W duszy każdego człowieka wyryte jest głęboko prawo do szczęścia. To „prawo ” jest źródłem tęsknoty – motorem wszelkich poczynań ludzkich jednostkowych i zbiorow ych. Nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak ow o szukanie szczęścia dominuje w każdej niemal czynności naszej. Prawdą jest, że w dążeniu do niego drogi nasze kończą się czasem na dnie otchłani, że często – usiłując wykuć dla siebie granitowy pałac radości, – budujemy przedsionek piekła, nad którym umieścić można złowrogi napis Dantego: „straćcie nadzieję wy – którzy tu wchodzicie”, – ale na pociechę wszystkim, którzy chwilowo zagubili właściwy kierunek, przypomnieć trzeba, że „nie błądzi tylko ten, który nie szuka”, – a obowiązkiem każdego z nas jest owo prawo do szczęścia ziścić w sobie.
By ono jednak zaistniało w głębi nas, by mogło promiennym blaskiem prześwietlić nasze życie – musimy zrozumieć, w czem leży jego istota. Zrozumienie istoty szczęścia stanowi o stopniu ewolucji tak człowieka, jak państwa, czy rasy.
Im wyżej stoimy intelektualnie, im subtelniej pojmujem y zagadnienia naszego ducha, tern dążenie nasze do ziszczenia tego ideału jest bliższe Prawdy.
Patrząc jednak głębiej w życie jednostek narodów i całej ludzkości, mu simy przyjść do przekonania, że owo „szczęście” jest legendarnym „kwiatem paproci”, że w śród ludzi można znaleźć tylko słaby odblask tego świętego ognia, który Bóg nam zesłał i pozwolił w nim się zanurzyć. Boć przecie nie stworzył nas na ból i mękę, na igraszkę złych mocy i radość piekła, które usiłuje nas pochłonąć.
Droga do szczęścia jest prostą, jasną i osiągalną, tylko my zagubiliśmy właściwy kierunek.
Od chwili, gdy przykazaniem życia stał się nakaz, „najpierw ja, a potem – ci, którzy są obok mnie”, usiłowanie pochwycenia złotopiórego ptaka stało się niedorzeczną legendą, a tęsknota do niego powodem w szelkich nieszczęść i cierpień, które, jak zgubny, śmiercionośny rak, – niosą w organizm ludzkości zarazki bólu i śmierci.
Szukając w życiu tylko własnego zadowolenia, łamiemy prawo harmonji, które domaga się radości i zadowolenia dla wszystkich.
A wszelkie łamanie praw a niesie za sobą, jako logiczną konsekwencję, cierpienie, zamiast spodziewanego szczęścia. Człowiek jednak stał się w egoistycznem zaślepieniu przebiegły i uparty. Nie chce wierzyć, że w życiu otrzyma swą sprawiedliwą cząstkę, ale gwałcić pragnie prawo Karmy, czyli prawo przyczyny i skutku.
Wyszukał mur ochronny i ukryty za nim pragnie stać się niedosięgalnym dla wymiaru Wielkiej Sprawiedliwości.
Murem tym uczynił amulety i talizmany. Tak pierwsze jak i drugie mają za cel osłonić człowieka przed napaściami „złego losu”. Jest to w ielkie nieporozumienie. „ Zły los” jest tylko logicznym wynikiem naszej przeszłości. Przeszłość ta może sięgać kilka, kilka set lub kilka tysięcy lat wstecz, niemniej jednak jest ona naszą i skutki naszej działalności musimy przyjąć na siebie. Nikt za nas nie może płacić naszych długów, tylko my – wyrównując owe zalegości – możemy się od nich uwolnić.
Jeślibyśmy spotkali człowieka, który, przechodząc przez otwarte bazary czy inne miejsca pełne bogactw i cennych przedmiotów, – brał wszystko, co mu się chwilow o wydawało pożądanem, a może nawet niezbędnie koniecznem, lecz zamiast płacić, osłaniał się gotowym do strzału rewolwerem, – nazwalibyśmy go porpostu „przestępcą” i mielibyśmy słuszność. W życiu człowieka potykamy się niemal co krok o podobną duchową samowolę. Każdy pragnie tylko powodzenia, zadowolenia, beztroskiego żaglowania po cichych wodach życia. Nikt prawie nie pyta, czy ma prawo żądać aż tak wiele, czy na wadze Losu złożył odpowiednią cenę za szczęście, którego pragnie.
Wszystko musi być zapłacone, wszystko wyrównane co do ostatniego grosza; uciekać przed odpowiedzialnością może tylko tchórz albo dziecko; człowiek idący świadomą drogą – płaci dobrowolnie pełną cenę za rzeczy, po które sięga.
To mu daje poczucie siły, odpowiedzialności i zsyła wewnętrzny spokój. Amulety, – są to przeważnie klejnoty w rodzaju pierścieni, naszyjników, medali, monet lub m ałych posążków etc., w których uwięziono w specjalny sposób siłę magiczną, mającą osłaniać właściciela przed „złem ” .
Amulety prawdziwe są rzeczą nieczęsto spotykaną wśród ludzi, przeważnie ma się do czynienia z oszukańczemi lub zgoła nieudolnemi naśladownictwami. Wiara i autosugestia pomagają tym przedmiotom i często łudzą pozorami siły, której tam nigdy nie było.
-Prawdziwy amulet musi być wykonany z odpowiedniego materiału, w odpowiednim czasie i przez powołane i świadome celu ręce. Zabiegi te są już magją, – i jeśli wtajemniczony posługuje się swą wiedzą w celu zużytkowania jej dla celów egoistycznych swoich lub cudzych, – wchodzi w krąg czarnej magji, która tak na twórcy amuletu, jak i na każdorazowym właścicielu tegoż wyciska swe złowrogie piętno.
W czasach zamierzchłych potęga amuletu była uznawana i stosowana szeroko.
Tajemne właściwości kamieni, metali, roślin i krwi znajdowały tu szerokie zastosowanie. W odkopyw anych dzisiaj grobowcach ludzi – ongiś wielkich i bogatych – znajdujemy szczątki naszyjników, pierścieni i innych ozdób z żelaza, miedzi, srebra lub kości zwierzęcych. Zadziwia nas ubóstwo i prostota tych „klejnotów”.
Musimy jednak zrozumieć, że noszono owe „ozdoby” nietyle dla okazania swej zamożności, ile – dla ochrony przed „złem”, dla magicznych właściwości owych drobiazgów.
Były to amulety, a nie żadna „biżuteria” . Każdy z metali miał inne właściwości. Miedź uważana była za cudowny metal, mieszczący w sobie zastygły ogień. Poświęcona bogini miłości, służyła do zjednywania sobie uczuć wybranej istoty, ponadto zapewniała zwycięstwo w wszelkich walkach życiowych. Dlatego też we w szystkich czasach odgryw ała dominującą rolę. Pozatem była skuteczną osłoną przed gromami i klęską piorunów.
Złoto by ło jeszcze potężniejsze: mieściło w sobie zastygłe promienie słoneczne, a więc święty ogień bóstwa, – boć słońce wszystkie starożytne ludy czciły jako dawcę życia, – to też złoto spotykamy w świątyniach, na ołtarzach i naczyniach ofiarnych, wogóle wszędzie, gdzie duch człowieka korzy się przed świętą potęgą Najwyższej Istoty.
Talizman ze złota udzielał daru zdrowia, był mocą budzącą odwagę, dającą sławę i otwierającą drogę do wszelkich zaszczytów. Że jednak wszelkie nadzwyczajne szczęście jest wyła maniem się z pod praw zwykłego losu, tedy taki wybraniec musi być przygotowanym i na to, że obok dobrych wpływów , płynących ze złota, ściąga on na siebie specjalną uwagę i pieczę złych duchów, zazdrosnych o ludzkie szczęście. Każdej c hw ili może on ze szczytów powodzenia runąć w przepaść niedoli i nędzy.
Niemniej ważnym metalem w magji jest srebro. Uważano je za stężałe promienie księżyca. Amulet ze srebra miał przyw racać spokój, uśmierzać namiętności i nieść ulgę duszy. Działał wogóle kojąco, to jest wręcz przeciwnie od miedzi, która była wyrazem ognia i jego spalających właściwości. Obok srebra – ołów miał do niego podobne zalety, ale w mniejszym stopniu. Był również symbolem chytrości i podstępnych knowań. Zapewne dlatego, że przecięty – rychło swą srebrną „bliznę” osłaniał szarym cieniem (oksydowanie, czyli utlenianie się), zakrywając przed oczyma „ciekawych” swą właściwą wewnętrzną treść.
W amulecie – poza materjałem z którego był sporządzony – niemniej ważną sprawą był kształt tegóż, oraz treść zaklęć i znaki ryte na nim. To już wymagało specjalnej wiedzy, dlatego wszyscy alchemicy i czarodzieje cieszyli się dużem powodzeniem u ludu, skłonnego uwierzyć, że wystarczy mieć odpowiedni amulet, aby stać się panem i władcą ukrytych sił przyrody.
Do tego samego celu służyły kości zwierząt; by jednak sporządzenie amuletu nie było rzeczą zbyt łatwą, ważne były tylko kości zwierząt mało spoty kanych, groźnych, lub zgoła niem ożliwych do ujęcia, zwłaszcza jeśli np. zęby należało w yryw ać żywemu stworzeniu, bo z padliny nie miały już żadnych cudownych właściwości.
Z roślin – sławna Mandragora – zajmuje pierwsze miejsce. Jest to roślina rzadka, ale mająca czarodziejskie właściwości; najcenniejszą jest, jeśli wykopie się ją z pod szubienicy, na której zginął przestępcą. Musi to być jednak czynione w nocy i przy specjalnych aspektach gwiezdnych. Ten sam warunek odnosi się do czasu sporządzania amuletów. Nie każda noc nadaje się do tego. Umiejętność dobrania odpowiedniej godziny stanowi o ważności i mocy działania.
Wogóle cała magja, odnosząca się do amuletów, jest specjalną wiedzą, zasłoniętą przed „profanami”, a dostępną tylko nielicznym wtajemniczonym. Jest w tem rozsądna ostrożność, by nie nadużywano sił, który ch mocy i zasięgu działania nie zna się dokładnie.
Wiemy, że istnieją siły tajemne, które promieniują w złym lub dobrym kierunku. Naszym obowiązkiem jest – wyszukać bezpieczną drogę wśród nich, jak szukalibyśmy jej pośród dżungli pełnej dzikich zwierząt i trujących roślin. Nie wolno nam jednak zbroić się w pazury i siłę lwa po to, by igrać złośliwie z zastępem innych, mniej potężnych w rogów . Nadchodzi bowiem, – bo wcześniej czy później nadejść musi – moment, gdy „lew” nas opuszcza, a my – bezbronni, a zaślepieni naszym rzekomym bezpieczeństwem – stajemy twarzą w twarz z całym zastępem rozjuszonych przeciwników – cicho, uparcie a milcząco towarzyszących nam w naszej wędrówce.
Wynik takiego spotkania jest zgóry przesądzony: padamy zmiażdżeni w nierównej walce. Amulet osłonił nas chwilowo przed „złem”, nie usunął go jednak z naszej drogi, bo Karmy żaden amulet zmienić nie może; to też w chwili, gdy zostaliśmy go – w jakikolwiek sposób – pozbawieni, nieszczęścia biją w nas z potrójną mocą.
Możemy też użyć innego porównania: oto.amulet pełni rolę tamy na szerokiej rzece. Wstrzymuje napór wód, która, sącząc się normalnym trybem, nie miałaby dość siły, by drobny kamień przesunąć z miejsca na miejsce, nasze życie jest ową rzeką, a prąd wody – przeciwnościami losu. Przy zrozumieniu konieczności swych potykań się i walk, łatwo nam zostać zwycięzcą i nie pozwolić, by fale burzyły to, co może z mozołem budujemy. Ale oto pragniemy być zbyt wygodni: żadnych potykań się, żadnych zmagań z losem!
Osłaniamy się ukrytą mocą czarodziejskiego amuletu. Siła jego działa: rzeka staje, w strzym ana zbudowaną pośrodku tamą. Nie przestała jednak płynąć, bo źródło jej nie wyschło… Cóż się zatem dzieje: wody wzbierają tak długo, aż siła ich przenosi już siłę przeszkody. Wówczas fale rozbijają tamę i druzgocąc zalewają wyschnięte koryto. C złow iek dotąd spokojny i szczęśliwy łamie się pod huraganem przeciwności. Młot losu uderza twardo, silnie i ryt micznie. Walczący, osłabiony teraz duchowo i wytrącony dawno z bojowej postawy, ułatwiającej zwycięstwo, załamuje się i ginie. Czarodziejski amulet zamiast pomóc do trwałego szczęścia, stał się powodem druzgocącej katastrofy!
Jedynym skutecznym „amuletem” na odwrócenie „złej fali” losu, jest zrozumienie istotnej treści i racji naszego ziemskiego bytu. Jeden z naszych wielkich w narodzie skreślił to prostemi słowami:
„Nie jesteśmy posłani na łzy , ni uśmiechy, ale dla dobra bliźnich swoich – ludzi…”
Zrozumienie tej prawdy wyzwoli nas od wielu złudzeń, od Maji życia, a ona właśnie jest matką wszelkiego cierpienia. Rozsądny pielgrzym nie będzie starał się w strzymać naporu kamieni, które nierozważnie zmusił do upadania w dół – siłą ich ciężkości, ale ostroż nie zawczasu ominie stopą kamień, który – trącony – wywołać może ową lawinę…
Nie szukajmy amuletów i z twardą koniecznością naszej własnej Karmy nie walczmy armią złudnych majaków; tylko w spełnianiu powierzonych nam obowiązków, tylko w codziennem składaniu siebie na ołtarzu wspólnego Dobra i bratniej miłości, znajdziemy ów cudowny środek, który osłoni nas przed cierpieniem i klęską.
W zrozumieniu pożytku i konieczności walki życiowej leży nasza siła, a w ochotnem wychodzeniu im naprzeciw – zdolność zwycięstwa. Stojące wody ulegają zepsuciu *- i jakkolwiek pozornie odbijają błękit nieba w sobie; wewnątrz pełne są robactwa i procesów gnilnych. Bieżący strumień ma w swej orzeźwiającej czystości zdolność i moc podtrzymyw ania życia.
Chciejmy zrozumieć jedno: że walka w życiu jest ogniem, który oczyszcza, zagrzewa i oświetla Drogę. Nie w cichych i mrocznych zaułkach tętni prawdziwe Życie, ale mocnym krokiem zwycięscy kroczy do właściwego celu szerokim gościńcem walki i prób życiowych. Nie usiłujmy sztucznie powstrzymywać uderzeń Losu; ale miłością i samoofiarą zniewalajmy tę potężną Rękę Sprawiedliwości, by pochylała się ku naszym ramionom z pieszczotą, a nie chęcią chłosty. Wówczas nasze własne serce stanie się najcudowniejszym „amuletem”, wobec którego „zło życia” legnie cicho i kornie, jak ujarzmione zwierzę.
Na przeciw ległym biegunie działania amuletów znajdują się tak zwane „talizmany”. One mają za cel przyciąganie dobrych sił na pomoc w naszej – pełnej trudu – drodze życiowej. Wolno nam szukać pomocy i wolno nam wołać o ratunek. Chciejmy jednak pamiętać, że nie potrzeba nam uwięzionych magicznie sił do pokrzepienia słabnącego Ducha, bo szczere a gorące westchnienie do Boga z bliży do nas Moce Nieba, które zawsze z radością spieszą nam na ratunek. Największym talizmanem jest nasza ufność i wiara, a najpotężniejszym sprzymierzeńcem sam Bóg!
źródło: Marja Florkowa „Amulety i Talizmany a Karma”, Kalendarz WIEDZY DUCHOWEJ 1934, Wydawca i redaktor J. K. Hadyna, Wisła (Śląsk Cieszyński)