pełen tytuł: O demonicznym wpływie na gry losowe wraz z dwoma ostrzegawczymi przykładami autorstwa G.
Nie da się zaprzeczyć temu, co zostało zauważone w poprzednim, oświetlającym eseju o Narzeczonej z Koryntu – mianowicie, że siły niewidzialnych istot odgrywają osobliwą i często bardzo skuteczną rolę w grach losowych. Nawet tak zwani najbardziej oświeceni ludzie ulegają ich wpływowi, podobnie jak przyznaje się sympatii pewną moc w przypadku chorób, co nawet najbardziej sceptyczni lekarze nie są w stanie zanegować. W obu przypadkach następuje zatem uznanie istnienia tajemnych sił, a w obu trudno byłoby przypisać ich działanie jedynie niezbadanym jeszcze prawom natury czy zasadom matematycznym.
Filozofia mechaniki i dynamiki w panteistycznym rozumieniu współczesnej nauki o naturze musi często stawać w obliczu wątpliwości, których nie sposób zaprzeczyć, jeśli całe systemy mają zachować swoją spójność. Podobnie opętania zalicza się do kategorii histerycznych drgawek, a możliwość ich istnienia jest konsekwentnie podważana.
Moglibyśmy przytoczyć liczne dowody na to, że starożytni demony pogańskie działają pod różnymi maskami w chrześcijańskim świecie, szczególnie jawnie w południowych krajach. Gdybyśmy chcieli skatalogować i skomentować liczne przykłady, które każdy podróżnik może napotkać, szybko dostrzeglibyśmy, jaki diabelski zamęt wywołuje loteria!
Podróżując przez Niemcy, można zauważyć, jak zarówno zwykli ludzie, jak i wielu wykształconych, tracą rozum pod wpływem snów i przeczuć związanych z tym wyjątkowo zgubnym hazardem, który – jak to ktoś celnie ujął – zasługuje na miano „najbardziej wszechogarniającego podatku od głupców”.
Po przekroczeniu Alp ukryta pasja do gry staje się jawna, a im dalej na południe, tym bardziej szaleńcze i nierozważne stają się zachowania ludzi. Sny i omamy nie wystarczają, aby ostrzec tych, którzy ulegają pokusie. Ileż razy można usłyszeć historie o błogosławionych losach i cudownych wygranych, a także o ludziach, którzy poświęcają swoje modlitwy nie Bogu, lecz świętym, oczekując od nich szczęśliwego losu.
Nie sposób też pominąć zjawiska, w którym diabelski podszept prowadzi do gry i rozpala chciwość. Jest to znany fakt we wszystkich grach losowych, ale szczególnie dotyczy tych, którzy z zasady nie grają, ludzi flegmatycznych i zdystansowanych. Nawet pobożne dusze doświadczają czasem widzeń i snów o loterii, jak choćby pewna zacna kobieta z miasta, gdzie hazard przynosi wiele nieszczęść…
Jak marzenia senne i namiętność do hazardu mogą prowadzić do upadku
Pewna kobieta, pragnąca pomóc swoim dzieciom w zapewnieniu im dostatniego życia, miała sen, w którym ukazały jej się liczby. Po przebudzeniu przypomniała je sobie z niezwykłą wyrazistością i opowiedziała o nich swoim dzieciom. Te z kolei usilnie ją namawiały, aby zagrała w loterię, choćby za niewielką kwotę. Jednak jej pobożność nie pozwoliła jej na to – uznała to za pokusę, której nie powinna ulec. Wierzyła, że Bóg może wynagrodzić pracowitość i uczciwość na tysiące sposobów.
Nie zagrała więc w loterię. Kiedy jednak odbyło się losowanie – tego samego dnia, w którym miała swój sen – wszystkie pięć wylosowanych liczb było identycznych z tymi, które widziała we śnie. Nawet skromna kwota, o jaką prosiły jej dzieci, mogłaby stać się kapitałem wystarczającym do ich zabezpieczenia na przyszłość.
A jednak Opatrzność pomogła jej w inny, równie niezwykły sposób, choć nie poprzez grę losową.
Zgubna natura hazardu
Nieszczęście, jakie przynosi loteria, przybiera wiele form, często prowadząc do moralnego i finansowego upadku ludzi. Oto szczególnie wymowny przypadek, który może unaocznić demoniczne aspekty tej namiętności.
W administracji pewnej niemieckiej stolicy pracował urzędnik skarbowy, który dzięki swojej nieskazitelnej sumienności i rzetelności zyskał zaufanie przełożonych. Po wielu latach nienagannej służby powierzono mu zarządzanie finansami państwa – nigdy nie zdarzyło się, by jego przełożeni musieli wybaczać mu jakiekolwiek niedopatrzenia.
Miał on jednak jedną ukrytą namiętność, którą starannie maskował – grę w loterię. Publicznie udawał, że gardzi hazardem i wręcz odradzał innym grę, ale w rzeczywistości sam uczestniczył w losowaniach. Twierdził nawet, że posiada dar wyczuwania zwycięskich numerów i niekiedy udzielał rad, dzięki którym wielu odnosiło zyski.
Mimo to na zewnątrz zachowywał skromność i powściągliwość. Nie zdradzał się ze swoimi ewentualnymi wygranymi – żył oszczędnie, jego styl bycia cechowała pewna nieśmiałość, którą niektórzy uważali za godną podziwu, a inni – za podejrzaną. Być może ci ostatni mieli rację…
Zwracano uwagę na jego nietypowe zachowanie: nigdy nie pukał mocno do drzwi, kiedy wchodził do przełożonych, a jego kroki były tak ciche i ostrożne, że tylko bardzo spostrzegawczy ludzie mogli dostrzec w nim kogoś podstępnego i obłudnego. Jednak ogólny szacunek dla jego nienagannej reputacji sprawił, że nikt poważnie nie zastanawiał się nad jego dziwnymi cechami.
Przez długi czas udawało mu się skrycie uprawiać swój hazard, aż w końcu stracił kontrolę. W tajemnicy ponosił coraz większe straty, aż wreszcie jego długi stały się nie do udźwignięcia. Zdesperowany, postanowił sfałszować dokument finansowy – podsunął prezydentowi do podpisu znaczącą dyspozycję pieniężną, wpisując ją pod inną rubryką, tak by wyglądała na legalny wydatek.
Jego długotrwała reputacja człowieka sumiennego sprawiła, że przełożony nie zwrócił uwagi na dokument i podpisał go bez czytania. Inna wersja wydarzeń mówi, że urzędnik podrobił podpis swojego przełożonego. Jak zamierzał dalej rozwiązać swoje problemy? Prawdopodobnie planował ucieczkę za granicę, lecz jego zamysły nigdy nie doszły do skutku.
Po wypłaceniu pieniędzy i spłaceniu najpilniejszych długów dopadło go sumienie. Jedni twierdzą, że dostał udar ze stresu, inni – że popełnił samobójstwo.
Na jego biurku nie znaleziono pieniędzy, lecz stos starych kuponów loteryjnych, które świadczyły o jego powolnym pogrążaniu się w sidłach diabelskiej pokusy.
Inny przypadek – zguba przy ruletce
Jeszcze jeden dramatyczny przypadek rozegrał się przy ruletce w pewnym słynnym uzdrowisku. Historia ta jeszcze bardziej uwydatnia, jak szatańska potrafi być siła hazardu.
Pewien wybitny umysł, członek administracji rządowej…
X doprowadził swoją rodzinę na skraj nędzy z powodu swojego zgubnego uzależnienia od hazardu. Ostatni raz postanowiono mu pomóc – powierzono mu dobrze płatne stanowisko za granicą, mając nadzieję, że nowy początek pozwoli mu zerwać z dawnymi nawykami. Przed objęciem funkcji przysiągł rządowi na swoje honorowe słowo, że już nigdy więcej nie ulegnie tej zgubnej pokusie.
Niezależnie od tego, czy obietnica ta została na nim wymuszona, czy też złożył ją z własnej woli, stała się ona jedynie pułapką. Jak się później okazało, już wcześniej wielokrotnie potajemnie wykorzystywał okazję do gry i przegrywał coraz większe sumy. W ostatnich tygodniach widziano go często w stanie głębokiej zadumy, a nawet skrajnego rozstroju nerwowego.
Nagle rozeszła się tragiczna wiadomość – popełnił samobójstwo przez utopienie.
Kulisy tragedii
Rząd, w wyniku jego znacznego zadłużenia, odkrył, że złamał swoje honorowe słowo, co doprowadziło do jego całkowitej dymisji. Wstrząśnięty, ale bynajmniej nie nawrócony na lepszą drogę, z demoniczną butą wykonał ostatni, zgubny krok.
Jako były urzędnik państwowy, udał się do pobliskiego kurortu i publicznie usiadł przy stole do ruletki. Jego nieprawdopodobna passa przyciągnęła uwagę wszystkich obecnych – wygrywał olbrzymie sumy, a banknoty i monety dosłownie spływały na jego stół. Wydawało się, że los daje mu szansę naprawienia błędów i zapewnienia rodzinie lepszej przyszłości.
Jednak było to tylko ostatnie złudzenie, pułapka zastawiona przez Szatana, by jeszcze bardziej pogłębić jego desperację i gniew.
W swej arogancji lub obojętności, której niektórzy mogli się jedynie domyślać, postawił całość swojego majątku, a następnie podwoił stawkę. Nie minęło wiele czasu, gdy przegrał wszystko.
Dramatyczny koniec
W tym momencie nie pozostała mu już żadna droga ratunku. W tej samej charakterystycznej odzieży, którą nosił jako urzędnik, opuścił kasyno i udał się pieszo nad pobliską rzekę, świadomy, że jego własne życie i życie jego rodziny zostało całkowicie zniszczone.
Tam, w obliczu nieodwracalnego upadku, zdecydował się na ostateczny krok – rzucił się w nurt rzeki, oddając się nie ziemskiej, lecz wiecznej sprawiedliwości.
Mówiono, że widziano go po raz ostatni następnego dnia o świcie – stał na korytarzu, ubrany jak zwykle, patrząc na dziedziniec, gdzie czekały konie. Wyglądał tak, jakby chciał wskoczyć na siodło i uciec przed burzą, która miała go pochłonąć…
źródło: Ueber das Damonifehe bei Glückfpielem nebsti zwei warnendeii Beispielen von G; MAGIKON Stuttgart 1841.