien, czy za minutę nie przeszkodzi ci ktoś lub coś pilnego. Do ćwiczeń tedy potrzebny jest prócz warunków cielesnych także nastrój odpowiedni i otoczenie.

Wiesz już, że w hathajodze „jama” zawiera oczyszczanie się nie we­wnętrzne, lecz cielesne, i obejmuje przepisy tak dla nas proste, jak mycie się codzienne, płukanie gardła i nosa, czyszczenie zębów, sprawność kiszek i t.p. To wszystko wykonywasz i bez znajomości jogi, tylko na podstawie przyzwyczajeń, nabytych już w dzieciństwie. Przypomnę ci tu zatem tylko, Że taka higjena ciała nie jest czemś, nad co mógłbyś się czuć „wyższym”; bo zaniedbywać ci jej ani niedoceniać nie wolno. Może niektóre z tych wskazań zarzuciłeś jako zbyteczne, ale przywróć je napowrót do wyko­nywania codziennego, a spostrzeżesz, jak są pożyteczne. Wskażę ci tylko lwa, może lekceważone przez ciebie. Myjąc się rano, nabierz na dłoń wody wciągnij ją w oba nozdrza, jak tylko możesz najgłębiej, aby wnętrze jamy nosowej opłukać. Uchroni cię to od kataru, a głosowi nada dźwięcz-” i czystość. Podobnież szklanka wody zwyczajnej, stawiana codzień /ieczorem przy łóżku, a wypijana rano nie odrazu, lecz pojedynczymi łykami co minutę, podwyższy sprawność twych kiszek tak, że środki apteczne będą ci niepotrzebne. O myciu cowieczornem — przynajmniej rąk, jeżeli nie ciała całego – – wiesz zapewne, jak jest wskazane, już nie dla niebrudzenia pościeli, lecz przedewszystkiem dla uwolnienia ciała od nacze­pionych na nie cząsteczek eterycznych tych ludzi i przedmiotów, z którymi się przez dzień stykałeś.

Wiesz już, że prawdziwy „ty”, to twoja jaźń wyższa; nie są zatem tobą twe ciała, ani eteryczne, ani astralne, ani nawet myślowe, a tem mniej ciało fizyczne. Musisz zatem wobec twych ciał zająć postawę, odpo­wiadającą uczniowi tajemnemu. Ciało fizyczne, to tylko mechanizm, silnik, któremu siły popędowej użycza ciało eteryczne. Ciało astralne, to stwo­rzenie żywe, mające własny organizm i własne popędy, ale to również jeszcze nie ty. Nawet ciało myślowe, to także nie ty, tylko twoja maszyna do myślenia, a więc do porównywania, wnioskowania i sądzenia. Te ciała nadzmysłowe, to twoje zwierzęta, które – gdy chcesz – zaprzęgasz do twego wozu (ciała fizycznego), aby poruszać się i działać na równi ziemskiej.

Ustosunkowuj się zatem tak do twych ciał, jak właściciel do swych zwierząt. Nie mów — i nie myśl — nigdy: „boli mnie”, lub „jestem zmę­czony, zły, smutny”, bo to nie ty czujesz ból, zmęczenie, smutek. To one je czują, twoje ciała, twoje zwierzęta. Dbaj o nie tylko tyle, ile dba o swe konie rozumny właściciel: daj im żywność, spoczynek, staraj się o utrzymanie ich w czystości i w siłach, ale nie wypuszczaj nigdy z rąk cugli władzy nad niemi. Śmiałbyś się z takiego jeźdźca, który mimo cugli w rękach jedzie nie tam, gdzie on chce, lecz tam, dokąd go koń ponosi. Ciała twe muszą być tak „ujeżdżone”, aby nigdy nie poniosły cię w kie­runku przez ciebie niezamierzonym. A nie poniosą cię, gdy w tobie będą miały pana nad sobą. Mówiąc lub myśląc o nich, mów zawsze: „ono jest głodne”, lub „ono się cieszy”. Ty zaś, prawdziwy ty, nie czujesz nigdy ani głodu, ani uciechy; jesteś zawsze tylko bezstronnym świadkiem tego, że one głodują lub się cieszą. Zachowując taką postawę wobec twych ciał, zdołasz o wiele łatwiej znieść ich dolegliwości; bo wszakże mniej dolega to, co boli kogoś drugiego, niż to, co boli ciebie osobiście. A ciebie – twą jaźń wyższą – – nie może przecie boleć ząb, ani nie może cieszyć zarobek pieniężny w przedsiębiorstwie.

Warunki otoczenia niezawsze są od ciebie zależne. Jeżeli jednak możesz niemi rozporządzać do pewnego stopnia, to wybierz sobie do ćwi­czeń miejsce ochronione od gwaru i ruchu, nie wystawione na ciągłe zmiany oświetlenia i w miarę możności wolne od przedmiotów obcych. Najlepsza jest do tego przestrzeń mała, nie wypełniona niczem prócz sofy lub leżaka.

Dobrze jest, jeżeli da się przyciemnić; wystrzegaj się jednak – przynaj­mniej w początkach – ciemności zupełnej, bo lubią ją tylko duchy ciemne; a przedewszystkiem zważaj, aby do niej nie wchodził nikt prócz ciebie. Idzie bowiem o stworzenie w tem zamknięciu aury jak najczyst­szej i najspokojniejszej. Nawet ty sam tam nie wchodź, jeżeli jesteś wzburzony, przygnębiony, lub chory. Uważaj to miejsce za swoje sanctuarium.

Nie wynika z tego, jakoby niemożebne były tobie ćwiczenia tajemne, jeżeli warunki nie pozwalają ci na wydzielenie takiego sanctuarium dla siebie. Jest ono tylko dogodne, ale nie niezbędne.*) Nawet we wa­runkach najskromniejszych możesz z powodzeniem uprawiać ćwiczenia, jeżeli tylko będziesz szczerze chciał, a nie korzystał z każdej niedogod­ności, aby się od nich wymawiać. Godzien wieczorem przed zaśnięciem, lub rano tuż po obudzeniu, znajdziesz chwilkę swobodną na ćwiczenia. Wystar­czy tu 5 minut dziennie; a tych kilka minut zdołasz poświęcić bez uszczerbku dla obowiązków, choćby najliczniejszych. Ponadto zdarzą ci się i wśród zajęć dziennych chwile czyto odpoczynku, czy czekania na coś, które możesz również spożytkować na ćwiczenia. Jeżeli używasz przechadzki, skieruj się opodal od gwaru i ruchu przechodniów, najlepiej w ogród lub w pola, a tam znajdziesz spokój i ciszę nie tylko na wytchnienie, lecz zara­zem i na skupienie się do ćwiczeń. Ciało fizyczne i mózg nie biorą udziału w ćwiczeniach szczebli wyższych, będą to zatem dla nich okresy wypo­czynku całkowitego.

Postawę duchową przygotowujesz sobie uprawą jamy i nijamy. Psułbyś sobie jednak tę postawę, gdybyś to, co wiesz z nauki tajemnej, zachowywał sobie tylko na czas ćwiczeń, a podczas zajęć dziennych posługiwał się tymi samymi torami myślowymi, które miałeś dawniej wspólne z ludźmi prze­ciętnymi. Jako uczeń tajemny powinieneś wobec wszystkiego, co ci życie codzienne przynosi, zachować postawę całkiem inną, niż ją ma człowiek zwyczajny. Sposób, w jaki tworzysz sobie pojęcia, nawet o rzeczach naj-powszedniejszych, ma być całkiem inny od dotychczasowego. Każde poję­cie, jakie sobie tworzysz o rzeczy, musi ci o niej mówić coś określonego, coś, co ma znaczenie, z czego mógłbyś wysnuwać wnioski logiczne. Tym­czasem tworzyłeś często pojęcia, które nie mówiły ci nic, były pustemi nazwami. Teraz wystrzegaj się przyswajania sobie takich nazw pustych, nie zawierających żadnej treści dla ciebie, bo nie zbadałeś ich istoty; nie szafuj niemi w myślach ani w słowach. Zauważysz, jak często ludzie rzucają na prawo i na lewo takiemi słowami, jak histerja, linotyp, moder­nizm, radiograf, popularność, bałagan i t. p., nie mając pojęcia, czy i jaka jest treść tych słów. Wystrzegaj się także przypatrywania się różnym rze­czom bezmyślnie, tylko dla nasycenia wzroku lub zaspokojenia ciekawości. Na nic się n\e> zda patrzeć tylko na to, aby „widzieć”: patrz na to, aby „wie­dzieć”, aby wzbogacić swe pojęcia.

Postawę odpowiednią zachowuj również w chwilach czynienia posta­nowień. Nawet w rzeczach małej wagi nie bierz się do działania bez rozwa­żenia przedtem potrzeby i celu tego działania.

*) „Kto umie postępować według wewnętrznych natchnień, a na zewnętrzne rzeczy mato uważa, temu wszelkie miejsce i wszelki czas dobre są do ćwiczeń.” (E. 141.)

Do czego cię nie skłania żaden motyw wyrozumowany, tego zaniechaj. Nie daj się również uwieść do działania pod wpływem wrażeń lub nastrojów chwilowych. Nie znaczy to jednak, jakobym ci zalecał wahanie i namyślanie się bez końca. Szybkość decyzji nie stoi w stosunku odwrotnym do jej umotywowania. Będziesz nawet coraz częściej znajdował się w sytuacjach, których rozwią­zanie pomyślne zależy właśnie od decyzji natychmiast, w których każda zwłoka byłaby już utratą sposobności korzystnej, jaka się już nie powtórzy.

Podobnież różnić się powinna postawa twoja w mówieniu od postawy dotychczasowej. Każde twoje słowo niech ma wagę odpowiednią, bo wiesz, że tracisz nad niem władzę, gdy je wypowiesz. Dlatego też bezwartościowe są dla ciebie zwykłe rozmowy towarzyskie, w których przeskakuje się setki razy z przedmiotu na przedmiot, w których dotyka się tematów tylko „po łebkach” bez zgłębiania ich, bez zostawienia nawet czasu na zastano­wienie się nad nimi. Nie unikaj jednak takich płytkich towarzystw, bo w nich masz sposobność do poznania, jak ludzie myślą zazwyczaj, a nieraz możesz im się przydać, rzuciwszy w rozmowie jakieś ziarno myśli głębszej, które padnie im w dusze i kiedyś później wykiełkuje. Przytem jednak strzeż się tonu mentorskiego, lub zachowania się takiego, jakgdybyś ty wszystko lepiej wiedział i tylko pobłażliwie drugich słuchał.

Postawa twoja w działaniu liczyć się powinna przedewszystkiem z wa­runkami otoczenia. Działania dostosowuj o ile możności zgodnie z otocze­niem, a wystrzegaj się działań przeciw otoczeniu. Błędnem byłoby, gdybyś np. w towarzystwie ludzi, zajętych pracą umysłową, chciał odbywać ćwi­czenia w grze na fortepianie, lub uczyć się głośno deklamacji. Podobnież niewłaściwem byłoby z twej strony oczekiwać, aby uciszyli się wszyscy wokoło ciebie, ponieważ ty chcesz np. spać w porze niezwykłej. Niezręcz-nem byłoby również np. wejść do winiarni i wygłaszać wobec pijących wykłady o szkodliwości alkoholu. Znacznie więcej pomoże ci w tem harmo­nizowaniu działań własnych z otoczeniem twój takt wrodzony, niż setki przykładów. Streszcza się to zresztą w prostej wskazówce: działaj zawsze w stosownem miejscu i w porze stosownej.

Podobną postawę zajmiesz i wobec życia całego. Uważaj życie nie za szereg cierpień, a tem mniej za szereg zadowoleń osobistych, lecz za szkołę, w której jesteś na to, aby nauczyć się jak najwięcej. Ciało swe fizyczne uważaj za mechanizm, którego jesteś właścicielem, i dbaj o nie dokładnie tyle, ile dbałbyś o maszynę. Daj mu wszystko, czego mu potrzeba do sił i zdrowia, ale też używaj tych sił do pracy bez oszczędzania ich i bez roztkłiwiania się nad ciałem. Wówczas łatwiej zmożesz popęd do lenistwa i do dogadzania ciału, a również zniesiesz łatwiej niewygody i cierpienia fizyczne.

Łączy się z tem twa postawa duchowa wobec dążeń, bo zdołasz bez­stronniej oceniać swe siły i zdolności. Nie będziesz dążył do niczego takiego, co przerastałoby te siły, ale też nie zaniedbasz niczego, czemu sprostają twe siły i zdolności. Wypełniając swe obowiązki, nie poddawaj się im bez­myślnie jak koń pociągowy, który nie rozumie, co ciągnie i poco ciągnie, lecz staraj się je zrozumieć i znaleść ich następstwa dla ogółu ludzkości. Poznasz wtedy stopniowo, że każda twoja czynność, choćby najmarniejsza pozornie, jest potrzebna dla całości, i będziesz się starał tem usilniej zaniechać każdej czynności zbędnej lub przeciwnej harmonji w postępie ogól­nym ludzkości.

Nauczysz się także działać zawsze ze skupieniem, choćby to były czynności drobne lub krótkotrwałe. Odzwyczaisz się od myślenia o czem innem, gdy pracujesz, lub od rozstrzeliwania uwagi w różnych kierunkach. Nawet, idąc ulicą, powinieneś iść ze skupieniem, nie zatapiać się w myślach lub w rozmowie, lecz zważać na otoczenie. Zbierzesz wówczas niejedno spostrzeżenie, które ominąłbyś w roztargnieniu, lub nawet uchronisz się od wypadku przykrego.

Także wobec wnętrza własnego powinieneś zachować postawę odpo­wiednią; nie zapominać, że ono istnieje, nie żyć wyłącznie tylko wraże­niami i zdarzeniami zewnętrznemi, lecz zagłębiać się od czasu do czasu w swe wnętrze. W chwilach takiego pogrążenia się w siebie odsuń na bok wszystko zewnętrzne, odłącz uwagę od twych ciał i od ich przeżyć, a staraj się uświadomić sobie jak najżywiej twą jaźń wyższą, odczuć, że ona a ty, to jedno, że ona włada ciałami twemi jako jedyna rzeczywistość naprawdę realna. Potem staw sobie przed oczy twe czynności, uczucia i myśli z całego dnia lub tygodnia – – zależnie od tego, kiedy ostatnim razem odbywałeś taki przegląd wewnętrzny. Taki „rachunek sumienia”, znany ci już z katechizmu, nie jest bynajmniej czemś błahem lub zbędnem. Gdy przed oczyma duszy przesuną ci się twe postępki, słowa i myśli, gdy spojrzysz na nie z odwagą i szczerością zupełną jak sędzia bezstronny, sprawdzisz dopiero, ile ci jeszcze do zrobienia zostaje w pracy oczyszcza­jącej nad sobą.

Aby ci egoizm nie mącił tej bezstronności sądu, patrz na te postępki, uczucia i myśli, jak nie na twoje własne, lecz na czyjeś inne, bo łatwiej jest bez pobłażania sądzić kogoś drugiego, niż siebie. Idzie tu w pierwszej linji o szczerość i prawdę najzupełniejszą; skoro tylko poczniesz sam przed sobą uniewinniać któryś z twych postępków lub uczuć, zasłonisz przed sobą jego doniosłość i wytrącisz sobie z ręki możność wykorzenienia tego chwastu z twej duszy. Na stopniu dalszym poznasz ćwiczenie, zwane „prze­glądem wstecznym”, które ułatwi ci takie bezstronne ocenianie swych postępków. Tu tylko postanów sobie taki rachunek sumienia, taki sąd nad sobą, odbywać co dnia wieczorem przed zaśnięciem, a przyrzeczenia tego dotrzymuj święcie, choćby dla ćwiczenia się w dokonywaniu postanowień.

Osiem tych właściwości, które mają cechować twoją postawę duchową jako warunek asany, znajdziesz także w księgach indyjskich pod mianem „świętej ścieżki poósemnej”. Obejmuje ona bowiem stopnie następujące:

  1. wiedza odpowiednia,
  2. chęci odpowiednie,
  3. słowo odpowiednie,
  4. dzieło odpowiednie,
  5. życie odpowiednie,
  6. dążności odpowiednie,
  7. skupienie odpowiednie i
  8. pogrążenie odpowiednie.

Nie będziesz tedy mieniał jej stopni z ośmiu szczeblami jogi, tworzy bowiem cała zaledwie jeden ze szczebli. Znaczenie tej ścieżki dla rozwoju jednego ze zmysłów niewidzialnych stanie ci się później zrozumiałem; tu tylko zwrócę ci jeszcze uwagę na szczególną ważność postawy, jaką zachowywać powi­nieneś wobec swego otoczenia.

Zważ, że jako uczeń tajemny stajesz w stosunku zmienionym do swego otoczenia, chociaż ono tej zmiany stosunku nie spostrzega i spostrzegać nie powinno. Doświadczałeś już nieraz w życiu dotychczasowem, jak silnie oddziaływają na ciebie czyjeś myśli, uczucia i nastroje. W otoczeniu ludzi smutnych lub zdenerwowanych przesiąkałeś sam ich nastrojami. W taki sam sposób twe własne nastroje oddziaływają na innych w twem otoczeniu. Jeżeli tedy w początkach twego „przygotowania” nie umiesz jeszcze opa­nowywać odrazu twych myśli i uczuć, to przynajmniej nie pozwalaj sobie na nie w otoczeniu twych bliźnich. Gdy cię przykra myśl, złość, lub rozpacz opadnie, a stłumić jej w zarodku nie umiesz, nie zarażaj nią twego oto­czenia, lecz usuwaj się w samotność, a do ludzi wracaj wtedy dopiero, gdy okazać im nietylko potrafisz twarz pogodną, ale i wnętrze twe będzie zupeł­nie spokojne.

Zważ, że z postępem twego rozwoju tajemnego wzmagać się będzie natężenie twych myśli i uczuć, a takie myśli potężne i nastroje wybitne będą oddziaływały tem gwałtowniej na ludzi w twem otoczeniu. Podobnież myślami twemi, uczuciami i nastrojami przesiąkają otaczające cię przed­mioty. Na ścianach i sprzętach osiadają one i przylegają do nich warstwą niezwykle trwałą. Dlatego to wrażliwsi, wszedłszy do czyjegoś mieszkania, odczuwają odrazu wartość duchową mieszkańca, choćby chwilowo był nieobecny.

A podwójnie wystrzegaj się oddziaływać twemi myślami lub uczuciami ujemnie na dzieci. Natura ich, nieodporna jeszcze i wrażliwa, to gleba nadzwyczaj żyzna, na której każdy posiew, czyto dobry czy zły, kiełkuje niezwykle szybko. Nieraz rodzice w rozmowach uskarżają się na swe dzieci, że one „niewiadome skąd” nabierają skłonności do kłótni, do kłam­stwa, do obmowy i t. p., chociaż rzekomo w domu „nic podobnego nie sły­szą”. Możebne, że naprawdę nie słyszą, bo rodzice wystrzegają się tych wad w obecności dzieci, ale nie hamują się wtedy, gdy dzieci są nieobecne. Ich kłótnie, wybuchy gniewu, ploteczki towarzyskie, może nawet słowa dwuznaczne, przylepiają się do ścian i do sprzętów, unoszą się obłokiem brudnym w powietrzu, i gdy dzieci wrócą do domu, wciskają się w ich dusze, jak zarazki niewidzialne. Dzieci stają się złe, opryskliwe, kłamliwe, podstępne, chociaż rodzice wobec nich starają się zachować przykładność.

Ale i na ciebie samego oddziaływają zpowrotem twe myśli i uczucia dawniejsze. Gdy wśród czterech ścian twego pokoiku oddajesz się myślom pesymistycznym, zgryźliwości, zwątpieniu, niechęci do świata i ludzi, a po przechadzce, uspokoiwszy się znacznie, wrócisz do tegoż pokoiku, wyda ci się on odrazu wstrętnym i brzydkim. To twoje własne myśli i uczucia tak go zbrudziły poprzednio, że teraz wydaje ci się szpetnym. Przebywaj w nim przez chwilę, a na nowo wpadniesz w zgryźliwość i pesymizm, bo ze ścian i sprzętów działać będą na ciebie te wpływy pesymistyczne, które poprzednio sam na ściany rzuciłeś. Dlatego to ostrzegałem cię, abyś nigdy do twego sanctuarium nie wchodził w nastroju zgryźliwym lub przy­gnębionym.

Postawa twoja wobec otoczenia nakłada na ciebie jeszcze dalsze wy­magania. Idzie tu nietylko o myśli i uczucia, lecz także o zachowanie się czynne wobec bliźnich. Każdy, czyto jako ojciec lub matka, brat lub siostra, czy jako wychowawca, komendant, opiekun, kupiec, urzędnik, jest w pewnem, obowiązkowem niejako, otoczeniu ludzi, bliższych mu lub dal­szych. Otóż zasadą twoją ma być to, że nie wolno ci nigdy żądać od innych więcej, niż żądasz od siebie. Przeciwnie nawet, wolno ci tylko mniej żądać od drugich, niż od siebie. A przedewszystkiem nie wolno ci wpadać w gniew o to, że oni nie są tacy, jakimi ty chciałbyś ich widzieć. Uwagi lub wytknięcia masz prawo czynić im tylko wtedy, gdy upoważnia cię do tego twe wobec nich stanowisko, a więc opiekuna, wychowawcy, prze łożonego, stróża prawa.

Ale nietylko uwag słownych nie wolno ci wypowiadać, jeżeli nie są konieczne. Także zachowanie się twe w ich otoczeniu staraj się ułożyć sobie tak, aby twa wśród nich obecność jak najmniej im ciężyła. Nie daj się nigdy skusić do nakazywania im czynności takiej, która tobie się właśnie podoba. Podobnież nie przerywaj im ich zajęć dlatego tylko, że one tobie się już przykrzyły. Obecność twa powinna stale tak się harmonizować z oto­czeniem, aby ono nigdy nie uczuwało jej przykro, wyjąwszy te wypadki niewątpliwe, w których otoczenie to błądzi rzeczywiście. Poza tem jednak niechaj obecność twa nigdy nikomu nie cięży. A ciężyć nie będzie, jeżeli staraniem twem ciągłem będzie żądać od otoczenia jak najmniej dla siebie. Gdzie to tylko nie jest konieczne, nie żądaj od nikogo, aby tobie ustąpił miejsca, aby dla ciebie się uciszył, aby tobie w czemkolwiek pomagał lub posługiwał. Ty naodwrót ustępuj każdemu, gdzie tylko możesz, zachowuj się jak najciszej i najspokojniej, bądź zawsze gotów do pomocy lub usługi, ale tylko na czyjeś życzenie. Nie narzucaj się nikomu swą osobą, swą pomocą lub swemi radami. Nie narzucaj się także swą pieczołowitością, nawet dzieciom własnym lub krewnym. Zacieżyłaby im wkrótce twa prze­sadna troskliwość, uprzykrzyłyby się im twe nieustanne pytania, jak się czują, i czy im czego nie potrzeba. Jest to, innemi słowy, poszanowanie cudzej indywidualności.

Im wyżej będziesz wstępował na stopnie ścieżki, tem więcej będziesz rozwijał swą subtelność uczuć, swój takt wewnętrzny, który i bez ćwiczeń lub wskazówek osobnych wskaże ci zawsze sposób postępowania, jak najbardziej dostrojony harmonijnie do otoczenia.

źródło: fragment z rozdziału – Asana (Postawa życiowa.) autor  J.A. S. „Droga w światy nadzmyslowe”